Reklama

"Zaczynał od wkurzania sąsiadów"

Grzegorz Kupczyk to jedna z legend rodzimej sceny ciężkiego grania. Przede wszystkim grupy Turbo (z nią odnosił największe sukcesy, wielki przebój "Dorosłe dzieci", do dziś obowiązkowy punkt na niemal wszystkich występach) i własne CETI, ale także współpraca z takimi zespołami jak Non Iron, Kruk, Panzer X, Esqarial, Chainsaw, Aion, Dragon czy Red Pink.

20 listopada niezwykle sympatyczny i otwarty rozmówca skończył okrągłe 50 lat, które podsumował odpowiadając na pytania Michała Boronia.

Jak wyglądały twoje początki, pierwsze przygody z muzyką? Czego słuchałeś jak miałeś kilkanaście lat? Odkąd wiedziałeś, że chcesz stać na scenie i śpiewać?

Będę romantyczny i szczery. Muzykę chyba miałem zawsze we krwi. Tato prowadził orkiestrę, a mama grała w teatrze role drugoplanowe. Grała m.in. z Węgrzynem i Wichniarzem. Śpiewała w domu też bardzo często różne piosenki, a szczególnie (co wspominam teraz z rozrzewnieniem) kołysanki.

Reklama

Miałem wspaniałe dzieciństwo, cudownych rodziców i przecudowną siostrę. Ona też dbała o moje zamiłowanie do muzyki i sztuki ogólnie rzecz biorąc. Mama zarażała mnie stopniowo do sztuki przez duże "S" zabierając w bardzo odpowiednim momencie do opery na przedstawienia. Bardzo starała się pokazać mi przede wszystkim polską sztukę. To zostało mi do dzisiaj (uśmiech).

Moje początki były banalne, jakieś śpiewanie w domu, jakieś zachwyty zwykłą, prostą piosenką, rytmem, refrenem. Potem śpiewanie przed lustrem trzymając łyżkę lub na klatce schodowej (tam jest duże echo) i wkurzanie się sąsiadów (śmiech).

W pewnym momencie sam zbudowałem adapter i zacząłem słuchać płyt Czerwonych Gitar, nie gardząc wspaniałym głosem Ireny Santor, czy prostymi piosenkami Gniatkowskiego. Bardzo też lubiłem pierwsze piosenki Sławy Przybylskiej - w tamtych czasach nie mieliśmy zbyt dużego wyboru. Teraz wiem, że ta wszechstronność bardzo mi pomaga w dzisiejszych czasach.

Pierwszy zespół wokalny a'la Partita powstał z moim udziałem w szkole podstawowej, bardzo fajna a przygoda (śmiech).

W 1965 roku w Międzyzdrojach odbył się twój pierwszy publiczny występ. Pamiętasz tamte emocje, co wtedy śpiewałeś, jakie były twoje inspiracje?

Byliśmy na wakacjach z rodziną. Pamiętam, że domek mieliśmy na Kawczej Górze, a poniżej był ośrodek wczasowy. Odbywała się tam jakaś zabawa, ja uciekłem na tą właśnie zabawę i nie wiem jak, ale dostałem się na scenę i zaśpiewałem "Te opolskie dziouchy".

Mama znalazła mnie po 2 godzinach i tylko dlatego, że ktoś powiedział iż tam na zabawie na scenie śpiewa jakiś mały chłopczyk i mnóstwo ludzi się bawi (śmiech).

Wielu muzyków z twojego pokolenia ma za sobą przygodę w wojsku. Czy też masz za sobą służbę w armii?

Nie! Udało mi się uniknąć tej poniżającej zabawy. W moich czasach punktem honoru było nie iść do wojska, tym bardziej że nie podobał nam się tekst przysięgi. Patrząc dalej, do wojska mógł iść każdy, sztuką więc było nie dać się wziąć. Odrabiałem wojsko w zakładach budowlanych jako hydraulik, a potem jako murarz.

Gdy w Polsce czuć było już karnawał "Solidarności", to w twoim dorobku pojawił się zespół S.E.J.F., który skrót rozwijał się jako Skomercjalizowane Elementy Jazzująco-Filingujące. Faktycznie grałeś jazz?

Owszem. Nawet nieźle to szło (śmiech).

Kolejnym zespołem, w którym się pojawiłeś, było Turbo, legenda polskiej ciężkiej muzyki. Pewnie nie wszyscy pamiętają, ale nie byłeś pierwszym wokalistą tej grupy. Kto na kogo trafił?

Przedtem był jeszcze Kredyt. Z Kredytu trafiliśmy do Turbo z Andrzejem Łysowem, a potem dołączył na jakiś czas Tomek Oleksy (perkusja).

Zgadza się, nie byłem pierwszym wokalistą. Bezpośrednio przede mną był perkusista mojego zespołu Ares Piotr Krystek, a przed nim Wojtek Sowula.

To ja trafiłem na nich. Najpierw słuchając ich w radio, a potem podczas konkursu w którym jury składało się z tekściarza Turbo A. Sobczaka, Wojtka Hoffmanna i menedżera Turbo Janusza Maślaka.

Na debiucie Turbo pojawił się utwór, który też przeszedł do historii, czyli "Dorosłe dzieci". I choć nie jesteś jego autorem, to dla wielu skojarzenie jest proste: Turbo-Kupczyk-"Dorosłe dzieci". Pamiętasz, jak powstawał ten utwór, wiedziałeś wówczas, że to będzie taki przebój? Policzysz, ile razy go wykonywałeś?

Nie wiem jak powstał, znam to tylko z opowiadań Wojtka. Ale opracowywaliśmy go razem w DK Stomil w Poznaniu. Nie sądziłem, że to będzie taki hit.

Do dziś uważam, że Turbo miało kilka dużo lepszych kawałków. "Dzieci" stały się wbrew pozorom przekleństwem dla zespołu i stanowiły kilkakrotnie o jego załamaniu.

Myślę, że zaśpiewałem ten kawałek dużo ponad tysiąc razy. Od jakiegoś czasu pieprzy mi się tekst tego utworu, prawdopodobnie z powodu pewnego nazwijmy to rutyniarskiego podejścia do tej piosenki.

Po Turbo było Non Iron, w którym było kilku muzyków znanych z tej pierwszej grupy. Czym te zespoły się różniły?

Stylem przede wszystkim. Non Iron był zespołem bardzo rockowym, wręcz klasycznym o czystych korzenia bluesowych. Bardzo lubiłem pracę w tym zespole. Szczególną postacią Non Iron zawsze był Jasiu Musielak. On to bowiem stworzył swoimi kompozycjami ten niepowtarzalny styl i brzmienie Non Iron.

Ukończyłeś szkołę muzyczną, uważasz, że ona w czymś ci pomogła jako wokaliście?

Naturalnie! Po ukończeniu szkoły często zastanawiałem się jak to było możliwe, że śpiewałem tyle lat bez odpowiedniego warsztatu.

Emisja, technika wokalna i nauka pewnej specyficznej, wręcz wyrafinowanej kultury muzycznej dała mi bardzo dużo. Miałem wiele szczęścia, bowiem uczyli mnie wspaniali profesorowie o ogromnym doświadczeniu i rewelacyjnym podejściu pedagogicznym.

Równolegle z Turbo założyłeś CETI, na które ostatecznie po wielu latach postawiłeś, opuszczając w 2007 roku Turbo. Możesz opowiedzieć o początkach tej formacji, o znaczeniu jej nazwy?

Nad nazwą zastanawiałem się dość długo. W końcu jednak postawiłem na swoje zainteresowania i stąd ta nazwa. Jest to nazwa programu NASA z 1971 roku.

Poza tymi zespołami współpracowałeś także z m.in. Panzer X, Esqarial, Chainsaw, Aion, Dragon czy Red Pink. A czy są w Polsce muzycy z którymi byś chciał coś wspólnie zrobić, nagrać czy razem wystąpić na scenie, a dotychczas nie było ku temu okazji?

Przyznam się, że myślałem o tym. Teraz, gdy padło to pytanie myślę, że niezłym strzałem byłoby spotkanie się kilku wokalistów i nagranie choćby jednej piosenki, takiej z czadem. Powinni się więc spotkać np.: Kupczyk, [Grzegorz] Markowski [Perfect], [Marek] Piekarczyk [TSA], Titus [Acid Drinkers], [Roman] Kostrzewski [KAT & Roman Kostrzewski] - to mogło by być bardzo ciekawe.

Przypuszczam, że jeśli chodzi o wykonawców zagranicznych byłby to twój idol David Coverdale?

Tak! (wielki uśmiech).

Takim wcześniejszym prezentem urodzinowym, choć akurat związanym z rocznicą obecności na scenie był album w hołdzie dla legend hard rocka z lat 70., czyli płyta "Memoires" nagrana z grupą Kruk zawierająca utrzymane w duchu oryginałów przeróbki klasyków Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath czy Uriah Heep. A jak trafiłeś na Kruka, który brzmi niemal jak teleportowany w XXI wiek właśnie z tamtych czasów?

To zasługa jednego z fanów, którego usilnie poszukujemy aby mu podziękować. Przesłano mi mp3 Kruka i zwariowałem. Natychmiast skontaktowałem się z Piotrkiem Brzychy [gitarzystą Kruka], poznaliśmy się. Zaproponowałem udział zespołowi w projekcie o którym myślałem od lat.

Pojechałem do Dąbrowy na próby. Okazało się, że to wspaniali ludzie. Prawie od razu się zaprzyjaźniliśmy i mamy tego efekt. To fantastyczni ludzie także jako muzycy.

W planach podobno wciąż jest płyta "Memoires II"... Jakie klasyki tym razem planujesz?

Mamy takie plany, ale każdy z nas ma i swoje, więc to musi poczekać. Tym razem głównie na warsztat chcielibyśmy wziąć polskie utwory. A jest w historii polskiego rocka bardzo dużo znakomitej muzyki.

Prezentem już stricte na 50. urodziny był niedawny koncert w Kaliszu pod nazwą "Akordy słów". Z tego co słyszałem, to połączenie rocka i heavy metalu z orkiestrą symfoniczną i chórem wypadło na medal...

Tak! To był sukces w pełnym znaczeniu tego słowa. Zarówno artystyczny jak i komercyjny. Reakcja publiczności wyraziła wszystko. Przyznam, że jestem bardzo dumny, gdyż wiem iż zespół CETI jest pierwszym w polskim heavy, który tego dokonał i mam dziwne przeczucie. że ostatnim.

Myślę także, iż ważnym punktem zaczepienia było wykształcenie muzyczne, które pomogło nam to wszystko ogarnąć. Nie wyobrażam sobie pracy nad taką masą dźwięków bez znajomości nut.

A co dla tych, którzy nie byli, nie widzieli i nie słyszeli? Będą występy w innych miastach, albo choć koncert został zarejestrowany z myślą o jakimś wydawnictwie?

Są takie plany. Z tego co wiem zainteresowana poważnie jest tym Warszawa - koncert ma się odbyć tam latem (czerwiec lub wrzesień), są też i inne miasta. Nie chcemy jednak uczynić z tego matrycy i doić ile się da, podobnie jak to czyni wielu innych wykonawców.

Kolejne koncerty są wyłącznie gestem w stronę publiczności, która z różnych powodów nie mogła dotrzeć na koncert w Kaliszu. Kaliski koncert został zarejestrowany i będzie wydany zarówno jako DVD jak i audio.

Na przyszły rok planowana jest twoja biografia w wersji książkowej. Czy nie zabraknie w niej opisów burzliwych, rock'n'rollowych lat? Pewnie tych szaleństw by się trochę uzbierało (śmiech)...

Nie zabraknie (śmiech). Paru kolegów pewnie ma już lekkiego pietra (śmiech).

To w ramach takiego podsumowania, jakbyś powiedział, czy jest jakaś rzecz, której byś się zawodowo wstydził?

Hmmm... Przez te wszystkie lata bardzo uważałem na to, co robię, wiec raczej nie. Nawet rzeczy które nagrywałem dla potrzeb filmu czy innych bez nazwiska są na tyle dobrze zrobione, że nie mam powodu do wstydu.

Jedyna rzecz, która mnie męczy od lat i która męczy zespół CETI to zmiksowany kawałek "Miłość, nienawiść, śmierć" bez naszej zgody z innym podkładem muzycznym i dośpiewem Stachurskiego. Zrobiono to bez naszej wiedzy i nie przynosi nam zaszczytu czy jakiegoś splendoru. Ale to zdarzyło się wiele lat temu i teraz można traktować jako ciekawostkę (śmiech).

I z drugiej strony, co uważasz za swoje największe osiągnięcie, choć tu może być nie tylko zawodowe?

Ostatni koncert w Kaliszu!!!

A na sam koniec, czego byś sobie życzył na kolejne 50 lat z rock'n'rollem?

Zdrowia, bo bez niego nie będzie niczego.

To może marzenie o złotej płycie się też spełni?

Oby! (szeroki uśmiech).

To tego ci życzę. Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Grzegorz Kupczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama