Reklama

"Zawsze ufałem akordeonowi"

Czesław Mozil furorę zrobił albumem "Debiut", który został wydany w kwietniu 2008 roku pod szyldem Czesław Śpiewa. Płyta szybko uzyskała status Platyny. Niedawno ukazała się reedycja albumu "Tesco Value" duńskiej formacji Czesława. Z tym oryginalnym muzykiem, ale przede wszystkim oryginalnym człowiekiem rozmawiał Paweł Budziński.

Dlaczego mieszkasz akurat w Krakowie, kiedy jesteś w Polsce?

Czesław Mozil: Jak miałem 18 lat, mój rok starszy kolega Michał zaczynał studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zapraszał mnie, ja przyjeżdżałem z Kopenhagi i przebywając wśród studentów, zacząłem zdawać sobie sprawę, że nie jestem od nich tak daleko, jak mi się wydawało. Europa zrobiła się mała. W Krakowie urodziła mi się taka baza przyjaciół.

A jak byś porównał tryb życia w Krakowie i w Kopenhadze?

Czesław Mozil: Tam prowadziłem knajpę, pisałem muzykę dla teatrów, trudno porównywać tryby życia, jeśli tutaj zajmuję się czym innym. Na pewno w Krakowie jest wolniej, czuć ten studencki klimat, w lokalach widzimy starsze panie obok młodych facetów i na odwrót, jest duża mieszanka, to wszystko żyje, pulsuje.

Reklama

Twoja muzyka jest trudna do sklasyfikowania. Spotkałem się z określeniami takimi jak rock, punk rock, muzyka kabaretowa... Jak ty byś rozwiał te wątpliwości?

Czesław Mozil: Słuchałem w życiu mnóstwo punka, rocka, muzyki kabaretowej też. Myślę, że to, co gram, jest bardzo bliskie popowi. To są takie pioseneczki, dwie zwrotki, refren, zwrotka, refren. One nie są trudne, są może inne... Nawet nie wiem, czy są inne. One żyją własnym życiem i cieszę się, że mają swoją publikę. Na pewno są tam punkowe elementy. Nawet we współczesnej muzyce klasycznej można takie punkowe odłamki znaleźć.

Spotykasz się często z krytyką?

Czesław Mozil: Przyznam, że mam fuksa, bo nie za bardzo. Ale zawsze tak jest, że jak wielu ludziom się coś podoba, to będą osoby, którym się to nie podoba. Każdy jeździ innym samochodem, różnie się ubieramy, jedni lubią takie jedzonko, a niektórzy inne, ktoś lubi jeszcze jednego kieliszka ekstra, a drugi mówi: "Nie, czas zastopować".

Ktoś lubi blondynki, ktoś brunetki...

Czesław Mozil: Jeśli chodzi o kobiety, to każdy lubi blondynki i brunetki, tylko zależy jakie. Tak jak w muzyce, chodzi o pewną jakość...

Twój typ kobiety.

Czesław Mozil: Oj, nie wiem... Na pewno kobieta [śmiech]. Jestem otwarty [śmiech].

Twoja debiutancka płyta bardzo szybko uzyskała status Platynowej. Co takiego ma w sobie, że osiągnęła sukces?

Czesław Mozil: Ta muzyka trafiła do publiki, która wcześniej się z taką twórczością nie spotkała. Przede wszystkim dzięki temu, że kilka stacji radiowych grało moje piosenki. Internet też zrobił swoje. Coś mi się podoba, to rozsyłam to pięciu swoim kolegom. I może dwóm z nich też się spodoba i też zaczną pokazywać innym. Cieszę się, że płyta znalazła swoją publikę. W duńskim "zaiksie" jest taki poradnik, jak napisać przebój, jak napisać piosenkę, żeby puszczały ją stacje radiowe. Ja nie piszę takich hitów. Zresztą gdyby tak łatwo było napisać hit, to chyba więcej ludzi by to robiło.

Co uważasz za swój największy sukces zawodowy?

Czesław Mozil: To, że już od ośmiu lat jeżdżę i gram swoje piosenki. Zaczęła rosnąć wierna grupa fanów. Dziewczyny jechały za nami dziewięć godzin autokarem po to, żeby zobaczyć koncert. W Krakowie w klubie zawsze był komplet ludzi. Strasznie się cieszę, że to zaistniało szerzej. Dla mnie to ogromny sukces. Mam nadzieję, że za dwa lata dalej będę mógł śpiewać, a ludzie dalej będą mieli ochotę przyjść i posłuchać.

Twoim wyuczonym instrumentem jest akordeon. Dlaczego akurat ten instrument?

Czesław Mozil: Jak masz osiem, dziewięć lat, to nie wiesz, jaka będzie potem historia. Kocham akordeon w takim samym stopniu w jakim go nie cierpię. Znam wszystkie słabości tego instrumentu, ale znam też jego siłę. Zawsze ufałem akordeonowi. Może to głupio brzmi, ale dobrze mieć takiego partnera w życiu. Chciałbym, żeby nadal był obecny w moich nagraniach. Niekoniecznie na pierwszym planie, świetnie sprawdza się w tle, gdzie robi samą barwę. Spełnia funkcję małych organów. Ale małych! Nie cierpię, jak siedzi pięciu gości na krakowskim rynku i grają Bacha. To brzmi strasznie! Nie chcę tutaj wymądrzać, ale to jest nieporozumienie - takie używanie akordeonu w roli dużych organów.

Zauważyłem, że często używasz w stosunku do siebie sformułowania "grajek". Czyli nie uważasz, żeby to w jakiś sposób uwłaczało muzykowi?

Czesław Mozil: Spełniam funkcję grajka. Jestem grajkiem. Szanuję ludzi, którzy jeżdżą i grają na weselach, bo to jest rzemiosło... Nie lubię określenia "wielka sztuka", zastanawiania się, co jest sztuką. Moim zdaniem powinno się jedynie rozmawiać na zasadzie: podoba się - nie podoba się. Kiedy gram na bankiecie, muszę zdobyć publiczność, tam nie ma moich fanów. I kiedy ktoś po takim występie mówi do mnie: "Panie Czesławie, nie słyszałem wcześniej tego, co pan tworzy, ale to był bardzo przyjemny wieczór", to nie może być uwłaczające!

Najbliższe twoje plany - zawodowe i osobiste.

Czesław Mozil: Objedziemy całą Polskę z naszymi koncertami. Gramy w dużych i małych klubach. Zagram na akordeonie siedem koncertów z Hey'em. Chciałbym odpocząć w lutym. Może coś napisać. Nie myślę jednak o nowej płycie, chcę poznawać swoją publikę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Paweł Budziński | Ufa | muzyka | Kraków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama