Reklama

"Nasza muzyka jest jak narkotyk"

Polska death metalem stoi. Wie o tym każdy fan tej muzyki, jak świat długi i szeroki. W ślad za największymi, międzynarodowymi gwiazdami z naszego kraju, wciąż podążają nowe zespoły, młode wilki ekstremalnych dźwięków, kolejne pokolenie muzyków, z których możemy być dumni. Jedną z takich grupy jest pochodzący z Wejherowa Tehace. Okazją dla Bartosza Donarskiego do porozmawiania z wokalistą i gitarzystą Krzysztofem Gordziejem, stała się premiera ich debiutanckiej płyty "Zipped Noise From Hell", która ujrzała światło dzienne w czerwcu 2006 roku. Niezwykle techniczny, zawodowy death metal, jaki znalazł swe miejsce na pierwszym, dużym materiale młodego kwartetu, uzależnia niczym substancja psychoaktywna zawarta w konopiach indyjskich, z którą nazwa "Tehace" (THC, tetrahydrocannabinol) ma zresztą wiele wspólnego.

Jak to jest być nowym objawieniem ma polskiej scenie metalowej? Już dawno debiutancki album młodej grupy nie wywarł na mnie aż tak pozytywnego wrażenia.

Miło mi to słyszeć, że tak myślisz. Co do tego objawienia to zobaczymy. Na razie nie czujemy na sobie niczego szczególnego, poza radością, że nasz wysiłek zaczyna przynosić pierwsze efekty.

Choć w 2002 roku wasz materiał promocyjny ujrzał światło dzienne dzięki Apocalypse Productions, to chyba przyznasz, że dopiero teraz zaczyna się robić o was głośniej. Jakie są wasze oczekiwania związane z "Zipped Noise From Hell"?

Reklama

Owszem, teraz jest większe zainteresowanie. Nasze oczekiwania dotyczą możliwości zagrania jak największej ilości koncertów. Być może płyta zwiększy naszą siłę rażenia. W dalszej kolejności to szansa na ciąg dalszy, czyli następny odcinek kreacji i utrwalania naszej muzyki. Ostatni rok to dla nas okres ciężkiej pracy w studio oraz walki o wydawcę - czas najwyższy na żniwa, to jest koncerty.

Przyznam, że wcześniej jakoś nie miałem okazji zapoznać się z waszą muzyką. Zatem, czy na przestrzeni tych 7 lat istnienia Tehace wasz styl ulegał ewolucji?

To co robimy, jak w przypadku wielu zespołów, było na początku wynikiem fascynacji innymi artystami i ekspresją naszych emocji na ten temat. Nie da się ukryć, że fascynował nas głównie thrash oraz death metal.

Każdy z nas ma jednak zdecydowanie różne gusta muzyczne. Na spotkaniu pewnych indywidualnych potrzeb zaczął się krystalizować pewien wspólny byt. Ku naszej radości, to co robimy jest, zdaniem wielu osób, coraz bardziej nasze.

"Zipped Noise From Hell" to kawał naprawdę profesjonalnego death metalu. Skąd zainteresowanie waśnie tym rodzajem metalowego grania? Polska tradycja?

Jak już wspomniałem, ten gatunek był dla nas na początku wspólnym mianownikiem, w którym spotykają się nasze gusta, gusta ludzi tworzących Tehace. Myślę, że w miarę czasu określenie tego, co gramy death metalem, nie będzie takie oczywiste. Co do tradycji, być może. Ale są tacy, co twierdzą, że to taka dziewczynka... Tradycja.

Po przesłuchaniu waszej debiutanckiej płyty trudno byłoby mi uwierzyć, że tego wszystkiego nauczyliście się podpatrując wielkich zza Oceanu. Czy macie za sobą muzyczne wykształcenie? Poziom tego materiału skłania do takich przypuszczeń.

Muszę cię rozczarować. Jesteśmy samoukami. Chodzi tu bynajmniej o podpatrywanie, ale o odczuwanie podobnych do tamtych artystów emocji. Dla mnie muzyka to emocje i piękno. Może to dziwne, że tak o tym piszę, o ciężkiej i brutalnej muzyce w takich kategoriach.

Dla mnie jednak muzyka nie dzieli się na gatunki tylko na dobrą - pełną emocji i piękną, oraz złą, czyli kicha bez przekazu. W każdym bądź razie dla mnie.

Jacy są wasi deathmetalowi faworyci? Na "Zipped Noise From Hell" wyraźnie pobrzmiewają echa florydzkich gigantów, ale również Angelcorpse czy Nile.

Podejrzewam, że próbujesz mnie skusić, abym powiedział Morbid Angel. Muszę cię jednak rozczarować. Ten zespół jest bardzo ważny, ale dla mnie. Pozostali koledzy, mimo że lubią ich twórczość, to mają innych faworytów.

Dla mnie osobiście na dzień dzisiejszy numery jeden to Strapping Young Lad oraz Keep of Kalessin. Radek to 99 procent Cryptopsy, Sebastian 100 procent Cannibal Corpse, zaś Jacek preferuje wymiataczy w stylu pana Vai'a, a ostatnio zaraził się harmonią gitar Korn i death metalem w wykonaniu Nile.

Techniczny death metal, który znalazł się na tej płycie oczarowuje rozbudowaną formą, wirtuozerską ekwilibrystyką, bogactwem rasowych solówek. Podejrzewam, że prace nad tak zaawansowaną muzyka nie były łatwe. Jak długo zajmowaliście się pisaniem muzyki? Czy są to wyłącznie premierowe kompozycje?

Dzięki za tak miłe słowa. Cały czas, który upłynął od wydania "Zymatic Disease Of Human Believes" do rozpoczęcia nagrań "Zipped..." spędziliśmy na pisaniu materiału i graniu koncertów. Te 10 utworów skomponowanych zostało generalnie spontanicznie, czy inaczej pod wpływem chwili.

Praca nad doszlifowaniem materiału nie była łatwa, ale dała wiele satysfakcji. Kompozycje są premierowe, choć wykonywane już wielokrotnie na koncertach. Ta płyta to spis pięciu lat naszego życia i jeszcze dłuższego okresu wspomnień. Nasze promo 2001 było wykrzyczeniem młodzieńczych fascynacji, "Zipped.." jest naszą świadomą kreacją. Nie mylić z wyrachowaną.

Myślisz, że w tak wyeksploatowanym i krańcowo zdefiniowanym stylu, jakim jest death metal, wciąż można pokusić się o coś swojego?

Jest na to miejsce. Od kiedy tylko istnieje świat, zawsze zdarzały się opinie, że coś jest niemożliwe do zrobienia. Wówczas zawsze znajdował się ktoś, kto o tym nie wiedział... i to zrobił!

"Zipped Noise..." ma swoją zmienną dynamikę, nie jest przysłowiowym karabinem maszynowym, choć nie da się nie zauważyć, że szybkość ma dla was znaczenie priorytetowe. Zgodzisz się?

Myślę, że ogólnie masz rację, choć co do priorytetu to pozwolę sobie powtórzyć, że najważniejsze w muzyce są emocje i piękno. To piękno jest szybkie, to fakt.

Przedniej muzyce nie ustępuje również taka sama produkcja. Słychać, że przykładacie dużą wagę do dobrego brzmienia, co w technicznym death metalu jest chyba sprawą pierwszoplanową. Co wpłynęło na waszą decyzję o rejestracji tego albumu z Piotrem Łukaszewskim?

Z Piotrem chcieliśmy współpracować z dwóch powodów. Znaliśmy jego produkcje z albumów innych artystów metalowych, takich jak Vader, Yattering czy Mess Age oraz mieliśmy geograficznie blisko. Chcieliśmy mieć dobrego producenta, dobre studio i komfort pracy. Później okazało się, że jest więcej plusów, ale to już zupełnie inna historia.

Wyjaśnij, jak doszło do podpisania umowy z Mystic Production? To spore osiągnięcie, bo choć wytwórnia ta ma dominującą pozycję na naszym metalowym rynku, to przy wyborze polskich grup jest strasznie wybiórcza.

No właśnie, sam możesz sobie odpowiedzieć. Ciężko jest dostać się w dobre ręce. Poza Polską to już nie wspomnę, ale nawet w naszym kraju. Co robiliśmy? Wszystko, co się da. Staliśmy na głowie, na rękach, dawaliśmy łapówki (śmiech).

No i wysłaliśmy im promo, a poza tym byliśmy wyjątkowo upierdliwi. No i zgodzili się. Twierdzą, że się im podoba. Wierzę, ze nie kłamią. Bo po co by mieli?

Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego to właśnie w death metalu, my Polacy, jesteśmy najlepsi?

Nie tylko w death metalu. Spójrz na jazz lub muzykę poważną. No może jeśli zawężymy poszukiwania do muzyki metalowej - statystycznie to prawda. Dlaczego? Nie mam pojęcia.

Co właściwie znaczy słowo "tehace"?

Nazwa powstała jako opozycja do wszelkich oklepanych nazw deathmetalowych. Po drugie jest to, jak zapewne zauważyłeś, zmodyfikowana nazwa skrócona związku chemicznego odpowiedzialnego za odruch samozadowolenia po paleniu konopi indyjskich. Tu z kolei chodzi o pewną metaforę.

Nasza muzyka jest jak narkotyk, ale bezpieczny. Może i niektórych uzależnia, ale z drugiej strony nie umrzesz, jak ci jej zabraknie. Chociaż w sumie, to by był dopiero śmierć metal!

Co planujecie w ramach promocji nowej płyty?

Koncerty, koncerty i koncerty! Kilka w wakacje, reszta na jesieni. A później zobaczymy.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: światło dzienne | świat | światło | piękno | koncerty | metal | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy