Reklama

"Nadszedł nasz czas"

Może nie są tak popularni, jak In Flames, tak kultowi, jak Entombed, ani postępowi na miarę Therion czy Meshuggah. Nigdy nie odnieśli też spektakularnego sukcesu, który często stawał się udziałem innych, szwedzkich zespołów. Necrophobic ma jednak coś, czego nie można kupić, wypromować, zapożyczyć lub udawać. To autentyczna szczerość. Szczerość, której nie zabrakło na ich piątym, zabójczym albumie "Hrimthursum", którego premiera w barwach nowego wydawcy, rodzimej Regain Records odbyła się w pod koniec maja 2006 roku. Wydaje się jednak, że tytułowi, staroskandynawscy "mroźni olbrzymi" torują dziś muzykom Necrophobic drogę na upragniony szczyt deathmetalowej piramidy, czego potwierdzeniem jest znacznie większe niż dotychczas zainteresowanie grupą ze Sztokholmu. Podobnego zdania jest również perkusista Joakim Sterner, który znalazł kilka chwil na rozmowę z Bartoszem Donarskim.

Za sprawą "Hrimthursum" o Necrophobic wreszcie zaczyna być głośniej. Wygląda na to, że ten album będzie dla was przełomem. Odczuwacie zwiększone zainteresowanie?

Zaczynamy wierzyć, że ten album nie przejdzie bez echa. Oczywiście, za każdym razem, gdy ukazuje się nasza płyta, uważamy, że jest wspaniała. Jednak recenzje jakie obecnie dostajemy, wszystkie komentarze, jakie słyszymy ze strony przyjaciół i ludzi, wskazują na to, że może faktycznie tym razem coś się wydarzy. Myślę, że to już najwyższy czas (śmiech).

Każdy utwór na tej płycie ze spokojem mógłby być singlem. Może to wynik cięższej niż zwykle pracy nad materiałem?

Reklama

Nie wydaje mi się, abyśmy tym razem pracowali ciężej niż wcześniej. Nie ma idealnego przepisu na to, jak należy tworzyć muzykę. Możliwe, że na kształt tej płyty miał spory wpływ etap przedprodukcyjny, w czasie którego pomysły sypały nam się jak z rękawa. Mieliśmy odpowiednio dużo czasu, aby przetestować te pomysły w studiu.

Próbowaliśmy naprawdę wielu rzeczy, ale wybraliśmy tylko pewne ich części, których już później nie poprawialiśmy. To, że spędziliśmy dodatkowy czas na tych próbach, zaowocowało bardzo pozytywnie. Dzięki temu album jest znacznie bardziej różnorodny. Posiada też wiele elementów, które zostały umieszczone na nim w odpowiednich miejscach. Może właśnie dlatego ten album jest po prostu najlepszy?

"Hrimthursum" ma w sobie wiele z epickiej podniosłości. Jest bardziej złożony, rozbudowany. Taki był wasz plan?

Nie było żadnego planu, jak ma zabrzmieć ten album, jednak od samego początku wiedzieliśmy, jak go zatytułujemy. Nasze wizje tej płyty budowaliśmy w oparciu o ten właśnie tytuł.

Kiedy gotowy był pierwszy utwór, byliśmy pewni, w jakim kierunku podążymy. Album jest rzeczywiście bardziej rozbudowany, epicki, ale nie było to zaplanowane. Tak po prostu wyszło. Tak czy inaczej, bardzo się cieszymy, że również taki materiał możemy mieć we własnej dyskografii.

Ten album to również kilka nowych wyzwań.

Tak, nagrywaliśmy w studiu, w którym wcześniej żaden metalowy zespół nie produkował swoich płyt. Pracowaliśmy z człowiekiem, który nigdy w życiu nie słyszał death metalu. To typowy rock'n'rollowiec. Wyjaśniliśmy mu jednak, jak chcemy zabrzmieć, a on nam w tym pomógł.

Było to o tyle istotne, że żaden z nas nie jest inżynierem dźwięku, który znałbym się bardzo dobrze na technice nagraniowej. Uważam zresztą, że praca z nowymi ludźmi może przynieść tylko coś lepszego, świeższego. Tak my to widzimy.

Nagrywanie z nowymi osobami było dla nas bardzo inspirujące. Byliśmy bardzo ciekawi, jak zabrzmi ten materiał. W konsekwencji powstała bardzo przestrzenna płyta, choć nadal zamknięta w znanym brzmieniu Necrophobic. I taki właśnie jest ten album.

Necrophobic to zespół, który nie stroni od melodii, choć wciąż pozostaje agresywny. Z biegiem lat, wiele szwedzkich, deathmetalowych zespołów zapomniało o tym drugim, jakże istotnym elemencie, skupiając się na coraz bardziej wesołych melodiach. Wasze nadal mają w sobie jad.

To są wszystko doskonali muzycy, którzy mimo wszystko nie wiedzą kiedy powiedzieć sobie: dość, ta melodia nie ma już nic wspólnego z death metalem (śmiech). Zamiast tego, sami siebie przekonują, że dana gitarowa melodia brzmi wspaniale.

Szkoda tylko, że to już nie ma nic wspólnego z ciężkim lub agresywnym graniem, które do niedawna tak uwielbiali. Pod tym względem to my jesteśmy profesjonalistami.

No i macie swój charakterystyczny styl.

Nigdy nie zrobimy czegoś, co nie będzie w stylu Necrophobic. Mamy wyznaczone pewne granice, determinujące to, jak powinniśmy brzmieć. Rozwijamy się w tych ramach, bo nie chcemy zapominać, kim jesteśmy.

Ta muzyka musi brzmieć jak Necrophobic. Ma być mroczna, zła i zawierać w sobie te melodie, które wywołują dreszcze na twoich plecach.

Może nie dreszcz na plecach, ale z pewnością podziw i szacunek budzi też wasza konsekwencja w realizowaniu własnych muzycznych celów. W waszym przypadku nikt nie musi się obawiać o dziwaczne eksperymenty.

Jesteśmy fanami heavy metalu. Dlatego nie lubimy, gdy nasze ulubione zespoły zaczynają nagle brzmieć, tak, że nie wiesz, o co chodzi, zastanawiasz się, co oni ku*** robią (śmiech). I właśnie z tego powodu, Necrophobic zawsze pozostaje taki sam. Ale jednocześnie, za każdym razem próbujemy zrobić jakiś postęp, tak aby każdy kolejny album nadal brzmiał interesująco i podobał się wielu ludziom.

Fani powinni jednak zawsze odnajdywać w tym, co gramy nasze znaki firmowe, charakterystyczne cechy, które towarzyszą, czy też tworzą naszą muzykę od samego początku. Ludzie po prostu doskonale zdają sobie sprawę, że ten zespół, że Necrophobic nigdy ich nie zawiedzie, ale przy okazji również zaskoczy.

Choć gracie już kilkunastu lat, nigdy jednak nie dane wam było zasmakować dużego sukcesu na miarę kilku innych szwedzkich formacji, powstałych w podobnym okresie. Co może być tego przyczyną?

To trochę smutne. Na pewno przez lata współpracowaliśmy z niewłaściwymi wytwórniami. Na szczęście teraz zauważamy, że wiatr wieje nam w plecy. Teraz nadszedł nasz czas. Musimy to tylko wykorzystać, jak najlepiej potrafimy.

Czasami było nam ciężko, ale nie powiedzieliśmy jeszcze swojego ostatniego słowa i jakoś wciąż udaje nam się działać. Robimy to wszystko z miłości do muzyki. Nie zakończymy działalności tylko z tego powodu, że nie odnieśliśmy spektakularnego sukcesu. Może się to stać jedynie wówczas, gdy stwierdzimy, że nie mamy już do tego serca.

Na dziś wygląda to tak, że może w końcu coś uda nam się z tego wyciągnąć. Że wejdziemy na kolejny poziom. Niemniej, w Necrophobic nigdy nie chodziło o kasę i popularność. Ale gdy pieniądze, a co za tym idzie więcej trasa pojawi się na horyzoncie, z pewnością po to wszystko sięgniemy.

Warto wspomnieć o chórach, jakie pojawiają się na "Hrimthursum". Profesjonalna śpiewaczka na płycie Necrophobic to raczej novum. Jak doszło do tej kolaboracji?

Gdy w studiu pracowaliśmy nad utworami, nasz wokalista powiedział nam, że może warto byłoby zaprosić jakąś kobietę, która zaśpiewałaby niektóre partie, tak aby nawiązał się między nimi wokalny dialog.

Tobias grał w Therion jako gitarzysta w latach 1996-98 i przypomniał sobie o pewnej śpiewaczce operowej, z którą współpracowali. Zadzwonił do niej i wyjaśnił, o co chodzi, że nagrywamy album itd.

Przyjechała do nas do studia, partie, które miała zaśpiewać wydały się jej interesujące i tak pojawiła się na tej płycie. Trzeba przyznać, że jest absolutną profesjonalistką. Czasami ludzie słuchając tej muzyki myślą, że to są klawisze. Męski chóry zapewnił oczywiście Tobias.

Przy tej okazji trzeba też powiedzieć, że Tobias śpiewa na tym albumie w naprawdę różnorodny sposób. Wykonał kawał świetnej roboty.

Wracając do nowego studia "House Of Voodoo". Czytałem, że przed podjęciem decyzji o wejściu do tego miejsca, wykonaliście kilka nagraniowych testów. Jak oceniasz wasz wybór z dzisiejszej perspektywy?

Nowe studio, w którym nagrywaliśmy należy do kolegi Tobiasa. Przez ostatnie kilka lat rozważaliśmy możliwość zrezygnowania w końcu z nagrywania naszych albumów w "Sunlight". Przez długi czas nie mogliśmy znaleźć takiego miejsca w Sztokholmie. Jednak w pewnym momencie pojawiła się wreszcie taka możliwość. Najpierw pojechaliśmy do jego domowego studia, aby nagrać jeden utwór i sprawdzić czy uda nam się tam wygenerować brzmienie Necrophobic. Nawet nie skończyliśmy rejestrować tego kawałka, a już wiedzieliśmy, że będzie to nasze nowe studio. Myślę, że wybierzemy się tam również w przyszłości.

Z innej beczki. Czy cały album, podobnie, jak sam tytuł płyty oparliście na staroskandynawskiej mitologii?

To nie jest do końca album konceptualny w typowym rozumieniu tej formy. Nie nazywamy tej płyty w ten sposób tylko dlatego, że teksty nie stanowią jednej opowieści, choć są ze sobą w różny sposób powiązane. Wszystkie opierają się na naszej wizji tego, jak chcielibyśmy unicestwić religię. Ta religia przyszła pewnego dnia do naszego kraju. My chcemy ją stąd zawrócić. Odwrócić bieg historii. Dlatego właśnie nadciągają tytułowi "mroźni giganci", siejąc zniszczenie i pisząc historię z naszego punktu widzenia.

Jak trafiliście do Regain Records, waszego nowego wydawcy?

Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że nie za dobrze dzieje się w naszej poprzedniej wytwórni [Karmageddon Media - przyp. red.], zasugerowano nam, abyśmy skontaktowali się z Regain Records i sprawdzili czy są zainteresowani. W końcu jednak to oni do nas zadzwonili, i znając naszą ówczesną sytuację, sami wyszli z propozycją podpisania kontraktu.

Na późniejszym osobistym spotkaniu, doszliśmy do wniosku, że brzmi to bardzo wiarygodnie. Dla nas ważne było również to, że jest to szwedzka wytwórnia. W kontaktach z zagranicznymi firmami, pewne wypowiedzi zostają niekiedy źle zrozumiane. A jeśli obie strony mówią po szwedzku, takich problemów nie ma prawa być.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wydawcy | studia | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy