Reklama

"Moralność, grzech i soki trawienne"

W 1988 roku w Wiedniu na świat przyszła jedna z najbardziej ekstremalnych formacji w historii death metalu. Trio znane publiczności pod wiele mówiącą nazwą Pungent Stench, nagrało tak pomnikowe albumy, jak ?For God Your Soul... For Me Your Flesh?, ?Been Caught Buttering?, czy ?Club Mondo Bizarre - For Members Only?, aby pod koniec 1993 roku zawiesić działalność. W roku 2001 ze stolicy Austrii nieoczekiwanie nadeszła jednak wiadomość o reaktywowaniu Pungent Stench, a w ślad za nią pojawił się materiał zatytułowany ?Masters Of Moral, Servants Of Sin?, potwierdzający, że mimo zmiany składu zespół wciąż jest w doskonałej formie. Alex Wank, perkusista zespołu, opowiedział Jarosławowi Szubrychtowi, o co w tym wszystkim chodzi.

Długo przyszło nam czekać na nowy album Pungent Stench...

Tak zwykle bywa, kiedy zespoły przestają istnieć. (śmiech) Rozpadliśmy się w 1995 roku, bo mieliśmy już wszystkiego dość - siebie nawzajem, muzyki, tras koncertowych, muzycznego biznesu. Granie przestało nas bawić, a nie ma sensu zmuszać się do czegoś, co już nie sprawia ci przyjemności. We wrześniu 2000 roku przypadkowo natknąłem się na Martina, umówiliśmy się na kilka prób i nieoczekiwanie odkryliśmy, że sprawia nam to nie mniejszą frajdę, niż w pierwszych dniach istnienia zespołu. Miesiąc później powrót Pungent Stench stał się faktem i zabraliśmy się za komponowanie nowego materiału.

Reklama

Martin parę lat temu powrócił na scenę na czele Hollenthon, ale o tobie przez ostatnie lata w ogóle nie było słychać.

Nie porzuciłem muzyki. Grałem z kumplami dla zabawy w dwóch różnych kapelach, z jedną nawet wydaliśmy płytę. Nie miało to nic wspólnego z metalem, bawiłem się trochę w elektroniczne i industrialne dźwięki. Bawiłem się, bo nie traktowałem tych grup zbyt poważnie. Nie nastawiałem się na karierę, chciałem po prostu sprawdzić, jak będzie mi się grało z innymi ludźmi i w całkiem innych klimatach.

Jak zareagował Martin, kiedy zaproponowałeś mu wskrzeszenie Pungent Stench? Czy nabierająca rozpęd kariera Hollenthon nie stanie wam na przeszkodzie?

Myślę, że nie. Jak już wspomniałem, pierwsze próby nowego Pungent Stench miały bardzo niezobowiązujący charakter i zdecydowaliśmy się kontynuować działalność tylko dlatego, że bardzo spodobało nam się to, co zrobiliśmy. Wtedy, pod koniec 2000 roku, nie było jeszcze mowy o ewentualnych koncertach Hollenthon, który miał pozostać projektem czysto studyjnym. Dzisiaj wiem, że Martin zmienił zdanie i chce grać z Hollenthon jak najwięcej, ale to tylko oznacza, że będzie miał sporo zajęć. Liczy się z tym, bo postawił na jedną kartę - muzykę. Ma własne studio nagraniowe, ma dwa zespoły i wszystko co robi traktuje jak najbardziej poważnie.

W zreformowanym Pungent Stench brakuje mi trzeciego elementu układanki - dlaczego zabrakło w składzie Jacka Perkowskiego?

Prawdę mówiąc, problemy z Jackiem były również przyczyną rozpadu Pungent Stench. Od 1993 roku w ogóle nie interesował go metal, znudziła go muzyka w ogóle, więc gdy ogłosiliśmy zakończenie działalności, po prostu sprzedał bas i wzmacniacz. Nie wiem nawet, co teraz robi, ale wiem, że ostatnią rzeczą, na jaką miałby ochotę, jest muzykowanie z nami. A my odwzajemniamy to uczucie.

Jego następcą jest niejaki Marius. Skąd wzięliście tego człowieka?

Znałem go od lat. To bardzo dobry basista, świetny technik, a przy tym fajny kumpel, z którym dobrze się rozumiemy. Kiedy zaproponowaliśmy mu dołączenie do Pungent Stench, nie wahał się ani chwili. Ma czas, ma zapał do gry - czego więcej trzeba?

Lata minęły, muzyka metalowa ewoluowała, a wy wracacie z płytą, którą równie dobrze mogliście nagrać w 1996 roku. Nie przyszło wam do głowy, by coś zmienić, unowocześnić? Ot, choćby przez dodanie elementów elektroniki, którą - jak sam powiedziałeś - ostatnio się zajmowałeś?

Nie, przecież to nie byłby już Pungent Stench... Chcieliśmy nagrać album przede wszystkim dla naszych starych fanów, ale mając świadomość, że czasy się zmieniły, postaraliśmy się o lepsze, bardziej złożone kompozycje i zagraliśmy je na dużo wyższym poziomie technicznym. Od razu słychać, że ?Masters Of Moral, Servants Of Sin? to Pungent Stench, ale jednocześnie płyta brzmi świeżo, nie jak jakiś odgrzewany na siłę antyk.

Na pewno przyczyniło się do tego świetne brzmienie płyty, choć muszę przyznać, że wybór niemieckiego studia House Of Music, słynącego raczej z tradycyjnych, heavymetalowych produkcji, nieco mnie zaskoczył.

Nie wiedzieliśmy, gdzie moglibyśmy nagrać tę płytę, niezbyt orientowaliśmy się w funkcjonujących obecnie studiach, w których taką muzykę jak nasza można byłoby nagrać za rozsądną cenę. W końcu ludzie z Nuclear Blast zaproponowali nam House Of Music, twierdząc, że wyszły stamtąd świetnie wyprodukowane materiały Primal Fear czy Sinner. Zajrzeliśmy więc na stronę internetową studia, dowiedzieliśmy się, że dysponują naprawdę dobrym sprzętem, ceny mają przystępne, więc spakowaliśmy manatki i pojechaliśmy nagrywać płytę. Z efektów naszej pracy jesteśmy dosyć zadowoleni. Oczywiście, zawsze mogłoby być lepiej, ale chyba nie musimy się niczego wstydzić.

Pungent Stench był jednym z bardzo niewielu metalowych zespołów, którym udało się osiągnąć sukces poza rodzimą Austrią. Wierzę, że macie wielu utalentowanych muzyków, a jednak dajecie się wyprzedzać Niemcom, czy nawet Szwajcarom. Co jest z wami?

Szwajcarom? Naprawdę tak myślisz?

Owszem, wystarczy wspomnieć takie nazwy jak Celtic Frost czy Samael...

Przecież Celtic Frost to całkiem inne czasy! Kiedy oni nagrywali swoje najlepsze płyty, w całej Europie zespołów metalowych było jak na lekarstwo... Z kolei kiedy my dawaliśmy czadu z Pungent Stench, kompletnie nic nie działo się w Niemczech, choć to taki olbrzymi kraj. A powiesz mi może, gdzie wtedy była Polska? Lata minęły, zanim Vader, który uważam zresztą za zabójczy zespół, urósł w siłę. Wiem dobrze, że w Polsce znalazłyby się setki dobrych grup, wiele z nich zresztą słyszałem, kiedy przyjeżdżaliśmy do was z koncertami, ale na międzynarodowej scenie nie udało się wam zbyt wiele zwojować... Podobnie jest w Austrii. Mamy sporo interesujących kapel, ale nie ma dobrych wytwórni płytowych, które umiałyby je wyłowić i wypromować poza granicami naszego kraju. Uwierz mi, dla austriackiego zespołu podpisanie dobrego kontraktu za granicą jest równie trudne jak dla polskiego. Tym bardziej, że na metalowej scenie rozpycha się teraz o wiele za dużo zespołów, wydaje się zbyt wiele płyt i ludzie nie potrafią się już zorientować, co się dzieje.

W drugiej połowie lat 90. sukces Pungent Stench i Disharmonic Orchestra udało się powtórzyć chyba tylko Abigor. Podoba ci się ich muzyka?

Popularność Abigor w ostatnich latach bardzo spadła. Ludziom nie podobają się dwie ostatnie płyty, wszyscy - ja zresztą też - wolą ich wczesne nagrania. Jakiś czas temu odszedł od nich perkusista, który komponował całą muzykę i to niestety słychać... Ale austriacka scena to nie tylko Abigor. Jest jeszcze Hollenthon, Summoning, Third Moon, Belfegor czy reaktywowany niedawno Disastrous Murmur.

Disastrous Murmur się reaktywowali? To miłe, ale jeszcze bardziej ucieszyłaby mnie wieść o powrocie Disharmonic Orchestra.

Oni też się reaktywowali! (śmiech) W czerwcu spotkałem w knajpie perkusistę, który powiedział mi, że grają próby i pracują nad nowym materiałem. Jeżeli wyjdzie z tego coś fajnego i znajdzie się wydawca, w przyszłym roku możesz spodziewać się nowej płyty Disharmonic Orchestra.

Ponarzekałeś sobie na trudny start austriackich zespołów, a tymczasem wydaje mi się, że kto jak kto, ale wy powodów do narzekań nie macie? W końcu Nuclear Blast zawsze o was dbali i teraz - kiedy wróciliście po kilku latach milczenia - nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić?

To prawda. My akurat jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że wydaje nas największa niemiecka wytwórnia specjalizująca się w metalu. Ale wielu naszych kolegów nie doczekało się nawet wydania płyty przez najmniejszą firmę. Wiele grup stąd wydaje płyty własnym sumptem i kończy na wyniku sprzedaży oscylującym w granicach 200 egzemplarzy. To oczywiście prowadzi do frustracji, niesnasek w zespole i w rezultacie do rozpadu kapeli.

Skupmy się jednak na tych, którym szczęście sprzyja. Jaka była pierwsza reakcja Nuclear Blast na wieść o tym, że Pungent Stench zamierza powrócić na scenę?

Początkowo rozmawialiśmy tylko na temat reedycji naszych poprzednich albumów, które przygotowywali. Kiedy wspomniałem, że zamierzamy się reaktywować, bardzo się ucieszyli i od razu zaproponowali nam kontrakt. Podpisaliśmy umowę, zanim skończyliśmy pracę nad pierwszym utworem na nową płytę. To się nazywa zaufanie!

Na początku lat 90. Pungent Stench był jednym z najbardziej szokujących zespołów na metalowej scenie. Dzisiaj grindcore?owa młodzież bije was na głowę, prześcigając się w tworzeniu ekstremalnych tekstów i obrzydliwych okładek płyt. Podejmiecie wyzwanie?

Nie, nie mamy najmniejszego zamiaru. Jak na tamte czasy byliśmy bardzo ekstremalnym zespołem i wszystko, co mieliśmy do powiedzenia w tej materii już powiedzieliśmy. Nie sposób przebić pod tym względem dzisiejszych wyznawców ekstremy i nawet nie zamierzamy próbować. Powróciliśmy z nowym pomysłem na zespół i zamierzamy prowokować w nieco inny sposób.

No właśnie, teksty ociekające - że pozwolę sobie was zacytować - ?krwią, ropą i sokami trawiennymi? zastąpiliście tekstami o tematyce religijnej i społecznej. Skąd ta zmiana? Czyżby znak wejścia w wiek dojrzały?

Na pewno. Dorośliśmy i zmienił się nam nieco zakres zainteresowań. Nagrywaliśmy już płyty o tematyce gore, śpiewaliśmy o dewiacjach seksualnych, a teraz przyszedł czas na religię. Tworzenie dziesięciu płyt o podobnej tematyce znudziłoby mnie, nadszedł więc czas, by spróbować czegoś innego. Kilka lat temu odkryłem w sobie obsesję na punkcie katolicyzmu, na punkcie kościołów i wszystkiego z nimi związanego. Uwielbiam moc chrześcijańskich symboli, stroje księży i zakonników, nawet niepowtarzalny zapach, który czuję w kościołach. To takie niesamowite, takie dziwaczne... Przede wszystkim jednak fascynuje mnie historia Kościoła, pełna wynaturzeń i zbrodni. To doskonały materiał na metalowe teksty.

Tytuł jednego z waszych nowych utworów - ?Suffer The Little Children To Come Unto Me? - brzmi jak parodia Napalm Death i Morbid Angel...

Tak? A to ciekawe... (śmiech) Ten tytuł, podobnie jak większość zawartych na ?Masters Of Moral, Servants Of Sin? to cytat żywcem wyjęty z Biblii. Zbieżność z Napalm Death i Morbid Angel jak najbardziej przypadkowa...

Zbieżność ?School?s Out Forever? z klasykiem Alice Coopera - ?School?s Out? - jest również dziełem przypadku?

Nie, tym razem trafiłeś w dziesiątkę. To tekst Martina, który opowiada o strzelaninie w szkole w Ohio. Trudno chyba o lepszy tytuł do takiego numeru? (śmiech)

Czy ?Masters Of Moral, Servants Of Sin? będzie promowana na koncertach?

Jak najbardziej. W kwietniu lub maju 2002 roku ruszamy na trasę, która obejmie całą Europę. Gdy mówię całą Europę, mam oczywiście na myśli również Polskę.

W ciągu ostatnich kilku lat byliśmy świadkami wielu powrotów gwiazd z mniej lub bardziej zamierzchłej przeszłości. Większość z nich skończyła się na jednej płycie i rozczarowaniu, że pozycję sprzed lat nie tak łatwo odbudować. Czy możemy liczyć na to, że Pungent Stench zostanie z nami na dobre?

Jasne, że tak! Świetnie się bawimy, nagraliśmy zabójczą płytę i mam nadzieję, że fani metalu będą potrafili to docenić. Nie liczymy, że nasz powrót na scenę stanie się wielką sensacją, nie spodziewamy się oszałamiającej kariery. Jesteśmy po prostu paczką kolesi, którzy kochają to, co robią, uwielbiają grać koncerty i nie zamierzają tak łatwo z tego zrezygnować.

Trzymam za słowo.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | śmiech | Masters | grzech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy