The Voice Of Poland
Reklama

"Z premedytacją pod prąd"

Widzowie "The Voice Of Poland" na pewno pamiętają Aleksandrę Galewską z nieszablonowych i ekstrawaganckich wykonań znanych przebojów oraz ze względu na rzekomy konflikt z jurorką Anią Dąbrowską. Równie niesztampowa, oryginalna i rzucająca wyzwanie słuchaczowi jest debiutancka płyta artystki zatytułowana "The Best Of". Z okazji premiery albumu (18 marca) rozmawialiśmy z Panią Galewską, bo taki pseudonim przyjęła wokalistka, która wbrew wyniosłej "ksywce" okazała się być sympatyczną i obdarzoną poczuciem humoru osobą. Jednocześnie osobą, która ma pełną wizję tego, co chce osiągnąć i zmierza po to bez oglądania się na innych.

Słuchając płyty "The Best Of", pomyślałem sobie, że to niemożliwe, że osoba, która śpiewa te piosenki, brała udział w masowych telewizyjnych konkursach talentów, jak "Szansa na sukces" czy "The Voice Of Poland". Zupełnie nie ta stylistyka...

Aleksandra Galewska: Sama nie wyobrażałam sobie siebie w takich programach. W przypadku "Szansy na sukces" był to akt rozpaczy i desperacji.

- Po prostu strasznie dużo czasu poświęcałam ćwiczeniom muzycznym, słuchaniu muzyki... Pracowałam wyłącznie z magnetofonem i nikt inny nie słyszał tego, co tworzyłam. Wreszcie stwierdziłam, że być może nie potrafię zdrowo ocenić sytuacji, cały czas kurczowo trzymając się muzyki i będąc przekonana co do słuszności obranej drogi, i powinnam przestać. Druga opcja była taka, że pójdę zapytać, czy mam jeszcze równo pod sufitem, czy już nie. Dlatego zdecydowałam się wziąć udział w "Szansie na sukces". Okazało się, że zostałam doceniona. Stwierdziłam, że w takim wypadku będę dalej nad sobą pracować.

Reklama

- W przypadku "The Voice Of Poland" było podobnie poza tym, że to ja zostałam zaproszona do tego programu. Stwierdziłam, że może spróbuję pokazać coś więcej. Sama sobie nie byłam w stanie już nic więcej udowodnić.

- Nie liczyłam na poklask i szaleństwo tłumu, ale postanowiłam, że spróbuję pokazać w tego typu programie coś innego. Coś innego, czyli chciałam zaśpiewać te piosenki po swojemu. Miałam kilka przemyśleń na temat "The Voice Of Poland" i specjalnie, z premedytacją zrobiłam kilka rzeczy pod prąd. Chciałam udowodnić, że programy cieszące się w kręgach muzyków opinią obciachowych można wykorzystać, a nie zostać w nich wykorzystaną. Zrobić coś odwrotnie.

W "The Voice Of Poland" pokazałaś się nie tylko jako zdecydowanie najbardziej oryginalna uczestniczka, ale też jako ostra indywidualistka. Ludzie pamiętają cię za niesztampowe wykonania hitów, ale też za burzliwe relacje z Anią Dąbrowską. Było aż tak źle?

- Telewizja chyba specjalnie powyciągała takie momenty z prób, kiedy się nie zgadzałyśmy. A co do opinii widzów na mój temat, to ja specjalnie mało mówiłam, by nie dawać pożywki i dodatkowych emocji. Jeżeli coś mówiłam, to zazwyczaj: "Dziękuję" i kiwałam głową. A swoje i tak wiedziałam. Specjalnie nie mówiłam dużo, specjalnie nie przychodziłam na plan zdjęciowy z rodziną... Chciałam skoncentrować się tylko na muzyce.

- Z Anią nieporozumienia były wyłącznie na płaszczyźnie muzycznej. Ania miała inną wizję, ja miałam inną wizję... Powiedziałam jej na samym początku, że przyszłam do "The Voice Of Poland" specjalnie, by pokazać siebie, a nie "kopiuj i wklej" piosenkę. A Ania i "Józek" [Paweł Jóźwicki, partner Ani Dąbrowskiej i producent muzyczny] nie do końca mieli taką samą wizję. I już do końca programu mieliśmy inne zdania...

- W "The Voice Of Poland" walczyłam o siebie, a nie o jakieś wyobrażenia kogoś na mój temat czy o scenariusz programu. Wiedziałam, że muszę jak najlepiej wykorzystać ten czas dla siebie, a nie dawać się podkładać.

Czy z podobnych powodów - różnicy w artystycznej wizji - rozstałaś się z wytwórnią Kayax na miesiąc przed premierą albumu "The Best Of"?

- Wolałabym na razie o tym nie mówić...

W porządku. Czytałem twój humorystyczny tekst-wywiad, jaki na blogu Głupia Pani przeprowadziłaś z Panią Galewską. Po jego lekturze przed oczami stanęły mi te wszystkie pytania o tytuł twojej debiutanckiej płyty oraz o pseudonim. Jak zatem oceniasz polskie media?

- Nie chciałabym psioczyć, bo gadanie dla samego gadania jest bezcelowe. Od wielu lat przysłuchuję się temu, co prezentują w radiu, czytam to, co piszą w internecie, oglądam to, co pokazują w telewizji i... bardzo często to jest jakiś żart. Liczy się klikalność i oglądalność, statystyki i pieniądze. Ludzie boją się wyjść poza schemat.

- W radiu - nie będę wymieniać nazw rozgłośni, bo będę miała przekichane - słyszymy cały czas to samo. Nie ma kolorów, szara barwa... Chciałabym w radiu posłuchać piosenek, które puszczasz rano i chce ci się wstawać. Ja słuchając radia, myślę o śmierci. Wyrosłam na Nirvanie, teraz słucham innej muzyki i nie mam zamiaru w moim wieku myśleć o popełnieniu samobójstwa. A muzyka grana w radiu powoduje takie myśli. Uważam, że poziom jest niski, a ludzie nie chcą poznawać nowych rzeczy.

- Problemem są również dziennikarze, którzy piszą zazwyczaj o tym, co im się podeśle, a sami nie szukają nowych wykonawców. Mam o nich dosyć złe zdanie, ale oczywiście nie o wszystkich. To jest jak zaklęty krąg. Dziennikarze dostają materiały, sami niczego nie szukają, a później narzekają, że poziom muzyczny w Polsce jest żenująco niski. A to nie jest prawda, bo jest wielu wykonawców, którzy robią świetne rzeczy, ale nie są w stanie się przebić.

- W Akademii Muzycznej w Katowicach, gdzie studiuję, jest tylu utalentowanych ludzi, którzy miażdżą. Świat niestety o nich nie usłyszy, bo rynek niby nie ma na nich zapotrzebowania. Trudno jednak mieć zapotrzebowanie na coś, o czymś się nie wie. Kółko się zamyka. Ludzie nie poznają nic nowego, bo dziennikarze nie chcą szukać. Dziennikarze narzekają i nie szukają niczego nowego, bo ludzie tego nie potrzebują.

Zobacz teledysk "He Wrote Me One Day":

Trzymam kciuki za sukces "The Best Of" i jestem przekonany, że płyta zbierze bardzo pozytywne recenzje. Mam jednak wątpliwości, czy oceny dziennikarzy będą cię interesowały, bo wyglądasz na osobę, która opinie innych ma w głębokim poważaniu?

- Właśnie wręcz przeciwnie. Strasznie mnie to interesuje i chciałabym, żeby recenzje były pozytywne. To, że ta płyta podoba się mnie i paru innym osobom, to jeszcze do niczego nie prowadzi. Tak naprawdę to słuchacze, a nie dziennikarze kupują płyty. Od recenzji i ocen dziennikarzy zależy, czy ludzie kupią ten album.

- Podejście telewidza "The Voice Of Poland" jest oczywiste: dziś ten wykonawca jest, jutro go nie ma. Mam tego pełną świadomość. A na płycie jest mnóstwo mojego poświęconego czasu, energii, przemyśleń muzycznych... Byłam bardzo zaangażowana w powstanie tej płyty. Na pewno będę śledzić, co będą pisać, bo nie chciałabym, by o tej płycie napisano nieprawdę. Że na przykład jest w stylu disco czy techno i nie wiadomo, co jest grane. Nie chciałabym dostać za ten album jednej gwiazdki (śmiech). Pani stojąca na targu i sprzedająca jajka od szóstej rano dostałaby ode mnie pięć gwiazdek. Chyba, że chce otruć ludzi tymi jajkami. Choć być może ktoś dałby jej jedną gwiazdkę, bo zamiast się rozwijać intelektualnie, to stoi z jajkami na targu...

Oglądasz drugą edycję "The Voice The Poland"?

- Stwierdziłam, że chyba jednak to obejrzę. Choć gdy zobaczyłam, że jury zostało wymienione, to... Nie było szału z tą zmianą. Jestem jednak pozytywnie zaskoczona Tomsonem i Baronem, którzy mają bardzo fajną energię. Myślę, że będę śledziła. Chociaż wiadomo, że to już nie jest to samo. Trudno będzie mi się emocjonalnie zaangażować. Jeżeli jednak nie będę miała co robić w sobotę wieczorem...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Voice | The Voice Of Poland | Aleksandra Galewska | pod prąd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy