Reklama

"Kowalski nie miesza się do polityki"

Skąd wziął się Kowalski?

Wyszedł z morza marzeń na plażę w Trójmieście, w październiku 2000 roku. Trafiliśmy wtedy do małego garażu trzy na trzy metry i zaczęliśmy sobie razem grać. W marcu 2001 roku rozpoczęliśmy prace nad materiałem i od tego momentu rozpoczęła się nasza aktywna działalność koncertowa.

Zanim doszło do tego spotkania "rodziny Kowalskich" robiliście inne rzeczy. Możecie coś powiedzieć o swoich wcześniejszych doświadczeniach muzycznych?

Jesteśmy rodziną, wszyscy jesteśmy dziećmi stróża Kowalskiego. Pozazdrościliśmy trochę Kelly Family, Jacksonom oraz Golcom i postanowiliśmy też sobie rodzinnie pograć. Doświadczenia muzyczne mamy bardzo różne. Basista Artur i saksofonista Irek to muzycy grupy Groovekojad. Irek zresztą jest muzykiem jazzowym, w pełni tego słowa znaczeniu. Zdzisiek to legenda sceny trójmiejskiej, nagrywał z większością zespołów stąd pochodzących, nagrał słynną płytę "Gdynia". Ma na swoim koncie wiele lat działalności scenicznej. Michał - gitarzysta, doświadczenia ma bluesowe, ale poza tym gra na gitarze klasycznej, a ja, Grzegorz, mam przede wszystkim doświadczenia kabaretowe. To wszystko powoduje, że w naszym materiale słychać ogromną różnorodność stylistyczną.

Reklama

Wasze doświadczenie, dobra technika i różnorodność stylistyczna, są łatwo słyszalne na płycie. Czy styl Kowalskiego to początek waszych muzycznych poszukiwań, czy raczej ich kres?

Ciężko na to pytanie odpowiedzieć. Na pewno nie mamy ustalonego kierunku, w którym chcemy zmierzać, nie mówimy także, iż to już jest to. Wszystko, co robimy, opiera się w jakiś sposób na poszukiwaniu i na przenikaniu się tych naszych doświadczeń. Jedno wiemy na pewno - chcemy grać muzykę radosną, pełną energii i ciepła. Mam nadzieję, że to słychać na płycie. Nie ma tam jakichś utworów ciężkich i smutnych, chociaż są na pewno piosenki refleksyjne. Od początku założyliśmy sobie, że chcemy grać dla ludzi. Nie chcemy zamykać się w żadnej formule i wąskim spektrum muzycznym. Dlatego ta płyta też miała być dla każdego.

Po pierwszych dwóch piosenkach ("Marian" i "Jędrek Lepiej") pojawiła się "Karolina". Czy stało się tak dlatego, że ludzie nie znając płyty zaczęli was postrzegać jako zespół śpiewający o polityce?

Na pewno jakoś podświadomie o tym myśleliśmy, chociaż trzeba od razu powiedzieć, że "Marian" nigdy politycznym numerem nie był. Na pewno chcieliśmy, aby ludzie poznali drugą twarz Kowalskiego, nie tylko tę bardziej zaangażowaną tekstowo i ostrzejszą muzycznie. Chcieliśmy dotrzeć do całkiem innego słuchacza. Nasze pierwsze dwa utwory były grane w Trójce, tam rozpoczęliśmy swoją karierę. Z piosenką „Spragniony Karoliny” udaliśmy się do innych stacji, wiedząc, iż dotrze ona do innej grupy odbiorców. Dlatego zagrało ją m.in radio RMF FM. Nie chcieliśmy, aby płyta była postrzegana wąsko.

A teraz pytanie prawie jak z reklamy: Kim jest Karolina?

Karolina to przecudna kobieta, którą zobaczyliśmy w barze w Łebie. Sprzedawała tam frytki. Miała takie wspaniałe, spocone ciało. Wszyscy się w niej platonicznie zakochaliśmy. Niestety, nie odwzajemniła naszych uczuć, dlatego jako chłopcy z dobrego domu, pozbawieni złych nawyków, utopiliśmy nasze smutki w wodzie mineralnej. Z tego co wiemy, teraz jest słuchaczką w szkole policyjnej w Szczytnie.

Dlaczego "Marian" stał się piosenką o charakterze politycznym?

Jest to piosenka, która w naszym założeniu od samego początku była apolityczna. Mówi o przemijaniu, o ludziach, którzy mają swoje życie, znajomych, robią szalone rzeczy i nagle przychodzi taki moment, kiedy nie wiadomo dlaczego wszystko się zmienia. Nagle gubi się to coś, co było bardzo ważne. Później już tylko przy kufelku piwa wspomina się, jak to kiedyś było fajnie. Okazuje się, że teraz już tylko rdzewiejemy, zużywamy się, zamiast mieć coraz więcej radości. To jest piosenka właśnie o tym, ponadto oparta jest ona na faktach. W naszym towarzystwie był rzeczywiście Marian, który upadł ze schodów i po pobycie w szpitalu stał się zupełnie innym człowiekiem.

Czy chcieliście w jakiś sposób walczyć z tą polityczną etykietą, jaka przylgnęła do Mariana?

Nie. Parę razy całą historię dementowaliśmy w wywiadach, ale później nam się znudziło. Podeszliśmy do tego z innej strony, że widocznie jest w tej piosence coś takiego, co sprawia, że ludzie tak a nie inaczej ją postrzegają. Ma różne tła i znaczenia, a media wybrały to, co dla nich najciekawsze. Jeśli chodzi o naszych znajomych i ludzi, którzy przychodzą na koncerty, nikt nie próbuje w jakikolwiek sposób odnosić tej piosenki do TEGO Mariana, a raczej odnosi ją do siebie i własnych znajomych. Ta walka ma nie ma sensu. Natomiast z "Jędrkiem" było tak, że poczuliśmy się już tak zdenerwowani i poirytowani, że zareagowaliśmy na to wszystko piosenką. Kowalski nie miesza się do polityki, ale tylko do momentu, kiedy ktoś nie wchodzi mu z tą polityką do domu. Dlatego ten singel trafił do posłów, tak, aby na pewno nie ominął tych, o których mówi.

Na płycie umieściliście także swój protest...

Chcieliśmy się trochę z tego wszystkiego pośmiać i po kowalskiemu wytłumaczyć, o co nam chodzi. Andrzej Lepper mógłby nam zarzucić, że na jego plecach chcemy zrobić karierę, dlatego napisaliśmy, że jesteśmy przeciwko temu, aby upodabniał się do naszego Jędrka Lepieja. Pseudoartysta śpiewa o pseudopolityku.

Nie baliście się, że ta piosenka zwróci się przeciwko wam? Nie pojawiły się żadne naciski?

Oczywiście, pisząc ten utwór, myśleliśmy o tym, że chcemy, aby było o nas głośno, ale nie za wszelką cenę, dlatego zastanawialiśmy się, czy słowo "cepie" będzie za mocne i czy kogoś nie obrazi. Albo się ma coś do powiedzenia, albo się nie ma. Jeśli zdecydowaliśmy się na zrobienie tej piosenki, to trudno. Być może wyborcy pana Leppera poczują się urażeni, ale obawiam się, że oni nigdy nie wezmą tego do siebie i raczej się tym przejmować nie będą.

Co było inspiracją do napisania utworu "Dancing"?

Facet w dresie, z firaną na plecach, wyglądający jak NRD-owski piłkarz lub czeski hokeista pędzący WZ-tką na dancing ze swoją dziewczyną w podkolanówkach i sandałach. Muzycznie chcieliśmy wrócić do klimatów lat 70., bo strasznie kręci nas takie granie. Zagraliśmy więc taką muzę, ale przykręciliśmy ten numer zabawnym tekstem, który ma na celu wykpienie mody na spolszczanie angielskich słów. Chcieliśmy pokazać, jak to głupio brzmi. Dlatego też nie nazwaliśmy się "Kovalsky", ale zwyczajnie, po naszemu. Śmiejemy się także z dresiarzy i wszystkich, dla których celem życia jest mieć dobry dres.

A czym jest owa "Irlandia", która podobno jest taka piękna i taka zielona?

"Irlandia" to bardzo ważna dla nas piosenka. Graliśmy ją częściowo w tym składzie jeszcze jako Kabaret Kabel. Chcieliśmy ją jednak odświeżyć i zamieścić na płycie Kowalskiego. Jest to piosenka o marzeniach i o tym, że wszyscy powinniśmy je mieć, bo jeśli człowiek zapomni o marzeniach, to zapomina, że żyje. Od strony muzycznej zrobiliśmy ten utwór zupełnie inaczej niż oryginał, bo on w sumie powstał 10 lat temu. Umieściliśmy tę piosenkę na końcu, ponieważ ma być podsumowaniem płyty i wydaje nam się, że tekst tej piosenki jest życiowy i odnosi się do wszystkich Kowalskich na świecie.

Jakie nadzieje wiążecie z płytą “Marian”?

Ty nam powiedz. Nam ciężko jest się wypowiadać. Chcemy przede wszystkim, aby nazwa Kowalski coś mówiła, aby ludzie z czymś ją kojarzyli. Nie zależy nam na ogromnej sprzedaży, bo jesteśmy przede wszystkim nastawieni na koncerty. To jest dla nas sens istnienia. Muzyk musi muzykować. Mamy bardzo zapchany kalendarz i pod tym względem jesteśmy bardzo aktywni. Tym bardziej, że na koncertach podobno jeszcze wiele zyskujemy. Przyjdźcie, a sami się przekonacie.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzycy | radio | doświadczenia | piosenki | piosenka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy