Reklama

"Spodziewaliśmy się bananów"

"Gods Of Blitz mają szansę stać się pierwszym niemieckim zespołem, który zostanie gwiazdą sceny indie" - zawyrokował magazyn muzyczny "Drum". Czy tak się rzeczywiście stanie? Wszystko na to wskazuje, gdyż pochodzący z Berlina kwartet sprawdził się na najtrudniejszym, brytyjskim rynku, a wyprodukowany przez Gordona Raphaela (The Strokes, Wildhearts) i Michaela Ilberta (The Hives, The Cardigans, Hellacopters) album "Stolen Horse" otrzymał w większości pochlebne recenzje. Teraz grupa przygotowała drugą płytę "Reporting A Mirage", która była między innymi temat rozmowy gitarzystów Olliego Wonga i Jensa Giovanniego Freudenberga z Arturem Wróblewskim. Poza tym muzycy opowiedzieli o niemieckiej scenie indie, szalonym Nicku Olivierim, muzycznych prognozach na 2007 rok i chęci zagrania na Przystanku Woodstock.

Powiedzcie mi jak się ma niemiecka scena indie? W Polsce mamy kilka niezłych zespołów, ale właściwie mało kto słucha takiej muzyki... Jak to wygląda u was?

Olli: Scena indie? Hmmm... Mogę ci powiedzieć, że w Berlinie akurat w tym temacie dzieje się naprawdę sporo. Jest wiele fajnych zespołów, mamy wiele stacji radiowych grających taką muzykę, zwłaszcza Motor FM. Ta radiostacja gra nie tylko niemieckie zespoły, ale głównie rzeczy z Wielkiej Brytanii, Szwecji...

Ale tak jak powiedziałem. Mamy w Berlinie wiele klubów grających taką muzykę, wiele koncertów, wiele osób przychodzi je oglądać.

Reklama

Jens: Tak właśnie jest. Świadczy o tym fakt, że w grudniu 2006 roku mieliśmy po raz pierwszy wyprzedany koncert w Berlinie. Tego typu muzyki słuchają młodzi ludzie. Imponuje im "indie rock'n'roll life style" (śmiech).

(śmiech) Teraz pozwolę sobie przeczytać fragment tekstu na wasz temat, który znalazłem w magazynie "Drum": "Gods Of Blitz mają szansę stać się pierwszym niemieckim zespołem, który zostanie gwiazdą sceny indie". Jak znajdujecie takie opinie?

Jens: Wiesz, to dla nas wyróżnienie. Miło jest słyszeć i czytać takie opinie. Wydaje mi się, że niemiecki zespół śpiewający po angielsku ma nikłe szanse na sukces. Powiodło się to naprawdę niewielu. A my mamy szczęście, bo udało nam się zrobić pierwszy krok w tym kierunku. Nasza płyta ukazała się w Wielkiej Brytanii, Szwecji i ma ukazać się w Stanach Zjednoczonych. A pozytywna opinia na temat naszej muzyki to nie tylko tekst jednego dziennikarza. Odbieram to w ten sposób, że płyta "Stolen Horse" podoba się także ludziom z wytwórni, stąd takie zainteresowanie. A wracając do opinii z "Drum", to myślę, że coś w jest w tych słowach (śmiech).

Wspomniałeś, że jesteście dobrze odbierani przez ludzi z wytwórni płytowych. A jak odebrali was brytyjscy fani, kiedy graliście na Wyspach koncert?

Olli: Było naprawdę fajnie. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się, że zaczną w nas rzucać bananami (śmiech). Ale powiem ci, że ludzie w Wielkiej Brytanii są o wiele bardziej wymagający. Na przykład w Niemczech nawet jeżeli twój występ się nie podoba, to i tak kilka osób przez grzeczność będzie klaskać. A przed koncertami w Anglii ostrzegano nas, że publiczność tam potrafi pokazać dezaprobatę, jeżeli twój występ im się nie spodoba. Na szczęście tak się nie stało, co więcej mieliśmy bardzo dobre recenzje.

Występowaliśmy wtedy przed Nickiem Olivierim i jego zespołem Mondo Generator. I pamiętam, że w jednej gazecie koleś napisał o nas, że jako jedyni nie przynudzaliśmy (śmiech). My też się świetnie bawiliśmy. Wiesz, sam pobyt w Londynie to już jest frajda...

Już nie możemy się doczekać, kiedy znów tam zagramy. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie to jeden koncert, tylko mała trasa.

Wspomnieliście o Nicku... Powiedzcie, jaki to człowiek? Bo w prasie można znaleźć wiele opinii, że on jest szalony (śmiech). Mieliście okazję go poznać?

Olli: (śmiech) Gdy graliśmy z nim teraz, był bardzo zrelaksowany i wyluzowany...

To znaczy?

Olli: Wiesz, był spokojny... (śmiech) Dobra, opowiem ci... Poznaliśmy go wcześniej, kiedy koncertował z Queens Of The Stone Age, i w tamtym czasie był naprawdę... Jakiego tutaj użyć słowa... Był lekko odjechany (śmiech). A tym razem był naprawdę w świetnym humorze i tyle. Więcej nic nie powiem (śmiech)!

Porozmawiajmy w takim razie o waszej nowej płycie, która niedługo się ukaże...

Jens: Tak, "Reporting A Mirage" trafi w Niemczech do sklepów pod koniec marca. A w innych krajach ukaże się kwietniu. Mam nadzieję, że w Polsce też.

Wydaje mi się, że tym razem odnaleźliśmy nasz własny styl. Zresztą chyba każdy zespół tak ma (śmiech). Powiem teraz kilka banałów, ale przy nagrywaniu drugiej płyty naprawdę pewniej poczuliśmy się w studiu, zawierzyliśmy własnym umiejętnościom. Poza tym pomogły nam koncerty, które zagraliśmy po premierze "Stolen Horse". Wiedzieliśmy co dla nas będzie lepsze, jakie piosenki dobrze wypadną na żywo. Jeszcze raz powiem - znaleźliśmy nasz własny styl i to słychać na "Reporting A Mirage".

Zmieńmy teraz trochę temat. Czy spodziewacie się jakichś interesujących premier płytowych w 2007 roku? Poza "Reporting A Mirage" oczywiście (śmiech)...

Jens: (śmiech) Tak naprawdę to mam nadzieję, że zdarzy się coś niespodziewanego (śmiech)! W zeszłym roku widzieliśmy wiele interesujących zespołów na różnych festiwalach, na których występowaliśmy. Ale muszę powiedzieć, że scena indie zaczyna być trochę monotonna... Brakuje eksperymentów, które powodowały, że ten nurt był twórczy. Najlepiej dla muzyki byłoby, gdyby pojawił się jakiś nowy przełomowy zespół albo nawet całkowicie nowy nurt muzyczny. Muzyka, której nikt wcześniej nie zagrał, którą ciężko jest ogarnąć.

Olli: Moja opinia jest podobna do tej, którą wyraził Jens. Wiesz, słucham niezależnych radiostacji i powoli zaczynam mieć problemy z rozróżnianiem tych wszystkich zespołów. Wszystko brzmi w pewien sposób tak samo. Dlatego również marzy mi się jakaś mega niespodzianka.

Pewnie cię to będzie śmieszyć, bo ja - gitarzysta zespołu grającego muzykę indie - czekam na nową płytę... Metalliki (śmiech). Jestem bardzo ciekawy co teraz nagrają.

A inne zespoły? Tak naprawdę do końca nie wiem kto ma wydać nowy album. Chyba Radiohead. Na nich zawsze czeka się z niecierpliwością (śmiech).

Najważniejsze jest jednak to, co się stanie z Gods Of Blitz. Na tym się koncentrujemy.

Powiedzcie mi na koniec czy jest szansa, że zjawicie się w tym roku w Polsce?

Olli: Woodstock, Woodstock, Woodstock (śmiech)! To znaczy mamy taki plan w naszych głowach. Słyszeliśmy o tym festiwalu tylko dobre rzeczy, dlatego bardzo chcielibyśmy tam zagrać. Fajnie byłoby też zagrać trasę po klubach. Mieszkamy przecież rzut beretem od was. Jeżeli tylko znajdziemy chętnych do zorganizowani koncertów, to od razu przyjeżdżamy do Polski!

Jens: Tak, mamy wolne terminy w czerwcu, a Polska jest tak blisko... Zawsze podróżujemy gdzieś daleko, trzeba to zmienić (śmiech).

Olli: Piwo in the fridge! Piwo in the fridge (śmiech).

(śmiech) Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: koncert | scena | woodstock | Indie | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy