Reklama

"Lewa strona ścieżki"

Olsztyński Non Opus Dei to grupa wyjątkowo ciekawa na tle krajowej sceny blackmetalowej. Choć podąża jedynie słuszną w tym gatunku "lewą stroną ścieżki", nie szuka drogi na skróty, pozostając w wyraźnym kontraście do dość ubogich kreatywnie polskich blackmetalowych legionów. Kolejnym potwierdzeniem tej tezy jest wydany na przełomie 2004 i 2005 roku drugi album formacji "...sem al diavol va porti al mal", wypuszczony na rynek przez szwedzką wytwórnię Metal Fortress. Aktualnie zespół przygotowuje się do premiery trzeciego longplaya "The Satanachist's Credo", który już niebawem trafi do rąk fanów dzięki Pagan Records. W tym ważnym dla Non Opus Dei okresie gotowości do kolejnego ataku, z Bartoszem Donarskim rozmawiał lider grupy, gitarzysta i wokalista, a razem główny twórca muzyki Klimorh.

Na rynku dostępny jest już nowy materiał Non Opus Dei "...sem al diavol va porti al mal". Album ten został jednak nagrany dość dawno temu. Skąd ta zwłoka?

Hail! Witam wszystkich w dniu ognia, dniu świąt związanych z tradycjami lewej strony ścieżki. Opóźnienia związane z wydawaniem naszej twórczości to - można powiedzieć - nasza specjalność (śmiech).

"...sem al diavol..." został faktycznie nagrany w roku 2003, zaś ukazał się grubo ponad rok później - na przełomie 2004/2005 roku. Winna tej sytuacji jest wytwórnia Metal Fortress, ale nie będę narzekał, bo za wyjątkiem tego opóźnienia wszystko ułożyło się dobrze. Obecnie współpracujemy z Pagan Records i myślę że nasza sytuacja wydawnicza poprawi się.

Reklama

Jak wspomniałeś "...sem al diavol va porti al mal" wydała szwedzka Metal Fortress Entertainment. Jak w tej chwili wyglądają wasze stosunki z tą firmą? W Polsce ten longplay wyjdzie nakładem Pagan. Prawda?

Masz niezbyt dokładne informacje. Wydaniem tego materiału zajmuje się wyłącznie Metal Fortress, zarówno jeśli chodzi o CD, jak i o winyl. Natomiast Pagan Records wkrótce wyda nasz najnowszy materiał, zarejestrowany w lipcu 2004 roku, "The Satanachist's Credo".

Czym jest Ars Diavoli Rekords?

To niewielka dystrybucja, która wydała na kasecie pierwszy i ostatni materiał Mordgier [projekt muzyków Non Opus Dei - przyp. red.]. Były plany robienia różnych koszulek, wydania m.in. naszego nigdy nie opublikowanego "Applied Diabology", ale właściciel tej "wytwórni" okazał się typkiem który dużo potrafi gadać, ale niewiele zrobić. I na gadaniu się skończyło. Dziś to już zamknięty rozdział.

Zatrzymując się przy wytwórniach. O co chodziło z hiszpańską firmą War Is Imminent, która wydała wam pierwszy duży album? Ponoć nie był to strzał w dziesiątkę.

Hiszpanie wywiązali się z takich warunków, jak płyty czy pieniądze. Najbardziej wku******** rzeczami we współpracy z nimi były słaba promocja oraz sposób, w jaki wydali CD. Otrzymali od nas gotowy projekt i kilka wskazówek, ale wszystko zrobili po swojemu i nie wyglądało to dobrze. Kto miał w ręku CD "Diabolical Metal", ten wie o czym mówię. Lecz przynajmniej nauczyliśmy się czegoś. Od tamtej pory sami przygotowujemy całą szatę graficzną każdego naszego przedsięwzięcia. Sami, to znaczy korzystamy z usług naszego speca od wizualnych mroków - Tomka Modrzejewskiego.

Gdzie znajdujesz podstawowe różnice między nową płytą a debiutanckim albumem "Diabolical Metal"?

Różnice są ogromne, szczególnie, że w międzyczasie nagraliśmy wiele innych materiałów: Volfenkreuz, Mordgier, czy też nie opublikowany mini-album "Apllied Diabology". Tyle doświadczeń muzycznych (i pozamuzycznych też oczywiście) musiało jakoś na nas wpłynąć. A poza tym, komu chciałoby się nagrywać podobne rzeczy po kilka razy.

Przede wszystkim, struktura utworów jest bardzo szczególna, jak na Non Opus Dei. Na "...sem al diavol..." utwory są długie, monotonne, może wręcz za długie i za monotonne. Ale taki ich urok, tak miało być. Poza tym, jest to oczywista kontynuacja naszej drogi. Wiele osób twierdzi, że Non Opus ma swój własny styl i że jest to również słyszalne na "...sem al diavol...".

Black metal grany przez Non Opus Dei daleki jest od gatunkowej typowości. Podejrzewam, że utrzymywanie własnej muzycznej tożsamości i ciągłe dążenie ku większej indywidualności stanowi ważny element istnienia waszej grupy.

Ta tożsamość i indywidualność w muzyce wynikają po prostu z tego, iż ten zespół to spadkobierca tradycji lewej strony ścieżki. Nie da się tego od siebie oddzielić. Wchodząc raz na tą ścieżkę jesteś już na zawsze na to skazany.

Poruszyłeś tu dość ciekawy temat. Tak pozornie ekstremalny i niekonformistyczny gatunek muzyczny, a możemy w nim zauważyć wręcz przeciwną tendencję, kopiowanie pomysłów, pewne typowe, standardowe schematy powielane przez niektórych aż do znudzenia.

Jak podkreślacie, gracie "diabolical metal". Ten własny termin ma być próbą odcięcia się od marności dzisiejszego black metalu?

Nie, nie jest to żadna próba odcięcia się od tego gatunku! Nie przesadzaj też z tą marnością. Tutaj po prostu - tak jak chyba wszędzie - masz mniej i bardziej wartościowe jednostki, mniej i bardziej wartościowe zespoły. Duch black metalu zawsze jest obecny w naszej muzyce, to nasze korzenie.

Jeśli chodzi o termin "diabolical metal", to po prostu kiedyś tam rozbawiła nas ludzka skłonność do opisania, zaszufladkowania każdej rzeczy, osadzenia jej w jakichś sztywnych ramach. Zapomina się, że każde prawdziwe dzieło, coś naprawdę wielkiego, w takich ramach osadzić się po prostu nie da, ze względu na swoją nietuzinkowość. A to właśnie esencja naszej drogi. I to tyle w temacie "diabolical metalu".

W przeciwieństwie do wielu blackmetalowych zespołów, wasza muzyka wydaje się być mocniej zorientowana na rytm i mniej ukierunkowana na niekiedy nużącą monotonię standardowego produktu w tym gatunku. Myślę, że dużą rolę odgrywa tu ciekawe wykorzystanie perkusji, której jedynym celem nie jest wyłącznie nabijanie bezlitosnym temp, ale również budowanie pewnego klimatu, suspensu i brzmieniowej różnorodności.

Dzięki. Jeśli tak sądzisz, to jak tylko będzie okazja koniecznie musisz posłuchać utworów, nad którymi pracujemy obecnie. Tu nasz obecny bębniarz gra w naprawdę ciekawy sposób.

Poza typowym metalowym zestawem, wykorzystujecie także inne, bardziej niecodzienne w tym gatunku instrumentarium. Kto na nich gra?

Instrumentarium o którym mówisz, to jakieś dziwne instrumenty strunowe z różnych stron świata, kilka rodzajów fletów oraz irlandzki instrument perkusyjny - bodhran. Więcej o tym powiedziałby ci Marek, niestety w obecnej chwili przebywa on na jakimś wyjeździe i jest nieosiągalny. Instrumentów tych użyliśmy - po kolei wymieniając nasze nagrania - na "Diabolical Metal", "Applied Diabology", "...sem al diavol va porti al mal...", a poza tym w naszym projekcie Volfenkreuz.

Również pod względem tekstów Non Opus Dei wyraźnie wybija się ponad ogół. Ta część twórczości z pewnością nie jest traktowana przez ciebie marginalnie.

Oczywiście. Teksty są dla mnie tak samo ważne, jak muzyka. Bez tych tekstów, bez tych idei, ten zespół nigdy by nie zaistniał. Nie ma tu miejsca na przepisywanie fragmentów starych grimuarów czy pseudookultystyczną wiedzę. Jest to nieco poważniejsza próba opisania tej siły, która niszczy i buduje.

Teksty piszesz w kilku językach, również po polsku. Co godne podkreślanie i rzadko spotykane na naszej scenie, skutecznie unikasz w nich prowincjonalnego prostactwa i tak często spotykanego banału. Gdzie należałoby szukać źródeł inspiracji, dla tej części waszej muzycznej aktywności?

Teksty są związane z tradycjami lewej strony ścieżki. W jakiś sposób są inspirowane tą wymienioną przed chwilą nieludzką siła, która niszczy i buduje. Aktywna siła kosmosu, Ten, który sprawia ze świat jest w ciągłym ruchu. Przytoczę tu może fragment tekstu nawiązujący do tej idei:

1. Dobro jest biernością. Zło jest aktywnością.

2. Dobro jest rozsądkiem. Zło jest energią.

3. Diabeł jest aktywną energią kosmosu.

4. Diabeł prowadzi do działania.

5. Prowadzi do rozwoju.

6. Jest powodem istnienia zarówno rzeczywistości jak i fantazji.

Pozostając jeszcze na chwilę przy słowach, wchodząc na waszą stronę internetową można zauważyć - właśnie przez ciebie przytoczone - cytaty z "Zaślubin Nieba i Piekła" Williama Blake'a. Jakie znaczenie ma dla ciebie filozofia tego wielkiego mistyka, poety i malarza? Jego twórczość przenika także waszą muzykę.

Nie jest to cytat z "Zaślubin...", lecz twierdzenie dotyczące dobra i zła, naszego autorstwa. Może faktycznie nieco podobne do pewnego fragmentu wspomnianego przez ciebie dzieła. Jeśli natomiast chodzi o Blake'a, to w utworach Non Opus Dei chyba tylko dwa razy pojawiły się cytaty z "Przysłów Piekielnych", które to według mnie są esencją mądrości zawartej w jego "Zaślubinach Nieba i Piekła". Czy jego twórczość może przenikać naszą muzykę? Owszem, jeśli weźmiesz pod uwagę, że był to bard - poeta diabła.

Kto właściwie stoi dziś za Non Opus Dei? Na przestrzeni lat skład zmieniał się dość często.

We wrześniu 2004 roku zacząłem pracować z nowymi ludźmi. V2 na drugiej gitarze, choć nie jest to tak do końca nowa osoba w zespole. W dawnych latach grał z nami koncerty. Gonzo na perkusji - bezlitosny dla siebie i dla innych (śmiech) oraz Skaven na basie. Pewnie zabrzmi to absurdalnie, ale niebawem będziemy rejestrować to nad czym pracujemy właśnie od września 2004 roku.

A jak wygląda podział ról? Zdaje się, że to właśnie ty grasz w Non Opus Dei pierwsze skrzypce.

Owszem, pomysły gitarowe zazwyczaj wychodzą ode mnie. Do moich obowiązków należy też praca nad lirykami. Choć oczywiste jest chyba, że reszta zespołu ma również ogromny wpływ na całość. A co cieszy mnie w dzisiejszym składzie to to, że muzycznie możemy pozwolić sobie na wiele, ale wszyscy wiedzą, jak ma brzmieć Non Opus Dei. Naprawdę wiedzą, o co tu chodzi. Hail, My Nonopus Boys! (śmiech).

Nie wydaje ci się, że Non Opus Dei - może właśnie za sprawą własnego podejścia do wielu spraw - stoi nieco z boku całej metalowej sceny? Odnoszę wrażenie, że zupełnie nie zależy wam na podążaniu z nurtem aktualnych trendów.

Taka chyba zawsze była główna idea black metalu - zawsze stać poza stadem, być wiernym raz obranej drodze, a nie biec tam gdzie wszyscy, chwiać się, jak chorągiewka na wietrze. Jeśli wszyscy mówią, myślą czy postępują podobnie, to znaczy, że chyba nikt tam nie myśli samemu, wszyscy są omamieni przez panów kreatorów mody i animatorów sceny (śmiech).

Powiedz trochę o mającej się niebawem ukazać, nowej płycie.

Trzeci pełny album to wspomniany już wcześniej "The Satanachist's Credo", nagrany w lipcu 2004. Materiał ten ma ukazać się wkrótce nakładem Pagan Records. Mówiąc krótko, teksty są próbą opisania niektórych aspektów tytułowego credo. Muzyka natomiast jest diametralnie inna niż ta zamieszczona na "...sem al diavol...". Nie mam pojęcia, jak miałbym ją opisać słowami, więc jeśli kogoś to interesuje to - wiadomo - słowa nigdy dokładnie nie oddadzą tego, co możemy doświadczyć samemu. Chciałbym też dodać, że "The Satanachist's Credo" będzie bardzo nietuzinkowym wydawnictwem również ze względu na swoją stronę wizualną.

Z tego, co słyszałem masz sporo pomysłów na muzykę, a ograniczają cię w zasadzie jedynie pewne, określone cykle wydawnicze. Skąd tyle pomysłów?

Bez przesady, zazwyczaj raz w roku biorę udział w sesji nagraniowej w studio. Wyjątkiem były lata, w których nagrywaliśmy Volfenkreuz i Mordgier. Nie chodzi tu też o jakąś niewiarygodną ilość pomysłów, jakie mamy. W Non Opus Dei ten roczny cykl ma na celu podsumowanie pewnego okresu, w którym pracowaliśmy nad sobą, poszerzaliśmy swoją wiedzę, konfrontowaliśmy ją w jakiś sposób z zewnętrznym światem.

Poza Non Opus Dei udzielacie się także w kilku innych projektach. Jakie jest ich znaczenie? Myślę tu głównie o Mordgier i Volfenkreuz.

To jedyne zespoły w jakich się udzielałem, za wyjątkiem Non Opus Dei. Ich znaczenie? Cóż, chcieliśmy zrobić coś co - jak wówczas sądziliśmy - odbiega nieco od nonopusowskiego stylu. Takie eksperymenty z różnymi ludźmi, różnymi klimatami.

Mordgier to już zamknięty rozdział. Ukazało się jedno demo "In Deathcold Mist", wydane w 2003 roku, zaś bardziej oficjalnie, zespół zakończył działalność rok później. Minimalistyczny, chaotyczny black metal, tak mogę spróbować określić tę muzykę. Natomiast Volfenkreuz - po wydaniu pierwszego materiału - "Vulfhymnen" również zamilkł. Cały czas jednak wraz z Markiem mamy jakieś pomysły, idee związane z tym projektem i prawdopodobnie kiedyś tam coś zaiskrzy.

Jak jednym słowem można by oddać twórczość Non Opus Dei?

Jednym nie da rady. Ale dwoma można spróbować. Slava Tchortu!

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | twórczość | teksty | śmiech | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy