Reklama

"Każda zdrada jest zła"

Dziś już mało fanów zastanawia, który wykonawca jest lepszy - Sepultura bez Maxa Cavalery czy Max Cavalera bez Sepultury. Słynna brazylijska formacja przetrwała pomimo odejścia swego charyzmatycznego frontmana i rzeczą gustu jest ocenianie tego, co nagrała potem. Z kolei Max Cavalera, wzorem byłych kolegów, nie powrócił do Brazylii, lecz pozostał w Stanach Zjednoczonych i powołał do życia grupę Soulfly. Wiele osób sądziło, że Max nie da sobie rady. Nic z tego. We wszystkim, co robi, kieruje się on bowiem szczerością i nic dziwnego, że jego muzyka znajduje się wielu zwolenników. Trzecia propozycja Soulfly, zatytułowana "3", brzmi nieco inaczej od poprzedniej płyty "Primitive". Nie ma na niej również tylu gości. Max Cavalera wyjaśnił Lesławowi Dutkowskiemu, dlaczego tak się stało. A wszystko zaczęło się oczywiście od piłki nożnej. Wszak Max jest Brazylijczykiem.

Ponieważ jesteś Brazylijczykiem i kibicem piłkarskim, muszę zacząć gratulacji z powodu wywalczenia przez reprezentację Brazylii tytułu mistrzów świata. Sądzę, że jesteś bardzo szczęśliwy.

Dziękuję za gratulacje. Jestem bardzo szczęśliwy. Przeszli bardzo trudne eliminacje, ledwo się zakwalifikowali i prawie nikt nie wierzył, że mogą znowu wygrać. Moi rodacy żyją futbolem. To jest niewyobrażalnie wielka pasja. Tak więc to, że wygrali, jest wielką sprawą.

Porozmawiajmy o nowej płycie twojego zespołu, zatytułowanej po prostu "3". Tytuł jest pozornie prosty, bo to tylko liczba, ale sądzę, że jego znaczenie można odnieść do wielu innych rzeczy. Czy tak jest rzeczywiście?

Reklama

I tak, i nie. Kiedy zastanawiałem się nad tytułem tej płyty, chciałem mieć coś prostego. Na okładce znalazł się ten stary symbol, który bardzo przypomina trójkę. Niektórzy ludzie mówią mi, że to kojarzy im się z Trójcą Świętą.

...z piekłem, czyśćcem i niebem?

Tak, żebyś wiedział. Sam widzisz, że wiele jest rzeczy, o których można pomyśleć w kontekście liczby trzy. (śmiech) Mnie chodziło tylko o to, aby tytuł był prosty.

Po raz pierwszy zdecydowałeś się na samodzielne produkowanie albumu, we współpracy z Otto D’Angelo. Dlaczego?

Ponieważ ten album był przygotowany zupełnie inaczej niż poprzednie płyty. Na "Primitive" na przykład mieliśmy w studiu wielu gości. Próbowałem produkować płytę, ale bardziej jednak skoncentrowałem się na współpracy z gośćmi. Produkowaniem musiał się martwić kto inny. Tym razem, podczas nagrywania "3", nie było wielu gości, więc i ja miałem więcej czasu na zajęcie się takimi sprawami, jak brzmienie płyty, pomysły. Dlatego tym razem uznałem, że najlepiej będzie, jak sam wezmę się za produkowanie.

Moim zdaniem "3" brzmi mniej surowo, niż "Primitive". Tak miało być? A może to zasługa Terry’ego Date’a, który miksował płytę?

Moim zdaniem, pod względem brzmieniowym, ta płyta nie jest tak wygładzona jak "Primitive". Bardziej przypomina pierwszy album Soulfy. Powiedziałbym nawet, że to brzmienie ma coś wspólnego z tym, co znasz z dwóch albumów Sepultury - "Chaos A.D." i "Roots". Jest trochę cięższa niż "Primitive".

Roy Mayorga znów gra na perkusji w Soulfly. Jak się czujesz grając z nim ponownie?

Naprawdę dobrze, że wrócił. Mówię wszystkim, że to jest dowód na to, że Soulfly jest tak silny, jak nigdy dotąd. Skoro ktoś, kto kiedyś opuścił ten zespół, teraz do niego wraca, oznacza to, iż zespół ten jest wyjątkowy, prawdziwy i przetrwa. Przywitaliśmy go z otwartymi ramionami, bo wiemy, jak dobrym jest perkusistą. Jego gra była kluczowym elementem naszego pierwszego albumu. Mogę tylko sobie wyobrażać w tej chwili, jak dobrze zabrzmiałby "Primitive", gdyby on na nim zagrał. Roy znów jest wśród nas i jego niesamowite granie jest bardzo ważne. Zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę, że perkusja i instrumenty perkusyjne są istotnym elementem albumu "3". Wykonał wspaniałą robotę.

Jest kilka szczególnym utworów na nowej płycie Soulfly. Pierwszy, który przychodzi mi na myśl, to "Tree Of Pain", bardzo osobiste nagranie. I chyba nie tylko dla ciebie, bo zaprosiłeś swojego pasierba Richiego, który stracił kilka lat temu brata, aby w nim zaśpiewał.

Nie pierwszy raz piszę takie utwory. "Son Song", z Seanem Lennonem, także był utworem bardzo osobistym. Wiele nagrań w czasach Sepultury również, jak na przykład "Inner Self". Moje teksty jakoś tam się przecinają, ale to dzieje się w sposób naturalny. "Tree Of Pain" jest jednakże zupełnie inny od wszystkiego, co do tej pory napisałem. Kawałek trwa ponad osiem minut, ma trzy różniące się od siebie części. Uwielbiam tę najbardziej melodyjną, którą śpiewa Asha Rabouin. Wydaje mi się, że ten fragment jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie napisałem w całej mojej karierze. Czułem się naprawdę bardzo szczęśliwy komponując to nagranie. To, że "Tree Of Pain" trwa aż osiem minut, jest chyba najbardziej zaskakującym momentem tej płyty i cieszy mnie, iż fani również są zaskoczeni i podoba im się to.

Inna piosenka, która zapadła mi w pamięć, to "Four Elements". O ile dobrze usłyszałem, wykrzykujesz w niej: Heart, fist, soul, mind. Czy to składniki twego światopoglądu, czy może wynik obserwacji życia wokół ciebie, tego, co dzieje się na świecie?

Nie do końca. Wybrałem te cztery słowa do tekstu tego utworu, ponieważ dotyczy on rockowego stylu życia. Dotyczy głupiej mentalności wielkich rockowych gwiazd, które myślą, że mogą traktować ludzi jak gó**o, że nigdy nic złego im się nie przydarzy. Te cztery elementy, te cztery słowa, mają sprawić, że się zastanowią nad sobą. Chodzi o to, żeby im powiedzieć, iż brakuje im tych czterech elementów. Chciałem też przez to powiedzieć, że ludzie związani z Soulfly mają te cztery elementy, których używają przez cały czas. Używają ich za pośrednictwem muzyki. Nie chodzi mi o to, aby powiedzieć do konkretnej osoby, że tego jej brakuje, ale jest cała masa rockowych gwiazd, którym tego brakuje. I ta piosenka właśnie ich dotyczy.

Kolejna wyjątkowa rzecz na tej płycie to minuta ciszy - utwór "9-11-01" jest hołdem dla ofiar zamachów terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton. Swój hołd złożyłeś w zupełnie inny sposób niż cała masa artystów.

Tak pomyślałem, że należy zrobić. Myślę, że każdy ma swój własny sposób wypowiadania się. Niektórzy piszą piosenki, niektórzy wygłaszają przemówienia, niektórzy grają koncerty. Ja zdecydowałem się na zamieszczanie minuty ciszy na albumie, ponieważ jest ona dla ofiar tragedii, która zabiła wielu ludzi. Uważałem, że jako artysta też powinienem jakoś w tej sprawie się wypowiedzieć. Zrobiłem to jednak inaczej niż większość ludzi, zamieszczając minutę ciszy. To nie jest coś, czego by ode mnie oczekiwano. Uznałem, że cisza najbardziej pasuje do zdarzenia i nie trzeba pisać żadnych słów.

Jest jeszcze inny hołd na tej płycie. To utwór "One Nation" z repertuaru Sacred Reich, z którą przed laty koncertowała Sepultura. Wtedy też zawitaliście razem z nimi do Polski. Hołd jest o tyle szczególny, że w tym utworze grają Wiley Arnett i Greg Hall, gitarzysta i perkusista Sacred Reich. Ten kawałek też chyba wiele dla ciebie znaczy.

To jest hołd dla starych czasów i dla starych fanów. To był wspaniały okres dla nas, wspaniałe lata, chyba najlepsze lata dla muzyki. Sepultura, Sacred Reich, Exodus i inne zespoły, z którymi Sepultura wówczas grała, przeżywały wspaniały okres. Miałem szansę ożywić te wspomnienia i nagrać "One Nation" razem z Gregiem i Wiley’em.

Na naszej obecnej trasie spotkałem wielu starych fanów z tamtych czasów, którzy cały czas śledzą moje poczynania i wspierają mnie. Opowiadają mi same wspaniałe rzeczy. Umieszczenie kawałka Sacred Reich na płycie to taka miła niespodzianka dotycząca przeszłości, która dowodzi także, że nie zapomniałem swoich korzeni, tego, skąd się wziąłem jako muzyk. Czasy thrash metalu miały na mnie spory wpływ. Miło było spotkać się w studiu z Gregiem i Wiley’em, ponieważ zawsze byłem fanem Sacred Reich i bardzo podobało mi się to, co robili. Było naprawdę bardzo miło i wesoło.

Mieszkasz w Phoenix w Arizonie, podobnie jak oni, i podejrzewam, że masz okazję spotykać ich od czasu do czasu?

Wiley gra w zespole heavymetalowym, a Greg w grupie hardcore’owej, która jest z nami zaprzyjaźniona i graliśmy nawet razem kilka razy. Nazywają się Northside Kings. Spotykam ich od czasu do czasu, podczas koncertów i nie tylko. Jesteśmy w kontakcie.

A co z Philem Rindem, basistą i wokalistą Sacred Reich? Z nim też się spotykasz?

Jego raczej nie spotykam. Ostatni raz, kiedy o nim słyszałem, okazało się, że nie jest już związany z muzyką. Teraz jest buddystą. Ma rodzinę, dwójkę dzieci. Widziałem się z nim kilka lat temu i już wtedy nie zajmował się w ogóle śpiewaniem. Za to Wiley i Greg ciągle są aktywni muzycznie i to jest wspaniałe.

Na każdym kroku podkreślasz swoje brazylijskie korzenie. Ciekawi mnie, czy twoje dzieci potrafią mówić po portugalsku?

Rozumieją niektóre słowa w tym języku, które mówię do nich. Uczę ich kilku słów i zwrotów. Oglądają ze mną mecze, oglądali też ostatni mundial. Moje dzieci uwielbiają tę grę i uwielbiają oglądać mecze piłkarskie w telewizji, zwłaszcza kiedy gra Brazylia. To jest wspaniałe, bo nigdy tego nie oczekiwałem. Bardzie podobają im się amerykańskie sporty, jak na przykład jazda na deskorolce, ale mecze piłkarskie uwielbiają ze mną oglądać. Sądzę, że to jest bardzo dobre.

A potrafią grać w piłkę?

Tak potrafią.

Co zainspirowało cię do napisania instrumentalnej kompozycji "Zumbi"? Dla mnie brzmi ona trochę jak fragment ścieżki dźwiękowej do horroru lub thrillera.

Ta kompozycja jest wynikiem mojego zainteresowania world music, Dead Can Dance, Paulem Simonem i temu podobnymi wykonawcami. To zainspirowało mnie do napisania czegoś takiego. Jest to zupełnie inna kompozycja i nie ma nic wspólnego ze światem muzyki rockowej. Sam powiedziałeś, że mogłaby być wykorzystana na ścieżce dźwiękowej i jest to prawda. Doskonale by pasowała. Bardzo lubię &Zumbi", ponieważ takie kawałki pisze się zupełnie inaczej. Nie musisz martwić się o teksty, chóry, podziały na fragmenty itp. To całkowicie szalony i otwarty sposób pisania. Ta kompozycja mogłaby równie dobrze trwać 15 albo 20 minut. Ja zrobiłem z tego utwór około pięciominutowy, gdyż chciałem dać ludziom do posmakowania fragment takiej muzyki. Pewnego dnia nagram całą płytę z tego typu muzyką. Sądzę, że będzie fajnie zaprezentować ludziom moje pomysły na muzykę niczym ze ścieżki dźwiękowej.

Masz więcej napisanych kawałków takich jak ten, czy dopiero planujesz je napisać?

Prawdę mówiąc mam ich napisaną całą masę. Piszę takie kompozycje właściwie cały czas. Jak powiedziałem, to taka wolna, niczym nieskrępowana metoda tworzenia muzyki, gdyż odbiega zupełnie od norm i nie musisz się sugerować przy jej tworzeniu żadnymi zasadami muzyki. Zaczynasz jamować, a potem wkładasz do tego instrumenty perkusyjne.

Właściwie to możesz umieścić w takiej kompozycji każdy instrument, jaki przyjdzie ci do głowy.

Owszem, mogę. W takich utworach, jak "Soulfly III" zostało użytych chyba 30 albo nawet więcej instrumentów. Następnym razem zamierzam wymienić je wszystkie we wkładce. Nie zrobiłem tego tym razem, ale następnym razem zrobię na pewno, bo to może być interesujące dla ludzi, którzy lubią tego rodzaju muzykę. Na pewno chcieliby wiedzieć, jakich instrumentów użyliśmy, aby nagrać dany utwór.

Czy to są instrumenty plemienne rodem z Brazylii, czy z innych części świata?

Większość z nich pochodzi z Brazylii, jest też kilka instrumentów z Afryki. Na płycie wykorzystaliśmy też sitar. Na "Seek ’N’ Strike użyliśmy z kolei fletu pochodzącego z Azji. Jest też wiele innych instrumentów, które zamierzam wykorzystać również w przyszłości. Może jakieś elementy i instrumenty z muzyki Aborygenów, więcej klimatów afrykańskich, południowoamerykańskich. Ta obecność world music w muzyce Soulfly jest niezwykle ważna, gdyż sprawia, iż ten zespół odróżnia się od większości wykonawców na scenie metalowej. Dzięki temu mamy zupełnie inne brzmienie.

Wasza muzyka to taki plemienny metal.

Mnie nie wypada za bardzo określać to, co robię, ale rzeczywiście jest tutaj sporo elementów plemiennych i są one bardzo ważne.

Czy potrafisz grać na którymś z tych plemiennych instrumentów?

Tak, potrafię. Poza berimbau bardzo lubię grać na różnych instrumentach perkusyjnych. Na naszych koncertach jest taki moment, w którym ja, Marcello, Mike i Roy gramy na różnych bębnach. Odkładamy gitary i gramy takie bardzo plemienne rytmy. Jest to przy okazji bardzo zabawne, bo w środku koncertu gitary idą na bok i każdy członek Soulfly staje się perkusistą. To dodaje zupełnie innego klimatu naszym koncertom.

W wywiadzie, którego udzieliłeś nam dwa lata temu, powiedziałeś, że szanujesz opinie i wiarę każdego człowieka. Co w takim razie powiesz o kimś takim, jak John Walker Lindh, który współpracował z talibami w Afganistanie i walczył przeciwko amerykańskim wojskom?

Nie posiadam wystarczająco dużej wiedzy, aby wydawać sądy na ten temat. Mogę tylko powiedzieć, że każda zdrada jest zła, czy to w muzyce, czy w każdej innej dziedzinie. Należy w coś wierzyć i popierać to, a nie odwracać się do tego plecami. Zdrada nie jest w porządku.

W tym samym wywiadzie sprzed dwóch lat mówiłeś, że zamierzasz nagrać kolejny album Nailbomb. Co ze spełnieniem tej obietnicy?

Ta obietnica jest wciąż żywa i jeśli tylko nadejdzie właściwy czas wypełnię ją. Wcześniej muszę pogadać o tym z Alexem. Chcemy to nagrać, bo Nailbomb, po dziesięciu latach, jest zespołem cały czas obecnym. Ludzie mówią mi o nim bez przerwy. Chcieliby posłuchać kolejnego albumu. Dla wielu z nich płyta Nailbomb jest jedną z najlepszych, jakie nagrałem w całej mojej karierze, lepsza nawet od dokonań z Sepulturą. Chcę bardzo kiedyś zgrać terminy z Alexem i nagrać kolejny album Nailbomb. Byłoby wspaniale.

Będziecie koncertować w Ameryce ze Slayerem, In Flames i Downthesun. Zamierzasz zaprosić na scenę Toma Arayę, aby zaśpiewał z tobą na scenie "Terrorist"?

Owszem. Nie powiem, że codziennie, bo trasa to bardzo wyczerpujące zajęcie. Mam jednak nadzieję, że podczas kilku szczególnych koncertów Tom dołączy do nas na scenie i zaśpiewa ten kawałek razem ze mną. Byłoby mi bardzo miło.

Na zakończenie powiedz, czy planujecie trasę koncertową po Europie? Wasz występ dwa lata temu został wspaniale przyjęty przez polską publiczność i zapewne wielu z tych, którzy byli wtedy w Warszawie, chętnie zobaczyłoby was ponownie.

Bardzo bym chciał znowu do was przyjechać. Trasa europejska zaczyna się w październiku i zamierzamy odwiedzić te kraje, w których nie byliśmy od dłuższego czasu. To dotyczy również Polski. Mam nadzieję, że jakiś promotor skontaktuje się z nami i zorganizuje nasz koncert, gdyż album "3" został nagrany przez wspaniały skład Soulfly i sądzę, że polscy fani byliby zachwyceni, oglądając i słuchając nas teraz.

Dziękuję ci za rozmowę i życzę udanej trasy.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | instrumenty | zdrada
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy