Reklama

"Katedra z pudełek po zapałkach"

Steve Hackett to jeden z najwybitniejszych i najbardziej oryginalnych gitarzystów na świecie, który swoją grą czarował fanów rocka jako członek grup Genesis, GTR oraz jako solista. Ma na swoim koncie liczne liczne występy oraz albumy nagrane wspólnie z największymi gwiazdami rocka progresywnego. W 2001 roku uraczył swych fanów czteropłytowym albumem "Live Archive 70, 80, 90's", prezentującym dorobek artysty z trzech różnych etapów jego kariery w latach 70., 80. i 90. Z tej okazji o materiale na nim zawartym, fascynacji Japonią oraz nowych projektach, ze Stevem Hackettem rozmawiał Konrad Sikora.

Dlaczego zdecydowałeś się na wydanie "Live Archieve"?

Szczerze mówiąc to sam nie potrafię sobie odpowiedzieć do końca na to pytanie. Za każdym razem znajduję na nie inną odpowiedź. Tym razem przedstawia się ona mniej więcej tak. Ukazało się już kilka box-setów, zawierających różne nagrania Genesis i jakoś nie miałem większego wpływu na dobór materiału i samą formułę. Dlatego postanowiłem zrealizować się w tej formule, wydając ten czteropłytowy zestaw. I szczerze mówiąc wydaje mi się, że ten box-set ma artystycznie większą wartość, niż te z nagraniami Genesis, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Dzięki temu mogłem jeszcze raz wrócić do tych wszystkich wspaniałych koncertów, bo one naprawdę były wspaniałe, co można przecież usłyszeć na tych płytach.

Reklama

To da się to zauważyć szczególnie na pierwszym z czterech krążków...

Tak. Długo zastanawiałem się, czy powinienem zostawić ten aplauz, krzyki publiczności i w końcu zdecydowałem się, że będzie to cały zapis koncertu, ze wszystkim, włącznie z reakcją publiczności. Tego w przypadku płyt koncertowych zazwyczaj się nie robi, gdyż takie fragmenty są zawsze wycinane. Jednak na takim wydawnictwie mogłem sobie na to pozwolić. Niektórym może się to nie spodobać, ale sądzę, że większości fanów takie rozwiązanie przypadnie do gustu.

Materiał zawarty na "Live Archieve" to chyba tylko mała część tego, co trzymasz w swoich szufladach?

Jeśli chodzi o zarejestrowany materiał, rzeczywiście jest to tylko część, natomiast jeśli chodzi o repertuar, to wydawnictwo dość dokładnie przestawia utwory, które wykonywałem na koncertach. W tym sensie jest to bardzo dobra dokumentacja mojej kariery i mojego rozwoju. Na rynku jest już wiele bootlegów i dlatego starałem się wybrać to, co najlepsze i najważniejsze.

Masz już na swoim koncie albumy rockowe, ale także jeden bluesowy, no i płyty klasyczne. Czy planujesz jeszcze spróbować swych sił w innym stylu muzycznym?

W ostatnim czasie bardzo podoba mi się to, co robi Peter Gabriel, który pracuje z muzykami z różnych zakątków świata. Szczerze mówiąc, to on skorzystał z mojego pomysłu. Na początku lat 80. rozpocząłem bowiem współpracę z muzykami z Brazylii i próbowałem swych sił w wielu nietypowych dla Europy i tutejszych muzyków projektach. Dlatego sądzę, że może to jest ten kierunek, który mogę jeszcze obrać. Jednak z tzw. "world music" jest pewien problem. Jeśli jest to jakiś soundtrack do filmu, sprawa wydaje się być prosta, ale nagranie muzyki, która nie będzie towarzyszyć obrazowi, jest już wyzwaniem, bo trzeba mieć na uwadze fakt, iż płyta ma zainteresować wszystkich. Dodatkowo masz zastrzyk adrenaliny, bo robisz coś nowego, ale w efekcie nagrasz płytę, która zainteresuje bardzo niewielu. Dlatego zamiast nagrywać z takimi muzykami, wolę eksperymentować z samymi instrumentami. W ostatnim czasie mam słabość do instrumentów charakterystycznych dla Dalekiego Wschodu. Ciągnie mnie w tamtą stronę, ale nie wiem, czy spróbuję. W sumie nigdy nie wiadomo, jaką płytę nagrasz, dopóki już tego nie zrobisz. Dlatego jeszcze wszystko może się zdarzyć.

Skąd bierze się ta fascynacja kulturą Wschodu?

Duchowością tamtejszej kultury. Moją uwagę zwraca szczególnie Japonia, której kultury w żaden sposób nie da się porównać z zachodnią, i której nie sposób do końca zrozumieć. Pod względem muzycznym, teorii muzyki, też jest tam wiele fascynujących rzeczy. Wiele osób może sobie z tego nie zdawać sprawy, ale chorały gregoriańskie i wschodni muzycy tego samego okresu, wykorzystywali te same skale, choć w średniowieczu w żaden sposób te kultury - łacińska i azjatycka - jeszcze nie mogły się przenikać. To mnie także bardzo fascynuje.

Czy Europa Środkowa też leży w kręgu twoich zainteresowań?

Muzycznie tak, ale tylko jeśli chodzi o klasykę. Kulturowo raczej nie. Nie miałem jeszcze okazji odwiedzić Polski i w ogóle mało bywałem w tamtych stronach.

Ale w 1982 roku zagrałeś na koncercie noszącym nazwę "Poland Aid". Możesz coś o tym opowiedzieć?

Któregoś dnia poproszono mnie o zagranie na tym koncercie. Celem było zebranie pieniędzy, za które miały być kupione leki i środki pierwszej pomocy dla waszego kraju. Tak się jakoś złożyło, że w ostatniej chwili wszyscy najważniejsi artyści wycofali się z udziału. Zostałem praktycznie sam i podjąłem to wyzwanie. Bardzo dobrze pamiętam ten koncert, był dość wyjątkowy.

Czy obecnie jeszcze angażujesz się w takie akcje?

Bardzo rzadko. Jeśli czuję, że naprawdę mogę coś wnieść w daną sprawę, wtedy się zgadzam, ale nie zdarza się to zbyt często.

Chciałbym wrócić do twojej ostatniej studyjnej, rockowej płyty, czyli "Darktown". Czy to prawda, że prace nad nią trwały w sumie 10 lat?

Ostatnie lata miałem naprawdę bardzo pracowite, ale najstarszy utwór rzeczywiście powstał ponad 10 lat przed wydaniem płyty. Połowa albumu powstawała w tym rozciągniętym czasie, ale druga połowa powstała dość szybko, w okresie poprzedzającym wydanie albumu. To nie jest tak, że pracowałem nad tą płytą 10 lat. W międzyczasie wydałem bowiem kilka innych płyt, jak choćby "Genesis Revisited", "Guitar Noir" i grałem ogromną ilość koncertów. Dlatego w sumie miałem niewiele czasu, aby pracować nad "Darktown". Dopiero w ostatnim okresie wziąłem się już tylko za ten album i wszystko poszło mi dość gładko. Nagrywając płytę z wykorzystaniem sampli, czyli zupełnie dla mnie nową techniką, czułem się tak, jakbym budował katedrę z pudełek po zapałkach.

Czy mógłbyś powiedzieć coś o utworze "In Memoriam", który w Polsce był szczególnie lubiany...

Kiedy pisałem tę piosenkę, musiałem być w niezłej depresji. I szczerze mówiąc nie czułem się najlepiej. Jeden z moich przyjaciół był ciężko chory, kilku innych zmarło i wydawało mi się, że ten świat jest bardzo okrutny, że tak często jesteśmy bezsilni. W ten sposób chciałem odreagować ten nastrój, chciałem pozbyć się uczucia bezsilności. Byłem bardzo zaskoczony, że ta piosenka spotkała się z tak dobrym przyjęciem. Wydawało mi się, że ludzie uznają ją za zbyt depresyjną i nie będą chcieli jej słuchać. Okazało się, że jest inaczej. Muszę przyznać, że niewiele rzeczy w życiu mnie zaskoczyło, ale reakcja na tę kompozycję - jak właśnie się dowiedziałem również w Polsce - jest dla mnie prawdziwą niespodzianką, bo przecież to nie jest utwór, o którym można powiedzieć, że jest zrobiony w typowym dla mnie stylu.

Czy w najbliższym czasie możemy się spodziewać twojego nowego studyjnego albumu i ewentualnie wizyty w Polsce?

Pracuję nad dwoma płytami. Jedna będzie akustyczna, a druga typowo gitarowa. Szczerze mówiąc nie wiem, kiedy pojawią się na rynku. Na razie muszę skończyć budowę swojego studia. Zanim wypuścisz na rynek nowy samochód, najpierw musisz zbudować dla niego fabrykę i tak jest w moim przypadku. Co do wizyty w Polsce, to mam nadzieję, że do niej dojdzie, ale to też nie do końca ode mnie zależy. Od wielu lat na to czekam i może w końcu się doczekam.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Live
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy