Reklama

"Duch jest ten sam"


Polskim fanom rocka zespołu Perfect przedstawiać nie trzeba. Nawet ci, którzy na co dzień z rockiem nie mają wiele wspólnego, zawsze gdzieś tak słyszeli nieśmiertelną "Autobiografię". Perfect to jednak znacznie więcej niż tylko ten przebój. To przede wszystkim legenda polskiej muzyki rockowej budowana przez wiele lat pełnych sukcesów, porażek, zniknięć i powrotów, pamiętnych koncertów, tragedii. Od kilku lat Perfect nieprzerwanie jest na scenie. Nie wydaje za często płyt, ale za to w miarę regularnie grywa koncerty, które od samego początku istnienia były jego mocną stroną.

Reklama

W 2003 roku ukazała się płyta nagrana z orkiestrą symfoniczną. Natomiast 1 kwietnia 2004 premierę miała nowa studyjna płyta Perfect, zatytułowana "Schody". I nie był to primaaprilisowy żart.

Płyta jest wyjątkowa, bo dostępna jest wyłącznie za pośrednictwem Internetu, wyłącznie w portalu INTERIA.PL. Grzegorz Markowski w rozmowie z Lesławem Dutkowskim opowiedział m.in. o tym, jak narodził się pomysł wydania płyty w IInternecie, o piractwie i planowanym przez zespół koncertowym DVD.


Grzegorzu, płyta "Schody" ukazała się 1 kwietnia. Wiadomo, że jest sprzedawana tylko w Internecie, wyłącznie w portalu INTERIA.PL. Powiedz mi, skąd taki pomysł?

Pomysł już wcześniej pojawił się na Zachodzie. Są dwa aspekty tego ruchu. Pierwszy jest taki, że nie musisz iść do sklepu, wykonać jakiejś tam pracy, dojechać, zawieźć pieniądze, kupić płytę, przywieźć ją do domu. Jest to więc wygodny sposób. Po drugie, na rynku polskim, który jest ubogi w pieniądze i wiadomo, że młodzież pieniędzy nie ma, ta płyta będzie kosztowała 15 złotych. Nie ma bowiem pośrednictwa w tych dwudziestu dodatkowych czynnościach, by płytę dostarczyć do sklepu.

Na Zachodzie towarów - bo, niestety, płyta stała się towarem - przez Internet sprzedaje się bardzo dużo. W związku z czym myślę, że będzie to szło w tę stronę, by uniknąć kosztów, jak się okazuje zbędnych, skoro w prawie każdym domu jest komputer, a przynajmniej za chwilę będzie. Myślę, że jest to szybsze i łatwiejsze dotarcie do słuchacza.

Nie bez znaczenia jest fakt, iż jest to dużo niższa cena niż w sklepie, nawet biorąc pod uwagę 30 złotych, bo tańszych płyt nie ma

Mówi się powszechnie, że sprzedaż płyt za pośrednictwem za pośrednictwem Internetu, do tego po takiej cenie, to doskonały sposób walki z piractwem. Zgadzasz się z taką interpretacją?

Oczywiście. Piractwo istnieje wszędzie na świecie. Tylko, że ja słyszę, że w Niemczech wynosi około czterech procent, w Stanach około trzech procent, natomiast u nas jest to skala nieprawdopodobna, bo mówi się o 50, a nawet więcej procentach. Co oznacza, że połowa nośników trafia do zwykłych sprytnych złodziei, handlarzy. I to jest oburzające.

To jest nowa forma złodziejstwa, która chyba nie jest jeszcze do końca zrozumiana i przez prokuraturę, i przez sądownictwo, bo ukraść portfel czy samochód to jest takie oczywiste. Natomiast ukraść komuś piosenkę, to właściwie takie nie do końca złodziejstwo. Przynajmniej takie delikatniejsze. Niech to po prostu ma mniejszą skalę. mam nadzieję, że tak się stanie.

Wiem, że koncert w "Stodole", 1 kwietnia, został zarejestrowany z myślą o wydaniu go w przyszłości na DVD.

Tak, chcemy wydać również płytę DVD. Znajdzie się na nim film o Perfekcie, który powstał kiedyś jako praca dyplomowa, będą teledyski, będzie zapis koncertu z klubu "Stodoła". Ponadto dużo ciekawostek. Chcemy to wydać w dość niewysokiej cenie. Będziemy się starali po prostu obniżyć cenę, żeby mieć satysfakcję, a nie uprawiać biznes w tej działce, choć wiadomo, że z czegoś żyć musimy, bo mamy żony i dzieci. Ale pieniądze nie przyświecają nam jako cel nadrzędny.

Perfect jest zespołem o olbrzymim dorobku i istnieje bardzo długo. Ile czasu trwa przygotowanie materiału na płytę. Ile czasu zajęło wam nagranie "Schodów"?

Powiem ci szczerze, może ciało zaczyna więdnąć, bo mam 50 lat, ale dzisiaj przebiegłem pięć kilometrów. Robię zawsze taki odcinek 300 metrów, a potem 20 pompek. Czuję się dobrze. Duch nie więdnie, duch jest ten sam. Moja gęba przypomina już trochę twarze Rolling Stonesów, ale generalnie chce nam się. Mamy wysoki poziom adrenaliny, cieszymy się na tego typu rzeczy.

Płyta "Schody" była przygotowywana długo. Znajduje się na niej 13 piosenek zrobionych z wielką dbałością. Potem Darek Kozakiewicz [gitarzysta - red.] to zgrywał, dodał jeszcze przeróżne instrumenty. Teksty napisał Bogdan Olewicz, komponowali wszyscy. Zebranie tego materiału cieszy nas.

Wydajemy płyty stosunkowo rzadko. Myślę, że wydanie płyty raz na trzy lata w tym dość ciasnym już kraju, w którym premiera płytowa jest co chwila, a młodzi debiutują i to bardzo udanie, w związku z czym, ten kraj zaczyna się dusić od nadmiaru dźwięków, muzyki, płyt, nie ma sensu. Nie ma takiej potrzeby, żeby coś wydać, nie wiem, raz na trzy, cztery lata. Tak sobie ustaliliśmy i na razie wydaje nam się to założeniem słusznym.

Wspomniałeś, że kraj dusi się od nadmiaru dźwięków, ale dźwięków stricte rockowych tak za dużo nie ma. Wy jesteście zespołem doświadczonym, natomiast tych, którzy przyszliby po was i zostawili trwały ślad, powiedzmy sobie szczerze, zbyt wielu nie ma. Skąd się to twoim zdaniem bierze i czy może się to zmienić?

Mam nadzieję, że to się zmieni. Sądzę, że stacje radiowe, które się skomercjalizowały, są nastawione na zysk, ale jest też granica zdrowego rozsądku, takiego momentu, w którym się coś kreuje, a przynajmniej namawia publiczność. To jest pewnego rodzaju posłannictwo. Nie może być jakiekolwiek medium obmyślone tylko i wyłącznie na zysk, bo to się mści na ludziach. Po prostu mówiąc krótko, ludzie głupieją lub kretynieją, jeżeli jest zalew taniej informacji, taniej rozrywki.

Myślę, że powstaną stacje stricte rockowe, które będą próbowały, nawet nie w południe, ale wieczorem, grać rzeczy trudniejsze, smaczniejsze. Piosenka może trwać dwie i pół minuty w przypadku Beatlesów, ale może trwać, jak "Schody do nieba", minut dziewięć.

Teraz są jakieś dziwne wymagania, że piosenka nie może trwać dłużej niż trzy minuty, bo inaczej jej po prostu nie grają. A jak jest za dużo riffów gitarowych, to jest odrzucana przez stacje radiowe, bo to nie mieści się w estetyce radia. Teraz oczywiście głównie myśli się o tym, aby reklamować towar, a nie kreować muzykę. I tak dalej, i tak dalej.

Jesteś postacią znaną na polskiej scenie muzycznej, a Perfect to już legenda polskiego rocka. Czy myślałeś kiedyś o tym, aby wyszukiwać tych młodych zdolnych artystów rockowych i promować ich?

Powiem ci szczerze, że myślałem o tym. Sądziłem tylko, że powstanie jakiś mecenat, np. pod egidą Ministerstwa Kultury i Sztuki. Naprawdę chrońmy tych młodych ludzi. Często pokazują się naprawdę zdolni debiutanci, którzy jeszcze nie znają tego zawodu. Żeby stać się szewcem, trzeba przynajmniej z rok uczyć się robienia butów. Ze śpiewaniem jest podobnie. Trzeba na to czasu.

Często się młodego człowieka wpuszcza na głęboką wodę, on przepływa dystans 50 metrów i tonie, bo wiadomo, że utonąć musi. Za tym musi iść menedżer, praca studyjna. Ja pracowałem cztery lata w teatrze, uczyłem się nawet sztuki malowania guza na czole.

Widza się zdobywa z czasem. Dla tych ludzi trzeba wygospodarować jakiś tam czas i oczywiście pieniędzy. To się musi jakoś znormalizować. Nie mogą młodzi ludzie nie posiadający menedżera, który jest niezbędnym człowiekiem w branży, decydować sami o sobie, szukać sobie repertuaru, piosenek, pisać teksty, potem próbować to aranżować, być w studiu, potem pisać scenariusz do teledysku i tak dalej, i tak dalej, bo to się źle kończy.

Ja patronuję jednej młodej artystce, Patrycji Markowskiej, która zaczęła śpiewać. Byłem przerażony jej decyzją, bo wiem, jaki to trudny zawód dla mężczyzny. Dla kobiety jest dwa razy trudniejszy. Przede wszystkim kobieta powinna być ładna i zasadniczo w wieku lat 40 odchodzą ze sceny. Tina Turner była wyjątkiem.

Ja mam prawie 51 lat - 50 skończyłem we wrześniu ubiegłego roku. Jakoś nie myślę zostawiać tego zawodu, choć wyśpiewałem sobie w piosence "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym".

A co do tych młodych, mam nadzieję, że pojawi się zawód menedżera, który będzie wyłuskiwał młode talenty i opiekował się nimi. Gdyby Brian Epstein nie zgarnął Beatlesów, może tej grupy nie byłoby na świecie. Przynajmniej nie zaszłaby tak wysoko. Myślę, że jest to interes dla wszystkich - mieć własną kulturę narodową na wysokim poziomie, nie zachwycając się tym wszystkim, co przychodzi z Zachodu.

Jak widzisz rolę Internetu w promowaniu muzyki, a w szczególności muzyki rockowej?

To jest narzędzie jak każde inne. Atom - przepraszam, że będę filozofował - miał służyć dawaniu tylko energii człowiekowi, czystej, szlachetnej. Bywa zaś przerażającym narzędziem w rękach człowieka i może zniszczyć kulę ziemską. Z Internetem jest podobnie. Spotyka się banda pedofili na Internecie, ale z drugiej strony ludzie nie chodzą np. po gazety, tylko czytają i ściągają informacje w ułamku sekundy o czymś, co mnie ciekawi w Bostonie, czy Filadelfii albo w Paryżu. To jest fantastyczne.

Przejdźmy do płyty "Schody". Sam wspomniałeś, że jest na niej 13 piosenek. Jedna z nich, "Kto dziś przygarnie mnie", wydana była już na płycie z orkiestrą symfoniczną. Moim zdaniem jest tu jednak trochę mniej rockowego dynamitu niż na poprzednich płytach...

To akurat jedyna taka łagodna piosenka. Płyta jest ostra, dynamiczna, mocno grana, taką perfectowska. Jest na niej dość dużo poważnych tekstów. To jest taki trochę spektakl rockowy, którego trzeba posłuchać od początku do końca. Nie ma tu piosenek wyrwanych z kontekstu, które nadawałyby się do zatańczenia na prywatce. Ale myślę, że parę tematów stało się ważnymi na świecie. My w swój taki skrótowy sposób chcieliśmy na płycie zawrzeć to nasze myślenie o świecie.

No i zawarliście też trochę nowszych brzmień. Mam na myśli "Perfect Show & Hip Top Band", który jest taką klamrą spinającą całą płytę...

Oczywiście. Liczę na to, że płyta, która nie jest za bardzo komercyjna, stanie się przez brak komercji właśnie bardzo komercyjną, ale nie w sensie zysku, tylko w sensie dotarcia do ludzi. To nas najbardziej cieszy. Życie mamy już ułożone, zarobiliśmy już swoje pieniądze, nie gonimy tak gorąco za sukcesem, w związku z czym cieszymy się po prostu bardzo na wydanie tej płyty.

Na albumie można znaleźć w kilku utworach smyczki, w jednym instrumenty dęte...

To Darek Kozakiewicz, który stawiał kropkę nad "i", siedział sam w studiu chyba ze trzy miesiące. I to, co wspomniałeś, to jest jego poważny wkład w tę płytę.

A skąd muzycy Perfektu w 2004 roku czerpią inspiracje? Czy to są starzy faworyci, czy szukacie gdzieś czegoś nowego?

Słuchaj, ja byłem niedawno na Świdrem, rzeką, i ptaszek zaśpiewał taki riff... Tylko że nie miałem magnetofonu, ani papieru nutowego. Wierz mi, znajdziesz tyle wspaniałej muzyki po rozmowach z ludźmi, po dobrych koncertach. Ja czerpię głównie z relacji z ludźmi. To jest dla mnie największe bogactwo. Siadam wtedy radosny, dynamiczny, jestem w stanie wymyślić coś tam z melodii.

Kiedy mówi się o Perfekcie, to myśli się przede wszystkim o tobie. Ty jesteś twarzą tego zespołu, najbardziej rozpoznawaną postacią. Powiedz mi, czy ta rola jest czymś, do czego się już przyzwyczaiłeś, czy to jest coś, co jednak cię męczy na dłuższą metę?

Na dłuższą metę mnie męczy. Nie czuję się facetem, który organizuje zespół. Wypchnięto mnie trochę do roli twarzy, lidera. Nie do końca się nim czuję. Czasami może faktycznie decyduję, co się zrobić powinno, a czego nie. Nie możemy teraz dyskutować tak, jak w Sejmie przez trzy miesiące nad jedną ustawą, bo nas na to po prostu nie stać. W związku z czym czasami menedżer mnie informuje, a ja czasami decyduję za zespół. Ale chyba wszystko jest w porządku i koledzy nie mają do mnie pretensji. Wolę być nazywany frontmanem niż liderem.

Kiedy w ubiegłym roku kończyłeś 50 lat, udzielałeś z tej okazji wielu wywiadów, w których mówiłeś przede wszystkim o sukcesach osobistych, m.in. o rzuceniu palenia. Ja chciałem cię zapytać o to, jakie sukcesy na gruncie artystycznym wskazałbyś w swoim życiu?

Pierwszą rzeczą, jaka mi się naprawdę spodobała, była moja wokaliza w "07 zgłoś się". To był pierwszy kontakt ze studiem nagraniowym. Trwała 50 sekund i byłem z niej ogromnie dumny. Potem były lata pracy w teatrze, pełne pokory, pełne wyrzeczeń, ale bardzo bogate w spotkania z ludźmi, wielkimi zawodowcami. Teatr to jest świątynia sztuki.

Potem było spotkanie ze Zbyszkiem Hołdysem, wielką indywidualnością polskiej sceny rockowej i muzycznej. Niestety, po trzech sezonach zespół przestał istnieć. Wróciliśmy w 1987 roku robiąc fantastyczny koncert. Potem znów się to troszeczkę rozsypało.

Były góry, były dołki, były piękne przeloty po kuli ziemskiej, a były też i pacnięcia dupala.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: DVD | stacje | piosenka | schody | duch
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy