Reklama

"Nie promuję kawałka plastiku"

25-letni John Mayer wypłynął na szersze wody show-biznesu dzięki wydanej w 2001 roku płycie "Room For Squares". Amerykański wokalista na sukces pracował jednak ciężko, objeżdżając Stany Zjednoczone z setkami koncertów. Pomogła mu również przychylność tamtejszych stacji radiowych i telewizyjnych, które często nadawały jego piosenki. W efekcie album zyskał w USA status potrójnej Platyny, a John dostał nagrodę Grammy za utwór "Your Body Is A Wonderland". Jesienią 2003 roku do sklepów trafiła płyta "Heavier Things", która zadebiutowała na pierwszym miejscu listy przebojów "Billboardu". Mayer opowiada o tym, jak zmienił się jako artysta i człowiek w ciągu ostatnich trzech lat, i po co umieścił we wkładce do albumu tak dużo danych i wykresów. Wyznaje też, że nie boi się, iż pewnego dnia opuści go natchnienie.

Na czym polega największa różnica między twoją nową płytą, "Heavier Things", a poprzednim albumem, "Room for Squares"?

"Room For Squares" był płytą nagraną przez marzyciela-idealistę, który tak naprawdę nie mógł pochwalić się żadnymi doświadczeniami życiowymi. "Heavier Things"moja artystyczna odpowiedź na wszystkie doświadczenia, jakie zdobyłem przez ostatnie lata.

Opowiedz o warunkach, w jakich powstawała ta płyta. Przygotowywana była przecież głównie podczas tras koncertowych, w których nieustannie jesteś.

Reklama

Po pierwsze, mam zasadę nigdy nie narzekać na pracę, jaką wykonuję. Jest taka nowa moda, charakterystyczna dla osób, które od miesiąca są dopiero popularne, że od wszystkich oczekują współczucia, jakie to one są zapracowane. Z drugiej strony obiecałem sobie, że nie będę nagrywał kolejnej płyty o trudach życia w trasie, o problemach ze sprzętem oświetleniowym czy dywanach poplamionych piwem. Dlatego może to dziwne, ale nagrałem album bardzo domowy. Bardziej niż na przeżyciach z autobusu, którym podróżowaliśmy, starałem się skoncentrować na tym, czego mi brakuje - na przebywaniu w domu rodzinnym. Każda piosenka na płycie ma swoje miejsce w przestrzeni. "Heavier Things" to w ogóle bardzo rodzinna, osobista płyta. Materiał na nią pisałem głównie w pokojach hotelowych, część powstała zaraz po tym jak kupiłem sobie samochód i jeździłem do rodziców w każdą niedzielę. Na płycie jest nawet utwór "Home Life", który równie dobrze pasowałby na tytuł całej płyty.

No właśnie, co dokładnie oznacza tytuł płyty "Heavier Things"?

Czasami tytuły-ksywki na różne rzeczy, pojawiają się znikąd i zostają na zawsze. Nieraz jakiś pomysł ma już swój tytuł, zanim jeszcze zabierzesz się do próby jego opisania. Kiedy usłyszałem skończony materiał na nową płytę, pomyślałem od razu: "Cięższe rzeczy". Uzasadnienie pojawia się samo, wystarczy tylko uważniej posłuchać tych kawałków. Ciągle mam wrażenie, że jestem dopiero w początkowej fazie swojego życia. Kiedy wsłuchuję się w to, co nagrałem, jest w tym jakaś artykulacja, której nie udało mi się osiągnąć nigdy wcześniej, bo teraz jestem cokolwiek starszy i mądrzejszy.

"Room For Squares", moja poprzednia płyta, była trochę huraoptymistyczna, ale taki album musiałem chyba nagrać w tamtym okresie. Zachwycałem się, ileż to różnych rzeczy mogę wyczarować na swojej pierwszej płycie! "Heavier Things" to już mniej zabawy z samplerem, a bardziej wczucie się w temat. Mniej cudowania, więcej przeżytych doświadczeń.

Jak wyglądało samo rejestrowanie nowych utworów?

Patrząc teraz z perspektywy czasu cieszę się, że nie miałem czasu wszystkiego dokładnie jeszcze raz od początku przemyśleć, bo dzięki temu płyta nie jest przekombinowana - wszystkie kawałki rejestrowałem prawie za pierwszym podejściem. Pragnąłem nagrać materiał w taki sposób, że biorę gitarę, gram, śpiewam, koniec. Dla tych piosenek nigdy nie było alternatywy, żadnego planu B. Wszystkie wokale, które słyszycie, nagrałem prawie za pierwszym razem. Kiedy tylko próbowałem śpiewać je drugi raz, zaraz sam sobie przerywałem, mówiąc: nie, nic z tego nie będzie! Zresztą i tak większość składników na płycie powstała od razu tam, gdzie ją wymyśliłem, czyli w moim mieszkaniu.

Jak bardzo różnisz się od Johna Mayera z poprzedniej płyty?

Od czasu nagrania singla "No Such Thing" wiele się zmieniło. Wszystko wygląda zupełnie odwrotnie niż kiedyś. Tak to już chyba jest - również ten nowy materiał za rok będzie dla mnie już czymś przedpotopowym. Ale na tym polega rozwój. To jest jak komputer z wgrywanym powoli dodatkowym oprogramowaniem. Grając dany utwór przez cały rok, powoli dodaje się do niego coraz to nowe elementy. Dzięki temu utwory oddychają, a ja chętnie gram je ludziom na każdym koncercie.

Opowiedz o tych przedziwnych wykresach i diagramach, które znalazły się w książeczce do płyty.

Kiedy powstawała poligrafia do album, wpadłem na pomysł, żeby znalazło się tam jak najwięcej danych statystycznych. Wzięło się to z tego, że przygotowując płytę, ciągle spisywałem sobie jego zawartość - jeżeli płyta miałaby ukazać się już jutro, to które kawałki by na nią trafiły? Przy poszczególnych utworach rysowałem sobie strzałki oznaczające ich tempo i wreszcie wymyśliłem, że na płycie można umieścić jak najwięcej takich charakterystyk - tempa, tonacji, tematów o jakich mówią, miejsc, gdzie powstały itd. Stąd te opisy - "buntownicza", "zagadkowa" czy "obiecująca". Żyjemy w końcu w Erze Informacji - chciałem żeby ludzie odnaleźli dowcip w takim segregowaniu danych.

Dlaczego tak zależało ci na zachowaniu prostoty w tym, co robisz?

Nieraz czujesz, jak wokół ciebie piętrzą się same trudności. Dla mnie inspirujące jest radzenie sobie z nimi i zmniejszanie ich do minimum. Płyta to dla mnie nagranie czegoś na taśmę, która to wędruje do wytwórni, a wytwórnia ją potem sprzedaje - ot, co. Wiadomo, że często nie jest to aż tak proste, ale najważniejsza jest idea, jaka przyświeca ci w pracy nad tym wszystkim. W końcu śpiewanie to też nie jest najbardziej skomplikowany proces - ktoś stawia przed tobą mikrofon, a ty po prostu robisz swoje. Nie zastanawiasz się nad każdą nutą, śpiewa się automatycznie. Taka jest prawda.

A nagrywając płytę nie zastanawiałeś się, jak odebrana zostanie ona przez twoich dotychczasowych fanów?

Często jestem pytany, czy nagrywanie tej płyty było dla mnie stresujące. Wiesz, największy stres dla mnie to napisanie jak największej ilości fajnych piosenek w jak najkrótszym czasie. Pierwsza płyta była dokładnie o tym, co czułem w czasie jej nagrywania. Kiedy się ukazała, ludzie zaczęli łączyć ją ze swoimi własnymi przeżyciami - i jest to proces nieunikniony, nad którym nie ma się już kontroli. Dlatego za drugim razem też postanowiłem nie zastanawiać się nad niczym, tylko nagrywać taką płytę, jaką sobie wymyśliłem. W ten sposób zawsze będę nagrywał swoje płyty. Kiedy piszę piosenkę o córkach, to robię to z własnej, nieprzymuszonej woli, a nie dlatego, że poprosiła mnie o to jakaś matka. Na tym polega cała zabawa z nagrywaniem płyt. Pytanie brzmi - czy to, co lubię, lubią także inni? Na razie odpowiedź ciągle brzmi: tak.

Na czym, według ciebie, polega bycie artystą?

Najważniejsze to bycie szczerym ze sobą samym i nagrywanie tego, co sam chciałbym usłyszeć, a nie tego, co będzie podobało się innym. Moim zadaniem jest wyłączenie w sobie świata zewnętrznego i tworzenie na podstawie tego, kim jestem, co płynie w moich żyłach. Nigdy nie powinno się starać komukolwiek zaimponować sztuką. Za każdym razem, kiedy zrywałem się z krzesła i łapałem za głowę sfrustrowany, że nie mogę napisać nic dobrego, okazywało się, że miałem wtedy złe podejście od pracy. Siadałem wtedy i mówiąc: "Boże, chcę napisać piosenkę", myślałem: "Boże, chcę na nią podrywać dziewczyny"!

To w takim razie, po co to wszystko robisz?

Kiedy wychodzę na scenę, czuję, że naprawdę mam coś do powiedzenia. Nie dlatego, że promuję kawałek plastiku, który właśnie pojawił się w sklepach, tylko dlatego, że muszę coś z siebie wyrzucić. A nie znam lepszego sposobu, niż wyśpiewanie tego na scenie.

Nie boisz się, że kiedyś opuści cię natchnienie?

Pisanie nowego materiału nie jest w moim przypadku wyciskaniem z siebie na siłę jakichś myśli. Przychodzi całkiem naturalnie i jakoś nie obawiam się, że przestanie. Dopóki mam zaufanie do siebie samego, dopóki nie zwariuję i nie zatracę swojej tożsamości, zawsze będę miał coś nowego do powiedzenia.

Dziękuję za rozmowę.

(Na podstawie materiałów promocyjnych Sony Music).

Fot. Rudy Arias

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: john
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy