Reklama

"Hałaśliwa piguła energii"

Z pozoru wydawałoby się, że w kraju gdzie większość fanów muzyki metalowej słucha wyłącznie Vader i Bahemoth, nie ma miejsca na takie zespoły, jak Antigama. Nieprawda. Polska to nie Floryda i choć tradycyjny death metal nadal ma się u nas dobrze, to czuć już powiew ożywczej świeżości. Dzięki takim zespołom, jak Nyia, Moja Adrenalina, Neuma czy właśnie warszawska Antigama, Polska zaczyna być postrzegana, jako kraj rozwijający się, już nie tylko gospodarczo, ale i muzycznie. Okazją do porozmawiania z gitarzystą death / grindcore?owej Antigamy - Sebastianem Rokickim, była przede wszystkim premiera ich najnowszej płyty zatytułowanej "Discomfort", wydanej dla amerykańskiej Extremist Records, a w Polsce dystrybuowanej przez prężnie działającą wytwórnie SelfMadeGod. Lider stołecznej Antigamy odpowiadał na pytania Bartosza Donarskiego.

Na początek gratulację z okazji nagrania tak niesamowitego albumu, jakim bez wątpienia jest "Discomfort". Cele twórcze zostały tutaj chyba osiągnięte?

Dzięki za miłe słowa. Czy nasze cele zostały osiągnięte? Oczywiście, że tak. "Discomfort" jest dokładnie takim albumem, jaki chcieliśmy nagrać. Mocnym, brutalnym, bezpardonowym strzałem w głowę. Produkcja, kompozycje, artwork, wszystko jest dokładnie takie, jakie sobie zaplanowaliśmy i ja osobiście jestem bardzo zadowolony z efektów naszej wspólnej pracy. Myślę, że pozostała trójka podpisuje się pod moim stwierdzeniem w stu procentach.

Reklama

Właściwie to skąd pomysł na taką muzykę w kraju, gdzie każdy patrzy na liderów, zamiast starać się robić coś swojego? Przecież nie da się ukryć, iż Antigama jest na naszej ekstremalnej scenie zespołem wyjątkowo celującym w oryginalność.

Nie mamy i nigdy nie mieliśmy swoich liderów i w ogóle staramy się ich w życiu nie mieć. Gdyby większość z odbiorców wiedziała, jakiej muzyki słuchamy na co dzień, wyśmiałaby nas. My prawie wcale nie słuchamy mocnej muzyki. Sami ją gramy, więc staramy się szukać inspiracji zupełnie gdzie indziej, niekoniecznie w brutalnych dźwiękach. To może być każdy rodzaj sztuki i na pewno nie siedzimy w domach kopiując pomysły usłyszane na innych płytach. To nie jest naszą misją. Naszą misją jest tworzenie oryginalnej muzyki i "wypluwanie" z siebie szczerych emocji, które głęboko zapadną w pamięć ludziom otwartym na szeroko pojęty noise. Wszelkie klasyfikacje są tu bez sensu, bo cóż my gramy? Grindcore? Sam nie wiem. Oryginalność to podstawa egzystencji zespołu, bez niej nie ma tożsamości. A my ją mamy na pewno. Dajemy sobie radę bez ślepego naśladownictwa i zakładania, że będziemy brzmieć tak lub inaczej. To myślenie prowadzi donikąd.

Mój entuzjazm odnośnie "Discomfort" płynie po części również z faktu, że na nowym albumie nie zaproponowaliście dokładnie tego samego, co usłyszeliśmy na debiucie "Intellect Made Us Blind".

Oczywiście. Nigdy nie będziemy grali w jednym określonym schemacie czy stylu. "Intellect?" był naszym pierwszym albumem, na którym zawarte były nasze pierwsze chaotyczne pomysły sprzed trzech-czterech lat. Posuwamy się do przodu, jesteśmy lepsi jako muzycy, więc naturalną sprawą jest to, że z płyty na płytę stajemy się lepsi. "Discomfort" w swym zamierzeniu miał być albumem krótkim, ekstremalnie szybkim, skomasowaną i hałaśliwą pigułą energii. Teraz nasza muzyka jest znacznie lepiej skomponowana, zagrana i nagrana, i to na pewno słychać na tej płycie.

Ostatnimi czasy sporo dzieje się w waszym obozie, i to zarówno na niwie koncertowej, jak i wydawniczej. Mniej więcej w tym samym czasie dotarły do mnie trzy materiały z waszym udziałem. Te dwa pozostałe to oczywiście quot;łamaniec" z Open Wound i split z Third Degree oraz Herman Rarebell. Skąd brać na to wszystko muzykę?

To zupełny przypadek, że wszystkie trzy produkcje ukazały się prawie w tym samym czasie. "Discomfort" pojawił się, o ile dobrze pamiętam, jakoś w kwietniu, prawie w tym samym czasie ukazał się długo zapowiadany split CD z Open Wound z Australii, natomiast nasz najnowszy materiał na 3-way split CD z Third Degree i Herman Rarebell miał premierę równo z Obscene Extreme Festival - czyli na początku lipca. Oprócz tego wciąż czekamy na premierę split CD z japońskim Deranged Insane dla Mortville Records z USA. Ten materiał był nagrany jeszcze w lipcu 2003 roku, zaraz przed sesją "Discomfort". Skąd na to wszystko brać muzykę? Najprościej sprawę ujmując - z głowy (śmiech). My robimy dosyć dużo muzyki i wcale nie płaczemy z tego powodu. Tak było, jest i będzie (mam nadzieję).

Antigama istnieje już na scenie ładnych kilka lat. Krytyka bardzo was chwali, co zresztą nie dziwi, ale czy ma to również przełożenie na znajomość waszego zespołu przez fanów? Czy w Polsce rośnie liczba ludzi żądnych tak wysublimowanych "tortur" o wysoce niebanalnej treści?

Tak. Jest duże zainteresowanie zespołem ostatnimi czasy, znacznie większe niż dotychczas. Zawdzięczamy to głównie fachowej promocji i opiece Karola z SelfMadeGod Records - człowieka, który ostatnio wydaje nasze płyty tu w kraju. Robi dla nas bardzo dużo i bardzo się cieszę, że Antigama jest na liście zespołów w jego wytwórni. Karol zna naszą wartość i promuje nas jak może, czego efektem jest mnóstwo pozytywnych recenzji naszego materiału w prasie i necie, tutaj w kraju, jak i za granicą. Nasz nowy album będziemy nagrywać dla SelfMadeGod Records w 2005 roku i bardzo jestem rad, że to właśnie Karol wyda tę płytę. Jest to raczej układ przyjacielski, niźli biznesowy. Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi i zawsze możemy na siebie liczyć. I o to właśnie chodzi.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Split
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy