Reklama

„Industrial nie istnieje”

Brytyjska formacja Pitchshifter zadebiutowała dziewięć lat temu albumem wydanym przez niezależną i specjalizującą się głównie w metalu wytwórnię Peaceville. Płyta zatytułowana - nomen omen - "Industrial" obwieściła światu narodziny nowej grupy specjalizującej się w tzw. rocku industrialnym. Rok 2000 to czas wydania płyty "Deviant", która ukazuje mniej rockowe, a bardziej elektroniczne oblicze Pitchshifter. Korzystając z jednodniowej przerwy w słynnym festiwalu Ozzfest, którego Pitchshifter był w tym roku częścią, z wokalistą J.S. Claydenem rozmawiał Łukasz Dunaj.

Witaj John, czy mógłbyś nam coś opowiedzieć o atmosferze panującej na Ozzfest?

Człowieku, to naprawdę wspaniała sprawa. Dwie wielkie sceny, wszystkie koncerty są totalnie wyprzedane i chociaż gramy zazwyczaj około drugiej - trzeciej po południu ogląda nas codziennie około 30 tysięcy ludzi. Taka okazja nie zdarza się często. Zdarzało się nam co prawda już grać na tak olbrzymich festiwalach, ale dopiero na OZZ Fest odczuwamy, że część ludzi przyjechała obejrzeć i posłuchać również nas.

Czy miałeś okazję poznać Wielkiego Ozza?

Reklama

Powiem ci szczerze, że ciężko o jakikolwiek kontakt z Ozzym, ponieważ on jest jak Bóg, nietykalny dla zwykłych śmiertelników (śmiech). Wszędzie chodzą za nim ochroniarze ze spluwami. Kiedy wychodzi na scenę otacza go ich cały kordon, a po koncercie Ozzy od razu udaje się do hotelu. Zdecydowanie częstszy kontakt mamy z jego żoną Sharon, która sprawuje pieczę nad całym tym festiwalowym cyrkiem, wszystkimi zespołami i na samym końcu nad swoim szalonym mężem!

Przejdźmy do waszej nowej płyty "Deviant". Wynikło wokół niej sporo zamieszania. Między innymi za swoją obrazoburczą ponoć okładkę ma zostać zakazana w Polsce. Czy wiesz coś o tym?

Tak, dowiedziałem się tego z naszej strony internetowej i zupełnie nie rozumiem co to wszystko ma do cholery znaczyć. Oczywiście nasz album nie został oficjalnie zakazany przez wasze władze, ale podobno większość polskich dystrybutorów oświadczyła, że w tak katolickim kraju jak Polska nie będą rozprowadzali płyty, na której widnieje karykatura papieża zrośniętego głową z Królową Matką. Obrazek ten wykonał dla nas Jim ze słynnego niegdyś anarchistycznego zespołu Crass. O dziwo w Anglii nikt nie protestował, a i tak jest to już druga okładka "Deviant", ponieważ pierwszy projekt bardzo nie przypadł do gustu jak zawsze purytańskim Amerykanom.

A co przedstawiał ten pierwotny projekt?

Parodię Święta Dziękczynienia, gdzie wszyscy zebrani przy stole zamiast przy pieczonym indyku siedzieli przy bombie atomowej. Cóż, widocznie jesteśmy politycznie niepoprawni... Najśmieszniejsze jest to, że tę okładkę projektował dla nas Amerykanin - słynny grafik Norman Rockwell.

Ostatnio wasz gitarzysta Jim Davies nawiązał współpracę z Maximem z Prodigy. Opowiesz nam o tym coś więcej?

Jasne, rzeczywiście Jim pracował z Maximem z Prodigy nad kilkoma utworami, które znajdą się na jego solowej płycie. Nie słyszałem jeszcze całości, ale wiem że płyta ma mieć tytuł "Hell's Kitchen". Jim nagrał ścieżki gitar między innymi do utworu "Scheming", który ma być drugim singlem z tego krążka, po "Carmen Queasy", który wraz z Maximem wykonuje Skin ze Skunk Anansie. Co śmieszniejsze kiedy posłuchałbyś numeru "Scheming" na pewno zadawałbyś sobie pytanie "Gdzie tam do cholery są jakiekolwiek gitary?". Tak więc, bardzo prawdopodobne jest to, że Jim wziął kasę za nic!

Jakby było mało, mieliście także swoje pięć minut sławy związane z osobą samej Britney Spears...

Tak, chociaż to dość głupia historia. Przeczytaliśmy kiedyś w jakimś brukowcu, że pewien amerykański milioner zaproponował jej, aby straciła z nim dziewictwo za 7.5 miliona dolarów! Ludzka głupota nie zna granic! Tak nas to zafrapowało, że złożyliśmy jej firmie płytowej ofertę 20 funtów, aby przestała łaskawie ranić świat swoim beztalenciem i skończyła ze śpiewaniem.

Czy wiecie jaka była jej reakcja?

Niestety nie mieliśmy okazji spotkać się osobiście z panną Spears, ale podobno była obruszona, że jacyś pieprzeni aroganci z Anglii mają czelność składać jej podobne propozycje. Cóż, Britney to zepsuta mała dziwka, która niedwuznaczne propozycje księcia Williama czy tego amerykańskiego milionera przyjmuje z uśmiechem na ustach, ale my widocznie posunęliśmy się jej zdaniem za daleko. (śmiech)

Kiedyś powiedziałeś, że muzyka drum n' bass jest dla ciebie punk rockiem lat 90. Chyba nie zaprzeczysz, że wymiar społeczny obu tych zjawisk jest jednak nieporównywalny?

Może i tak, ale to co nazywa się obecnie kulturą klubową i muzyka, którą się w takich klubach gra jest czymś więcej niż tylko krótkotrwałą modą. Dla wielu ludzi weekendowe wyjścia do klubów są jak katharsis, upragnione zwieńczenie morderczego tygodnia, podczas którego wszyscy wypruwają sobie flaki w pracy. Wymagania jakie stawiają dzisiaj pracodawcy przed swoimi podwładnymi są najczęściej zupełnie chore, niemożliwe do spełnienia, jednak ludzie poddają się tej psychozie i niczym zaprogramowane automaty wykonują bezbłędnie wszystkie polecenia. Nie dziwne, że odreagowują to później na imprezach, których tłem jest przecież również technologiczna muzyka. Techno, jungle, goa, ambient czy właśnie drum n' bass... Kiedyś ludzie potrzebowali rebelii, buntu i otrzymali punk, teraz ludzie chcą odreagowania i mają drum n' bass, który jest moim zdaniem najbardziej kreatywnym obecnie rodzajem muzyki. Muzykę Pitchshifter mógłbym określić jako drum n'bass grany na gitarach (śmiech).

A co w takim razie ze starym poczciwym industrialem?

Industrial nie istnieje. Termin ten został spłodzony przez dziennikarzy, którzy nie wiedzieli co począć z muzyką której nie rozumieli. Słyszeli w tym tylko szum i zgrzyt fabrykowany przez różne dziwne urządzenia i nie zastanawiali się nad tym, że kiedyś wszystkie te zespoły zaczną używać innych środków wyrazu i po prostu na nic nie zda się ich dziwna terminologia. No bo sam powiedz czy muzyka którą gra teraz Ministry można nazwać industrialem? Ci faceci zaczęli od tanecznych, syntetycznych rytmów, a teraz tworzą muzykę rockową, gdzie sekwencer jest tak samo ważny jak gitara i perkusja.

Czy pokusiłbyś się zatem o porównanie Pitchshifter z okresu pierwszej płyty i obecnego jego oblicza na albumie "Deviant"?

Te płyty dzieli przepaść. Są zupełnie inne. Na "Industrial" czy "Submit" łączyliśmy technologię z ciężarem i agresją metalu. Potem zmieniliśmy wizję brzmienia i tworzenia muzyki. Zaczęliśmy pisać piosenki (śmiech). To naprawdę sprawia nam wielką satysfakcję, kiedy ludzie mogą nucić nasze kawałki, chociaż dla niektórych wciąż brzmimy zupełnie niestrawnie i zbyt agresywnie, jednak to nie nasz problem. Uważam, że "Deviant" jest naszym najdoskonalszym albumem, płytą która wyznacza dla nas jakieś nowe standardy, określa drogę którą pójdziemy w przyszłości. Ta płyta jest trudna i zarazem łatwa w odbiorze. To coś nowego i mamy nadzieję, że w przyszłości uda nam się osiągnąć jeszcze więcej.

Tak więc życząc wam tego, dziękuję za poświęcony mi czas.

Nie ma sprawy. Musisz wiedzieć, że bardzo chcemy przyjechać jesienią na koncerty do Polski, ponieważ na pewno nie wszyscy w twoim kraju podzielają poglądy zakłamanych hipokrytów, którzy wycofują nasze krążki ze sprzedaży. Czekajcie na nas!

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy