Reklama

"Miłość jest ponad nienawiścią"

Jeśli jest się szkolnym kolegą Roberta Frippa i ma się na koncie nagrywanie albumów z zespołem King Crimson to jest to wystarczające, aby wziąć takiego kogoś pod lupę. Jednak Gordon Haskell, bo o nim mowa, z pełną świadomością wyzbył się wielkiej sławy i wielkich pieniędzy, które niechybnie stałyby się jego udziałem, gdyby wiele lat temu nie zdecydował się na opuszczenie King Crimson i rozpoczęcie kariery solowej. I tak zawsze ci, którzy sięgną po albumy "In The Wake Of Poseidon" i "Lizard" odnajdą na nich nazwisko Haskella, ale muzyk ten zapisał już na swoim koncie poważne sukcesy solowe. Jego piosenka "How Wonderful You Are" z płyty "Harry’s Bar" stała się wielkim przebojem. Z okazji niedawnej wizyty Gordona Haskella w Polsce rozmowę z nim przeprowadził Jan Kulig z radia RMF FM.

Mógłbyś powiedzieć kilka słów o sobie i piosenkach, dzięki którym jesteś znany?

Nagrałem album, który nazywa się "Harry's Bar" i z niego właśnie pochodzi piosenka, która była wielkim przebojem w Anglii. Nosi ona tytuł "How Wonderful You Are".

O czym jest ta piosenka?

Och, ona opowiada o wielu rzeczach. To taka uniwersalna piosenka miłosna. Opowiada o potencjale, który tkwi w każdym z nas. Kiedy ją pisałem, odnosiła się do konkretnej dziewczyny, ale od tamtego czasu nabrała większego, szerszego znaczenia. Można ją równie dobrze odnieść do mojej matki, jak i mojej dziewczyny. Może to być opowieść o matce samotnie wychowującej dziecko, siedzącej w pokoju, która nie ma się do kogo zwrócić, z kim porozmawiać. Ludzie potrzebują przypominania o cudach, które zachodzą w nich samych. Wiele razy w Wielkiej Brytanii widziałem ludzi, którzy byli załamani, gdyż uważali, że są nic nie warci. Nie mieli wiary w to, że mogą wykorzystać potencjał, który mają w sobie.

Reklama

A jaki cud zdarzył się tobie?

Mnie? (śmiech) Taki, że wciąż żyję po 35 latach od momentu zostania muzykiem. Widziałem wiele interesujących rzeczy, a zdarzyły się one w otaczającym nas świecie. Kiedy jeszcze nie byłem znany, starałem się robić wszystko, aby nie postrzegano mnie wyłącznie jako byłego muzyka King Crimson, a było to bardzo trudne. Grałem koncerty w takich miejscach, jak Norwegia, Dania. Miałem wówczas okazję ćwiczyć i uczyć się bycia sobą, bycia wokalistą i kompozytorem. Uczyłem się grać na gitarze w szczególny sposób, mój sposób. Mogłem występować z własnymi piosenkami, mogłem pracować.

Począwszy od 1984 roku pracuję przez siedem dni w tygodniu. Robiłem i robię to między innymi dlatego, że miałem problemy z bankami, co jest tematem na zupełnie inną opowieść, opowieść o czasach Anglii pod rządami pani Thatcher. Ona zmieniła ten kraj nie do poznania. Nie podobało mi się to. Ona zachęcała ludzi do zaciągania kredytów. A gdy ludzie już to zrobili, popadali w kłopoty, a ona dzięki temu przejmowała ich własność. Ja jednak przysiągłem sobie, że się nie poddam i jej nie udało się zdobyć mojej własności.

Napisałeś we wkładce do swojej płyty: "Dziękuję Bogu za zabranie mnie w podróż mało uczęszczaną drogą. Nigdy nie chodziło mi o pieniądze". O co więc chodziło?

Zawsze interesowało mnie zrozumienie. Wkrótce zrozumiałem ludzi i wszystkie problemy tego świata, nawet bliskie związki istniejące między ludźmi. Ludźmi, którzy nie preferują kłótni, ale starają się nawzajem zrozumieć. Ja nigdy nie rezygnowałem ze związków. One rezygnowały ze mnie, i to nawet bardzo często. Jeśli kogoś lub coś kocham, to kocham to do końca życia. Wszystko zasadza się na zrozumieniu. To, co sprawa, że w związkach między ludźmi nie dzieje się dobrze zniknie, gdy pojawi się zrozumienie i nie będzie więcej kłótni. Będzie zgoda.

Największym kłopotem, z jakim się stykam jest to, że będąc muzykiem muszę robić kilkanaście rzeczy na raz. Muszę walczyć. Tej walce może towarzyszyć ból. Jeśli zwalczysz ból, może pojawić się rozczarowanie, którego zupełnie nie oczekiwałeś. Uczysz się nie oczekiwać czegokolwiek. Ja nie oczekiwałem niczego po płycie "Harry's Bar". Byłem miło zaskoczony, podobało mi się to i dlatego za to dziękowałem. Zawsze dziękuję za coś takiego.

Tym, co jest najbardziej interesujące w ludzkim umyśle, jest muzyka. Bardzo lubię pisać inteligentne teksty. Niestety, nie widzę zbyt wielkiej inteligencji u naszych przywódców. Tajemnica może tkwić w tym, że w ich teoriach są braki. Nie wydaje mi się, aby zmieniali ten świat na lepsze. Jest dla mnie wielkim rozczarowaniem to, że w tylu krajach spotykam się z przemocą. Nie rozumiem, dlaczego takie kraje, jak Ameryka czy Anglia, mogą pouczać innych co jest dobre a co złe, skoro w Ameryce i Anglii nie możesz bezpiecznie chodzić po miastach. W Anglii mamy taką sytuację, że 75-letnia kobieta przeżyła dwie wojny i zawsze była dzielna i odważna. Teraz natomiast się boi, bo ma wrażenie, że nikt jej nie chroni. Kim są jej wrogowie? To Anglicy, ludzie z tego samego kraju. Po co więc ludzie z jej generacji walczyli za kraj? Po to, by zostać pobitym za kilka pensów? To nie jest w porządku. Powiedziałbym każdemu z prezydentów: " Zanim powiesz, że ten czy tamten terrorysta jest zły, dlaczego nie zajmiesz się terroryzmem, którego ludzie doświadczają na ulicy w twoim kraju?".

Nie zauważam rzeczy, o których mówiłeś w twoich tekstach. Nie jest w nich to wyrażone bezpośrednio. Powiedz mi w takim razie, jak powstają twoje teksty?

Wydaje mi się, że pisałem polityczne teksty, ale w tej chwili już tak bardzo mnie to nie interesuje. Według mnie ważne jest najpierw zajęcie się posprzątaniem własnego podwórka, załatwieniem własnych spraw, zanim zacznę kogoś pouczać. Gdy zamierzasz napisać polityczną piosenkę, właściwie pouczasz innych, mówisz im, że coś wiesz, czego oni nie wiedzą. Ja mam swoje zdanie, ale nie zamieszczę go w tekście dopóty, dopóki nie będę pewny, że moje życie biegnie właściwym torem. Jeśli mąż i żona walczą ze sobą, dla mnie jest to porównywalne z reakcjami, jakie zachodzą, gdy walczą ze sobą dwa kraje. Jeżeli nie jesteś w stanie odpowiednio ułożyć swoich stosunków, nie masz prawa pouczać innych. Wiem jedynie, że miłość jest ponad nienawiścią. Jestem zdeterminowany, by pozostawać w jak najlepszych stosunkach z moim kręgiem przyjaciół i żyć w spokoju. Chcę doskonalić mój umysł, tak abym mógł znaleźć się w sytuacji osoby, która może jasno wyrażać swoje myśli podczas rozmowy z taką idiotką, jak na przykład pani Thatcher. Jeżeli będę coś kręcił, na nikim nie zrobię wrażenia.

Czy żyjesz w szczęśliwym związku? Kilka razy wspomniałeś, że jest to dla ciebie najważniejsza rzecz w życiu?

Nie, właśnie w tym tkwi problem. (śmiech) Sądzę, że nie udało mi się jeszcze osiągnąć pokojowych relacji w moich związkach. Wydaje mi się, że wiem, dlaczego tak się stało. Ale ja lubię układać swoje związki z innymi ludźmi w pokojowy sposób. Postrzegam tę wielką zachodnią cywilizację i porównuję ją do słonia. Jest bardzo niezdarna. Nie chciałbym, żeby Polska wyglądała podobnie. Czy naprawdę musimy z każdego kraju robić Amerykę? To wcale nie czyni żadnego kraju lepszym. Dzieci z Kalifornii są rozpieszczone ponad miarę i wcale nie można powiedzieć o nich, że są lepszymi ludźmi. Powinniśmy myśleć o tym, jak sprawić, aby naród składał się z dobrych, wartościowych ludzi, a nie o tym, co należy zrobić, by wszyscy jeździli Mercedesami. Jest tyle bogactw, które możemy posiadać w sobie, nie myśląc cały czas o tym, jak mieć więcej pieniędzy. Naród może być lepszy od Anglików, Amerykanów czy Rosjan tylko dlatego, że jego członkami są wspaniali ludzie. To jest coś, czym politycy nie wykazują najmniejszego nawet zainteresowania. Dlaczego nasze dzieci są takie zagubione? Ponieważ nie ma przywódców, za którymi mogłyby pójść. Nasze dzieci widzą, jak nasi liderzy epatują agresją, więc same używają agresji na ulicach. Widzą chciwość przywódców i same stają się chciwe. Potrzebujemy przywódców, którzy będą inspiracją dla naszych dzieci, którzy pokażą im lepszą drogę.

Jak powstają twoje piosenki. Zaczynasz od napisania tekstu, skomponowania muzyki, a może robisz to jeszcze inaczej?

To, co robię od pięciu lat, wydaje się funkcjonować znakomicie. Mianowicie wyobrażam sobie rzekę i przez pierwsze trzy dni staram się ją oczyścić z zanieczyszczeń, czyli z codziennego życia. Jeśli nie komponowałem od czterech miesięcy, mój umysł jest bardzo zanieczyszczony i nie mogę właściwie myśleć. Myjemy się codziennie, ale nie oczyszczamy przy tym naszych umysłów. Tak więc przez trzy dni oczyszczam mój umysł. Gram całymi dniami, ale nic się z tego nie rodzi, co jest oczywiste, bo przecież umysł jest pełen nieczystości.

Później pojawia się piosenka, słowa powstają wraz z frazami muzycznymi, a gdy już się to zdarzy, kończę ją. Jestem tak zadowolony, że mi się to udało, że natychmiast zaczynam pisać kolejną piosenkę. Coś takiego zdarza się zwykle po jakichś ośmiu, dziewięciu, dziesięciu dniach. W ten sposób powstaje od siedmiu do dziesięciu nowych piosenek rocznie. Wydaje mi się, że jeśli ludzie mówią, iż nie potrafią pisać piosenek, to dzieje się tak dlatego, że nie przechodzą etapu tych pierwszych trzech dni. Nie starają się oczyścić z brudu w ich umysłach. W świecie, w którym żyjemy, ludzie myją się każdego dnia, lecz nasze umysły pełne są nonsensów. Tak więc ważne jest, aby oczyszczać swój umysł.

Czy masz jakąś swoją ulubioną piosenkę wśród tych, które napisałeś?

Moją ulubioną jest ta najsłynniejsza, czyli "How Wonderful You Are". Nie dlatego, że była wielkim przebojem, lecz dlatego, iż jest to uniwersalna piosenka o miłości. Przeznaczona jest dla tych wszystkich ludzi, którzy sprawili, że żyję, że pracuje komponując muzykę. A robię to dlatego, że jest to dobra praca, a nie dlatego, że chciałem być sławny. Przez siedem dni w tygodniu sprawiam, że niektórzy ludzie są szczęśliwi i wydaje mi się, że jest to praca, którą warto wykonywać. Ludzie lubią muzykę, lubią wyjść i posłuchać muzyki. Ja lubię im ją dawać i to jest bardzo miłe życie. Nie ma w nim nic złego. Nie trzeba koniecznie być sławnym.

"How Wonderful You Are" jest takim moim podziękowaniem. To piosenka dla was wszystkich. Dziękuję wam. Wracam teraz do mojej kryjówki i pozostanę tam przez następne sto lat. (śmiech)

Kim jest Harry, właściciel baru?

Było dwóch Harrych. Jeden otworzył bar w Paryżu w 1911 roku, a w 1932 roku poznał go Ernest Hemingway. Nazywał się Harry Maconi i był Szkotem. Później stał się on znany na całym świecie. Podobnie jego bar. Mniej więcej w tym samym czasie na świecie żył także inny Harry i był nim mój ojciec. Spotkałem go tylko raz. Lubił przesiadywać w tawernach w Atenach. Był pisarzem. Miał własną rodzinę i dlatego musiał milczeć na mój temat. Wyobrażam sobie, jak siedzi w "Harry's Bar". Zawsze byłem tam gdzie on, ale nigdy nie mogłem się z nim przywitać. Musiałem milczeć.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: teksty | śmiech | opowieść | umysł | miłość | piosenka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy