Reklama

"To co ziemskie zawsze musi umrzeć"

Jak wiele znaczy nazwa My Dying Bride dla rozwoju doom metalu, nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. I choć od debiutu, którym zszokowali całą scenę metalową, minęło już kilkanaście lat, a w zespole zaszły radykalne zmiany w składzie, to ich muzyka nieodmiennie stoi na wysokim poziomie, a każdy kolejny album jest czymś na co warto czekać.

Ponieważ kolejny, dziesiąty już, krążek tej formacji - "For Lies I Sire" nawet w najmniejszym stopniu nie zawiódł oczekiwań, Paweł Domino z magazynu "Hard Rocker" z radością porozmawiał z wokalistą Aaronem, który poza oczywistym obszarem swoich obowiązków, od lat zajmował się również oprawą graficzną płyt swojego zespołu - dzięki czemu także wizualnie stanowiły one zawsze prawdziwe perełki.

A przy tym pamiętać należy, że niebawem zbliża się 20-lecie powstania zespołu, o czym przypominał zwłaszcza niedawny koncert jubileuszowy Paradise Lost, na którym wspólnie wystąpiła cała doomowa Wielka Trójka z wytwórni Peaceville.

Reklama

Witaj Aaron! Ostatnio zespół wziął udział, wspólnie z Anathema, w koncercie z okazji jubileuszu 20-lecia istnienia Paradise Lost. Czy planujecie coś takiego dla samych siebie? To już nie za tak długo...

Być może coś podobnego zrobimy, ale nic jeszcze nie jest zaplanowane. Mimo to co do szczegółów miejcie oko na naszą stronę.

Najważniejszym wydarzeniem jest dla was ostatnio oczywiście wydanie 10-tego krążka studyjnego "For Lies I Sire". Sądzisz, że znów mogliście powiedzieć to co Mondrian o swoich obrazach - "czyż to nie kolejny krok naprzód". Czy osiągnęliście w swoich własnych oczach kolejny poziom?

Przez większość naszego życia staramy się być coraz lepsi w tym, co robimy, włącznie z muzyką, więc - tak, wierzę, że ten nowy CD jest najlepszym w dorobku My Dying Bride. Jest to kumulacja 19 lat praktyki.

Według mnie ten album jest znacznie bardziej dynamiczny niż poprzednik, "A Line Of Deathless Kings", choć wciąż jest tu wiele tropów do "The Angel And The Dark River". Czy jest on tak poetycki, jak ten wspomniany?

Myślę, że styl tekstów i dodanie skrzypiec nadało mu ten wczesny klimat, trochę jak z "The Angel..." lub "Turn Loose...", co jest bardzo miłą rzeczą. Ale też struktura utworów z "The Angel..." ma wiele ze współczesnego klimatu, czyniącego z nich bardzo dzisiejsze utwory. Udało się w tych samych nagraniach zabrzmieć jednocześnie staro i nowocześnie!

Kiedy czytam twoje teksty mam wrażenie, że zostały one napisane w mrocznych dniach twojego życia. Smutek, rozpacz, brzemię życia to częste tematy. Czy to stały stan twojego umysłu?

Nie, gdyby tak było zabiłbym się lata temu. Popadam w depresję, jak wielu innych ludzi. To w ten sposób mogę usunąć ją ze swojego umysłu, zamienić ją w teksty lub poezję. Mam pod tym względem wiele szczęścia, niektórzy ludzie nie potrafią tego i pozwalają negatywnym myślom narastać wewnątrz siebie dopóki nie wybuchną!

Od strony instrumentalnej krążek aż skrzy się od klejnotów, ale dla mnie głównym jego aktorem jest twój głos. Wygląda na to, że ich zróżnicowanie osiągnęło nowy poziom, nawet jeśli widać zwiastuny tego kierunku na "A Line..." i wcześniejszych albumach. Zwłaszcza, że te bardziej opierały się na czystych wokalach. Czy taka zmiana była zamierzeniem tego albumu?

Myślę, że to ważne iż mój głos ewoluuje w tym samym kierunku co muzyka, więc jeśli mamy wolny, melancholijny riff podkładam tu stosowny głos. A kiedy tempo wzrasta, a riffy staja się bardziej agresywne, do użytku wchodzi głos death metalowy, jako że ten pasuje najlepiej. Na "For Lies..." skala wokalna jest całkiem spora - od szeptów, melodyjnych, czystych wokali, po death i black metalowe, więc znajdzie się coś dla każdego.

Okładka "A Line Of Deathless Kings" przypomina mi scenę z utworu "Władcy Pierścieni" - królów, którzy przyjmują pierścienie, by potem stać się upiorami pierścienia. Czy to źródło dla tej okładki?

Nie, ale podoba mi się porównanie. Kolejny zbieg okoliczności.

Dlaczego nie kontynuowaliście po "I Am The Bloody Earth" tradycji wydawania EP-ek? Jedyna późniejsza to "Deeper Down"?

Naprawdę nie wiem. To była decyzja wytwórni i spodziewam się, że miała wiele wspólnego z spadkiem sprzedaży w sklepach i wzrostem ściągania z sieci.

Niektóre z waszych poprzednich albumów szczególnie "A Line Of Deathless Kings" i "Songs Of Darkness..." były bardzo minimalistyczne, poetyckie. Nietrudno wyczuć ten klimat w utworach w rodzaju "Scarlet Garden", czy "The Prize Of Beauty". Nie mam na myśli barokowego rozbuchania na nowym krążku, ale zmiana jest wyraźna...

Właściwie to nie zgodzę się tu z tobą. Myślę, że nowy CD jest całkiem luźny i niemal niedoprodukowany. Byłoby całkiem proste spiętrzyć wybujałe dźwięki i dodać dużo więcej skrzypiec i klawiszy, ale chcieliśmy zachować je miłymi i przejrzystymi, by można bez zniekształceń usłyszeć surowość utworów.

Teksty są też poetyckie w innym znaczeniu, pełne skojarzeń i aluzji. Nawet tytuł "The Prize Of Beauty" można powiązać z różnymi wątkami od bajki o syrence po modelki anorektyczki. Ale sądzę, że ten pierwszy jest ci bliższy niż przyziemne, współczesne podejście?

Zostawiam tę kwestię słuchaczom. Gdybym wyjaśnił dokładnie co miałem na myśli w każdym z tekstów, to ich tajemniczość zostałaby na zawsze zatracona.

Waszym najbardziej nowatorskim i odkrywczym albumem był "34.788%... Complete". Dlaczego porzuciliście ten pomysł tak szybko?

Wtedy chodziło nam po głowie trochę dziwacznych pomysłów i chcieliśmy je wcielić na CD i tym dokładnie był "34.788%... Complete". Potem nasze głowy oczyściły się z tych dziwnych dźwięków i były ponownie gotowe na surowy i nieco prostszy styl pisania. Jesteśmy ekstremalnie dumni z "34.788%... Complete" i być może już całkiem niebawem stworzymy coś podobnego.

Jesteś autorem znakomitych prac plastycznych. Używają ich także inne zespoły, np. Syrach na ostatnim krążku. Masz już "nazwisko" i jesteś często proszony przez innych o swoje prace? Czy byłaby to twoja praca, gdyby nie została nią muzyka? Okładki nowej płyty nie ma pomiędzy twoimi pracami?

Cieszę się pracą twórczą i dostarcza mi ona wielkiej przyjemności satysfakcji. Nie ma w niej wyłącznie piękna i światła, wielu ludzi uważa ją za zbyt abstrakcyjną i depresyjną, ale dla ciebie jest to sztuka. Parę zespołów użyło moich prac na okładki, co było wspaniałe, ale tworzenie obrazu dla zespołu jest dla mnie zbyt trudne, bo moja sztuka musi pochodzić z serca i być wyłącznie moją wizją. Nie chcę by zespół prosił mnie "czy mógłbyś to trochę zmienić albo tamto zastąpić". Okładki "For Lies..." nie ma na mojej stronie, bo nie ja jestem jej autorem.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: teksty | muzyka | okładki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy