Reklama

"Mieliśmy sporo kłopotów"

Po 12 latach współpracy i wydaniu 6 płyt długogrających, z naszego rynku muzycznego znika zespół Moonlight. Wcześniej pojawiły się co prawda informacje o tarciach w łonie grupy, ale nikt nie spodziewał się, że ich efektem będzie opuszczenie grupy przez Daniela Potasza. Jeszcze przed ujawnieniem tej decyzji, wokalistka grupy Maja Konarska, główna kompozytorka Moonlight, opowiedziała nam sporo o trasie "Dark Star Festiwal 2002" oraz najnowszej płycie zatytułowanej "Candra".

Zagraliście niedawno podczas trasy nazwanej "Dark Star Festiwal 2002". W pewnym sensie było to wyjście zespołów, które występują rokrocznie na "Castle Party" w Bolkowie do klubów, w których nie pojawiają się zbyt często.

W zasadzie co roku mamy trasę po klubach i w dużej części są to te same kluby. Ludzie mimo wszystko tam przychodzą. Nowość polega na tym, że teraz fani mogli usłyszeć wszystkie zespoły za jednym zamachem.

A nie boisz się rywalizacji o palmę pierwszeństwa?

Nie, wydaje mi się, że nie ma żadnej rywalizacji. Graliśmy już wspólnie mnóstwo koncertów. Występowaliśmy z Fading Colors, graliśmy z Delight. Z Artrosis zawsze gramy co roku jakiś koncert. Myślę, że nie ma rywalizacji, to by było po prostu głupie i dziecinne. Nie jesteśmy nastolatkami, żeby się dziwnie zachowywać i myślę, że była to po prostu fajna zabawa. Zresztą oprócz Fading Colors, wszystkie zespoły są nam bardzo dobrze znane i znani są nam ludzie w nich grający. Mamy ze sobą bardzo dobry kontakt.

Reklama

Wasza ostatnia płyta zatytułowana jest "Candra". Co to w ogóle znaczy?

"Candra" to podobno "księżyc". Chociaż z tym pytaniem nie powinieneś się zwracać do mnie, bo tytuł wymyślił nasz klawiszowiec Daniel Potasz, tak samo zresztą jak większość tekstów, bo tylko jeden jest mój. On wymyślał te tytuły od początku i one zawsze były dziwne. Słyszałam, że oznacza to księżyc. Płyta miała być smutna i chyba jest smutna, więc wszystkie założenia zostały zrealizowane.

Czym ten album różni się od poprzednika?

Myślę, że różni się sporo, bo poprzednia płyta była bardzo mocna, bardzo gitarowa, a tutaj poszliśmy w rejony spokojniejsze, staraliśmy się, by w dużo większym stopniu było nastrojowo. Oczywiście jest w kilku miejscach mocne przyłożenie, ale generalnie jest to płyta spokojniejsza. Chcieliśmy uzyskać taki nastrój, by po jej włączeniu nie było mocniejszych uderzeń, by słuchacz nie podskakiwał w fotelu. Album miał być stonowany i myślę, że nam się to udało.

Skąd wzięła się potrzeba takiego stonowanego grania?

Jest to po prostu przeciwieństwo poprzedniej płyty. Graliśmy mocno. Teraz chcieliśmy zagrać coś innego. A z drugiej strony taki był przez ostatni rok nastrój w zespole i takie utwory nam wyszły.

Czy możesz opowiedzieć o najważniejszych utworach z tej płyty? Które z nich zajmują szczególne miejsce w twoim sercu?

Utwór pierwszy, ten najmocniejszy, jest szczególny. Jest mocny, energetyczny i powstał bardzo szybko. Następnie utwór czwarty. Jest bardzo dziwny. Miałam dużo problemów, żeby poradzić sobie z linią melodyczną w tym utworze, tam jest bardzo dziwne metrum na pięć czwartych. Włożyłam w niego mnóstwo pracy, więc pewnie dlatego jest on bliski memu sercu. Piątka to utwór na same wokale. To jest mój własny utwór. Sama go wymyśliłam muzycznie i tekstowo, sama też go zaśpiewałam i zagrałam na pianinie. Jest mój, więc jestem z nim blisko związana. No i utwór znajdujący się na samym końcu, "Dobranoc". To nowa wersja kompozycji sprzed dwóch lat. Zawsze chciałam, by ten utwór tak właśnie wyglądał. Tym razem udało mi się to przeforsować.

Czy zespół działa w sposób demokratyczny? Jak wygląda proces twórczy?

Różnie to bywa. Niejednokrotnie przypomina to pole walki, bo każdy z nas jest zupełnie inną osobą, każdy z nas słucha zupełnie innego rodzaju muzyki i ciągnie w swoją stronę. Ale zdarzają się też takie próby, gdzie wszystko idzie do przodu, bardzo ładnie się dogadujemy. Tym razem było różnie, mieliśmy sporo kłopotów. Jesteśmy ze sobą wiele lat i nie zawsze udaje nam się ze sobą wytrzymać. Zdarzało się, że nie wszyscy przychodzili na próby. Problem polega na tym, że mieszkam teraz na stałe we Wrocławiu i nie zawsze mogłam być na próbach. Raczej nie zawsze jest u nas demokracja, chociaż bardzo się staramy, by była. Zresztą na końcu i tak o wszystkim decyduje nasz producent i on ma ostateczne słowo dotyczące tego, jak będzie wyglądać płyta na końcu.

Wasze płyty się zmieniają, a czy zmienia się według ciebie rock gotycki?

Nie wiem. Na samym początku, w 1996 roku, przy okazji debiutu, wciśnięto nas do szufladki z rockiem gotyckim i wtedy było u nas rzeczywiście sporo elementów tej muzyki. Jednak mam wrażenie, że z płyty na płytę jest u nas coraz mniej rocka gotyckiego. Na ostatniej widać chyba wyraźnie, że poszliśmy teraz w kierunku zupełnie innej muzyki. Zresztą mam wrażenie, że większość zespołów tego nurtu poszła w zupełnie innym kierunku. Jest to cały czas mroczne, czasami metalowe i mocne granie, ale nie jest takie stylowe, typowe, jak to wyglądało w latach 80. To ewoluuje w dużym stopniu i mam nadzieję, że dalej tak będzie. Jakieś korzenie pozostają, ale muzycznie wiele się zmienia. Ktoś gra bardziej metalowo, ktoś bardziej rockowo, ktoś bardziej transowo, jak Fading Colors. To już jest coś innego. Ale w Polsce zawsze będzie się to nazywać rockiem gotyckim.

A jak sama opisałabyś muzykę Moonlight?

Trudno powiedzieć. To muzyka z korzeniami gotyckimi, bo jest smutna i mroczna, ale jest mnóstwo elementów metalu, teraz także mnóstwo elementów transowych.. Jest melodyjność. Staram się śpiewać jak najbardziej melodyjnie. Staramy się przede wszystkim, by była to muzyka inteligentna. Chcemy, aby to nie były proste klocki, poukładane obok siebie, tylko by jedno wynikało z drugiego.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: festiwal | star
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy