Reklama

"Dziwna hybryda"

6 listopada 2006 roku ukazała się płyta "The Road To Escondido", będąca efektem współpracy dwóch mistrzów rockowej gitary - Erica Claptona i J.J. Cale'a. Ich muzyczne drogi przecinały się już wcześniej - Clapton nagrywał już utwory Cale'a, zresztą ze znakomitym efektem - jak choćby "After Midnight" (1970) czy "Cocaine" (1977), które w jego wykonaniu stawały się sporymi przebojami. W 2004 roku Cale wystąpił w Dallas na Crossroads Guitar Festival firmowanym przez Claptona. Wówczas ten pojawił się u jego boku na scenie i razem zagrali "After Midnight" i "Call Me The Breeze". Clapton wówczas postanowił poprosić Cale'a żeby wyprodukował jego kolejny album. Wspólna praca w studiu sprawiła, że postanowili zdecydowali się razem nagrać całą płytę. Obaj muzycy opowiadają jak do tego doszło, a także dlaczego śpiewają razem na tym albumie.

Jak doszło do współpracy przy płycie "The Road To Escondido"?

J.J. Cale: To płyta będąca koprodukcją, ponieważ ja na niej gram, i w dwójkę mówiliśmy, że coś nie gra, a nie tylko ja komenderowałem. Staraliśmy się nagrać muzykę, którą lubią ludzie. To znaczy chcieliśmy nagrać muzykę, która nam się podoba i że ona spodoba się także ludziom. Taką mamy nadzieję.

Eric Clapton: Jestem bardzo dumny. Nie wiem czy on akceptuje to, co ja zrobiłem, ale oczywiście byłoby wspaniale. On dał mi dostęp do tak wielu rzeczy - sukcesu i wspaniałej muzyki. Gdy zapytałem go w czerwcu zeszłego roku czy by ze mną nie nagrał płyty, bo do tej pory nie udało mi się zabrzmieć tak jak on. A tego właśnie chciałem - zanim mnie pogrzebią, chciałbym nagrać płytę w stylu J.J. Cale'a, z nim u steru.

Reklama

Jak wyglądała praca w studiu?

J.J. Cale: Napisałem wiele utworów, które Eric chciał nagrać w studiu, więc obaj musieliśmy się ich nauczyć.

Eric Clapton: Na początku była mowa o 9 utworach, ale wiedziałem, że powstały jeszcze jakieś utwory. Chciałem ich posłuchać, i podjąć decyzję, czy będziemy nadal nad nimi pracować. Przyjechałem do jego domu gdzie dokonaliśmy nieformalnych ustaleń. Kiedy pojawiliśmy się w studiu to nie marnowaliśmy już czasu, bo większość materiału została zarejestrowana w dwóch podejściach.

W niektórych utworach śpiewacie razem.

J.J. Cale: Próbował mnie namówić do tego, żebym zaśpiewał więcej, a ja próbowałem namówić jego. I to ja wygrałem (śmiech).

Eric Clapton: Jest parę momentów w których oba głosy dobrze brzmią razem. Są też niektóre utwory, powiedzmy bardziej otwarte, w których mogę interpretować to po swojemu, ale ja osobiście bardzo lubię śpiewanie z Johnem, bo wychodzi z tego oryginalna mieszanka.

Chodzi mi też o to, że ja potrafię zapamiętać fragment, a John też (śmiech).

J.J. Cale: Właśnie dlatego nagrywamy płyty, żeby zapamiętać własne piosenki (śmiech).

Jak wygląda muzyczna zawartość "The Road To Escondido"?

Eric Clapton: Pracowaliśmy w otwarty sposób ściągając różnych ludzi - efektem jest dziwna hybryda, bo to nie jest tak naprawdę ani blues, ani folk, ani country, ani rock'n'roll, tylko coś pomiędzy. To jest oczywiście w pewnym stopniu zdeterminowane przez to, co napisał John, to ma mocny charakter, ale muzycznie może być wszystkim.

Dlaczego zdecydowaliście się na współpracę?

J.J. Cale: Eric jest wspaniały. On gra we wszystkich stylach muzycznych - w Cream, później rocka, bluesa, jazz, a także muzykę klasyczną, może nie tak często na płytach, ale ja wielokrotnie słyszałem go grającego klasycznie. Jest bardziej wszechstronny niż wielu ludzi myśli.

Eric Clapton: John ma niesamowitą zdolność robienia płyt, której nikt nie potrafi podrobić. Parę lat temu próbowałem nagrać utwór "Guitar Man", który miał przypominać nagranie przez niego wyprodukowane, ale razem z współproducentem nie wiedzieliśmy jak to zrobić.

(Opracowano na podstawie materiałów promocyjnych Warner Music Polska)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dziwne | john | śmiech | utwory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama