Accept: Lubimy być oldschoolowi

Accept w nowym składzie /fot. Holger Talinski /.

Na początku sierpnia ukaże się nowy album heavymetalowej legendy z Niemiec - "The Rise Of Chaos" grupy Accept. - Jesteśmy staromodni, nie podążamy za nowymi trendami - podkreśla w rozmowie z Interią gitarzysta Wolf Hoffmann.

Początki Accept sięgają jeszcze drugiej połowy lat 60. (wówczas grupa posługiwała się jeszcze nazwą Band X). Start profesjonalnej kariery to 1976 r., kiedy to Udo Dirkschneider (wokal), Wolf Hoffmann (gitara), Gerhard Wahl (gitara), Dieter Rubach (bas) i Frank Friedrich (perkusja) zostali zaproszeni na jeden z pierwszych rock'n'rollowych festiwali w Niemczech - Rock am Rhein. Rubacha szybko zastąpił Peter Baltes, który od tego czasu nieustannie towarzyszy Hoffmannowi w Accept.

Od reaktywacji w 2009 r. za mikrofonem stoi Amerykanin Mark Tomillo, a najkrótszy staż (od 2015 r.) mają gitarzysta Uwe Lulis i kolejny Amerykanin - perkusista Christopher Williams.

Reklama

Adam Drygalski, Interia: Już niedługo świat usłyszy piętnasty studyjny album Accept. Premiera nastąpi na Wacken Open Air. Trudno wyobrazić sobie bardziej ekscytujące miejsce nawet, jak dla takiego starego piernika, jak ty, Wolf!

Wolf Hoffmann (Accept): - Występ na Wacken będzie niesamowity! Nawet dla gości, którzy mają za sobą wiele lat grania. Po raz pierwszy wystąpimy z orkiestrą symfoniczną. To będą tak naprawdę trzy koncerty w jednym. Najpierw zaprezentujemy materiał z "Rise of Chaos", później z mojej solowej płyty "Headbanger's Symphony" i na koniec zagramy numery, które kojarzą wszyscy nasi fani, ale po raz pierwszy w takiej otoczce. Trzy premiery za jednym zamachem.

Nie boisz się, że może to nie wypalić? Współpraca z orkiestrą nie należy zapewne do najłatwiejszych spraw w życiu.

- Trudno mi oceniać, bo nigdy tego nie robiłem. Mamy opracowane wszystkie aranżacje, ale  to dla nas zupełnie nowe wyzwanie. Kiedy tworzyłem "Headbanger's Symphony", wiedziałem, że kiedyś zagram tę płytę na żywo. Rozmawiając z organizatorami Wacken o występie Accept, doszliśmy do wniosku, że dobrze byłoby to wszystko połączyć. Nową płytę i orkiestrę a najlepszym mostem jest właśnie "Headbanger's Symphony".

Dlaczego wybór padł na Czeską Narodową Orkiestrę Symfoniczną?

- Współpracuję z nimi od dwóch lat, razem tworzyliśmy ten metalowo - klasyczny album, stąd wybór był oczywisty. Ale nie mam zamiaru ograniczać się do tego jednego koncertu i w odległych miejscach świata zagramy już z innymi muzykami. Względy są prozaiczne. Po prostu ciężko zapakować pięćdziesiąt osób do jednego samolotu i polecieć, na przykład do Australii. Z drugiej strony, wejść do na pokład i powiedzieć innym podróżnym "Dzień dobry, to ja a te kilkadziesiąt osób za mną, to moja orkiestra" byłoby z pewnością ciekawym doświadczeniem.

- Granie z zupełnie innymi ludźmi zawsze jest ekscytujące i inspirujące, ale teraz nie zajmuję się tym, co wydarzy się w Londynie, czy w Paryżu, bo mam na głowie Wacken. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie mogę mieć stuprocentowej pewności, że pójdzie to tak, jak sobie założyłem. Ale to jest właśnie esencja grania na żywo. Nigdy nie wiesz, co wydarzy się za chwilę.

Wiem o tym, że w wolnych chwilach słuchasz głównie muzyki klasycznej a rzadko sięgasz po płyty kolegów z branży. Czy zdarzyło ci się słuchać albumów, które łączą jedno i drugie, że posłużę się najbardziej banalnym przykładem, czyli Metalliki i "S&M"?

- Znam fragmenty tej płyty i rzeczywiście jest tak, że po skończonej pracy w studio, czy zagranym koncercie, słucham muzyki klasycznej. Nie słucham metalu, bo nie chcę, nawet w sposób podświadomy, czymś się kierować. Zrobiłem mały research w tej dość oryginalnej niszy, ale będąc szczerym nie poświęciłem temu sporo czasu.

Na "The Rise of Chaos" słychać, że nikt cię nie zainspirował, bo Accept, brzmi jak... Accept. Nie ma żadnego odkrywania Ameryki na nowo.

- Bo odkrywanie Ameryki nie ma sensu. Naszym celem było napisanie nowych piosenek bez jednoczesnego bawienia się dźwiękiem i tworzenia czegoś na siłę innego. To samo studio, ten sam producent. Prawie wszystko tak samo, bo jest dwóch nowych muzyków, ale podążamy tą samą drogą, co na poprzednich płytach.

Kibice Legii napisali na jednej z flag, że jest to klub dla staromodnych facetów. Wy moglibyście mieć flagę z napisem: Zespół metalowy dla staromodnych gości.

- Coś w tym jest i nie ma powodu, aby temu zaprzeczać. Jesteśmy staromodni, nie podążamy za nowymi trendami. Oczywiście dbamy o to, żeby nasze brzmienie było możliwie jak najlepsze i nasz producent Andy Sneap czuwa nad tym, aby nie odbiegało w żaden sposób od najnowszych standardów, ale piosenki są staromodne. Zgadzam się. Tak miało być. Lubimy być oldschoolowi.

Ale nie jest to trochę nudne, grać tyle lat w ten sam sposób?

- Absolutnie nie! Osiem lat temu dołączył do nas Mark Tornillo, który swoim wokalem wszystko odmienił. Rozpoczęliśmy wtedy etap, który trwa do teraz. Przez osiem lat nagraliśmy cztery albumy i do tego jeden zarejestrowaliśmy na żywo. Byliśmy przez ten czas bardzo zajęci i nie było mowy o żadnym znudzeniu. Gdybyśmy byli sobą zmęczeni, albo znużeni tym, co robimy, pewnie byśmy dali sobie spokój.

Nowy album nosi tytuł "The Rise od Chaos". Nazwa budzi skojarzenia z tym, co dzieje się teraz na świecie, choć niepokoje i wojny to chyba nic nowego. Ludzie toczą ze sobą spory to tu, to tam z tą subtelną różnicą, że zmienił się sposób walki a w Europie, czy Ameryce jesteśmy naocznymi świadkami wielu tragedii.

- Jestem w stanie zgodzić się z twoją teorią, ale z drugiej strony to hasło dobrze oddaje czasy, w których przyszło nam żyć. Moglibyśmy pewnie nazwać ten album od tytułu innej piosenki, na przykład "Analog Man", ale "The Rise of Chaos" najlepiej oddaje to, co unosi się w powietrzu. Wystarczy wziąć do ręki, którąkolwiek gazetę na świecie. Wojna w Syrii, uchodźcy, zmiany polityczne w USA, Wielkiej Brytanii, Francji, do tego globalne ocieplenie, o którym większość zapomina a czego lekceważyć nie można. Wszystko składa się na jeden wielki bałagan na świecie.

- Nie chcę być odebrany jako jakiś kaznodzieja, albo piewca teorii. Jesteśmy zespołem, który ma dostarczać ludziom rozrywki. Piszemy o tym co widzimy dookoła. Nie mam ochoty sprzedawać ludziom swojej ideologii, nie taki jest cel Accept, ale też nie będę pisał tekstów o potworach i rycerzach, jak robią to, co poniektórzy, bo mnie to po prostu nic nie obchodzi.

Rzeczywistość jest obecnie dla muzyków bardzo trudna. Nie obawiasz się, że na waszym koncercie dojdzie do tragedii. Wasz koncert w Bataclanie był zaplanowany tydzień po tym, jak dokonano tam zamachu. To daje do myślenia.

- Mam świadomość, że mogło trafić na nas. Byliśmy tam kilka dni po tragedii, widzieliśmy kwiaty, które ludzie przynosili, aby oddać cześć ofiarom. To było poruszające, ale jeśli będziemy nakręcać spiralę strachu, to źli ludzie osiągną swój cel. Nie możemy się podać, tylko iść naprzód i nie bać się żyć, tak jak chcemy. Jeśli widzowie są odważni, żeby przyjść na koncert, to ja tym bardziej muszę pokazać, że nie mam w głowie chowania się po kątach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Accept
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama