Reklama

"Kajtek w krótkich tyrolskich spodenkach"

Pod koniec listopada 2005 roku grupa Hey, jedna z gwiazd rodzimego rocka, wydała ósmą w swym dorobku płytę "Echosystem". Pierwsza część trasy promującej ten album zakończyła się pod koniec grudnia w Krakowie, niemal tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Zespół na zakończenie zagrała dwa razy, dzień po dniu. w krakowskiej "Rotundzie", Michał Boroń spotkał się przy tej okazji z wokalistką Kasią Nosowską i gitarzystą Marcinem Żabiełowiczem. Podsumowali oni koncerty w ramach trasy "Echosystem" i opowiedzieli także o planach na 2006 rok. Kasia Nosowska, nawiązując do współpracy z Marylą Rodowicz, zdradziła również, że nie zamierza zostać Jackiem Cyganem.

Jakie wrażenia po zakończeniu trasy promującej płytę "Echosystem"? Jak ludzie odbierali wasze nowe nagrania?

Kasia Nosowska: Na początku trasy było dość problematycznie, bo płyta ukazała się po rozpoczęciu trasy, więc osoby na pierwszych paru koncertach miały zerowe informacje na temat tego materiału. Podejrzewaliśmy, że ktoś może się nudzić podczas koncertu, w myśl tej zasady, że najbardziej przepada się za utworami, które się dobrze zna.

Okazało się jednak, że albo te piosenki same w sobie się bronią - są w takim stopniu dostępne i nie powodują dyskomfortu w uchu słuchacza, który pierwszy raz ich słucha - albo po prostu ludzie są dla nas bardzo życzliwi i mamy u nich bardzo duży kredyt zaufania. Czuli się chyba naprawdę miło, bo bardzo fajnie reagowali. Jesteśmy za to dozgonnie wdzięczni.

Reklama

Ostry utwór "Luli lali" to dość przewrotna kołysanka, przy której ciężko zasnąć. Jakie "Wyjdą z szafy potwory"?

K.N.: Ja myślę, że ogólnie potwory w szafie to jest jakiś standard, jeśli chodzi o lęki dziecka. Dzieci w pewnym wieku po prostu zaczynają pojmować, co to jest strach. Bardzo często ma to związek z ciemnością, takim czasem, kiedy w najbliższym otoczeniu robi się cicho, kiedy słońce przestaje świecić.

Wtedy takie drobne lęki urastają do potężnych rozmiarów, więc tak naprawdę jest to bardzo indywidualna sprawa. Każdy ma w szafie takie potwory, na jakie sobie zasłużył. Oczywiście, w dużym cudzysłowie. Takie potwory, których najbardziej się boi. Myślę, że to są bardzo różne rzeczy, w zależności od poszczególnych osób.

W porównaniu do płyty "Music Music", na "Echosystemie" pod względem kompozycji zapanowała większa demokracja. Czy uważacie, że to lepsze rozwiązanie niż dominacja muzyczna jednej osoby?

M.Ż.: Myślę, że jest to po prostu inne. Trudno porównywać dwa stany. Jeden ma swoje plusy, drugi inne. W przypadku płyty "Music Music" było to założenie, że akurat tak postanowiliśmy zrobić [autorem wszystkich kompozycji był gitarzysta Paweł Krawczyk - przyp. red.]. Chociaż wbrew pozorom, to też jest praca zespołowa, bo to nie było tak, że nie mieliśmy wpływu na nic. W studiu spotkał się zespół i każdy ciężko nad tym pracował.

A przy tej płycie po prostu było inaczej. Nie było założenia, że okej, teraz dopuszczamy innych do komponowania.

Kasiu, napisałaś teksty na ostatnią płytę Maryli Rodowicz, wcześniej także dla m.in. Krzysztofa Krawczyka. Jak się pisze na zamówienie, czym się to różni od pracy nad płytą Hey'a?

K.N.: Są dwie opcje w takiej sytuacji, z których można skorzystać. Pierwsza - ponieważ nie piszę dla siebie, to mogę sobie pozwolić na lekkie traktowanie tego zadania, czyli coś tam napiszę, i tak nie ja to będę śpiewać, więc po prostu wysypię sobie z rękawa to, co akurat tam się znajduje. I nie interesuje mnie wartość artystyczna, robię to dla pieniędzy i jest mi obojętne, co to będzie.

Ja jednak nie skorzystałam z tej opcji. Zdecydowanie musiałam wziąć pod uwagę osobę, dla której piszę. Wiadomo, że nie napiszę dla Krzysztofa Krawczyka tekstu, w którym podmiotem lirycznym będzie kajtek w krótkich tyrolskich spodenkach. Bo to jest mężczyzna z jakimś kolosalnym bagażem doświadczeń.

Tak samo w przypadku Maryli Rodowicz. Postanowiłam podejść do tego naprawdę na poważnie i napisać teksty, które same w sobie będą się bronić. Mam świadomość tego, że to jest jakaś nowość, że ja się otwieram na pisanie dla innych osób. Jestem już dorosła na tyle, że przyczyn jest kilka.

Nie ukrywam, że robi się to również z powodów finansowych. Jest to jakieś tam źródło dochodu i mówię o tym zupełnie otwarcie i szczerze, bo nie ma co tutaj dorabiać do tego jakiejś wzniosłej ideologii. Nie jesteśmy zespołem, który sprzedaje milion płyt i czasem naprawdę jest nam ciężko finansowo.

Zawsze musi być to jednak osoba, którą w jakimś stopniu szanuję. Musi być to zjawisko, które mi nie przeszkadza, nie drażni, nie wydaje mi się jakieś śmierdzące. Np. dla Maryli Rodowicz wcześniej pisali różni ludzie, ale ona najbardziej utożsamiana jest z tekstami Agnieszki Osieckiej, która dla mnie jest wybitną autorką, jestem jej wielką fanką.

W tym konkretnym przypadku miało to dla mnie znaczenie, że mogę przez moment współpracować z osobą, która tak dobrze znała się z Agnieszką Osiecką, której ja nie miałam okazji poznać. Zawsze używam tego porównania, że na moment chociaż przycupnąć w tym fotelu, który został wygrzany zadkiem Agnieszki Osieckiej. Był to dla mnie zaszczyt być tam po niej w jakiejś sytuacji.

A trzeci powód, który też nie jest dla mnie bez znaczenia. Młoda osoba, nastolatek, która zajmuje się pisaniem - obojętnie wierszy, prozy, czy piosenek - może bazować na takim strumieniu świadomości, pisać ot, tak, używając młodzieńczej energii.

Natomiast na pewnym etapie, kiedy ja tych tekstów mam strasznie dużo, to już idzie w setki, a nie dziesiątki. Chodzi o to, że trzeba już zacząć pracować, czyli zajmować się warsztatem. Słowo jest taką materią, którą trzeba cały czas operować. Podejrzewam, że to jest jak z mięśniem, który nieużywany zanika. Uważam, że to bardzo duże wyzwanie - ćwiczy się po prostu mózg.

Maryla Rodowicz była jedyną artystką z tego typu zamówieniem, czy też ostatnio miałaś propozycje napisania tekstów dla innych artystów?

K.N.: Maryla była jedyna. Były jakieś tam propozycje, ale nie tak konkretne, że nie ma o czym mówić. Ja też nie będę szukać, bo nie jestem zdeterminowana w takim stopniu, że muszę za wszelką cenę zostać Jackiem Cyganem. Absolutnie tak nie jest. Natomiast jeśli będzie jakaś interesująca sytuacja, to tak. Zmiana polega na tym, że jeżeli mnie coś zaciekawi, to w to wejdę. Bez tłumaczenia się komukolwiek z tej decyzji.

Ale nie będę chodziła po ulicy z transparentem: "Z chęcią napiszę coś dla kogokolwiek".

Mówiłaś, że przymierzasz się do solowej płyty. Są już jakieś przymiarki?

K.N.: Jest kilka zarysów utworów i myślę, że będą one podlegać jakimś transformacjom na przestrzeni kilku najbliższych miesięcy. Nowe piosenki będą też cały czas powstawać. Cały czas wysyłam kontrolne sygnały do Marcina Macuka z zespołu Pogodno, z którym chcę pracować nad tą płytą. Ostatnio do niego dzwoniłam, ale jest strasznie zajęty i bałam się nawet, że mnie oleje.

Ale zapytałam, czy grunt jest ciągle nawożony i czy będziemy sadzić na wiosnę. Powiedział, że jest i że będziemy wpuszczać ziarno w glebę.

W takim razie na kiedy planowany jest zbiór?

K.N.: Na właśnie, tu jest problem. Bo będziemy się zajmować tą płytą w przerwach pomiędzy koncertami Hey'a. Będziemy chcieli zacząć w lutym, na początku marca. Prawdopodobnie nie będziemy tego nagrywać całe wieki i myślę, że płyta może być zwarta i gotowa w maju.

I teraz pytanie, czy wypchnąć ją na świat już wiosną, czy też może pozwolić jej trochę pooddychać w piwnicy, pozwolić jej nabrać jakiejś specjalnej woni i wypuścić ją dopiero jesienią? W tej chwili nie potrafię podjąć takiej decyzji.

Z drugiej strony jak sobie pomyślę, że tyle teraz Hey'a wszędzie... Łażę, gadam, opowiadam te historie z życia wzięte. I nagle wiosną - będąc tą samą osobą - znowu zacznę łazić i gadać, co tam myślę, na temat życia, to myślę, że ludzie tego nie przyjmą na barki. Dlatego chyba oszczędzę ludziom tych widoków i poczekam do jesieni.

A jakie Hey ma plany na 2006 rok?

Marcin Żabiełowicz: Rozpoczniemy w styczniu serią sześciu koncertów w naszych pięknych polskich górach, po czym zaraz wybieramy się do Dublina. Przygotowywana jest także druga część trasy, po innych miejscowościach, których do tej pory nie odwiedziliśmy. W maju, czerwcu i lipcu zagramy pewnie serię jakiś występów plenerowych.

A, byłbym zapomniał, że z kolei w kwietniu odbędzie się trasa po naszych południowych sąsiadach Czechach, wraz z zespołem Vypsana Fixa. A co dalej będzie, pokaże czas. Szykuje się jakiś koncert w Londynie i parę innych wojaży zagranicznych.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Nosowska | Hey
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy