Reklama

"Świat malowany krwią"

Chodź, pomaluj mój świat... Kojarzycie ten polski szlagier? Slayer też maluje, dźwiękiem i krwią. Ich najnowszy album, wydany na początku listopada 2009 roku "World Painted Blood" to krwawy kawałek klasycznego thrash metalu, który już pochłaniają maniacy na całym świecie.

I co cieszy najbardziej: album brzmi tak jak powinien, jak stuprocentowy Slayer. Jedna z najbardziej wpływowych grup w historii metalu powróciła do swojego klasycznego stylu, i znów wyznacza trendy, jak ponad 20 lat temu. Na temat tego najbardziej chyba oczekiwanego od lat thrashmetalowego krążka, Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker" rozmawiał z perkusistą Slayer, Davem Lombardo.

Dodajmy, że 16 czerwca Slayer, wraz z pozostałymi zespołami tworzącymi wielką czwórkę thrash metalu: Metalliką, Megadeth i Anthrax, wystąpi w Warszawie na Sonisphere Festival.

Reklama

Dave, choć płyty słuchałem w postaci tylko plików mp3, ale co od razu zauważyłem: płyta ma totalnie oldschoolowe, prawie archaiczne brzmienie...

Tak, zgadza się. Dokładnie takie, o jakie nam chodziło. To miał być klasyczny album, i miał zabrzmieć klasycznie.

Widzę tutaj pewną analogię: pracowaliście nad "World Painted Blood" z nowym producentem, Gregiem Fidelmanem, którego przedstawił wam producent płyty "Death Magnetic", Rick Rubin... Czyżby jakieś nieświadome wpływy?

Ale nasza płyta brzmi zupełnie inaczej niż album Metalliki...

Tak, tak, zmierzam do tego, że wielkie zespoły wracają do korzeni. Nie ma przegiętej produkcji, nie ma sampli zamiast żywych bębnów jak to się stawało modne, i tak dalej. Wszystko brzmi bardzo naturalnie.

Zgadza się. Nie cierpię tych nowoczesnych produkcji, samplowania, w Slayer nie ma triggerów. Wszystko musi być szczere i naturalne. Wiesz, to że producenci się znają, czy nawet że jest ten sam realizator, to nie znaczy, że nasza płyta brzmi podobnie do albumu Metalliki.

(śmiech) Przecież nie powiedziałem, że brzmi podobnie. Mam wrażenie, że chcesz publicznie powiedzieć, że "Death Magnetic" ci się po prostu nie podoba?

(śmiech). No, nie pasuje mi do końca to brzmienie.

Zanotowałem (śmiech). "World Painted Blood" to druga płyta od czasu twojego - kolejnego zresztą - powrotu do Slayer. Z twojego punktu widzenia ta sesja nagraniowa była podoba, czy inna od poprzedniej, od tej kiedy składaliście "Christ Illusion"?

O nie, było zupełnie inaczej. Nasz producent, Greg Fidelman, był obecny na prawie każdej próbie kiedy robiliśmy nowy materiał. Nagrywał to, robił nagrania demo z tym materiałem, które później były analizowane. To bardzo dobry sposób, a dla nas nowe i świetne doświadczenie. Był częścią tego albumu, zachowywał się tak, jak powinien każdy prawdziwy producent.

Uważasz więc, że gdyby Greg pracował z wami również nad poprzednią płytą, "Christ Illusion", to byłaby lepsza?

(po długim zastanowieniu) ...tak. Gdyby była zrobiona z Gregiem w ten sam sposób, zabrzmiałaby lepiej.

Skoncentrujmy się nad tym co najważniejsze, nowy album. Brzmienie przerobiliśmy, teraz okładka. Będą cztery wersje albumu, a okładki tych czterech wersji złożone razem, dadzą obraz mapy świata zaplamionej krwią. Muszę więc spytać o znaczenie tytułu, i jego bezpośrednie znaczenie: świat pomalowany krwią...

Tytuł nawiązuje po prostu do rzeczywistości, do tego co nas otacza. Świat jest zachlapany krwią, cały czas gdzieś są wojny, konflikty zbrojne, przelewa się krew. To jest właśnie "World Painted Blood".

Jedna z wersji zawiera bonusowy dysk DVD...

Tak, będzie na nim coś w rodzaju krótkiego filmu, który ilustruje zawartą na płycie muzykę. Myślę, że to fajnie wyszło, ale żebyś zrozumiał jego znaczenie, musisz go po prostu zobaczyć, ciężko tak na szybko wytłumaczyć o co chodzi.

Dobrze panie kolego. Mnie jednak bardziej zastanawia co innego: za moment ruszacie na sporą trasę koncertową, promującą nowy krążek. Macie już za sobą pierwsze kłótnie, jak będzie wyglądała setlista? Chyba ciężko wybrać utwory z dziesięciu płyt...?

Tak, ale przede wszystkim będzie klasyka. To, czego oczekują ludzie. Więc najpierw wybierzemy zestaw najważniejszych, klasycznych utworów, a potem coś z nowego albumu. Nie wyobrażam sobie koncertu bez klasycznych utworów.

Zgadza się. Dave, Slayer to zespół mający grono ekstremalnie oddanych fanów. Wielu z nich, pod waszym wpływem założyło własne zespoły. Jakie rady dałbyś młodym gościom zapatrzonym w Slayer, którzy zaczynają swoją przygodę w tym - jakby nie było - zajebiście trudnym biznesie?

Przede wszystkim muszą wierzyć w siebie i w to co robią, gonić swoje marzenia, realizować je. Znam wielu takich ludzi, którzy ciężko pracowali na swój sukces. Czasem nie spełnia się to w stu procentach, ale znam ludzi, którzy są na przykład technicznymi, uczestniczą w tym wszystkim a sami nie grają - i są też w pełni zadowoleni. Ale najważniejsza jest wiara w siebie, nigdy nie wolno się poddawać.

A zastanawiałeś się kiedyś, co byś robił gdybyś nie został profesjonalnym bębniarzem?

Hmm... Wiesz, wydaje mi się, że zostałbym realizatorem dźwięku, albo producentem. Na pewno to musiałoby mieć związek z muzyką.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: malować | śmiech | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy