Reklama

"Nie bierzemy jeńców"

Trójmiejski Hell-Born wreszcie zaspokoił cierpliwość swoich fanów, którzy czekali na to, co nastąpi po wydanym w 2001 roku albumie "Hellblast". Od kilku miesięcy na rynku jest już nowa płyta zespołu - "The Call Of Megiddo". Płyta została nagrana w białostockim studiu Hertz, a produkowali ją Sławek i Wojtek Wiesławscy. Osiem kompozycji, które na nią trafiły to solidny death metal z tekstami, które z pewnością nie są hołdem dla Jasnej Strony Mocy. To również pierwsza płyta nagrana przez Hell-Born w składzie czteroosobowym. Baal Ravenlock, basista i wokalista zespołu, stoczył słowną bitwę z Lesławem Dutkowskim. Obie strony wyszły ze starcia bez szwanku, a pytającemu udało się uzyskać odpowiedzi na pytania o nową płytę, zmiany w składzie Hell-Born, o zespół Damnation, a także o tak poważną kwestie, jak np. akces naszego kraju do Unii Europejskiej.

Parę miesięcy już minęło od wydania "The Call Of Megiddo". Czy ty lubisz patrzyć wstecz i myśleć, że coś tam można było zrobić lepiej, czy jest ci to obojętne? Było tak, jak było i teraz myślisz już o przyszłości?

Nigdy nie jest mi to obojętne. Zawsze do tego podchodzę bardzo poważnie. Nie wiem, czy mam rozumieć, że w twoim pytaniu kryje się jakaś sugestia?

Nie, nic się nie kryje.

Czy w "The Call Of Megiddo" należałoby ewentualnie coś zmienić? Nie, ja nigdy do tego tak nie podchodzę. Jest po prostu tak, że wchodzimy do studia i mamy taki generalny obraz, wizję tego, jak to, co nagramy ma brzmieć i staramy się zrobić to tak, żeby osiągnąć to, co sobie postanowiliśmy. Nigdy nie mam czegoś takiego, że słucham nagranej płyty i mówię: To trzeba było zrobić inaczej. Tak nie robię.

Reklama

"The Call Of Megiddo" to taka płyta w stylu "krótko i na temat". Trwa coś około 35 minut. Mam wrażenie, że u was powstaje to wszystko spontanicznie, że nie jest to taki długotrwały proces kombinowania i grzebania we wszystkim. Czy mam rację?

Tak jest. Tu masz rację w stu procentach. Hell-Born od samego początku, czyli od 1996 roku kiedy z Lesem go założyliśmy i nagraliśmy nasz pierwszy materiał, taki był. Podjęliśmy decyzję o założeniu takiego zespołu, bo Les zaanonsował się z jakimiś utworami, które miał zrobione i nie pasowały mu one do tego, co robił w Damnation. Do Behemoth tym bardziej nie pasowały, bo w Behemoth muzyką się raczej Nergal zajmował, a ja z kolei też zacząłem kręcić nosem na to, co robiliśmy i chciałem pograć coś innego. Trzy miesiące prób, weszliśmy do studia natychmiast, spędziliśmy tam parę dni i mieliśmy gotowy materiał. "Hellblast" także powstał bardzo szybko. Jak Jeff do nas doszedł, to w mniej niż cztery miesiące mieliśmy gotowe pięć utworów.

Z "The Call Of Megiddo" też było naprawdę bardzo szybko. Liczby mówią same za siebie. W studiu spędziliśmy coś około 180 godzin na nagranie. Dla porównania Behemoth nagrał "Zos Kia Cultus" w 700 godzin. Różnica jest bardzo duża. A powiem szczerze, że - a to nie jest wyłącznie moja opinia - sporo ludzi mówiło, iż jeśli się porówna brzmieniowo te produkcje, to Hell-Born się nie ma czego wstydzić, bo produkcja jest dobra. Przy następnej płycie będzie oczywiście jeszcze lepsza. Taki mamy przynajmniej zamiar. Panów z Hertz Studio pomolestujemy jeszcze bardziej.

Tak, jak powiedziałeś, pracujemy bardzo szybko, bezkompromisowo i po prostu wchodzimy, nagrywamy i do widzenia.

Czyli na koncertach pewnie jest podobnie, czyli wchodzicie, miażdżycie wszystkich i schodzicie ze sceny?

Tak jest. Nie bierzemy jeńców i wszystko zrównujemy z ziemią. (śmiech)

Wspomniałeś o studiu Hertz w kontekście przyszłości. Rozumiem, że tam powrócicie?

Już niebawem.

To teraz będę cię musiał ciągnąć za język.

Wchodzimy na przełomie czerwca i lipca.

Już z materiałem na następcę "The Call Of Megiddo"?

Tak, z materiałem na następną płytę.

No to ciągnę dalej. Ile tego materiału napisaliście? Na "The Call Of Megiddo" jest osiem kawałków.

Na następnej płycie będzie 10. Ja odpowiadając na różne wywiady bardzo często mam do czynienia z pytaniami różnych malkontentów, którzy strasznie narzekają, że płyta była krótka. Mówię tak trochę na okrągło, że to był zabieg celowy, aby pozostawić trochę niedosytu. Inna sprawa jest taka, że gdyby płyta "The Call Of Megiddo" była dłuższa, to mogłaby się stać mniej przystępna. Nie da się ukryć, że jest to płyta bardzo intensywna. Wbrew pozorom to nie jest strasznie szybka płyta. Muszę zaznaczyć, że ideą Hell-Born nie jest ściganie się z kimkolwiek. Dla mnie takie zawody to już nie jest muzyka. Gramy metal i tyle. Płyta jest naprawdę bardzo intensywna i wydaje mi się, że trwa tyle, ile trzeba.

Natomiast na następnej płycie będzie 10 utworów, tak więc ci, dla których "The Call Of Megiddo" była za krótka, powinni być zadowoleni. Praktycznie rzecz biorąc mamy już przygotowane ponad 80 procent materiału.

Stylistycznie jak sądzę nie pójdziecie o 180 stopni od "The Call Of Megiddo"?

Nie. To jest niemożliwe. Płyta będzie również intensywna, również brutalna, ale będzie bardziej zróżnicowana. Jak zwykle w przypadku Hell-Born będą chwytliwe, wpadające w ucho utwory, stadionowe refreny i tego typu rzeczy. (śmiech) Myślę, że będzie fajnie.

Czy wy macie w zwyczaju dodawać coś jeszcze w studiu, kiedy już wejdziecie do niego z zamiarem nagrania materiału?

Wygląda to w ten sposób, że jeżeli chodzi o samą muzykę, to na dobrą sprawę w studiu jest miejsce na odrobinę improwizacji, ale to pojawia się wtedy, jak nagrywasz. Wiesz, wpadasz w taki nastrój. Perkusista zagra coś inaczej, doda jakiś smaczek. To są takie rzeczy. Natomiast przearanżowywanie struktury utworów, czy coś podobnego, w ogóle nie wchodzi w grę. Owszem, są rzeczy, które robimy już tylko w studiu, na które niejednokrotnie nie ma pomysłu przed wejściem do studia. Na przykład różne efekty specjalne, które są na "The Call Of Megiddo". To wszystko było robione w studiu. Na nowej płycie te rzeczy też będą, żeby pomóc zbudować odpowiednią atmosferę.

Takie rzeczy robimy już na miejscu w studiu. Siedzisz tam, słuchasz tej muzyki cały czas, to cię bombarduje i po prostu czasami wpada do głowy jakiś fajny pomysł na zrobienie czegoś.

Jeszcze chwilkę chciałem cię pomęczyć o studio Hertz. Czy wy staracie się uczyć od Sławka i Wojtka produkcji materiału? Myślicie może o tym, aby samemu kiedyś tymi heblami pomieszać przy nagrywaniu kolejnych płyt? Czy wolicie dać fachowcom to, co przygotujecie?

Powiem ci tak, że ja na przykład przy "The Call Of Megiddo" siedziałem bardzo dużo z Wojtkiem i ze Sławkiem przy konsoli. Lubię uczestniczyć w tym całym procesie. Uważam, że jest dobrze, jeżeli muzycy czynnie w tym uczestniczą. Dzięki temu powstają różne sugestie, które są dla realizatorów bardzo przydatne. Czy ja wiem, czy ja się kiedyś zastanawiałem, żeby samemu zająć się produkcją muzyczną...

Ale są tacy ludzie, jak choćby wspomniany przez ciebie Nergal, którzy od początku do końca muszą siedzieć w studiu i cyzelować wszystko, aby brzmiało to tak, jak oni chcą. Inni z kolei nagrywają materiał i dają to renomowanemu producentowi.

U nas też to tak nie wygląda. Ja po prostu jestem w studiu od A do Z, ale są rzeczy, w które jak po prostu nie ingeruję. Nie mówię na przykład Lesowi, że gitara ma być tak, czy tak. W pewne rzeczy się nie wcinam, bo to nie jest moja działka. Z drugiej strony, mnie nikt się nie wcina w wokale i inne rzeczy. Ja to po prostu robię po swojemu, bo ja wiem, jak to ma zabrzmieć. Jako eksperkusista mam trochę hopla na tym punkcie i w bębny się więcej wcinam i nawet na "The Call Of Megiddo", jak już po nagraniu bębnów robiliśmy przy miksach parę obróbek, to też sporo uwag od siebie dodałem.

Powiem ci szczerze, że mnie zawsze przerażała ta mnogość kabelków, pokręteł. To jest przerażające. Jednak parę strun pod ręką czy pałeczki to jakoś tak bardziej mi leży. Chociaż kto wie? Może w przyszłości?

Padło w twojej odpowiedzi słowo perkusista. Macie teraz w składzie Małego. Jak wypadł jego chrzest koncertowy, bo wiem, że graliście koncerty? I czy w przypadku powstawania nowego materiału jego wkład jest widoczny?

Przede wszystkim muszę powiedzieć, że Mały godnie zastępuje Bastka jeżeli chodzi o grę. Jeżeli chodzi o jego dyspozycyjność i korzyści jakie z tego tytułu zespół czerpie, to jest to w ogóle nie do porównania. Z Bastkiem mogliśmy grać dojazdowo i z bardzo małą częstotliwością, a teraz mamy komfort dwóch prób w tygodniu, co jest po prostu dla nas nieznanym do tej pory doświadczeniem. Pracuje się z tego powodu bardzo fajnie, bardzo szybko i bardzo sprawnie.

Mały wniósł sporo ciekawych rozwiązań. Jakoś tak się szczęśliwie złożyło, że ma podobne wizje jeśli chodzi o ten instrument, jak ja - brzmienie i takie różne rzeczy. Myślę, że zespół na tym skorzysta i na płycie będzie słychać, że to był dobry wybór.

A co do koncertów, to generalnie rzecz biorąc opinie były bardzo przychylne. Ludzie mówili, że Mały się fajnie wkomponował do zespołu, fajnie gra do naszego stylu. Mnie, - i myślę, że pozostałej części zespołu też - dobrze z nim gra. Gra równo, sprawnie tak, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Jak już o koncertach rozmawiamy, to Hell-Born jest takim zespołem, który chyba więcej koncertuje za granicą niż w Polsce. Jak tam jest odbierana wasza muzyka? Na pewno nie jesteście postrzegani jako ciekawostka etnograficzna, bo mamy kilka deathmetalowych zespołów ze światowej czołówki.

Nie mogę ci powiedzieć, jak to wygląda, jeśli chodzi o utwory z "The Call Of Megiddo", bo z tej płyty graliśmy niewiele. Na dobrą sprawę prezentowaliśmy utwór z tej płyty na trasie w Stanach, na której byliśmy w ubiegłym roku. Ciężko mi więc mówić o tym materiale. Ale tak się akurat złożyło, że z nowym materiałem graliśmy w Polsce. Spoko, przyjęcie jest bardzo fajne.

Natomiast za granicą bywa różnie. Wśród muzyków panują różne opinie i dzieli się Europę na kraje, w których się słucha więcej takiej muzyki, więcej siakiej. Ja się jakoś specjalnie do tego nie przychylam. Wiem, że zawsze się zdarza tak, że przyjdą jacyś pseudometalowcy, fani jakiegoś gówna pokroju Limp Bizkit czy czegoś takiego, a z drugiej strony zdarzają się fajni, konkretni ludzie, do których po prostu nasza muzyka trafia. Powiem ci, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony reakcją publiki w Stanach. Tam się w ogóle nie spodziewałem takiego przyjęcia, a było bardzo dobre.

Ja raczej bym zakładał na dzień dobry, że tam będziecie przyjęci najlepiej, bo tam nasz death metal jest doceniany dzięki Vader, Decapitated czy Behemoth.

Ja swój sceptycyzm opierałem na relacjach Lesa, który był w Stanach za chlebem jakiś czas temu i odwiedził koncert Morbid Angel. Grali w zestawie z zespołami pokroju Godsmack czy coś takiego i grali dla 15 osób, z czego pięć to była obsługa klubu. Tak, że była tragedia. Grali o godzinie 17, tak więc pies z kulawą nogą tam nie przyszedł.

Jest różnie i nie spodziewałem się żadnych tam rewelacji, a widzę, że jest tam sporo ludzi konkretnych. W ogóle odniosłem wrażenie, że jest straszny boom, taka ciągotka w stronę black metalu. Oni są zafascynowani black metalem, kapelami typu Marduk, Darkthrone i tak dalej. Uwielbiają takie rzeczy. Dla nich jest to właśnie bardzo egzotyczne. Na dobrą sprawę death metal nie jest dla nich egzotyczny. Przecież stamtąd się wywodzi.

Teraz trochę inne pytanie ci zadam. Rozmawialiśmy trochę o perkusiście, to teraz powiedz mi, jaka jest twoja ulubiona metalowa sekcja rytmiczna albo perkusista wszech czasów? Masz taką?

To jest bardzo trudne pytanie. Z jednej strony ja lubię takie granie techniczne, sprawne, szybkie. Lubię takich bębniarzy. Mogę ci wymienić paru gości - Pete Sandoval, zawsze jego gra robiła na mnie wielkie wrażenie.

Oczywiście w połączeniu z Davidem Vincentem na basie?

Oczywiście. To już jest inna sprawa. Dave Lombardo oczywiście, jego następca Paul Bostaph również, też jest to dobry bębniarz; kto jeszcze... Jest tego kurczę sporo.

Na przykład na mnie też robi wrażenie gra perkusistów, którzy mają taki charakterystyczny styl. Nie wiem, czy znasz taki zespół Molested. Niestety się rozeszli, ale nagrali dwa świetne materiały, mini "Stormwolt" i długograja "Blood Draum". Tam grał bębniarz, który był po prostu świetny. Miał bardzo charakterystyczny sposób gry. Trudno by go było nazwać jakimś supertechnikiem, ale tam ta jego gra była taka żywa. To było po prostu coś fajnego.

Max z Krisiun jest na pewno bardzo dobrym perkusistą. Naprawdę ciężko jest wybrać. Z naszych Inferna trzeba wymienić koniecznie, Docenta. Bębniarzy jest kupa.

Powiem ci jedno, dla mnie ponad wszystko są dwie postacie, których styl gry uwielbiam i jest on dla mnie kwintesencją metalu - to jest Abaddon z Venom i Scott Columbus z Manowar.

Czekałem aż wymienisz kogoś z tych starszych metalowców, bo osobiście słuchając "The Call Of Megiddo" słyszę elementy tego starego metalu, które przemycacie.

To już jest moja zasługa. (śmiech) Ja takie rzeczy bardzo lubię i zawsze się skupiam na tym, żeby tych się ich pojawiło trochę, bo to jednak ducha tej muzyce przydaje.

Jeszcze jedno z pytań nietypowych. Ty zjeździłeś z zespołem kawałek Europy. Jesteś zwolennikiem tego, żeby Polska była w Unii Europejskiej, czy nie?

Powiem ci moje osobiste zdanie, zupełnie niczym nie zindoktrynowane. Myślę, że to jest dobra rzecz. Patrzę na to ze względów czysto praktycznych. My jako zespół nie będziemy mieć już na przykład żadnych problemów, że ktoś nas gdzieś będzie przeszukiwał, że ktoś się przyczepi do pasów z nabojami, gwoździ, które gdzieś wywozimy za granicę. Nie dojdzie już nigdy do takie sytuacji, że jak jechaliśmy do Anglii z powodu źle sformułowanych zaproszeń zostaliśmy cofnięci i spędziliśmy w bazie promowej w Calais dwie doby śpiąc na posadzce. Jak będziemy w Unii to takie sytuacje już mnie nigdy nie spotkają. Bardzo chciałbym ich uniknąć, bo w takich momentach źle się czuję i jest niefajnie.

Generalnie powiem, że jestem za. Natomiast zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo wiele osób krytykuje Unię Europejską, jako strukturę już przestarzałą, skorumpowaną. Myślę, że z dwojga złego, jeśli mielibyśmy zostać tutaj bastionem ciemnogrodu i przyczółkiem Wschodu na granicy z Unią, to już lepiej do tej Unii wejść. Może coś się zmieni. Liczę też na to, że po wejściu do Unii zmieni się, czyli zredukuje, wpływ kleru na nasze życie.

Właśnie. W waszych tekstach ewidentnie widać wyróżnionego jednego przeciwnika. Czy ty jesteś za taki rozdziałem Kościoła od państwa, jak jest na przykład w Szwecji czy we Francji?

Tak. To byłaby dla mnie opcja prawie, że doskonała. Oczywiście ja uważam, że to się powinno w ogóle wszystko wytępić. Jak napisał Nietzsche w "Antychrześcijaninie": "Religia chrześcijańska jest sprzeczna z naturą. Jest przestępstwem. Najgorszym rodzajem przestępcy jest kapłan, bowiem on naucza sprzeczności z naturą". Kapłaństwo powinno się wytępić. Ale trudno. Ludzie są, jacy są, żyjemy w kraju wolnym, każdy ma prawo do swojego wyznania.

Ja się nikomu z butami w jego wyznania czy w jego życie nie będę pakował i tego samego oczekuję od innych. Jeżeli ktoś tak wybiera, to jest to jego wybór, jego sprawa. Tylko niech będzie sobie z tym wszystkim gdzieś poza i nie ingeruje w sprawy, które bezpośrednio religii nie dotyczą, bo moim zdaniem religia i polityka to są dwie różne rzeczy, które zupełnie do siebie nic nie mają. Wszystkie koneksje tych dwóch rzeczy wynikają po prostu z historii Kościoła. To jest oczywista sprawa.

Jak rozmawiałem kiedyś z Nergalem to on mi powiedział odnośnie swoich planów, że dla niego Behemoth to jest praca 24 godziny na dobę i on na przykład w ogóle nie zauważa takie upływu czasu, jak pół roku. Czy wy też dążycie do tego, aby Hell-Born był waszą pracą i waszym życiem jednocześnie?

Oczywiście, że byłoby super żyć z grania. Byłoby to bardzo fajne. Tylko, że moim zdaniem my jesteśmy zespołem za bardzo pozamainstreamowym, żeby sobie na to pozwolić. Ja się obawiam, że żeby tak naprawdę żyć z grania - czyli, że jak dzieci wołają jeść, czy trzeba popłacić rachunki, czy gdzieś wyjechać na urlop z rodziną, to nie ma problemu, bo na to są pieniążki - to obawiam się, że w takiej sytuacji nam by groziła jakaś forma muzycznej prostytucji. Ja bym się tego bardzo obawiał. Powiem ci szczerze, że jestem szczęśliwy z takiego układu jaki jest, czyli, że każdy ma jakąś swoją pracę, która mu zapewnia byt, a przy okazji możemy również funkcjonować jako zespół.

Zarówno okładka jak i zawartość muzyczna "The Call Of Megiddo" ma związek z bitwami.

No Armageddon panie. Armageddon po prostu. Nic więcej.

To pan jesteś taki wielki batalista w zespole?

Nie. Jestem za to wielkim miłośnikiem literatury fantasy. Ja nie kryję się ze swoim światopoglądem, ale doszedłem do wniosku, że nie będę pisał jakichś banalnych tekstów w stylu Zabij księdza. Przecież to by była czysta głupota. Uważam, że pewne sprawy można podać w jakiś taki barwny sposób. Tworzę pewną fikcję, czasem sięgam do jakichś różnych mitów, podań, przekazów i właśnie w takiej estetyce fantasy próbuję pisać.

A jak rzucę nazwę Damnation, to coś mi powiesz, czy raczej nie?

Teoretycznie rzecz biorąc, to sytuacja wygląda tak, że z Lesem zostaliśmy w fortecy o nazwie Damnation. Mamy ambitny plan, żeby zrobić płytę. Nie wiem, czy to będzie pożegnalna płyta, czy nie. Chcemy zrobić po prostu płytę, bo był taki niesmak po płycie "Resist", która nawiasem mówiąc nie była taka zła, tylko niestety produkcyjnie nie wyszła i to ją trochę położyło.

W ogóle powiem ci szczerze ten zespół miał cholernego pecha. Naprawdę. To jeden z zespołów, co do których rozwoju i kariery odczuwa się wielki żal, jak się na to spojrzy, bo potencjał był ogromny. Przecież tak, jak ten zespół grał na płycie "Reborn" mało kto wtedy grał. Szkoda, żeby to tak jakoś kompletnie bez echa przepadło. Warto by było nagrać chociaż jedną taką płytę, która pokaże klasę Damnation.

Ale jak np. płyta zwali wszystkich z nóg, to trzeba będzie coś z tym dalej robić?

Zobaczymy. Na razie zarówno dla mnie, jak i dla Lesa Hell-Born jest całkowicie numerem jeden i na tym jesteśmy skupieni.

To jak wyglądają plany numeru jeden na najbliższe kilka miesięcy?

Pierwsza podstawowa sprawa to studio. Chcemy też trochę pokoncertować i ramach tych naszych chęci zaplanowana jest trasa koncertowa na początku czerwca.

Po Polsce?

Nie. (śmiech) Zagramy w Polsce jeden koncert w Szczecinie. Zagramy też w Nieczech, zagramy w Belgii i zagramy w Anglii. Natomiast w wakacje nie wiem, co będziemy robić. Byłoby super, gdyby udało nam się wkręcić na któryś z tych letnich festiwali. Zobaczymy, będziemy walczyć i może coś się nam uda.

A co do Polski? Bardzo, bardzo byśmy chcieli coś zrobić na jesieni, już z nową płytą. Jakąś fajną trasę albo jakieś weekendówki po fajnych klubach. Chcemy się pokazać. Mówiłeś o tym, że zespół koncertuje więcej na Zachodzie. My tak wcale dużo nie gramy na Zachodzie. W ogóle koncertujemy mało, a jeżeli już koncertujemy, to więcej na Zachodzie. Tak bym nas scharakteryzował. Polski absolutnie nie mamy zamiaru zaniedbywać. To, że nie graliśmy wiele nie wynika z naszego braku chęci, woli, tylko z bardziej obiektywnych przyczyn. Będziemy to nadrabiać.

Z tego, co powiedziałeś wynika, że nowa płyta powinna się pojawić się pod koniec lata albo na początku jesieni.

Na początku jesieni już powinna być. Tak planuję. Jak ludzie wrócą z wakacji i już sobie troszeczkę budżet odbudują, będą mogli się w nią zaopatrzyć. Mam nadzieję, że nie będzie uprawiany haniebny proceder przepalania płyt, jak ja to mówię, i będzie ona kupowana normalnie w sklepach.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Born | Hell | bran | nowa płyta | muzyka | studia | studio | śmiech | metal | Behemoth
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy