Reklama

"Slipknot jest do dupy!"

Choć powstali zaledwie w 2004 roku, nie grają ani nu metalu, ani metalcore'a, ani tym bardziej technicznego math metalu. Podobnie jak inne młode zespoły określane dziś mianem "New School Thrash", tak i kalifornijski Warbringer czerpie pełnymi garściami z legend thrash metalu lat 80. Nie jest to jednak tylko fascynacja tuzami z Bay Area, ale i gigantami z Europy.

Co ważne, ich debiutancki album "War Without End", który trafił na rynek na początku lutego 2008 roku, podano w brzmieniu z XXI wieku.

- Ludzie wrzucają nas do jednego worka ze wszystkimi zespołami, które rewitalizują thrash, podczas gdy my wcale nie staramy się niczego przywracać - o aktualnej thrashmanii, która ogarnęła cały świat mówi Bartoszowi Donarskiemu wokalista Warbringer, John Kevill.

Zrobiło się wokół was sporo szumu. Podejrzewam, że jest u was teraz bardzo gorąco. Jak to wszystko odbierasz? Jest tak samo fajnie, jak 2-3 lata temu, gdy graliście tak sobie, w garażu? Czujecie dziś większą presję? Czy wasze życie choć trochę się zmieniło?

Reklama

Aktualnie jest zawrót głowy. Dostosowywanie się do życia w drodze jest trudne! W pewnym sensie nie jest to już ta zabawa, którą mieliśmy jako banda dzieciaków grając w garażu, tworząca metal, bez żadnych niepokojów. Ale wszystkie koncerty są niesamowite, a reakcje wspaniałe.

Moje życie bardzo się zmieniło, bo teraz mieszkam w furgonetce z pięcioma innymi śmierdzącymi kolesiami, a nie we własnym domu. Wciąż się tego uczymy. Myślę, że po tej trasie będziemy już z tym oswojeni i nie będzie w tym już nic dziwnego.

"War Without End" wziął mnie z miejsca swym dzikim atakiem. Miło obserwować, jak młoda, thrashowa kapela ze Stanów widzi coś więcej poza Bay Area. Jasne, to też w was jest, ale nie stronicie od europejskiego stylu. Nie sądzisz, że to jedna z tych rzeczy, które wyróżniają Warbringer z grona zespołów tzw. "New School Thrash"?

Cóż, większość z nas gustuje w agresywnym thrashu, dzikiej muzie, a wiele takich grup pochodzi z Europy. Może to nieco nas odróżnia. Uważam jednak, że nasze brzmienie zawiera wiele różnych elementów, które wyróżniają nas na tle większości reprezentantów "New School Thrash".

Wyraźnie słychać, że jesteście dużymi fanami niemieckiej sceny z lat 80.; Kreator, Sodom, Destruction. Powiedziałbym jednak, że środkowy okres działalności Sacrifice to wasza największa inspiracja. Zgodzisz się?

Nie wiem, czy nazwałbym to w ten sposób, ale Sacrifice to nasz zdecydowany faworyt. Sporo muzyki na naszą EP-kę powstało, kiedy słuchaliśmy dwu albumów Sacrifice z połowy ich kariery. Biorąc pod uwagę moje wokale, to jest to z pewnością spora inspiracja.

Fajnie się stało, że przywracacie te stare nazwy i wprowadzacie to brzmienie w XXI wiek. To trochę tak, jak nowa jakość starych klasyków. Czuć powiew świeżości, a nie zwykłe powielanie. Nie mówicie: Lata 80. były super. I tyle. Wiadomo przecież, że to wszystko już było, więc jeśli chce się pójść z tym dalej, trzeba znaleźć własną drogę.

Krótka odpowiedź - dokładnie! Właściwie naszym celem nie jest unowocześnianie thrashu, ale nie chcemy jedynie powielać tego, co już zostało zrobione. Staramy się odcisnąć na tym nasze własne, małe piętno. Stare tradycje zasługują na kontynuację.

Może właśnie dlatego wasza muzyka ma pewne cechy wczesnego death metalu, w stylu pierwszej Sepultury, Dark Angel, Possessed. Lubicie death metal?

Jasne, lubimy każdy rodzaj metalu. Gdzieniegdzie można zauważyć drobne wpływy black metalu, nieco speed / power metalu w niektórych partiach solowych. No i jedną z naszych ulubionych thrashowych formacji jest Demolition Hammer, którego brzmienie miało sporo wspólnego z death metalem. Zresztą większość starych kapel deathmetalowych brzmi naprawdę thrashowo.

Czego nauczyliście się pracując z legendarnym producentem Billem Metoyerem? To prawda, że początkowo w ogóle nie mieliście pojęcia, kto to taki?

Sporo się nauczyliśmy. To wspaniały producent. Doskonale się z nim współpracuje. No i tak, to prawda - nie wiedzieliśmy kim jest, dopóki nie dowiedzieliśmy się, że mamy z nim pracować. Nie potrafię powiedzieć, kto wyprodukował wiele płyt, jakie chodzą w moim odtwarzaczu.

Co zrobicie z czterema dodatkowymi numerami, które nagraliście podczas tej sesji?

Jeden jest ukrytym kawałkiem na wszystkich wersjach, znajdującym się na końcu płyty. To nieoznaczona kompozycja. Kiedy album przedostał się do internetu, z jakiegoś powodu ludzie zaczęli go nazywać "A Dead Current". Pozostałe trzy utwory to bonusy na inne edycje; jeden to najstarszy kawałek Warbringer, dwa pozostałe to numery Zombie, zespołu w którym gra trzech członków Warbringer.

Dlaczego właśnie thrash metal? Bez urazy, ale gdy wasi idole wypełniali stadiony w latach 80., wy wciąż mieliście jeszcze ciężkie majtki. Nie podoba się wam Slipknot, czy jak?

Myślę, że nasz wiek nie ma tu znaczenia. Gramy to co lubimy. Thrash jest agresywny i nikczemny, dlatego uwielbiamy go grać. A co do Slipknot, nie, nie podoba się nam. Slipknot jest do dupy! (śmiech).

Nie uważasz, że fajną sprawą w thrashu jest to, że to chyba najbardziej uniwersalny z agresywnych gatunków metalu? Dobrym przykładem jest to, że dzielicie sceny i z Daath, i z Suffocation, i z Napalm Death... Pasujecie na każdy plakat.

To rzeczywiście super sprawa! Zgadzam się, że thrash jest całkiem uniwersalny. Jeśli ktoś poznał najpierw heavy metal, to prawdopodobne jest, że to, co ma do zaoferowania thrash też przypadnie mu do gustu. Wszędzie jesteśmy świetnie przyjmowani. Chyba dlatego, że bezpośredni, nieskomplikowany, szybki i agresywny metal jest dobry z każdej strony.

Dziś thrash znów upomina się o swoją pozycję. Thrashowa scena rozkwita na całym świecie. Wygląd na to, że dziś każdy kocha to granie. Historia się powtarza, rzec by można. Nie obawiasz się, że to przecież musi minąć? W waszej biografii czytamy: Znudzeni wszelkimi nowymi trendami, postanowili przywrócić ciężar ciężkiemu metalowi. No i ekstra, ale czy thrash metal nie jest dziś właśnie rzeczonym "nowym trendem"?

Tak jest teraz. Gdy zaczynaliśmy, mody jeszcze nie było. Byliśmy dzieciakami bez większej wiedzy na temat tego, co dzieje się na scenie w skali makro. My po prostu lubiliśmy tę muzykę. Trendy, o których wspominamy to ten cały core, krańcowo sterylnie brzmiące, supertechniczne rzeczy.

Uważam, że to całe dzisiejsze hasło "thrash metal jest na topie" ma swoje plusy i minusy. Dzięki temu zwrócono na nas uwagę, dlatego, że tak właśnie gramy. Tak mi się wydaję. Ale oznacza to również, że wielu ludzi zwyczajnie wrzuca nas do jednego worka ze wszystkimi zespołami, które rewitalizują thrash, podczas gdy my wcale nie staramy się niczego przywracać. My chcemy tylko grać metal, który lubimy.

Wzięliście udział w kompilacji "Thrashing Like A Maniac". Wszystko fajnie i pięknie, ale nie sądzę, aby ta składanka podzieliła chwalebny los choćby "Metal Massacre". Większość prezentowanych tam zespołów, to nie nowy Slayer, Metallica czy D.R.I. Oni robią to samo, co ich idole dawno, dawno temu. Myślisz, że może to jednak pójść nieco dalej pod względem artystycznym?

Jak ze wszystkim, są w tym nowym rzucie bardzo dobre grupy i takie, które nie są najlepsze. Pod kątem artystycznym to musi być innowacyjność w zgodzie z przeszłością. Jeśli tak jest, to myślę, że to granie ma przyszłość. Mamy nadzieję, że to co my robimy jest dobre i wiarygodne na tyle, że dalej będziemy mogli to grać.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy