Reklama

"Strategiczny plan"


Projekt Gorillaz początkowo miał być jednorazowym żartem Damona Albarna (w zespole występuje jako 2D), na co dzień lidera popularnej angielskiej grupy Blur. Okazał się jednak, że debiutancki album "Gorillaz" (2001), nagrany z pomocą Boba Russella (Russell), Miho Hatori (Noodle) i całego zastępu innych artystów, wspierany pomysłową animowaną wizualizacją rysownika Jamiego Hewletta (Murdoc), osiągnął nieprawdopodobny sukces. Również w Stanach Zjednoczonych, które do tego czasu pozostały obojętne na twórczość Albarna i jego kolegów z Blur. Dlatego tylko kwestią czasu było, kiedy do sklepów trafi kolejny album "Goryli". Płyta "Demon Days", promowana przebojowym "Feel Good Inc.", ukazała się po czteroletniej przerwie i przebiła osiągnięcia poprzednika, zarówno na brytyjskiej, jak i na amerykańskiej liście przebojów.

Reklama

Z wywiadu z członkami Gorillaz dowiecie się, co 2D, Murdoc, Russell i Noodle porabiali po wydaniu debiutanckiej płyty, jak przebiegła sesja nagraniowa w Kong Studios, które kryją mroczną tajemnicę i jaką melodyjkę w telefonie komórkowym ma Murdock.

Murdoc: Podaj mi ogień, proszę.

Ale tutaj nie można palić.

Murdoc: Ja mogę. Popatrz (zapala papierosa).

Co robiliście przez ten cały czas od wydania debiutu??

Murdoc:Cóż, po powrocie z amerykańskiego tournee w 2002 roku staraliśmy się napisać jakieś piosenki, ale za bardzo nam to nie szło. Ostatni koncert zagraliśmy w lipcu 2002 roku w Portugalii, a później skoncentrowaliśmy się na filmie o Gorillaz.

2D: W Ameryce dostaliśmy tak dużo ofert stworzenia filmu, że byłoby grzechem ich nie wykorzystać.

Murdoc: I w ten sposób wynajęliśmy wielki dom w Hollywood, wśród tych słynnych wzgórz. W środku miejsca, gdzie kręci się cały przemysł filmowy. Ale okazało się, że jest tam mnóstwo rzeczy, które nas rozpraszały, jeśli wiesz, o czym mówię...

Russell: A do tego negocjacje w sprawie filmu trwały wieki.

Murdoc:To było takie nudne.

Russell: Wpadliśmy w wir prób, spotkań, zatwierdzania scenariuszy i tego typu rzeczy.

Noodle: Scenariusz nie został skończony. Ludzie, którzy go pisali myśleli, że tworzą ironiczny film na temat współczesnej popkultury. Wyglądało to w ten sposób, że czwórka głównych bohaterów zwanych Gorillaz wikła się w serię nieprawdopodobnych zdarzeń. Ale tak naprawdę nie za bardzo im to wychodziło. To znaczy autorom scenariusza.

Murdoc: Noodle, obudź nas, kiedy skończysz mówić.

Russell: Wydaje mi się, że chcieli stworzyć nowoczesną, animowaną wersję filmu zespołu Monkees "Head".

Murdoc: Poza tym osoba, która miała zagrać mnie, był wzięta z jakiegoś oddziału geriatrii. To było naprawdę poniżające. I do tego ten osobnik śmierdział. Wydaje mi się, że to mógł być nawet Robert Downey Senior! Dobijał już do 70.

Russell: A czy zerkałeś ostatnio do lusterka?

Murdoc: Słuchaj koleś! Wiem, że już nie jestem młodzieniaszkiem, ale nie wyglądam aż tak źle! A te zmarszczki na twarzy są od śmiechu.

Russell: Mam nadzieję, że mnie w tym momencie się nie porobią od tego, co ty wygadujesz. Nieważne. Wracając do filmu, to sytuacja nie wyglądała najlepiej. Nikt właściwie nie był skoncentrowany na produkcji. 2D nie potrafił odróżnić filmu od rzeczywistości. Murdoca wywalili z posiadłości Playboy'a, bo zwinął kilka popielniczek.

Postanowiliśmy w tej sytuacji, że zrobimy sobie przerwę i odpoczniemy od całego zamieszania.

Noodle: To był prosta droga do samobójstwa.

Murdoc: Zatem kiedy zorientowaliśmy, że lejemy pod wiatr, postanowiliśmy sobie zrobić przerwę. Ja wybrałem się od razu na południe Meksyku. Ale pojawiły się problemy z moimi finansami, że tak to ujmę, i zostałem oskarżony o...

Russell: Używał fałszywych czeków w meksykańskich burdelach!

Murdoc: Tak, ale to było fantastyczne miejsce, fantastyczna obsługa. Tęsknie za spędzonymi tam dniami.

Russell: Złapali go, jak płacił dziewczynom fałszywymi czekami. W konsekwencji Murdoc znalazł się w więzieniu.

Murdoc: Dobra, wystarczy już tego Russell! A co ty porabiałeś? Wylądowałeś w piwnicy u Ike'a Turnera. Ike'a Turnera, rozumiesz? Trochę chyba cię pokręciło, nieprawda Russ?

Russell: Cóż, ten ktoś rzeczywiście wyglądał jak Ike Turner. Pracowałem nad solowym albumem, ale raczej wyglądało to w ten sposób, że to album pracował nade mną. To był dziwny okres. Kiedy przez długi czas pracujesz z grupą ludzi, a później w momencie zostajesz sam, to wywołuje to lekki szok. Wydaje mi się, że miałem lekkie załamanie nerwowe.

Straciłem jednego z moich najlepszych przyjaciół. Miał na imię Del i mieszkał we mnie. Był duszkiem. Każdy utwór, który pisałem, stawał się halucynacją. A później ta halucynacja starała się skomponować piosenkę i...

Murdoc: Może lepiej nie rozmawiajmy o tym, dobrze? Tak czy inaczej, po 18 miesiącach spędzonych w pierdlu w Tijuanie stwierdziłem, że mam dość i (przechodzi na hiszpański akcent) z lekką pomocą moich meksykańskich przyjaciół znalazłem się z powrotem w starej, dobrej Anglii. Na razie mam dosyć Ameryki Południowej. Więzienne żarcie jest wstrętne. Już nigdy w życiu nie tknę burrito.

2D: I pewnie wciąż boisz się schylać po mydło, prawda?

Murdoc: Zamknij się gnojku! Kiedy wróciłem do Anglii, spotkałem się z Noodle, która wróciła właśnie z rodzinnej Japonii. Zaczęła już pracę nad nową płytą.

Noodle: Byłam w Japonii jakiś rok. Starałam się poznać moją przeszłość, która wciąż stanowi dla mnie tajemnicę. Wiesz, miałam amnezję i staram się dowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło. I dlaczego na przykład potrafię płynnie mówić po angielsku.

Odnowiona powróciłam do Anglii i zaczęłam tworzyć podwaliny pod nowy album Gorillaz. Jednak w Kong Studios, gdzie mieszkamy i nagrywamy, przez długi czas nikogo nie było. Budynek stał pusty. To znaczy włamano się do niego, a w kątach leżały trupy.

Murdoc: Więc kiedy wróciliśmy, zajęło nam trochę czasu, żeby doprowadzić sprawy do porządku. Zrozum nas. Sześć czy siedem trupów leżących w kącie twojego pokoju może cię naprawdę rozkojarzyć.

2D: Naprawdę tak było?

Murdoc: Nie, to jest pewna metafora. Użyłem tu pewnej analogii, by porównać naszą kreatywność do martwych ciał.

2D: Żartujesz!

Murdoc: Nieważne, w naszych studiach leżały gnijące zwłoki...

2D: To tłumaczyłoby smród, jaki tam panuje.

A co ty 2D porabiałeś podczas wakacji?

2D: Siedziałem w Los Angeles. Pomieszkiwałem u Britt Eckland. Ale ona jest walnięta. Biega nago po mieszkaniu, robi mnóstwo hałasu w nocy. Nie mogłem zmrużyć oka! Postanowiłem wrócić do mieszkania ojca na wschodnim wybrzeżu Anglii.

Pracowałem tam trochę i to dało mi pewności siebie. Ćwiczyłem też swój głos. Nie chcę być kolejną marionetką Murdoca. To dyktator, nie mam zamiaru go więcej słuchać.

Murdoc: Co? Podaj mi tę popielniczkę! Natychmiast!

2D: Oczywiście proszę pana. Oto ona.

Nagraliście większość muzyki w Kong Studios, które należą do was. Jak znaleźliście ten budynek?

Murdoc: Odkryłem go jeszcze w 1999 roku. Szukałem taniego lokum na studio w internecie. Znalazłem ten budynek, który leży w Essex. Dopiero po roku odkryliśmy prawdę o tym miejscu...

2D: Okropne.

Murdoc: Pierwotnie w tym miejscu spotykali się druidzi. Wybrali je, ponieważ krzyżowały się tam prądy tajemnej, mrocznej mocy. Podczas zarazy w 1665 roku wykopano tam zbiorową mogiłę dla biednych ludzi, na której później powstał budynek.

2D:Ubogich?

Murdoc: Tak, biedaków. Tam właśnie znajduje się nasze studio. A obok, co gorsza, mamy wysypisko śmieci i odpadów. Największe w całej Anglii. Kiedy robi się gorąco, smród jest po prostu nie do zniesienia!

Poprzednimi właścicielami byli członkowie gangu motocyklowego, którzy nazywali siebie "Wędrowcami", ale z niejasnych przyczyn postanowili osiąść właśnie w tym miejscu. Pewnej nocy ktoś podpalił budynek, gdy spali. Wszyscy zwęglili się do kości (śmiech)! Ale nikt nam o tym nie powiedział, gdy kupowaliśmy ten budynek.

Russell: To miejsce jest po prostu wypełnione złymi duchami i chorymi wibracjami!

Murdoc: Ale odmalowaliśmy je, powiesiliśmy kilka plakatów i wygląda naprawdę nieźle. I poza tym mamy podgrzewaną podłogę. Nie jest tak, źle. Prawda dzieciaki?

Reszta: Hmm...

Dzięki waszej stronie internetowej fani mogą obejrzeć, co dzieje się w Kong Studios. Dlaczego zdecydowaliście się na ten krok?

Noodle: To miejsce jest naszym domem, naszym studiem i generalną kwaterą Gorillaz. Ludzie mogą nas zobaczyć i robić mnóstwo rzeczy. W każdym pomieszczeniu znajdują się kamery. Fani mogą pograć na naszych instrumentach i porozmawiać z innymi ludźmi.

Russell: Poza tym fani mogą nam przesyłać swoje nagrania, rysunki, animacje i filmy.

2D: Możesz także zajrzeć do naszych sypialni.

Murdoc: A po jaką cholerę ktoś miałby zaglądać do twojej sypialni?

Russell: Wydaliśmy mnóstwo kasy na remont i rozbudowanie tego miejsca. Niestety, kiedy nas tam nie było, ktoś włamał się do środka i powypisywał sprayem niefajne rzeczy na Murdoca.

2D: Na przykład "Murdoc to ku**s" albo...

Murdoc: Zamknij się półgłówku. Wciąż masz doła z powodu rozpadu Busted?

Russell: Poza tym nasz producent Dangermouse znalazł podziemne sale, które były nie używane przez lata. Trochę jest tam wstrętnie...

Murdoc: Suszy mnie. Nie ma tu gdzieś piwa, koleś?

Jak długo nagrywaliście nowy album?

Murdoc: Noodle rozpoczęła pracę nad płytę, gdy reszta była... niedostępna, że tak to ujmę. Na szczęście dla niej zostawiłem ścisłe instrukcje dotyczące brzmienia nowej płyty.

2D: Ale na tej taśmie było tylko twoje fałszowanie!

Russell: Bez dwóch zdań to Noodle skomponowała ten album od początku do końca. Murdoc może się przechwalać, ale tak naprawdę to jest jej płyta.

Noodle: Rozpoczęłam nagrywać album na początku 2004 roku. Gdzieś w okolicach marca. Po prostu zaczęłam nagrywać jakieś szkice na moim czterośladzie. Kiedy stworzyłam już coś, co uznałam za brzmieniowy kierunkowskaz dla nowej płyty, rozpoczęłam ubarwianie tego melodiami, słowami i dźwiękami. Kompozycje zaczęły nabierać kształtu, piosenki pokazywały swoje prawdziwe oblicze.

Wciąż jednak brakowało im życia. Były na etapie "świetnych piosenek", ale wciąż czekała je długa droga do stacji "magiczne utwory".

Wtedy właśnie usłyszałam o DangerMouse. Jego płyta "Grey Album" zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Ściągnęłam ją z internetu i powaliła mnie. To pomieszanie piosenek The Beatles z utworami Jay'a-Z. To było z jednej strony bardzo twórcze, ale również dziecinne. Odważnie i nie mające szacunku dla tradycyjnego spojrzenia na muzykę. Coś, co w mojej opinii idealnie pasuje do Gorillaz.

2D: A później co się stało?

Noodle: Cóż, zajęło mi trochę czasu przekonanie go, by zaczął pracować z nami...

Russell: W tamtym czasie DangerMouse relaksował się na jakiejś tropikalnej wyspie, wydając całą kasę zarobioną na "Grey Album".

Murdoc: Nie miał w ogóle ochoty ruszać się stamtąd do deszczowego, zapyziałego Essex, gdzie znajduje się nasze studio. Nie mam pojęcia dlaczego.

2D: Ja również.

Murdoc: Ale na szczęście (po niemiecku) Gorillaz mają swoje metody, by przekonać cię do współpracy.

Russell: Cicho!

Noodle: Kiedy już DangerMouse pojawił się w studiu, prace nabrały tempa. Gdzieś w czerwcu 2004 roku rozpoczęliśmy ostateczny miks materiału.

Murdoc: Polegało to głównie na grze w tenisa stołowego i słuchaniu starych płyt z muzyką electro.

Noodle: Sesja stała się bardzo intensywna. DangerMouse jest niesamowity. Działa instynktownie. Szuka w utworze duszy i wokół niej buduje wszystkie dźwięki. W ten sposób nagrywaliśmy naszą płytę.

Do studia zaczęli przybywać także inni artyści, których postanowiliśmy zaprosić do nagrań. Jednym z warunków było to, że musieli stawić się w Kong Studios osobiście.

Russell: Skończyło się to tak, że większość z nich nagrywała swoje partie przez telefony komórkowe.

Murdoc: Ja pojawiłem się w studiu osobiście! Fakt, że dopiero koło października... Ale 2D pojawił się jeszcze później!

2D: Witam!

Russell: Noodle i DangerMouse zwołali wszystkich Gorillaz do studia. 2D dorzucił wokale, Murdoc coś tam dograł na basie. Generalnie jednak nie chcieli nam zaprezentować efektów naszej pracy. Właściwie to żaden z nas nie słyszał całej płyty.

Noodle: Kiedy mieliśmy już wszystko, co było nam potrzebne, przenieśliśmy się do studia Pierce Rooms w zachodnim Londynie. Tam właśnie dołożyliśmy ostatnie nagrywki i zrobiliśmy ostateczny miks.

Murdoc: Jestem strasznie znudzony. Może ktoś wyskoczy na krechę (wychodzi)?

Russell: Możesz się zamknąć?

Noodle: Tam też dokonaliśmy selekcji materiału. Część piosenek po prostu nie pasowała do koncepcji albumu i została odrzucona.

Russell: A w styczniu 2005 roku płyta został poddana produkcji w Nowym Jorku.

Murdoc: (już z powrotem) Efekt jest rewelacyjny. Wszystko brzmi w ten sposób, w jaki sobie to zaplanowałem. Dobrze, że Noodle mnie słuchała we wszystkim.

Jak bardzo ta płyta różni się od waszego debiutu?

Russell: Głównie tym, że za tamten materiał odpowiedzialny był Murdoc. A teraz wszystkie piosenki napisała Noodle.

Murdoc: (wycierając sobie nos) Stary, przecież siedziałem w pierdlu. Nie miałem tam możliwości komponowania!

Russell: Jako dzieło sztuki "Demon Days" różni się zasadniczo od "Gorillaz". Płyta jest bardziej zwięzła i jednolita. Bo podczas nagrywania debiutu musieliśmy się jeszcze wiele uczyć. "Gorillaz" odniósł olbrzymi sukces, który miał także wpływ na nas. Zależało nam bardzo, by druga płyta różniła się od pierwszej.

Nie chcieliśmy się powtarzać. Musieliśmy zmienić nasz cel. Statystycznie płyta jest cięższa, mroczniejsza i bardziej taneczna. Znajdziecie na niej hip hop, rocka, funky i mnóstwo innych stylów, które nas inspirują. Poza tym wykorzystaliśmy całą masę dziwnych instrumentów, które idealnie współpracują z całym konceptem albumu.

Murdoc: Który swoją drogą jest dosyć dziwny.

Russell: Poprzednio staraliśmy się stworzyć coś nowego. Tym razem zależało nam bardziej na udowodnieniu, że to co stworzyliśmy ostatnio, ma ponadczasową wartość. Że Gorillaz mają swoje brzmienie i wrażliwość, a sukces pierwszej płyty nie był przypadkowy.

Murdoc: Przecież każdy debil może nagrać przebój. 2D jest tego najlepszym przykładem.

Russell: Trzeba wykazać się prawdziwym talentem i duszą, by ciągnąć to dalej i odnosić sukcesy.

Murdoc: Muszę przyznać, że ja gdzieś zagubiłem te dwie rzeczy...

Russell: Tak naprawdę zobaczymy, jak jesteśmy dobrzy, przy siódmym albumie. To będzie prawdziwy test. Wiele wspaniałych zespołów rozpadło się za szybko. A prawdziwą sztuką jest rozpaść się jeszcze szybciej i zejść się ponownie z nowymi siłami i pomysłami. Tej koncepcji poddana jest muzyka, która ma charakter mrocznego optymizmu.

To takie pogańskie electro. Więcej w nim basu, ale mniej dubu. Postawiliśmy na hip hop. Poza tym muzyka nie straciła swojego brytyjskiego charakteru. Trochę humanistycznych dźwięków i pastorskiej duszy. O ile to w ogóle ma jakiś sens.

Murdoc: Nie za bardzo (pociąga nosem).

2D: To tak, jakby ktoś wziął pierwszy album i go pokolorował.

Noodle: Dusza tej płyty odzwierciedla czasy w jakich żyjemy, miejsce w którym została nagrana i klimat, jaki panuje na świecie. W konsekwencji te kolory są cięższe, głębsze i ciemniejsze. Ale rytmy są czystsze, celniejsze i bezlitosne. Ta muzyka ma świadomość.

Russell: Będąc dzieciakiem zasłuchiwałem się w Public Enemy, którzy łączyli wartościowy i poważny przekaz z zabawą i rozrywką. Zaangażowane teksty Chucka D obok wygłupów Falvor Flava, który nosił na szyi zegarki wielkości płyt analogowych.

2D: Ja dorosłem słuchając Wire, Magazine i The Clash. Wspaniałe piosenki, świetne rytmy i celne teksty.

Murdoc: Przecież ty nigdy nie dorosłeś, przygłupie. Jesteś jak pięciolatek, który przypadkowo znalazł się w ciele anorektyczki o niebieskich włosach.

Noodle: Nagrywanie płyty to była niezła szkoła. Efekt jest dokumentem tej podróży, która była w pewnym sensie naszym celem.

Kto dokonał wyboru piosenki "Feel Good Inc." na pierwszego singla?

Russell: Dokonali tego demokratycznie wszyscy Gorillaz. Głosowaliśmy.

Murdco: Tradycyjnie mój głos znaczył tyle, co dwa głosy 2D.

Noodle: Okazało się, że dokonaliśmy dobrego wyboru. Piosenka być może nie reprezentuje w pełni zawartości "Demon Days", ale na pewno jest dobrym ambasadorem tej płyty.

2D: Masz pojęcie, o czym ona mówi?

Murdoc: Ani trochę.

Na płycie pojawiło się pokaźne grono gości. Jak doszło do tego, że zostali zaproszeni do nagrania?

Noodle: Kilka osób zaprosiliśmy sami. Inne same się wprosiły. DangerMouse dodatkowo zaproponował nam swoich znajomych. To bardzo wartościujące, kiedy okazuje się, że ludzie, których szanujesz, są fanami twojego zespołu.

Murdoc: Na przykład Shaun Ryder z Happy Mondays to mój stary znajomy. Mamy wspólne zainteresowania.

2D: Jakie na przykład?

Murdoc: Nie mogę o nich publicznie rozmawiać.

Czy wyruszycie tym razem w trasę koncertową?

Russell: Byłoby cudownie, gdybyśmy mogli pokazać na trasie to wszystko, co chcemy przekazać na płycie. Ale nie wiem, czy jest to możliwe. Na pewno ta trasa będzie się różniła od poprzedniej.

Murdoc: Tak! Gorillaz na trasie to jest to! Dopiero wtedy można powiedzieć, że jesteśmy prawdziwym zespołem. Hej, dziewczyny! Oczekujecie mnie w swoim mieście. A chłopaków zostawcie w domu!

Trasy są naprawdę ekscytujące. Ale musisz na siebie uważać. Po koncertach spotykamy wiele interesujących osób. Jednak zawsze znajdzie się jakiś wariat albo podglądacz.

Russell: Tak, wszyscy są podekscytowani, gdy w mieście pojawia się interesujący spektakl. Nawet jeśli jest to tylko występ kilkumetrowych animowanych postaci.

Murdoc: Widziałeś nasz występ na rozdaniu Brit Awards? To było coś.

Russell: Krążyły plotki, że graliśmy za specjalnym ekranem. Tym razem mamy zamiar przygotować coś naprawdę specjalnego. Opadną wam szczęki! Pracujemy nad specjalnymi technologiami.

Noodle: Ale zajmuje to mnóstwo czasu i jest trudne do zrealizowania.

2D: Zwłaszcza, kiedy musisz jednocześnie grać na instrumencie i śpiewać.

Murdoc: Byłoby wspaniale znów wyruszyć w trasę. Muszę dodać, że Russell to najlepszy perkusista na świecie.

Noodle: Tak, to prawda. To najpewniej najlepszy bębniarz w historii tego instrumentu!

Russell: Dzięki.

Czy kiedykolwiek myśleliście, że wasza pierwsza płyta odniesie taki sukces?

Murdoc: Oczywiście! Gdyby płyta się nie sprzedała i nie zrobiła ze mnie światowej gwiazdy, byłbym lekko wkurzony. Tak czy inaczej nagrywanie płyty i wydawanie jej jest podobne do stawiania pieniędzy na konia, który na pewno nie wygra wyścigu. Nie bralibyśmy się za to, gdybyśmy nie wiedzieli, że osiągniemy sukces.

Russell: Wiesz Murdoc, niektórzy nagrywają płyty, ponieważ po prostu kochają muzykę. I to, czy ona się sprzeda, czy też nie nie gra żadnej roli.

Murdoc: Naprawdę? Trochę to dla mnie bez sensu...

Noodle: Od pierwszego momentu, kiedy nasza czwórka zaczęła ze sobą grać, wiedzieliśmy, że tworzymy coś wyjątkowego. Specjalnego. I w żadnym wypadku moje słowa nie są nadużyciem.

Byliśmy tak podekscytowani naszą pierwszą próbą, jak publiczność na naszych koncertach. To był ekskluzywny, prywatny występ, który jak najszybciej chcieliśmy zaprezentować ludziom.

A wiecie dlaczego wasza płyta odniosła taki sukces?

Murdoc: Odpowiedź jest prosta. Moja niesamowita gra na basie, nieprawdopodobny talent i umiejętności kompozytorskie oraz oryginalny wygląd. Muszę dodać jeszcze do tego moją umowę z szatanem. Belzebubem we własnej osobie. Faust to imię, które otrzymałem na chrzcinach.

Poza tym konkurencja był beznadziejna! Byli naprawdę poniżej krytyki. A my mieliśmy strategiczny plan. Muzyka, wygląd, teledyski i okładki płyt i singli. Wszystko było fantastyczne!

Noodle: Większość osób chce być w zespole i w ten sposób trafić na karty historii muzyki. My się temu przeciwstawiamy. Chcemy iść do przodu. Reszcie zależy tylko na byciu w zespole. Kropka.

Russell: Wydaje mi się, że stworzyliśmy własny styl z kombinacji, która podoba się ludziom. Lubią naszą muzykę, bo jest po prostu dobra.

2D: Nikt tego wcześniej nie dokonał. Poza tym jestem rewelacyjnym wokalistą.

Kiedy po raz pierwszy do was dotarło, że jesteście gwiazdami?

Murdoc: Była taka akcja, którą doskonale pamiętam. Byłem na przyjęciu u Jacka Nicholsona, na którym były same gwiazdy. I postanowiłem zrobić mój stary numer z hot dogiem. Wziąłem bułkę, włożyłem do niej moją parówę i obficie polałem ketchupem i musztardą. I stoję tak przy stoliku. Za chwilę podeszła do mnie Alanis Morissette i wzięła go do ręki. Stara się go podnieść z talerza, ale jej kompletnie nie wychodzi. Więc krzyczę do niej: "Tak Alanis, mocniej. Musisz mocniej ciągnąć! Chwyć go porządnie!".

Robiłem ten numer kilkaset razy. I zawsze po takiej akcji wywalano mnie z przyjęcia i dostawałem jeszcze nieźle po ryju. A tutaj niespodzianka! Wszyscy zamilkli i po chwili zaczęli się śmiać. Nawet Alanis się uśmiechnęła! Czujesz? Dotarło do niej, że złapałem ją na ten stary chwyt z penisem w bułce. A do mnie dotarło, że jestem prawdziwą gwiazdą!

2D: I co? Zjadła tego hot doga?

Murdoc: (po chwili milczenia) W pewnym sensie...

W tym momencie Murdockowi zadzwonił telefon komórkowy. Dzwonkiem było "Smoke On The Water" Deep Purple. Głos w słuchawce, o hiszpańskim akcencie, krzyczał do Murdocka. Wyraźnie chodziło o pieniądze...

Murdoc: Ach, to ty! Słuchaj Pedro, ty dupku. Teraz mam wywiad i nie mam czasu z tobą rozmawiać.

Russell: Kto to był?

Murdoc: Pomyłka. Idziemy do knajpy? Kto ostatni, ten stawia!

(Na podstawie materiałów promocyjnych wytwórni EMI)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: studia | studio | muzyka | piosenki | budynek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy