Reklama

"Tylko dobry hałas jest wystarczająco zły"

Wyskoczyli niczym diabeł z pudełka w 2005 roku, elektryzując krajową scenę EP-ką "Particular Hatred", zwiastującą pojawienie się nowej, bezwzględnej siły, z którą należy się liczyć. Iperyt - katowicka grupa założona przez muzyków udzielających się m.in. w blackmetalowym Infernal War, to istny ewenementy w polskiej muzyce metalowej, dźwiękowy cyborg, pół człowiek, pół robot, wprowadzający nas w niebezpieczny trans, któremu trudno się oprzeć. Wydana na początku listopada 2006 roku, debiutancka płyta "Totalitarian Love Pulse" (Agonia Records), nie tylko spełniła pokładane w niej oczekiwania, ale przede wszystkim jeszcze bardziej zaskoczyła atomową wręcz mocą oddziaływania na słuchacza. Znany niegdyś z Mastiphal, gitarzysta Hellhound znalazł kilka chwil, aby opowiedzieć Bartoszowi Donarskiemu o muzycznej wizji Iperyt.

Wasza muzyka spotyka się z niemałym entuzjazmem. Iperyt określany jest nawet jedną z największych sensacji na krajowej scenie. Jak to odczuwacie? Nie jesteście trochę zaskoczeni, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ta grupa nie jest jedyną, w której się udzielacie?

Tak, Diabeł się cieszy... Jednak z tą sensacją na scenie zbytnio bym nie przesadzał. Cały czas funkcjonuje u nas sporo dobrych zespołów, i może niezbyt często, ale co jakiś czas pojawiają się kolejni pretendenci do tronu.

Dźwięki, które produkujemy spotykają się ze skrajnie różnymi ocenami. Od zachwytów po przekleństwa. To nas raczej nie dziwi ze względu za nieco inne podejście do metalu, od tego co proponuje w tej chwili większość rodzimej sceny. Zarówno pozytywne opinie, jak i te przepełnione krytyką dostarczają nam motywacji, by nadal doskonalić naszą formułę. Nie jest żadną tajemnicą, że część muzyków Iperyt to jednocześnie członkowie Infernal War. Nie sądzę jednak, żeby miało to jakikolwiek wpływ na nasze zaskoczenie.

Reklama

Jaki jest właściwie status Iperyt? Początkowo wydawało się, że będzie to bardziej projekt uboczny. Czy w natłoku działań na wielu frontach, traktujecie ten zespół w stu procentach priorytetowo?

Dla nas od początku było jasne, że jest to w pełni sprawna jednostka bojowa, a nie samobójcze komando przeznaczone do jednorazowej akcji. Wbrew temu co napisałeś wcale nie narzekamy na natłok zajęć, co mam nadzieję się zmieni wkrótce, przynajmniej pod względem koncertów.

Abuser i People Hater działają również w Infernal War, jednak zupełnie nie przeszkadza to w działalności jednego czy drugiego bandu. Dla nich oba zespoły są bardzo ważne. Przychodzi czas, kiedy muszą poświęcić się pracy z Infernal War, to robią to w stu procentach, przychodzi czas Iperyt, to wtedy oddają się pracy tutaj.

Czasem dzieje się to podczas jednego wieczoru kiedy np. gramy razem sztukę. Wystarczy dobra organizacja i wszystko idzie do przodu. Pozostali żołnierze zadedykowali swoje życie Iperyt i jest to w stu procentach priorytet.

Myślę, że aktywnością Iperyt cały czas pokazujemy, że nasza działalność to nie żaden kaprys, tylko że to prawdziwy zespół, w który wszyscy jesteśmy w pełni zaangażowani.

Skąd właściwie pomysł na - nazwijmy to - industrialny black metal, którego w Polsce praktycznie nie ma? Trzeba przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Polska odpowiedź na Anaal Nathrakh, można by rzec.

Często z zainteresowaniem obserwujemy te różne porównania. Ktoś wspomina o Mysticum, ktoś inny o The Berzerker, czasem Aborym, Black Lodge, czy właśnie Anaal Nathrakh i tak dalej. Znaliśmy dobrze te zespoły wcześniej, ale na pewno naszym zamiarem nie było kopiowanie kogokolwiek. Co zresztą przeciętnie uważny słuchacz zauważy, skupiając się choć na chwilę na pracy bitów w naszym przypadku. Maszyna nie udaje żywego perkusisty. Po prostu sypie równo elektronicznym blastem albo superciężkim, tłustym bassdrumem.

Przed powstaniem pierwszych dźwięków dużo imprezowaliśmy z Shockerem i oprócz litrów wódki, koleżanek i ogólnego robienia bluźnierstwa, katowaliśmy się nawzajem muzyką i ideologią ze swoich kręgów zainteresowań. Byliśmy już wzajemnie tak zindokrynowani, że wspólne tworzenie muzyki było czymś, co nastąpiło naturalnie.

W chwilę później kiedy zaczęliśmy porządkować to jako całość, dołączyli osobnicy z naszego najbliższego otoczenia i konkretnie wzbogacili ten twór. Black Messiah, Abuser i People Hater to po prostu masakratorzy. Właściwie, kiedy już wiedzieliśmy czego chcemy, to materiał na EP-kę powstał w moment. Potem kilka ekstremalnych sesji w studio wzbogaconych rytualną psychodramą i doprowadzeniem własnych organizmów na krawędź przepaści i machina poszła w ruch. "Particular Hatred" stało się faktem. A potem, cóż, znów zadziałała psychodrama.

Choć muzyka zawarta na waszym debiutanckim albumie atakuje niesamowicie szybkimi tempami, nabijanymi w sposób maszynowy, "Totalitarian Love Pulse" nie okazał się materiałem monotonnym, co jest często bolączką zespołów z kręgu muzyki industrialnej. Czy tworzenie takiej muzyki, pod względem kompozytorskim, znacząco różni się od pracy z tradycyjnym rockowym instrumentarium?

Sztuka jest sztuka. Nie widzę zbytniej różnicy w tworzeniu takiej czy innej muzyki. Zresztą oprócz maszyny, posługujemy się tradycyjnymi instrumentami. Tak więc tworzenie riffów, melodii jest u nas całkiem normalnym procesem. Może jedynie aranżacje tworzone są nieco inaczej, bo to wymaga jakiegoś tam zaprogramowania tej maszynki basowej, co zabiera trochę więcej czasu - właśnie po to, by nie było to monotonne i ustawione tylko na zasadzie stopa / werbel.

Więc kiedy już ktoś zrobi muzykę, wtedy do pracy przystępuje Shocker. Kroi numer na kawałki i zaczyna programować. Czasem przybiera to patologiczne formy. Wyobraź sobie, że bywa iż ktoś z nas przygotuje całe ścieżki gitar po kolei z prostym podkładem, z jakąś tam swoją aranżacją, którą uważa za odpowiednią. No i mamy kawałek.

Po kilku godzinach spędzonych z Shockerem numer jest nie do poznania. Riff, który najbardziej ci odpowiadał i był prowadzący nagle w ogóle nie istnieje w kawałku, a jakieś parę dźwięków zagranych na zakończenie nagle stało się przewodnim motywem. Zdarza się i tak, że całe numery od początku do końca powstają na sali prób.

Najważniejsze, że w tym procesie cały czas chodzi o energię, o uderzenie, które najpierw nas samych musi powalić.

Zgodzisz się, że jednym z największych walorów tej płyty jest pewien trans, w który wchodzi się słuchając "Totalitarian Love Pulse"? Coś w tym siedzi...

Ostra muzyka z ciężkim bitem, utrzymana w równym tempie z pewnością jest w stanie wywołać taki efekt. Chyba dobrze, że tak właśnie odbierasz ten materiał. Udało nam się zebrać interesujące nas rzeczy i zsynchronizować, by przekaz zawierał się we wszystkich elementach z jednakową siłą i w jednakowym natężeniu. Pewnie też dlatego jest to w pewnym sensie transowe.

Nie odnosisz wrażenia, że właśnie tego typu granie, jak wasze jest jedną z dróg, którą podążała będzie ekstremalna muzyka w przyszłości? Podobnie jak w życiu czy sporcie, przekraczanie kolejnych barier staje się coraz trudniejsze. Jak wszędzie, tak i w osiąganiu jeszcze większej muzycznej ekstremalności, człowiek ma swoje ograniczenia. Bez dopingu - tu automatu perkusyjnego - trudno wejść dziś na kolejny, wyższy poziom dźwiękowego ekstremizmu. A ludzie wciąż chcą silniejszych bodźców. Co o tym sądzisz?

Myślę, że tak właśnie jest. Człowiek potrzebuje coraz to nowych, silniejszych bodźców. I coraz trudniej jest go zaspokoić. Maszyna może tutaj pomóc. Na pewno jest to jakieś urozmaicenie, pójście nieco inną drogą. Na pewno nie chodzi tu wyłącznie o szybkość. Maszyna daje wiele innych możliwości. Więcej niż chirurgiczną precyzję uderzeń, możliwość użycia wielu instrumentów jednocześnie, no i możliwość stosowania nieludzkich struktur rytmu.

Stosowanie maszyn wydaje się być jedną z dróg, którą metal pójdzie w przyszłości, ale jestem przekonany że takich dróg jest wiele. I wątpię w to, że tradycyjne odmiany metalu nagle przestaną być atrakcyjne dla słuchacza. W muzyce jest miejsce na wszystko, jeśli jest to robione na odpowiednim poziomie i z odpowiednim zaangażowaniem. Myślę że w klasycznym podejściu do metalu jest jeszcze sporo miejsca na eksperyment i innowacje bez konieczności uciekania się do elektroniki.

Trudno też nie zauważyć, że "Totalitarian Love Pulse" to nie tylko zautomatyzowany black metal. Mamy tu też elementy death / grindu, brutalnego core'a czy ekstremalnego techno. Zgodzisz się?

Oczywiście. Sami staramy się nie nadużywać określenia black metal w odniesieniu do tego, co robimy. Jesteśmy związani z tą sceną, wiele naszych dźwięków ma taką właśnie genezę, ale aż roi się tutaj od innych wpływów. W Iperyt można znaleźć wszystkie te gatunki wymienione przez ciebie, a może nawet więcej, gdybyśmy rozłożyli muzykę na czynniki pierwsze. Komponując nie zastanawiamy się nad tym czy to, co właśnie wymyśliliśmy jest riffem blackmetalowym czy deathmetalowym, czy może to już grind. Czy automat gra speedcore'a, czy może gabber, czy może właśnie przypomina żywe bębny, a może za chwilę będzie zalatywał breakbeatem albo breakcorem. Najważniejsze, żeby kopało dupę jako całość. Każdy z nas gra to, co go kręci w danym momencie, a potem jakimś sposobem to się ze sobą zaczyna łączyć. Najgorsze byłoby dla nas, gdybyśmy weszli w coś za daleko i zamknęli się w jakiejś jednej konwencji. Tego chcemy uniknąć. I na razie nam się to udaje. Bo jak sam słyszysz ten album jest już nieco inny niż "Particular Hatred", co dla niektórych być może jest rozczarowaniem, ale nie dla nas. Poszukujemy cały czas. Podczas odkrywania nowych obszarów wchodzi się czasem w ślepe uliczki, ale właśnie na tym polega poszukiwanie i odkrywanie nowych możliwości. A tych możliwości mamy jeszcze sporo.

Co ważne, "Totalitarian Love Pulse" nie ma absolutnie nic wspólnego z odmóżdżonym hałasem. Owszem, przytłaczacie brzmieniem, ale jest to granie inteligentnie podane, słowem ciekawe. To muzyka, której słucha się z niekłamaną przyjemnością, a nie robienie hałasu dla samego robienia, co jest nierzadko wadą kapel np. z kręgu grindcore'a. Jak to widzisz?

Najważniejsze jest dla nas żeby grac i robić muzykę, która na nas samych robi wrażenie i nas nie nudzi. Ekstremalne granie nie polega tylko na tym, by grać szybko i głośno. To trochę, jak w boksie - możesz być bardzo silny, ale jeżeli uderzasz niecelnie nic z tego nie będzie.

Hałas, chaos są fajne, ale tylko tak długo, jak potrafisz go kontrolować, jak wiesz co chcesz uzyskać. Dążymy więc do pewnej selektywności, do wydobycia odpowiedniego brzmienia, odpowiedniego zróżnicowania częstotliwości, by wszystko tworzyło masywną ścianę dźwięku, trzymało odpowiednią intensywność, ale też było na tyle czytelne, by można było wychwycić niuanse, które dodają całości to coś wyjątkowego, niepowtarzalnego.

Po raz kolejny nauczyliśmy się nowych rzeczy, jak miksować taką muzykę, dodawać jej motoryki. Kolekcjonujemy doświadczenia, by przy następnym materiale wykorzystać je jeszcze lepiej i skuteczniej. Konkludując - tylko dobry hałas jest wystarczająco zły.

Pewną, blackmetalową surowość muzyki Iperyt opatrzyliście porządną produkcją. Zero brzmieniowego prymitywizmu, który w black metalu ma swoich wiernych zwolenników. Zapewne takie były wasze założenia. Racja?

Nie myśleliśmy nigdy, by ograniczać się z Iperyt w jakikolwiek sposób. Oczywiście mamy świadomość, że takie spojrzenie nie spodoba się części ludzi, dla których black metal to surowizna dźwiękowa w najczystszej postaci, ale nie chodzi o to, by komukolwiek się przypodobać. Poza tym nie gramy przecież black metalu sensu stricte.

Aktualnie zależy nam na uzyskaniu potężnego brzmienia. Produkcja jest bardzo ważnym elementem całego procesu - nie ma się tutaj co oszukiwać. Nie chcemy pozostawiać tej kwestii przypadkowi. Trzeba dążyć do tego, żeby zrealizować swoją wizję na każdym etapie tworzenia. Szanujemy w pełni bardzo surowe produkcje, bo posiadają one wysublimowany klimat. Ale w tej chwili po prostu nie jest to droga, którą podąża Iperyt. Gdybyśmy nagrali "Totalitarian Love Pulse" na prymitywnym i surowym brzmieniu, to pewnie nic byśmy tam nie usłyszeli.

Wraz z nuklearnym ładunkiem dźwiękowej siły idzie równie bezwzględny przekaz. Przedstawiany przez was obraz świata i człowieka nie nastraja optymistycznie. To apoteoza samounicestwienia, pochwała siły, indywidualizmu i pogarda dla stadnej mentalności. Czy to naprawdę rzeczywistość, w której przyszło nam dziś żyć?

Dzisiejszy świat jest żałosny. Demokracja i prawa człowieka toczą zachodnią cywilizację ku przepaści. Wszystko wokół ciebie stara się obciąć ci jaja w imię politycznej poprawności. Społeczeństwo, którego funkcjonowanie opiera się na debilnych rozrywkach, sztucznych wartościach oraz zasadach, które samo każe łamać, by potem zorganizowana instytucja oczyściła jego sumienie. Taki sposób funkcjonowania wcześniej czy później się przewróci. My dokładamy swoją cegiełkę by stało się to szybciej...

Na albumie pojawia się sporo sampli. Skąd pochodzą? Rozpoznałem jedynie "Hellraisera".

To prawda, choć na poprzednim materiale były osadzone gęściej. Teraz postanowiliśmy to bardziej wyważyć. To ma być jeden z elementów naszej twórczości, a nie znak rozpoznawczy. Masz rację z "Hellraiserem". Reszta została zaczerpnięta z różnych innych mniej, lub bardziej interesujących filmów. Na kolejnych materiałach pojawi się nieco inna forma samplingu...

Z innej beczki. Odnoszę wrażenie, że okładka "Totalitarian Love Pulse" stylizowana jest na propagandowy plakat z epoki PRL-u. Przy okazji, cała szata graficzna jest świetna i oryginalna. Co to jest Samkila Foundation?

Mniej więcej. Za bazę do okładki tego albumu posłużył bolszewicki plakat propagandowy z czasów II wojny światowej. Oczywiście został odpowiednio zmieniony. Doskonale wpasowuje się w klimat albumu, podobnie jak wnętrze wkładki, teksty, zdjęcia itd. Jesteśmy bardzo zadowoleni z pracy wykonanej na tym polu. W połączeniu z muzyką sprawia to, że czuję, że ta płyta jest kompletna.

Strona graficzna to dzieło naszego znajomego, który od jakiegoś czasu z niemałym powodzeniem działa w tej dziedzinie. Samkila Foundation to chęć usystematyzowania przez niego pewnych spraw. Jestem przekonany, że osiągnie zamierzone cele, bo facet ma niesamowite pomysły. Zresztą, wkrótce będzie się można o tym przekonać po raz kolejny, kiedy tylko ukaże się nowy album Infernal War, a zaraz potem znowu, kiedy tylko ukaże się kolejny materiał Iperyt, bo zamierzamy nadal współpracować.

Zastanawiam się, w jakim kierunku może pójść wasza muzyka w przyszłości. Czy ten dźwiękowy terror można jeszcze podkręcić?

Nie widzimy tutaj żadnych ograniczeń. Na pewno będziemy dokręcać śrubkę. Nie chcemy się jednak zamykać jedynie w prędkości, bo stało by się to nudne dla nas samych. Potęga dobrych numerów nie leży wyłącznie w ponaddźwiękowych tempach. Ograniczanie rozwoju do grania coraz szybciej to wejście w ślepy zaułek.

Wciąż będziemy pracować nad coraz lepszym brzmieniem, lepszymi aranżacjami, doskonalić się i dojrzewać jako muzycy. Praca nad samym sobą jest tutaj chyba najbardziej istotna. W planach mamy rozmaite rzeczy. Chcemy wprowadzić zupełnie nowe, naprawdę rzadko spotykane elementy.

Znów podjąć się eksperymentu. Zaskoczyć samych siebie. Zdemolować sonicznie i spalić trochę sprzętu, wartości i dobrego smaku. Znów masa krytyczna zostanie uruchomiona. Wykorzystać to czego już się nauczyliśmy i zrobić krok dalej. Pokazać, że rozwój Iperyt nie kończy się na ostatnim longplayu. Zrobić to, co ktoś kiedyś gdzieś ładnie wyartykułował tymi słowami: "You may think I've gone insane, but I promise I will kill again"...

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: maszyna | metal | hałas | muzyka | iperyt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy