Reklama

"Ulubieńcy herosów"

Gubernator Kalifornii i aktor-twardziel Arnold Schwarzenegger ponoć wykonuje codzienną dawkę ćwiczeń kulturystycznych w rytm ich muzyki, a do grona innych "celebrities" słuchających Kasabian zaliczają się ikony muzyki rockowej i alternatywnej: Roger Daltrey i Pete Townshend z The Who, Paul Weller, Bobbie Gillespie i Mani z Primal Scream oraz ustawowo nienawidzący innych zespołów Oasis. Kasabian na szczęście nie popadli w samozachwyt, ale zakasali rękawy i po nieźle przyjętym debiucie ("Kasabian" z 2004 roku), nagrali jeszcze lepszy album. "Empire", bo o nim mowa, w cywilizowanym świecie ukazał się we wrześniu 2006 roku, a polscy fani dowodzonego przez gitarzystę i kompozytora Sergia Pizzorno oraz wokalistę Toma Meighana kwartetu musieli poczekać blisko pół roku, by znaleźć w sklepach drugi album Kasabian. Z okazji polskiej premiery płyty Artur Wróblewski rozmawiał z perkusistą Ianem Matthewsem na temat trzeciej płyt grupy, blasków i cieni życia w trasie oraz bycia ulubieńcem własnych idoli.

Na początku pozwól sobie pogratulować "Empire". To jeden z moich ulubionych albumów 2006 roku. Zabawne, że płyta ukazała się w Polsce dopiero pod koniec lutego 2007 roku... Czy wiedzieliście o tym?

Tak, słyszałem to zresztą od jakiegoś dziennikarza z waszego kraju... Ale tak czy inaczej bardzo się cieszę, że "Empire" tak ci się podoba (śmiech).

"Empire" to bardzo eklektyczny album, mieszacie na nim wiele różnych brzmień, pomysły zaskakują... Powiedz mi zatem w jakim kierunku teraz uderzycie? Sergio wspominał coś o tym, że nowy album Kasabian będzie miał "bałkańską dynamikę"...

Reklama

(śmiech) Nie, raczej robił sobie jaja. Do tej pory trochę eksperymentowaliśmy w studiu jako zespół nad stronami B singli. Część z tych jamów brzmiała dosyć popowo, kilka z nich zagraliśmy na gitarach akustycznych...

Wiem, że cię to bardzo interesuje, ale tak naprawdę to ciężko mi powiedzieć jaka będzie trzecia płyta. Na pewno zauważyłeś kontrast pomiędzy naszym pierwszym albumem a "Empire". Spowodowany on jest między innymi tym, że rozwinęliśmy się jako zespół i jako grupa ludzi. Sergio dojrzał jako kompozytor.

Zatem trzecia płyta będzie reprezentowała stan w jakim będzie znajdował się Kasabian. Na pewno będzie to nasze brzmienie. Ale wciąż jeszcze mamy trochę czasu na nową płytę. Rok, może nawet więcej... Wciąż jesteśmy w trasie koncertowej, a nagrywanie płyty to stopniowy proces. Natomiast nie ma wątpliwości, że będziemy mieli mnóstwo tematów, o których powiemy na trzecim albumie. I mogę cię zapewnić, że będzie to album bardzo interesującym zestawem kontrastów (śmiech)!

I tyle w temacie. Więcej ci nie powiem, żebyś się niecierpliwił (śmiech).

(śmiech) Jesteś bezlitosny! A propos cierpliwości... Kasabian wydaje się być na permanentnej trasie koncertowej. Czy macie jeszcze cierpliwość i siłę, by podołać wszystkim obciążeniom związanym z tournee? Widziałem wasz koncert w Berlinie i zrobił on na mnie ogromne wrażenie, byliście pełni energii...

To jest mimo wszystko ciężka praca. Częste granie koncertów... Z drugiej strony mam wokół siebie moich najlepszych kumpli i jesteśmy otoczeni prawdziwą "rodziną". Mówię teraz o naszej ekipie koncertowej. Dlatego pomimo tych obciążeń w naszym tourbusie panuje pełna energii atmosfera, która zawsze daje mi kopa. I co najważniejsze, granie muzyki dla fanów i podróżowanie, odwiedzanie nowych miejsc, to idealna praca dla mnie. Uwielbiam i jedno, i drugie. Urodziłem się by być muzykiem (śmiech).

Oczywiście mógłbym też narzekać, bo często zdarzają się sytuacje, kiedy musisz się sprawdzić i zmierzyć z poważnymi problemami. Jednak na scenie ładujemy akumulatory i jedziemy dalej!

Byłeś na naszym koncercie w Berlinie?

Tak.

Jak zauważyłeś, emanujemy potężną energią. To nie jest tak, że odgrywamy koncert co wieczór i mamy święty spokój, możemy iść spać czy imprezować. Przed każdym występem szukamy energii w naszej muzyce, którą uwielbiamy. I zawsze ją znajdujemy.

W Berlinie zauważyłem nieliczną, aczkolwiek bardzo głośną i widoczną grupę fanów z Wielkiej Brytanii, którzy w euforii wrzucali nawet na scenę kubki z piwem (śmiech). Czy fani z Wysp pojawiają się na każdym waszym koncercie?

(śmiech) Tak, byli szaleni! W Europie często spotykamy się z Brytyjczykami na koncertach. W końcu wielu z nich pracuje na Kontynencie. Miło, że przychodzą nas wspierać. Przyznam, że to dla nas spore ułatwienie, mieć na sali kilka osób znających bardzo dobrze nasze piosenki, teksty, przekonanych do brzmienia Kasabian.

Wiesz, oni pomagają nam zbudować atmosferę naszych koncertów. Coś do czego przykładamy sporo uwagi. Pomagają nam złapać kontakt z resztą publiczności. Na tym opiera się udany koncert Kasabian - na przymierzu i związku zespołu z fanami. Chcemy, by nasza publiczność przez dwie godziny zapomniała o wszystkim i "poszła" za nami. Nawet obrzucając nas piwem (śmiech) i wydzierając się jak obdzierani ze skóry "Come on Kasabian!".

Kiedy widzi się takie szaleństwo, ciężko jest nie brać w tym udziału. Brytyjczycy wciągają miejscowych do zabawy. Czasami nawet jest tak, że to Wyspiarze stanowią większość. Tak było na przykład podczas naszego ostatniego występu w Amsterdamie. Z drugiej strony w Hiszpanii było ich naprawdę niewielu... Nie mamy jeszcze tak szalonych fanów, którzy jeździliby za nami na każdy koncert, ale przyjemnie jest mieć kilku rodaków na sali.

A jak wygląda wasza sytuacja w Stanach Zjednoczonych? Wydaje się, że pozycja Kasabian w Ameryce jest niezła, ale wiele brytyjskich zespołów próbowało się wybić za Atlantykiem i udało się to tylko kilku...

Tak, ale obecnie koncentrujemy się na Europie. Wiesz, "Empire" to raczej album nagrany na europejską modłę, ma tutejszą tradycję i klimat. Raczej trafia w europejską świadomość... Jednak nie rezygnujemy z Ameryki, Europa to dla nas oczywiście punkt wyjścia. Ale Stany Zjednoczone wymagają ogromnego nakładu pracy. Będziemy grali tam koncerty, ale nie tylko tam. Ostatnio podbijamy Australię - graliśmy tam niedawno na jednym festiwalu i było świetnie. Byliśmy także w Japonii, co również to było niesamowitym przeżyciem.

Wracając do Ameryki, to nie chcemy niczego robić na siłę. Żadnego ciśnienia, żadnego pośpiechu i nerwów. Będziemy spokojnie robić swoje. Mam nadzieję, że nasz upór zostanie kiedyś wynagrodzony i dojdzie do takiej sytuacji, że Kasabian będą grać regularne trasy w Ameryce. Co wieczór dla kilku tysięcy ludzi...

Czego wam życzę... Zmieńmy może temat. Prasa koncentruje się nie tylko na muzyce Kasabian, ale z lubością pisze o wypowiedziach Toma i Sergio, którzy regularnie "jadą" po innych zespołach. Powiedz mi, czy oni się tylko popisują, chcą być kontrowersyjni i wzbudzać zainteresowanie mediów, czy raczej szczerze opowiadają o tym co według nich dzieje się w środowisku?

Wydaje mi się, że wielu artystów zachowuje się w podobny sposób. To jest część tego biznesu, w pewnym sensie część gry... Wiesz, coś w rodzaju niedozwolonych chwytów i fauli (śmiech).

Jakby ci to opisać? Może tak - to dla mnie coś w rodzaju rugby. Dwa zespoły na boisku, które czekają tylko na to, żeby wgnieść w ziemię przeciwnika, zjeść go i wypluć, zniszczyć i pokonać. A później, już po meczu, po wzięciu prysznica, razem wyskakują do pubu i w przyjacielskiej atmosferze piją, śpiewają piosenki, poklepują się po plecach i dziękują sobie za walkę...

Wracając do Toma i Sergio, to wydaje mi się, że oni są w tym szczerzy. Sergio bardziej zastanawia się nad tym co mówi, natomiast Tom jest spontaniczny, często wali ostre teksty prosto z mostu (śmiech). To dobrze, że są szczerzy, że mówią to co myślą i co im siedzi na sercu. Ich wypowiedzi także powodują jakieś pozytywne zamieszanie. Ludzie się zastanawiają: "A może ci goście mają rację?".

Właściwie to w większości się zgadzam z ich opiniami (śmiech), bo trudno poważnie traktować Keane czy My Chemical Romance...

(śmiech) Widzisz? Ale z drugiej strony nie chciałbym też, by ich wypowiedzi obrażały innych artystów... Oczywiście, jest wielu, których osobiście uważam za śmiecie (śmiech), ale trzeba znać umiar...

Jeżeli jesteśmy już przy innych wykonawcach... Kasabian stali się faworytami takich osób, Roger Daltrey i Pete Townshend z The Who, Bobbie Gillespie i Mani z Primal Scream, no i oczywiście uwielbiają was Oasis. Jak to jest być chwalonym przez artystów, którzy są wymieniani przez was jako najbardziej inspirujący?

To jest niesamowite. Z drugiej strony to dziwne uczucie, wiesz... Nagle spotykasz tych wszystkich ludzi, których wcześniej słuchałeś z zapartym tchem. Na imprezach, koncertach, festiwalach. A kiedy twoi bohaterowie zaczynają cię jeszcze chwalić i mówić, że słuchają twojej muzyki... To jest uczucie, którego nie można opisać. I nie dotyczy tylko nas. To samo pewnie czują na przykład młodzi piłkarze, którzy nagle trafiają do pierwszej drużyny i grają u boku zawodników, na których się wzorowali...

Na przykład tacy Gallagherowie - goście krytykują wszystkich, ale między Oasis a Kasabian powstało takie naturalne, muzyczne braterstwo. Wiele nam pomogli, wyciągnęli rękę w stronę debiutującego zespołu. To naprawdę niesamowite...

Niestety nasz czas dobiega już końca... Powiedz mi proszę na koniec jaka przyszłość stoi przed Kasabian? Pozwoliłem sobie napisać w relacji z berlińskiego koncertu, że być może była to jedna z ostatnich szans, by zobaczyć Kasabian w tak niewielkim klubie...

Cóż... Nasz ostatnie koncerty w Europie były świetnie przyjęte i być może rzeczywiście robimy krok do przodu, wychodzimy z małych klubów. Widzę naszą przyszłość w bardzo jasnych kolorach. Na razie będą to koncerty na festiwalach (śmiech).

Przepraszam, że wchodzę ci w słowo... Zagracie w tym roku w Roskilde?

Roskilde? To jest ten wielki belgijski festiwal?

Nie, pomyliłeś Roskilde z Pukkelpop. Roskilde to miejscowość w Danii...

(śmiech) Tak, rzeczywiście to jest w Danii. Uwielbiam ten kraj, przede wszystkim Dunki (śmiech)! I tamtejsze jedzenie (śmiech). Ale już na poważnie... W tym roku mamy zamiar grać koncerty aż do zimy, a później zamkniemy frontowe drzwi, zasuniemy zasłony i zaczynamy nagrywać trzeci album. Pewnie zrobimy sobie jakąś przerwę świąteczną.

Mamy jeszcze sporo czasu przed sesją nagraniową, ale ja już jestem tym podekscytowany. Wiesz, klimat w zespole jest świetny, patrzymy z odwagą w przyszłość, ufając we własne siły. Jesteśmy gotowi na ciężką pracę... Czekają nas też kolejne koncerty w Australii i w Japonii, tam ludzie chcą oglądać Kasabian.

Mam nadzieję, że kiedyś i Polska znajdzie się na waszej koncertowej rozkładówce...

Bardzo bym tego chciał. Jeszcze nigdy nie byłem w waszym kraju, a odwiedzanie nowych miejsc jest zawsze inspirujące.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Who | przyszłość | koncert | koncerty | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy