Reklama

"Frajda z tego, że gramy"

Wyjaśnijcie najpierw tytuł albumu "Demi-sec".

Paweł: Tytuł dosłownie znaczy "półwytrawne". Koncepcja płyty utrzymana jest w takim stylu - część pierwsza, "demi", jest bardziej uniwersalna, natomiast część druga, "sec", jest bardziej osobista, bardziej wytrawna i takie było założenie.

"Fanaberia" ukazała się dopiero rok po jej nagraniu, w przypadku "Demi-sec" pracowaliście chyba do ostatniej chwili przed wydaniem albumu?

Paweł: Tak, pracowaliśmy do ostatniej chwili przed wydaniem albumu, ponieważ nie mieliśmy takiego komfortu, jak przy "Fanaberii". Mieliśmy w tym czasie mnóstwo koncertów i był to dość ciężki czas, ale myślę, że bardzo owocny i bardzo satysfakcjonujący.

Reklama

Album jest niebywale długi, zawiera aż 15 utworów plus 3 bonusy. Dlaczego zdecydowaliście się wydać płytę z tak obszernym materiałem?

Paweł: Ponieważ akurat mamy dużo kompozycji - jeżeli można umieścić je na płycie i sprawi to frajdę naszym fanom i odbiorcom, to czemu nie?

Płyta jest niezwykle eklektyczna muzycznie, może nawet bardziej niż "Fanaberia". To świadomy zamysł, czy po prostu tak wyszło?

Paweł: Myślę, że jest bardziej spójna niż "Fanaberia", ponieważ zrobiony został podział na dwie części - bardziej uniwersalną i bardziej wytrawną. "Fanaberia" była bardziej takim expose zespołu, pokazaniem możliwości wokalnych, sekcji dętej, w ogóle całego zespołu i tam właściwie nie było takiej gradacji. Natomiast tu wszystko jest wyważone i doprowadzone do części "sec", w którą płynnie się wchodzi z tej bardziej uniwersalnej części.

W nagraniach, obok stałego składu Blue Cafe, wzięło udział wielu gości. Co ci artyści wnieśli do muzyki Blue Cafe?

Paweł: Myślę, że właściwie każdy, kto z nami wystąpił, w moich założeniach kompozytorskich dodał pewnego kolorytu, pewnej takiej aury. Harmoniczność jest zupełnie inna, kiedy stosuje się tylko instrumenty, które grają w zespole, a gdy dodaje się inne instrumenty, nadaje to blasku, kolorytu, innego zabarwienia harmonicznego.

Powiedzcie coś więcej o utworze "Vivat Goran", który jest swego rodzaju pastiszem kompozycji Gorana Bregovica.

Paweł: Nie, to nie jest pastisz. Ja to nazywam grą w karty z Bregovicem. Szanuję go bardzo, ponieważ jest świetnym kompozytorem, a pozwoliłem sobie zagrać z nim w karty, ponieważ często na płytach umieszczamy takie utwory zrobione z pewnym dystansem, przymrużeniem oka, ale to nie nic wspólnego z rywalizacją czy pastiszem. Jest to gra w karty z Bregovicem typu: "Hej, zobacz, my też tak gramy!". Myślę, że na pewnym poziomie kompozytorzy wiedzą o co chodzi.

"Uśmiech w stronę Milesa" to zapewne hołd dla Milesa Davisa?

Paweł: Tak, to jest utwór, który powstał właściwie na początku działalności Blue Cafe. Jest bardzo stary, oczywiście zrobiłem w międzyczasie różne jego aranżacje. Ale przez duży sentyment do niego umieściliśmy go na płycie. I znalazł się on w wersji "sec", bardzo nam bliskiej.

Już po raz drugi zgłosiliście swój utwór jako polskiego kandydata do konkursu Eurowizji. Nie boicie się kolejnej porażki?

Paweł: Nie, myślę, że w styczniu nie było porażki, ponieważ to trzecie miejsce spowodowało, że zespół Blue Cafe miał mnóstwo propozycji koncertowych. My występujemy, ponieważ lubimy występować. Oczywiście konkursy mają swoje założenia, nie od nas zależy, jaki jest wynik takiego konkursu. Natomiast podchodzimy do tego naprawdę spontanicznie i uważamy, że jeśli działa to marketingowo, to bardzo dobrze.

Wiele osób postrzega Blue Cafe jako zespół, który kroczy od sukcesu do sukcesu, zbiera liczne nagrody i zdobył już szczyty popularności. Jak wy widzicie swoją obecną sytuację?

Paweł: Powtarzam po raz setny, że boję się słowa "sukces". Myślę, że to jest proces ciężkiej pracy, który owocuje takim miłym akcentem, że zespół jest rozpoznawany, rozchwytywany, popularny.

Kilka utworów na "Demi-sec" nagraliście po angielsku, jeden po francusku. Myślicie na poważnie o zaistnieniu na innych rynkach, poza Polską?

Paweł: Tak, z tym, że to jest pewien proces. Do wejścia na rynki zachodnie trzeba dojrzeć, przede wszystkim trzeba poznać sferę marketingową tamtego rynku i to już nie jest praca na rok czy dwa. To praca na kilka lat i nie zawsze się udaje. Mamy taką motywację i myślimy o tym, ale na razie jeszcze koncentrujemy się na tym, co się dzieje tu i teraz, bo dopiero jesteśmy po wyjściu ze studia i nagraniu drugiego albumu.

Czy nadal uważacie się przede wszystkim za zespół koncertowy?

Paweł: Inaczej działa płyta, a inaczej koncert. Słuchając płyty odnosi się to bardziej do pewnych wspomnień, emocji, kolorytu utworu itd. Natomiast koncert jest bardziej energetyczny, tam widać zespół w całej krasie. To są dwie różne materie i każda działa na swój sposób.

Co uważacie za swój największy dotychczasowy sukces?

Tatiana: Na razie to jest przede wszystkim frajda z tego, że gramy. Na każdym koncercie, nawet jak jest gorsza forma fizyczna czy psychiczna, to tak naprawdę jeszcze się nie zdarzyło, żeby publiczność, która tak żywiołowo reaguje, nie zadziałała na mnie kojąco. To jest jednak sukces, że cały czas wychodzimy do ludzi z energią i chęciami, że to nie jest tylko praca.

W jakim najdziwniejszym miejscu wystąpiliście do tej pory?

Tatiana: Nie wiem, czy było ono najdziwniejsze, ale na pewno najmniejsze. Na samym początku istnienia zespołu wystąpiliśmy w jednym pubie, który był tak mały, jak dwie budki telefoniczne. Pamiętam, ze sekcja dęta siedziała na barku, ponieważ na podłodze nie było już dla nich miejsca i pewnie też z tego powodu trochę dziwny był ten koncert.

Wasze plany na przyszły rok?

Paweł: Przede wszystkim dużo dużo koncertów, bo daje nam to ogromną satysfakcję. Mam listę utworów, które chciałbym nagrać, ale nie wiem kiedy. Ale przede wszystkim koncerty i jeszcze raz koncerty.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Katarzyna Fortuna

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: utwory | karty | koncert | frajda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy