Reklama

"Nadal śpiewam o miłości"

Eleni urodziła się w Polsce, ale w jej żyłach płynie grecka krew. Jest jedną z najpopularniejszych polskich piosenkarek, a swoją pierwszą płytę wydała jeszcze w 1978 roku. Przez następne piętnaście lat należała do ścisłej czołówki na naszym rodzimym rynku muzycznym i wtedy nagle w jej życiu wydarzyła się tragedia - zamordowana została jej córka. W 2001 roku, po dziesięciu latach przerwy, Eleni zarejestrowała ponownie prawdziwie popowy album "Coś z Odysa", który nawiązuje do piosenek sprzed lat, ale jest dużo staranniej dopracowany. Przy okazji premiery płyty, Konrad Sikora rozmawiał z Eleni o Odysie, muzycznych podróżach i młodszej konkurencji.

Czy album "Coś z Odysa" jest próbą powrotu na listy przebojów?

Ta płyta to powrót do piosenek utrzymanych w stylu, z jakim zawsze byłam kojarzona. 10 lat trwała przerwa pomiędzy ukazaniem się tego albumu a poprzednią płytą, nazwijmy to popową. "Nic miłości nie pokona" i "Moje credo" to wydawnictwa zupełni różne, bardzo osobiste, związane z moimi przeżyciami. Ta najnowsza płyta ma być przełomem. W zeszłym roku obchodziłam 25-lecia pracy artystycznej i tym albumem chcę rozpocząć nowy etap w swojej karierze. Po tak długiej przerwie moim marzeniem był powrót do nagrywania tego typu muzyki, w której pojawiają się instrumenty smyczkowe, fortepian i gitary. Zmęczyłam się elektroniką i postanowiłam nagrywać tak, jak robiło się to kiedyś.

Reklama

"Coś z Odysa" - dlaczego taki tytuł?

Każdy z nas ma coś w sobie z Odysa, każdy gdzieś się tuła, gdzieś wędruje i dąży do jakiegoś celu. Dlatego właśnie zdecydowałam się nadać płycie taki właśnie tytuł.

Na albumie "Coś z Odysa" znalazły się w sumie dwa duety...

Tak. Marzyłam o tym, żeby zaśpiewać duet z tenorem. Bardzo cieszę się, że pan Wiesław Ochman zgodził się nagrać ze mną ten utwór. To wspaniały artysta. Z kolei Paulos Raptis to mój przyjaciel, dlatego także bez żadnych problemów zgodził się zaśpiewać w piosence "Przystań pod gwiazdami".

Pomimo upływu czasu, nadal jednak jest pani konsekwentna w trzymaniu się greckiej stylistyki...

Tak. W sumie chyba nigdy nie odejdę od niej. To była zawsze charakterystyczna cecha moich piosenek. Dzięki temu mógł na tej płycie wystąpić także jeden z największych instrumentalistów greckich Jannis Sinanis, grający na buzuki. Jednak, aby ustrzec się monotonii, zaprosiłam do współpracy kilku kompozytorów, wszyscy oni jednak od dawna ze mną współpracują. Wyjątkiem jest tutaj tylko Romuald Lipko, z którym współpracę nawiązałam jakieś dwa lata temu. Nic nie zmieniło się także w warstwie tekstowej - nadal śpiewam o miłości, optymizmie i nadziei.

Czy postawienie na tych samych współpracowników miało zapewnić stylistyczną ciągłość w pani twórczości?

Tak. Wszyscy oni pracują ze mną od wielu, wielu lat. Bardzo dużą uwagę przywiązuję do przyjaźni. Chciałam nagrywać w takim składzie, bo uważam, że nie mogłabym skompletować lepszego.

Powiedziała pani, że marzyła, aby nagrać taką płytę. Dlaczego więc czekała na to aż dziesięć lat?

Powodów było wiele. Przede wszystkim najpierw chciałam skompletować własne studio nagrań. Gromadzenie całego sprzętu zajęło trochę czasu i kiedy wreszcie ten etap dobiegł końca, w moim życiu prywatnym zdążyła się tragedia, o której zapewne wszyscy wiedzą. I tak naprawdę przeżycia osobiste nie pozwoliły na to. Nagrałam za to wcześniej wspomniane albumy "Nic miłości nie pokona" i "Moje credo", które mimo drastycznej zmiany stylistyki zostały bardzo dobrze przyjęte przez moich fanów. Musiał minąć pewien czas, abym mogła powiedzieć sobie, że w końcu jestem gotowa nagrać taką płytę. Co najmniej rok zajęło nam gromadzenie materiału i koordynowanie całej współpracy. Od momentu wejścia do studia do zakończenia prac minęło pół roku. To wszystko razem uzbierało się na te dziesięć lat.

Wracając do Odysa. Skoro każdy z nas dąży do jakiegoś celu, czy można powiedzieć, że ta płyta jest kresem pani muzycznej podróży?

Nie. Mam nadzieję, że jeszcze tak nie jest. Ilekroć skończę płytę, później jestem z jakichś rzeczy niezadowolona i stwierdzam, że wiele rzeczy należałoby poprawić. Bardzo dobrze, że tak jest. Gdybym bowiem mogła sobie powiedzieć, że osiągnęłam ten cel, moja dalsza kariera nie miałaby już sensu.

To w takim razie w jakim kierunku popłynie teraz łódź o nazwie Eleni?

Myślę już o kolejnej płycie i na razie mam udać się na greckie morza. Będzie to album w języku greckim, jednak mam już także pomysły na kolejną "polską" płytę. Czyli ten okręt ma już obrany kurs, trzeba tylko spokojnie pokonywać odległość do kolejnego portu. Ten grecki album będzie nieco inny od tych, które dotąd nagrałam i może być dla fanów małym zaskoczeniem, ale mam nadzieję, że mimo wszystko zostanie dobrze przyjęty.

W roku 2001 doczekaliśmy się nowego albumu Eleni, swoją drugą młodość przeżywa Krzysztof Krawczyk. Czy nadszedł czas, aby przypomnieć sobie wszystkie gwiazdy sprzed 10-15 lat, a które na początku lat 90. zostały skreślone?

Tak i ja bardzo się cieszę, że w końcu nadszedł ten czas. Uważam, że na rynku brakowało takiej muzyki. Dla każdego artysty na rynku jest miejsce, zawsze to powtarzałam. Szufladkowanie artystów nie jest dla mnie normalnie. Każdy powinien mieć prawo wyboru, czego chce słuchać. Nie rozumiem sytuacji, w której stacje radiowe lub telewizyjne nie puszczają piosenek pewnych wykonawców, z jakichś niejasnych powodów dyskryminując ich. Nie patrzy się na to, że ludzie chcą słuchać tej muzyki. Odbiera im się to, wciskając na siłę coś, czego nie chcą.

Czy artystom, takim jak pani, obecnie działa się łatwiej niż 15- 20 lat temu?

Czy ja wiem? Kiedy zaczynałam swoją karierę, traktowałam to jako zabawę, nie miałam żadnego obciążenia, bawiłam się tym. Na pewno miałam przed wyjściem na scenę mniejszą tremę niż obecnie. Im dłużej śpiewam i jestem na estradzie, tym bardziej stresuję się tym, że śpiewam, bo muszę martwić się o przyzwoitość wykonania i utrzymanie poziomu. Wtedy można było traktować to jak zabawę, dziś bardziej trzeba traktować to jak pracę, trzeba wyrzekać się wielu rzeczy. Popularność do czegoś zobowiązuje i w sumie łatwiej chyba jest być debiutantem, bo nie ma się nic do stracenia.

Poza tym, aby teraz wydać płytę, trzeba mieć podpisany kontrakt z dużą wytwórnią, a to nie jest łatwe do osiągnięcia...

Tak, na pewno. Małe firmy nie mają żadnej siły przebicia. Aby zaistnieć i mieć odpowiednią sieć dystrybucyjną, trzeba dysponować ogromnymi pieniędzmi.

Czy w takim razie czując oddech młodszej konkurencji na plecach, artystka taka jak pani może pracować w spokoju? Taka sytuacja przeszkadza, czy też raczej mobilizuje?

Chyba raczej mobilizuje. Wiadomo, że konkurencja była zawsze, a ważne jest to, aby ciągle pojawiali się młodzi artyści. My jesteśmy w o tyle lepszej sytuacji, że nie musimy już niczego zdobywać. Naszym zadaniem jest tylko utrzymanie określonej pozycji i poziomu.

Czy w tej strategii obronnej jest miejsce na promocję muzyki poprzez Internet?

Szczerze mówiąc jest to dla mnie rzecz zupełnie obca. Nawet nie podchodzę do komputera. Internet na pewno jest ważnym sposobem promowania muzyki. Mój menedżer o to dba, dzięki temu mam nawet własną stronę internetową i po ilości odwiedzin i listów widzę, że to rzeczywiście jest przyszłość dla promocji muzyki. Tyle że ja staram się trzymać od tego z daleka, wszystko pozostawiając specjalistom.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: tragedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy