Reklama

"Sprzeciwić się dyktatorowi"

W końcu, fani amerykańskiego zespołu Coheed and Cambria doczekali się zwieńczenia dzieła jakim jest saga "The Amory Wars". Grupa wydała ostatnią płytę "Year of the Black Rainbow", stanowiącą zarazem początek całej serii. Na początku lipca Amerykanie odwiedzili Warszawę, gdzie zagrali pierwszy koncert w naszym kraju.

O inspiracjach grupy i ich zamiłowaniu do gatunku science fiction w rozmowie z Magdaleną Cichoń opowiada gitarzysta zespołu, Travis Stever. Muzyk wspomina też, czego jako zespół oczekują od swoich fanów, jakie wiadomości chcą im przekazać oraz dlaczego nie boją się eksperymentów z nowymi brzmieniami.

Najnowsza płyta "Year of the Black Rainbow" jest ostatnią częścią, ale tak naprawdę początkiem sagi "The Amory Wars". Czy mógłbyś mi powiedzieć, skąd wzięliście pomysł na nagranie albumów w takiej kolejności?

- To był pomysł, na który Claudio [Sanchez, lider Coheed And Cambria] wpadł wiele lat temu. Na początku zespół miał inną nazwę. Potem zmieniliśmy członków grupy i szukaliśmy nowej nazwy. Claudio właśnie pracował nad projektem "Coheed and Cambria". Wszystkim spodobał się pomysł i zaadoptowaliśmy go jako naszą nazwę. Następnie oczywiście przyjęliśmy cały koncept. Już od dziesięciu lat nazywamy się Coheed and Cambria.

Reklama

Czy na początku kreowania sagi mieliście już pomysł na całość i na poszczególne albumy, czy wszystko rodziło się dopiero podczas nagrywania każdej z płyt? Jak to było?

- Nie mogę odpowiadać za Claudio, ponieważ jak już wspomniałem, on jest autorem projektu i wszystkich tekstów, więc cała historia to jego dziecko. Myślę, że do pewnego stopnia on miał to wszystko zaplanowane już wiele lat temu, ale na pewno niektóre doświadczenia z prawdziwego życia podyktowały wydarzenia, wspomniane w sadze. Natomiast jeśli chodzi o postacie i część historii, to zostały one po prostu wymyślone.

Czy mógłbyś krótko opowiedzieć i przybliżyć ludziom, którzy nie orientują się w całej historii, opowieść o rodzinie Kilgannonów?

- Płyta "Year of the Black Rainbow" to początek Coheed and Cambria. Dlatego można odpowiedzieć na pytanie dlaczego oni byli stworzeni. Ta płyta stanowi pewnego rodzaju wprowadzenie, ale z drugiej strony ma to w sobie coś negatywnego, ponieważ te postacie były stworzone, aby przeciwstawić się dyktatorowi, władcy, który chce zawładnąć wszechświatem. Historia idzie do przodu z każdym kolejnym albumem. To jest dopiero początek i jeśli ktoś chce poznać całą historię, niech najpierw zacznie od płyty "Year of the Black Rainbow".

Też tak myślę. Brzmi to trochę dla mnie jak historia science fiction, "Gwiezdne Woiny" albo "Star Trek". Czy jako zespół interesujecie się science fiction i całą ideą tego gatunku?

- Myślę, że każdy wychował się wśród tych samych rzeczy. Ja na przykład kocham "Duel", czy "Łowcę androidów", "Gwiezdne Wojny"... Ja osobiście nie jestem fanem komiksów, ani książek science fiction, to jest bardziej działka Claudio. To on stworzył tę wielką historię, która towarzyszy naszym albumom.

Z jednej strony cały koncept bazuje na science fiction, ale z drugiej strony wykorzystujecie wasze własne doświadczenia z życia. Czy tworzycie waszą muzykę dla fanów, czy raczej inspirujecie się waszym życiem i oczekujecie od fanów, że oni sami się odnajdą w waszej muzyce?

- Jeżeli chodzi o muzykę i tekst, nieważne gdzie zajdziemy i co stworzymy, nie oczekujemy od fanów, że odnajdą się w muzyce, czy w całym koncepcie. Jeśli sprawia im to przyjemność, powinni z tego korzystać. Oczywiście Claudio kocha opowiadać historie i koncept istnieje dla kogoś, kto go znajduje. Ale jeśli ktoś po prostu lubi słuchać naszej muzyki i nie wie jaki jest ten koncept, też jesteśmy z tego szczęśliwi.

Wydaje mi się też, że chcecie, aby wasi fani nie tylko słyszeli waszą muzykę, ale też jej słuchali. Celem jest zrozumienie. Macie koncept, że wasz zespół jest swego rodzaju medium. Co jest waszą wiadomością dla ludzi, którzy was słuchają?

- To wszystko się różni. Każdy utwór ma inne przesłanie. Na naszym albumie "No World for Tomorrow" wiele się działo, przez wiele lat i musieliśmy sobie z tym poradzić. Zespół prawie się rozpadł... Świetna nazwa - "No World for Tomorrow". To miało wpływ na teksty i też na naszą muzykę. Ale z drugiej strony wiele też działo się w naszym życiu i naszym świecie, społeczeństwie. Na przykład problemy środowiska. Claudio planował napisać wiele tekstów na ten temat.

Słuchałam wielu waszych piosenek i być może jestem w błędzie, ale odniosłam wrażenie, że ostatni album nieco się różni...

- One wszystkie się różnią. Album z albumu się zmienia...

Jaka jest tego przyczyna? Chcecie sprawić, żeby więcej ludzi będzie słuchało waszej muzyki?

- Jesteśmy tacy, jak każdy zespół. Dojrzewamy, ewoluujemy. Na tym albumie nie baliśmy się eksperymentować z nowymi dźwiękami. Chris [Pennie, wcześniej muzyk Dillinger Escape Plan - przyp. red.], nasz nowy perkusista, pierwszy raz zagrał z nami. Odkąd on dołączył do zespołu... Szczerze mówiąc, teraz to jest najsilniejszy zespół, który był od lat.

Jeszcze jedno moje pytanie. Czasami ludzie porównują was do różnych zespołów, np. The Mars Volta albo Rush. Czy wy słuchacie tych zespołów? Jakoś się na nich wzorujecie? Może chciałbyś dodać jakieś inne zespoły do tej listy?

- Myślę, że mamy bardzo szerokie zróżnicowanie i wpływ muzyki. To są wspaniałe zespoły. To dla nas zaszczyt być porównywanym do nich. Ale myślę, że do pewnego stopnia ludzie chcą nas zaszufladkować. To by było dla mnie strasznie trudne, żeby wymienić wszystkie gatunki muzyczne, które wpływają na naszą twórczość.

Myślę, że coś zrealizowaliście kiedy skończyliście całą sagę. Powiedz mi, jak to jest i co czujesz, wiedząc, że to już jest skończone?

- Jest to z jednej strony ekscytujące. Można do tego wrócić i pomyśleć - robiliśmy to przez taki długi czas i skończyliśmy to z "Year of the Black Rainbow", którą planowaliśmy od zawsze. To jest też uczucie nostalgii i przemyślenia co dalej. Nieważne co, będziemy tworzyć muzykę. Nie boimy się co będzie dalej.

Po raz pierwszy jesteście w Polsce. Czy słyszałeś już o jakichś polskich zespołach i piosenkarzach?

- Dotarliśmy tu dopiero 2 godziny temu. Nasz autobus się zepsuł... Nawet nie miałem możliwości, żeby się przejść i rozglądnąć. Ale pewnie zrobię to po koncercie. Na razie jesteśmy bardzo podekscytowani, żeby zagrać. To jest najważniejsze.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: "Dyktator" | 'Dyktator' | wars | Science | science fiction
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy