Reklama

"Ewolucja dziedzictwa Pantery"


Damageplan to nowa nazwa na muzycznej mapie ciężkiego grania, ale kryją się za nią nie byle jakie nazwiska. Trzon stanowią bowiem bracia Dimebag Darrell i Vinnie Paul, znani z grupy Pantera. Z kolei Patrick Lachman wcześniej grał w Diesel Machine i przede wszystkim w zespole Halford. Skład uzupełnia basista Bob Zilla, pochodzący z Dallas, nieznany wcześniej na arenie międzynarodowej. Kiedy okazało się, że Phil Anselmo nie ma większej ochoty na nagrywanie kolejnej płyty pod szyldem Pantera, Dimebag i Vinnie postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i założyć własną grupę. Początkowo nazywała się ona New Found Power. Później zmieniono ją na Damageplan, a pierwotna nazwa stała się tytułem debiutanckiego albumu. Płytę wydała wytwórnia Elektra, który w USA wydaje albumy Metalliki. To rzadkość w dzisiejszych czasach, żeby zespół grający ostrą muzykę wiązał się z tak dużą firmą.

Reklama

Dimebag Darrell, z którym miał przyjemność rozmawiać Lesław Dutkowski, uważa to za posunięcie jak najbardziej trafione i z optymizmem patrzy w przyszłość Damageplan.


Najpierw chyba powinienem zacząć od gratulacji. Magazyn "Guitar World" wybrał cię jako jednego z najlepszych gitarzystów metalowych wszech czasów. Jesteś na siódmym miejscu, zaraz za Jimmym Pagem, a wyżej między innymi od Jeffa Hannemana i Kerry'ego Kinga ze Slayer.

Wspaniale stary. Nie do wiary. Bardzo się z tego cieszę.

Co sądzisz o takich plebiscytach?

Czytam ten magazyn od wielu lat i plebiscyty w nim zamieszczane są uczciwe. Oni bardzo blisko współpracują z fanami, czytają wszystkie maile, które do nich przychodzą.

Czy coś takiego w jakiś sposób cię motywuje?

Nie, raczej nie. I bez tego nie mam problemów z poświęceniem się ciężkiej pracy.

Dimebag, nie będę cię pytał o to, czy Pantera kiedyś się reaktywuje, bo domyślam się, że słyszysz to pytanie co chwila. Ale powiedz mi, czy została jeszcze jakaś muzyka tego zespołu, która nie została wydana?

Nie, raczej nie. Na pewno nie całe utwory. Z pewnością są jakieś fragmenty, jakieś riffy, które gdzieś tam są przechowywane. Zwykle wszystko, co nagrywaliśmy, wykorzystywaliśmy w czasie, w którym nagrywaliśmy i wydawaliśmy płyty. Nie ma jakichś niespodzianek, które nie były jeszcze wydane.

"Reinventing The Steel" to ostatnia studyjna płyta Pantery, ukazała się w 2000 roku. Później jak sądzę dość intensywnie koncertowaliście, zaś potem okazało się, że już nie będzie kolejnej studyjnej płyty tego zespołu. Powiedz mi, w którym momencie zaczęliście myśleć, że trzeba by założyć nową grupę?

To było w 2002 roku, podczas finału Super Bowl. Spędzałem czas między innymi siedząc i czytając takie magazyny jak "Guitar World". Próbowaliśmy z bratem na różne sposoby skontaktować się z Philem, żeby namówić go do pracy nad nową płytą. On jednak pojechał na trasę ze swoim zespołem, po czym okazało się, że dla niego to jest teraz główne zajęcie. Później padło z jego strony wiele niemiłych słów pod adresem Pantery oraz moim i Vinniego, pomimo że nie daliśmy mu po temu żadnych powodów. A potem... Sam wiesz.

Doszliśmy do wniosku, że skoro on nie odbiera telefonów, sam też nie chce do nas dzwonić, nie pojawił się też na spotkaniu, które zorganizowaliśmy w Nowym Jorku, to po prostu nie chciał już tego dłużej z nami ciągnąć. A ja z Vinniem kochamy rocka!

Wystarczająco długo siedzieliśmy bezczynnie. Siedzieliśmy i czekaliśmy spokojnie. Nic nie mówiliśmy. A z czasem wszystko przybrało bardzo niemiły obrót. Bardzo niefajnie się zrobiło. Nie sądziłem, że stanie się to, co się stało, ale wiedz jedno, iż stało się to wyłącznie z powodu Phila Anselmo. Rex Brown [basista Pantery i Down - red.] także miał w tym swój udział. W końcu wziął udział w projekcie Down. Nie chciał więcej brać udziału w Panterze. Był zdania, że jej czas się już skończył.

Moim zdaniem Pantera tak naprawdę nigdy nie osiągnęła szczytu. Nie dotarła do tego poziomu, na którym powinna się była znaleźć. Ale to kolejna z rzeczy, z którą nie miałem nic wspólnego. Nie z mojej winy tak się stało. Powodów było wiele. Głównie wiązało się to z różnymi warunkami Phila, choć ja wolę to nazywać po imieniu, że on po prostu miał zawężony horyzont.

W każdym razie to wszystko nie było miłe dla mnie i dla mojego brata. Wyobraź sobie, że jesteś częścią czegoś, w co wkładasz milion procent swojej energii, aż tu nagle musisz obserwować - i tylko obserwować - jak to wszystko wali się na twoich oczach. A wiadomo, że na pewno może być tylko jeszcze gorzej.

Wówczas doszliśmy do wniosku, że nie ma co siedzieć z założonymi rękami. Trzeba było iść naprzód, wydostać się z tej smutnej i tragicznej sytuacji. Na szczęście zdarzyła się pieprzona wspaniała rzecz. Mamy teraz Damageplan. Mamy dwóch kolesi, świeżą krew w zespole, którzy myślą tak samo jak my. To jest niczym zebranie wszystkiego, czego do tej pory się nauczyłem, w jedną całość. Całą mądrość, którą zdobyłem przez lata. Wszystko jest świeże, nowe. To tak, jakbym po raz kolejny poszedł do szkoły średniej, wiedząc to, co wiem teraz. I wszystkich dookoła wydymał. (śmiech)

Nasza muzyka jest bardzo brutalna, bardzo mocna. To coś, co ja i Vinnie chcieliśmy zawsze zrobić. Chcieliśmy być częścią czegoś, co jest bardziej zróżnicowane niż Pantera. Pantera była zespołem obracającym się raczej na jednym poziomie, zwłaszcza na ostatniej płycie. No i masz teraz Damageplan.

Ale na pewno wiesz, jak wielkie jest dziedzictwo Pantery i jak wielki wpływ ten zespół miał na całą masę młodych zespołów?

O tak. Jestem bardzo dumny z tego, co osiągnęliśmy z Panterą. W przeciwieństwie do Phila nie zamierzamy mówić o dorobku tego zespołu niczego złego. Jesteśmy wyłącznie dumni. Bardzo bym chciał, żeby ten gość nie zniesławiał tego zespołu. Wystarczyło przecież tylko zadzwonić i powiedzieć: Chłopaki, przeżyłem z wami kilkanaście wspaniałych lat, ale teraz chcę iść naprzód, mam nowy zespół, któremu chcę się poświęcić, więc trzymajcie się. Mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy na trasie, podamy sobie ręce, wypijemy parę piw, miło spędzimy czas. Cholernie życzyłbym sobie, aby coś takiego się stało zamiast tego, co stało się z jego winy.

Myślę, że większość fanów życzyłaby sobie, aby to skończyło się w sposób, jaki prze chwilą opisałeś.

Hej stary, ja naprawdę nie zamierzam mówić niczego złego o tym gościu. Nie jestem szczęśliwy z tego, jak potraktował nas i naszych fanów. Zdradził naszych fanów, mówiąc te wszystkie pierdoły. No i kazał nam czekać dwa długie lata. A ja cholernie nie lubię siedzieć na tyłku. Lubię gdy coś się dzieje. Wszystko, co miał zrobić, to zwyczajnie dać nam znać. Jeśli coś nie zagrało, rozwiązałoby się to w przyjazny sposób. Jednak on wybrał inną metodę i tak się to skończyło.

Jak wspomniałeś, skład Damageplan jest stabilny, macie Pata na wokalu i Boba na basie. Pat wcześniej był znany z tego choćby, że grał na gitarze w Diesel Machine. Byłeś zaskoczony tym, że w waszym zespole chciał zostać wokalistą?

Tak. Wiesz, my nawiązaliśmy ze sobą kontakt jakieś cztery albo pięć lat temu. Kiedy on grał z Robem Halfordem. Wyraziłem mu wtedy moją miłość do płyty, bo naprawdę kocham pierwszą płytę Halford - "Resurrection". Staliśmy się kumplami i odkryliśmy, że wiele nas łączy. Od umiejętności alkoholowych do zainteresowań muzycznych. (śmiech) Byliśmy od tamtej pory w kontakcie.

Kiedyś Pat był w Dallas, zadzwonił i powiedział, żebyśmy się trochę razem zabawili. Pewnej nocy powiedziałem mu o naszej sytuacji i o tym, że ja z Vinniem zaczynamy pracować nad nowym materiałem. Chciał to usłyszeć. Zagrałem mu, a on po prostu powiedział: Stary, chcę być w tym zespole. My właśnie potrzebowaliśmy wokalisty. Miałem pewne rzeczy napisane i zaproponowałem mu, by - jeśli chce - dorobił do tego wokale. Dostał kawałek, który na płycie wydany jest pod tytułem "Crawl". Pojechał do domu do Los Angeles, a dwa dni później przesłał nam to, co zrobił i gość po prostu nas rozwalił.

Wysłaliśmy mu kilka innych kawałków i skopał nam tyłki jeszcze mocniej. Od razu wiedzieliśmy, że mamy właściwego kolesia, który włoży w zespół 100 procent swoich możliwości. Spakował się, wskoczył do samolotu i zamieszkał koło nas. Mieszka tak blisko, że mogę puszką po piwie trafić w jego drzwi. Bob Zilla mieszka razem z nim, więc cała rodzina jest w pobliżu.

Jest wśród nas braterstwo. Razem tworzymy muzykę. Wiesz pewnie, że mam studio w domu. Schodzimy do niego popracować. Kiedy tylko mamy na to ochotę. Stary, jest cholernie wspaniale. Zresztą Pat przecież był w podobnej do nas sytuacji. My nie wiedzieliśmy, co dalej będzie z Panterą, bo nie dało się uzyskać odpowiedzi, zaś Pat wiedział, że Metal God wraca do Judas Priest. Zostaliśmy obaj w zawieszeniu. Ale teraz, jak sam stary widzisz, powstało dzięki temu coś wspaniałego.

Dime, kiedy rozeszła się wieść, że ty i twój brat zamierzacie założyć zespół, na pewno było wielu chętnych wokalistów, którzy chcieli z wami współpracować. Co właściwie przekonało cię, by wybrać Pata? Entuzjazm, pasja, podobne podejście do muzyki?

Wszystko, co wymieniłeś. Poza tym to bardzo nakręcony na muzykę facet. Ma tak wiele miłości do muzyki, jak my. To jednak, co zdecydowało, że dostał tę robotę, to jego wszechstronność. My szukaliśmy kogoś bardzo wszechstronnego, kto potrafi drzeć się z samych trzewi i także zwyczajnie śpiewać. I to jest w nim fajne stary. To jest ciężka muza i Pat potrafi się konkretnie udrzeć. Ale poza tym ma o wiele więcej do zaoferowania.

Gdy wiadomo było, że chcemy mieć zespół, wiadomo też było, że chcemy mieć muzycznie coś innego niż tylko szybkie łojenie. Grając coś takiego nie zdajesz sobie sprawy, że można grać ciekawie i ciężko, można też czasami zagrać melodyjnie, spokojnie, mrocznie. Nie trzeba cały czas napieprzać. I słychać to w Damageplan, a muzyka ma dzięki temu dużą siłę oddziaływania. To coś nazywa się dynamika. Zamknęliśmy ją w naszej muzyce. Powiedzieliśmy Patowi, co nas interesuje. Dlatego też wybrałem dla niego jako pierwszy numer "Crawl", ponieważ w nim mógł pokazać swoją wszechstronność. Co ja ci będę mówił, to wspaniały pieprzony kolo. (śmiech)

Tytuł debiutanckiej płyty to "New Found Power". Powiedz mi, czy czujesz, że masz w sobie na tyle siły, by się przebić, czyli stworzyć coś tak wyjątkowego, jak kiedyś stworzyłeś z Panterą?

Powiem ci, że wydaje mi się, że mamy na tyle mocy, że możemy z tym zespołem zajść do poziomu, na którym Pantera mogła i powinna się była znaleźć, ale nigdy się nie znalazła, ponieważ...

Wiadomo dlaczego. Powiedziałeś to wcześniej.

No tak, już to powiedziałem. Będziemy jednak grać dużo koncertów. Jeszcze nie występowaliśmy. Zaczynamy pod koniec lutego od koncertów w Japonii. Zagramy tam cztery razy. Potem planowana jest duża trasa po Stanach. Na razie od czterech tygodni jestem na press-tourze. Odwiedzam wszystkie chyba możliwe rozgłośnie w kolejnych miastach. Podróżuję przez całe pieprzone Stany i wszędzie reakcje na naszą płytę są cholernie dobre. Puszczają naszą muzykę w radiu. Fani Pantery wiedzą, że ja i Vinnie byliśmy silą napędową tego zespołu. Zdają sobie doskonale sprawę z sytuacji, w której się znaleźliśmy. Nikt z nas nie prosił o współczucie. Na pewno damy i będziemy dawać im do zrozumienia, że ich nie zostawimy na lodzie.

A wracając do twojego pytania - sądzę, że możemy zajść tak daleko. Ten materiał to najlepsza muzyka, jaką kiedykolwiek ja i Vinnie stworzyliśmy. Wiem, że potrzeba będzie trochę czasu, aby ludzie się do tego przekonali i zdaję sobie sprawę z tego, że Damageplan to nowy zespół. Można na nas patrzyć jak na Audioslave heavy metalu.

A jak wygląda proces tworzenia muzyki w Damageplan? Czy wszyscy członkowie są zaagnażowani?

O tak. Gdy zaczynaliśmy, wszystko pisaliśmy ja i Vinnie. Potem, gdy już zwerbowaliśmy Pata, on też dostarczył wiele pomysłów. Właściwie we trójkę ukończyliśmy prace nad płytą. Potem dopiero pozyskaliśmy Boba Zillę. Od tamtej pory zdarzyło nam się już we czwórkę napisać kilka kawałków.

Wszystko jest coraz lepsze. Potencjał tego zespołu jest nieograniczony. Jest tu sporo tego, co kiedyś było w Panterze, sporo materiału, który kopie w tyłek, ale my zamierzamy teraz przede wszystkim pozostać otwartymi, mieć znacznie szersze podejście do muzyki. Już zaczęliśmy się nakręcać na nowy materiał. Z każdym dniem wszystko przebiega lepiej. Już nie możemy się doczekać kolejnej płyty.

Czy macie już coś napisanego, a może zostało wam coś z sesji nagraniowej "New Found Power"?

Tak, coś zostało. Napisaliśmy całkiem sporo materiału na tę płytę. Nie chcieliśmy wracać do tego, co już było i szukać wśród tego, co pozostało z czasów Pantery. Nie interesuje mnie coś takiego. "New Found Power" to coś, co powstało wskutek tego, co dziś mamy w sercu i umyśle. Ja i Vinnie.

Zaczęliśmy to pisać z zupełnie innego pułapu. Wiesz, to nie jest kontynuacja Pantery, to jest ewolucja dziedzictwa Pantery. Jeśli Eddie Van Halen i Alex Van Halen jammują z jakimś zespołem, to i tak usłyszysz w tym coś z Van Halen. Tego się nie ukryje. Tak samo będzie w przypadku Damageplan. Na pewno usłyszysz w tym trochę pieprzonych riffów, które słyszałeś w czasach Pantery, bo tu też masz Vinniego i Dime'a, ale technicznie to wszystko będzie znacznie bogatsze, będzie o krok do przodu.

Podpisaliście kontrakt z dużą wytwórnią, Elektra Entertainment. Nie sądzisz, że to było ryzykowne posunięcie? Pytam, ponieważ obecnie panuje raczej opinia, iż takie firmy nie są zainteresowane promowaniem zespołów grających tak ostrą muzykę, jak Damageplan. Nie sądzisz, że byłoby lepiej, gdybyście związali się z mniejszą wytwórnią, ale specjalizującą się w ostrym graniu i wiedzącą, jak promować taką muzykę? Wiele amerykańskich zespołów już tak zrobiło, na przykład Exodus czy Anthrax.

Sprawa wyglądała tak, że z Panterą mieliśmy jeszcze dla nich nagrać dwie płyty, taka była opcja w kontrakcie. Mieli więc prawo do wydania czegokolwiek nagranego przez któregokolwiek z nas. Wysłaliśmy im materiał, a oni powiedzieli, że jest powalający, ale początkowo na tym się skończyło. Potem udało nam się załatwić świetną umowę z pewną wytwórnią, ale Elektra chciała jeszcze raz posłuchać naszego materiału, by mieć pewność, że można z niego zrezygnować na rzecz kogoś innego. I wtedy powiedzieli: Zaraz, zaraz. To gówno kopie w tyłek. Chcemy to mieć u siebie. Mieli taką opcję, żeby to wybrać.

Dyskutowaliśmy już o tym, jakie mają wobec nas plany i to, co usłyszeliśmy, było niesamowite. Wiesz, ja się wcale nie boję wielkiej wytwórni, ponieważ oni doskonale zdają sobie sprawę z tego, że sercem i duszą Pantery byliśmy ja i Vinnie. Wytłumaczyliśmy im, o co nam chodzi w Damageplan. Dali nam wszystko to, co miała kiedyś Pantera. My zapewniliśmy ich, że będziemy harować jak szaleni, a oni to samo obiecali nam.

Harujemy przez 24 godziny na dobę. Udowadniamy im, że zostaniemy zaakceptowani. Już dzwoniła do nas szefowa wytwórni i powiedziała, iż są zachwyceni i zrobią wszystko, abyśmy poszli jeszcze krok dalej. To jest to, czego potrzebowaliśmy. To jest wspaniały układ. Jestem naprawdę szczęśliwy, że związaliśmy się z dużą wytwórnią, która wie, jak należy skopać tyłek komu trzeba. Mamy z nimi wspaniałe relacje i traktują nas naprawdę niesamowicie.

Z tego, co wiem, pracowaliście również nad jedną piosenką z Jerrym Cantrellem, która ma się znaleźć na ścieżce dźwiękowej do filmu "Punisher". Czy to prawda?

Tak.

Czy znajdzie się ona może na którejś z wersji płyty "New Found Power"?

Znajdzie się na japońskiej wersji "New Found Power". W zasadzie to była pierwsza piosenka, którą napisaliśmy na tę płytę. Potem ją zostawiliśmy, gdy zaczęliśmy pisać kolejne kawałki. Potem, gdy wszystko było gotowe, Japończycy zaczęli prosić o jakiś dodatkowy numer. Jerry był akurat w okolicy na Święto Dziękczynienia. Zagrałem mu ten kawałek, zaczęliśmy rozmawiać, nagrałem go na czterośladzie, skończyliśmy go bardzo szybko i powiem ci, że wyszło to bardzo fajnie.

Czy wasz klub "The Clubhouse" w Dallas cały czas działa?

O tak.

Jak idzie interes?

Interes idzie wspaniale. Ludzie uwielbiają tyłki i cycki. (śmiech) Lubią też rocka i lubią poszaleć. A o to właśnie chodzi w tym klubie. Każdy zespół, który pojawia się w Dallas, zabieramy tam. Wiedzą, że będziemy tam, powitamy ich. Wszyscy już tam byli - od Kid Rocka, przez Metallikę do Black Sabbath. Możesz wymieniać kogo chcesz. W czasach Pantery ja i Vinnie zawarliśmy wiele przyjaźni i do dziś, kiedy któryś z przyjaciół przejeżdża przez Dallas, gra tu koncert, zabieramy go potem do "The Clubhouse", aby mógł się napić z nami i napatrzyć na piękne kobiety.

Mam nadzieję, że wreszcie kiedyś pojawisz się w Polsce. Mieliście zagrać z Panterą w 2001 roku, ale koncert został odwołany z powodu 11 września. Może w końcu się uda.

Prawda, mieliśmy u was grać. Ale teraz możesz być cholernie pewny bracie, że pojawimy się i skopiemy wam tyłki. A teraz staraj się nie zmarznąć.

Dzięki za troskę i za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: nazwiska | muzyka | śmiech | ewolucja | Pantera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy