Reklama

"Agitatorzy nie mają szans"

Grupa Maqama reklamowana była jako nowa twarz na polskiej scenie rockowej. W połowie października 2009 roku zespół zadebiutował albumem "Maqamat". Z tej okazji na pytania Michała Boronia odpowiedział wokalista Kamil Haidar.

Płyta "Maqamat" to debiut pod nazwą Maqama, ale wiadomo, że to nie pierwsze wasze kroki na muzycznej scenie. Przypomnijcie wasze poprzednie wcielenia i opowiedzcie, jak doszło do tego, że powstał nowy zespół?

Rzeczywiście każdy ma za sobą już jakąś drogę muzyczną. Ja grałem w zespole Shahid, Krzysztof Staluszka (gitara) i Piotrek Podgórski (bębny) grali w Frog Off, natomiast Tomek Krzemiński był basistą Neumy. Wszystko zaczęło się od trochę przypadkowej rozmowy telefonicznej - mojej z Krzyśkiem. Shahid był wtedy zawieszony a ja chciałem iść w stronę bardziej transową i elektroniczną. Jednak po jakimś czasie brakowało mi żywych instrumentów, prób... no i zgadaliśmy się z Krzyśkiem, że możemy pograć wspólnie, bo Frog Off też wtedy był w "zawiasach".

Reklama

W naturalny sposób Krzysiek przyprowadził Piotrka, który pogrywał z Tomkiem Krzemińskim. I tak zaczęliśmy regularnie grać. Zażarło i bez żadnego ciśnienia przez ponad rok tworzyliśmy i nagrywaliśmy "Maqamat". Pracowaliśmy bardzo komfortowo, na własny rachunek, we własnym studio. Krzysiek jest również sprawnym realizatorem, więc nic nam nie było więcej trzeba.

Wydaje mi się, że Maqama ma sporo z twojego poprzedniego zespołu, Shahid. To dobry trop?

No mnie! (śmiech). Faktycznie ja byłem reżyserem tamtego projektu, byłem też wokalistą stąd pewnie te skojarzenia. To dobry trop o tyle, że Maqama to dla mnie osobisty level wyżej, rozwijam w tym zespole swoją muzyczną drogę, którą obrałem wcześniej.

Ale w Maqamie wielu rzeczy musiałem się też nauczyć, wiele zacząć od innej strony. Metody pracy też są zupełnie inne, inne też trochę pełnię funkcje. Fakt, że wciąż operuję wokalem, więc podobieństwa w tematyce tekstów czy też sferze głosowej są oczywiste, ale w Maqamie odpowiadam też za aranżację całej etniki i ja panuję nad elektroniką. To dla mnie o tyle nowość, że w Shahid nie używaliśmy komputera wcale, a ja byłem tam również gitarzystą.

Twoje syryjskie korzenie sprawiają, że mocno obecne w waszej muzyce bliskowschodnie klimaty to rzecz naturalna. Czy zainteresowania pozostałych muzyków również wcześniej szły w ten region?

Nie chcę odpowiadać za resztę, ale chłopaki podchwycili mojego bakcyla. Nawet jeśli nie było tego widać w ich dotychczasowej twórczości, wiem że nuta płynąca z Bliskiego Wschodu nie jest im obca. Dlatego łatwo było to zaimplementować w Maqamie. Wspólnie zaczęliśmy interesować się instrumentarium stamtąd, wymieniać uwagi i płyty. Krzysiek nawet nagrał jakieś partie na lutni oud.

Tytuły niektórych utworów, jak "Darfur" czy "Alaska" sugerują, że staracie się szukać uniwersalnych historii, które niestety zdarzają się wszędzie. Mam rację?

Zdecydowanie tak. Pisząc teksty, mimo że w większości inspirowane konkretnymi wydarzeniami, chciałem zachować ich uniwersalną wymowę. Nie chciałem zawężać pola interpretacji. Szeroko rzecz ujmując, "Maqamat" to płyta o człowieczeństwie i jego dewaluacji w dzisiejszym świecie.

Dlatego chciałem pozostawić słuchaczowi możliwość odniesienia tych słów to rzeczywistości, jaka jego akurat otacza czy dotyka. Wtedy te teksty skłonią go do głębszej refleksji. Dlatego też, tytuły często pozornie nie mają nic wspólnego z treścią tekstów, mają wręcz zbijać z tropu. Jak wspomniana przez Ciebie "Alaska".

Muzycznie jest ciężko, nic więc dziwnego, że towarzyszące im teksty to nie są opowieści o wakacyjnych podbojach, lecz poruszające poważne tematy, jak nietolerancja religijna, narkotyki ("Opium") czy kwestia wojny między Wschodem a Zachodem. Wierzycie w to, że muzyka może zmienić świat?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie... Jak miałem naście lat, wierzyłem w to głęboko. Dzisiaj patrzę na to nieco inaczej. Myślę, że za pomocą muzyki możemy nieskrępowanie komentować to, co nas otacza.

Utwory to swoisty zapis czasów i warunków w jakich aktualnie artysta żyje i tworzy. Jeśli są to czasy trudne, znajdziesz tego wydźwięk w utworach. I dopiero to niespokojne kołatanie może zainspirować Cię do wzięcia spraw w swoje ręce - bo umożliwi Ci spojrzenie na to z dystansu. Agitatorzy nie mają szans.

To nie o to w tym chodzi żeby śpiewać pieśni nawołujące do rewolucji i mówiące ludziom co mają robić. Grunt to nieść przesłanie, które pozwoli komuś dostrzec potrzebę tych zmian. Popatrz na Marleya, Kaczmarskiego, muzyków gospel i bluesmanów, czy nawet Hendrixa. Oni przede wszystkim dokumentowali swoje czasy, pokazywali jak żyją, że można inaczej. Nikomu nie mędrkowali. Dlatego są do dzisiaj tak uniwersalni.

Sami byli wzorem, a nie próbowali te wzorce tworzyć na siłę. Ich muzyka była tylko przygrywką do ich czynów. Uważam też, że naszym jako artystów obowiązkiem jest głośno mówić o tym co wielu chciałoby zamieść pod dywan. Nawet niech to będą piosenki o dziewczynach i nieskrępowanej zabawie jak u Rolling Stonesów. Tylko, że oni robili to w czasach kiedy szło się za to siedzieć. Uderzali w cały ten pseudo religijno-etyczny cyrk.

Wiesz, u mnie w domu od zawsze wpajano poczucie misji. Moi rodzice są lekarzami, Ojciec bardzo mocno udziela się dla lokalnej społeczności. Dlatego ja też chcę odpracować swoją działkę. Mógłbym pisać o dupie Maryni, ale czuję, że mi nie wypada. Wiele udało mi się w życiu zobaczyć, zwłaszcza podczas podróży na Bliski Wschód czy do Afryki gdzie spędziłem parę lat. Nietaktem byłoby się tym nie podzielić. Jednocześnie nie mam zamiaru mówić ludziom co jest dobre, a co złe. Nie mam na to recepty. Po prostu, coś widzę i piszę o tym. A czy to kogoś poruszy jest już poza mną.

Teksty można interpretować na wiele sposobów. Czy nie chcieliście takiego wściekłego kopa prosto w twarz, oskarżycielskiego tonu wprost?

A jaki to miałoby sens? Mogę sobie wyśpiewać "Bush ty terrorysto, nie ukryjesz się, wykończymy Cię, bo ja Pan artysta tak mówię!", i udawać chojraka, bo mi dzisiaj nikt nic nie zrobi a Kolega W. i tak do tego nie dotrze. Nie na tym to polega. Jego i jemu podobnych zdążą jeszcze oskarżyć dużo mocniejsi ode mnie.

Mi zależało na wydźwięku tych tekstów za 5,10 czy 15 lat. Czy tak będzie? Zweryfikuje mnie czas. Myślę, że wymierzyłem dużo mocniejszego kopniaka tym, że przede wszystkim obnażam fałsz i zgniliznę swojego własnego podwórka, że uderzam w niedociągnięcia nas jako cywilizacji, a nie pojedynczych dewiantów, którzy skończą się tak szybko jak się zaczęli.

Zauważ, że te teksty nie są o ratowaniu świata, ale krytykują ten nasz właśnie zachodni mesjanizm. Ja nie jestem zwolennikiem teorii dobrego rybaka. Uważam, że każdy naród czy społeczność musi sama wypracować sobie warunki w jakich żyje. Zbrodnią jest w ten naturalny proces ingerować czy go zakłócać. A my jako Zachód nagminnie to robimy. I takiego właśnie kopniaka sobie i mi podobnym wymierzam (śmiech).

Polskie wojska były obecne w Iraku i Afganistanie. Czy twoim zdaniem słusznie? Jakie rozwiązanie będzie lepsze - zostać, próbować pomóc, zmienić tamtejszą rzeczywistość na lepszą czy wyjść i zostawić tamtejsze problemy mieszkańcom tych krajów?

Ale pomóc w czym? Jakoś karabiny i czołgi to mi się z pomocą nie kojarzą. Powiedzmy wprost, że pojechaliśmy tam skuszeni przez Amerykanów kontraktami na "odbudowę" i miejscem przy ropnym kraniku. No a żeby odbudować to trzeba coś zburzyć... Kto powiedział, że my tam zmieniamy rzeczywistość na lepszą? Irakijczycy czy Afgańczycy? Przecież do nas strzelają.

Dużo lepiej nam wychodziło to zmienianie ich rzeczywistości na lepszą, jak w latach 70. i 80. budowaliśmy im drogi, szpitale, pomagaliśmy kształcić ich inżynierów czy lekarzy. Wiem, bo mieszkałem w tamtych latach w Libii. Wiesz, że podobno prawie 90 proc. irackich autostrad położyły polskie firmy?

To samo w Afganistanie, PAH i inne organizacje dużo wcześniej już tam były, zanim nasz rząd wpadł na pomysł, że można by ich wespół z Amerykanami ucywilizować.

Tak jak wspomniałem, nie jestem zwolennikiem zbawiania na siłę. A uwierz mi, że demokrację na zachodni sposób to można skutecznie uprawiać tylko w zachodnich krajach. Tam to tak nie działa. Mało tego - nawet jeśli im tam zmienimy tą rzeczywistość - na siłę czy nie - to kto później o tą rzeczywistość będzie tam dbał? Wierzę, że tylko samodzielnie wypracowane dobra przetrwają dla danej społeczności. Każdy naród ma swoje lata mroku i jasności i sam musi przez nie przejść. Oczywiście trzeba pomagać, ale komuś kto tego chce i wie po co tego chce.

Z drugiej strony rozumiem w pewnym sensie interes Amerykanów. Muszę się przyznać, że bardzo mocno przeżyłem śmierć polskiego geologa w Pakistanie i było we mnie dużo złości, że ot tak zabili mi rodaka, który zresztą z tego co słyszałem bardzo był im życzliwy. W tamtym momencie sam chętnie bym strzelał do tych którzy to zrobili. Emocje wzięły górę... Ale co innego jest walczyć w samoobronie, a co innego podczepiać się pod "bójkę" innych, tak jak my to zrobiliśmy. To uważam za żenujące, zwłaszcza, że już nikt nawet nie próbuje ściemniać, iż niesiemy tam kaganek cywilizacji.

Mam wrażenie, że płyta "Maqamat" jest taką próbą obalenia stereotypów, pokazania słuchaczom, że Bliski Wschód to nie tylko wojna, terroryści, lecz też imponująca kultura, która wpływa także na ludzi tutaj, nad Wisłą.

Na pewno tak. W końcu tamten region to kolebka ludzkości. Miałem wiele do czynienia z tamtejszymi narodami. Wiem, że są tam ludzie jak wszędzie, dobrzy i źli, ułożeni i chamscy, uczeni i prości etc. To akurat wszędzie wygląda tak samo. Ostatnimi laty możemy w sumie obserwować pewną modę na wpływy stamtąd i mnie to cieszy. Jest moda na arabską muzykę, albo raczej arabskie disco (śmiech). Arabskie restauracje cieszą się ogromną popularnością.

Pamiętajmy, że Polacy mają bardzo bogatą wspólną historię z Arabami. Naprawdę nie dziwi specjalnie jak ktoś Cię zaczepia łamaną polszczyzną np.: na ulicy w Jemenie czy Syrii. Arabowie mają wspaniałą kuchnię, muzykę, słodycze (śmiech). Tak szczerze to są bardzo podobni do Polaków. Zacznijmy poznawać ich przez taki pryzmat a wszystkim będzie łatwiej.

Klimaty bliskowschodnie i etniczne na polskiej scenie wykorzystują m.in. tak różni wykonawcy, jak Indukti, Masala czy Sweet Noise. Nie dziwi zatem obecność wśród gości Ewy Jabłońskiej (skrzypaczka Indukti) czy Rafałą Kołacińskiego i Macieja Cierlińskiego związanych z Masalą. A co tu robi Gutek z Indios Bravos?

No Gutek wbił piękne nuty w utwór "Darfur"! (śmiech). To przede wszystkim fantastyczny człowiek. Nasza znajomość zaczęła się od przypadkowego spotkania, zupełnie na pozamuzycznym gruncie. Złapaliśmy wspólne fale, sporo godzin żeśmy przegadali. Pierwotnie miałem "Maqamat" wyśpiewać sam, nie chciałem nagrywać z żadnymi wokalistami. Ale od spotkania z nim wiedziałem, że koniecznie trzeba się spotkać w studio.

W sumie to postawiliśmy Gutka w sytuacji dla niego trochę nowej, wiesz... w sumie takiej ciężkiej muzy chyba nie nagrywał. I oczywiście świetnie się w tym poczuł i to słychać na nagraniu. Zresztą on też lubi wschodnie dźwięki. Poza tym, wbrew pozorom, myślę, że Gutek i w ogóle Indios Bravos nadaje na bardzo podobnych falach co Maqama.

Oczywiście muszę też przy tej okazji wspomnieć pozostałych naszych gości, przede wszystkim Rafał wiele nam pomógł, nie tylko muzycznie ale też organizacyjnie - to przefantastyczny facet. Bardzo się angażuje w to co robi. W ogóle przy produkcji "Maqamat" mieliśmy sporo szczęścia, bo zebraliśmy naprawdę wybitnych artystów. Przecież Ewa i jej Indukti to klasa światowa. Maciek też ma unikatowe zdolności. Jestem dumny z każdej z tych kooperacji.

"Darfur" z udziałem Gutka to moim zdaniem jeden z najmocniejszych punktów płyty, a czy macie swoich faworytów? Wiem, że to nie jest łatwe, bo pewnie każdą piosenkę traktujecie równo, ale a nóż...

No widzisz! To odnośnie poprzedniego pytania, już wiadomo co Gutek robi na "Maqamat"

(śmiech)!

Trudne stawiasz przed mną pytanie - bo wiadomo, że żadnego z dzieci nie powinno się faworyzować (śmiech). U mnie osobiście zmienia się to w miarę grania ich na żywo, odsłuchiwania. Każdy z tych utworów ma swoje mocne momenty, które lubię.

Co ciekawe, na płycie są dwa anglojęzyczne numery ("Exile i "Tears"), które otwierają i zamykają "Maqamat". To przypadek czy np. traktujecie te numery jako swoistą wizytówkę na potrzeby prezentacji materiału za granicą?

Nie jest to przypadek. Chociaż na początku chciałem żeby płyta był stricte polskojęzyczna. Ale te utwory nagrałem od razu po angielsku i próby tłumaczenia jakoś mi nie pasowały. Zresztą, faktycznie jest to dobra wizytówka za granicą chociaż zdradzę, że pracujemy nad anglojęzyczną wersją "Maqamat". Poza tym to fajna klamerka dla tej płyty. Kolejność nie jest przypadkowa.

Na koniec zostawiłem sprawę dedykacji - album poświęcony jest Nojoud Mohammed Ali z Jemenu. To 8-letnia dziewczynka, która została wydana za mąż za 30-letniego mężczyznę. Związek został skonsumowany, ale na szczęście Nojoud udało się uciec od swojego "wybranka", a małżeństwo anulowano. Czyli jakiś tam cień optymizmu pozostaje?

Ta sprawa jest mi bardzo bliska, bo kiedy zrobiło się o Nojoud głośno byłem akurat w Jemenie. Także śledziłem sprawę z dnia na dzień. Strasznie mnie to zszokowało, zacząłem drążyć temat i nawet udało mi się skontaktować z jej prawniczką i dziennikarzem z "Yemen Timesa", który sprawę nagłośnił. I powiem Ci, że wcale nie jest to optymistyczna historia. Podobno kiedy temat zszedł z afisza Nojoud wróciła do swojej wsi i rodziny, która uważała jej czyn za potwarz.

Hamed (dziennikarz) powiedział mi nawet wprost, że pewnie nic to nie zmieni a jej może grozić nawet niebezpieczeństwo. Wiesz, ona złamała poważne narodowe tabu. I pamiętajmy, że miała wtedy tylko 8 lat!

Uważam, że ona będzie jedną z najwybitniejszych osobistości na świecie jak dorośnie, zresztą już jest. Dla mnie jest inspiracją i bohaterem. Dlatego zdecydowałem się zadedykować jej "Maqamat". Bo o takich ludziach i czynach trzeba pamiętać.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Maqama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy