Reklama

"Rage w sieci"

Niemieckie trio przyzwyczaiło nas do metalu najwyższej jakości i nic innego nie możecie się spodziewać po ich najnowszym wydawnictwie zatytułowanym "Strings To A Web". Kawałki, które usłyszycie są dość ciężkie, ale jednocześnie bardzo melodyjne, a panowie tworząc muzykę na nowy krążek nie trzymali się raz obranego kierunku, często skręcając i klucząc, by zajrzeć w zakamarki Rage'owej historii.

Na pytania Wojtka Gabriela z magazynu "Hard Rocker" odpowiadał założyciel zespołu - Peter "Peavy" Wagner.

Na większości albumów trzymaliście się jednego stylu, natomiast na nowym krążku można znaleźć wszystko, od power metalu, poprzez progresywne riffy, elementy thrashu po aranżacje orkiestrowe. Wygląda na to, że wzięliście po kawałku z każdego poprzedniego albumu i poskładaliście to w całość...

- Można tak powiedzieć. Wygląda na to, że nowy album jest jeszcze bardziej zróżnicowany niż poprzednie, ale nie planowaliśmy tego. Tak po prostu wyszło kiedy komponowaliśmy utwory i wydaje mi się, że to naprawdę dobra płyta.

Reklama

"Carved In Stone" był najcięższym jak dotąd wydawnictwem. Czy odzew był taki sobie, że tym razem postanowiliście zagrać trochę lżej?

- Odzew na "Carved In Stone" był bardzo dobry i nie wydaje mi się, żeby nowy album był lżejszy.

Środkowa część krążka to jakby osobne dzieło, składające się z pięciu części, napisane i zaaranżowane na orkiestrę przez Victora. Czy myśleliście o wydaniu tego jako osobnej EP-ki?

- Nie było planu, żeby zrobić coś takiego. Po prostu mieliśmy taki pomysł, który potem przekształcił się w ten wielki orkiestrowy fragment. Nie widzieliśmy potrzeby wydawania tego osobno. Nadal wydaje mi się, że wszystko świetnie do siebie pasuje.

W "Edge Of Darkness" mówisz o zagrożeniu wojną nuklearną. Myślisz, że świat skończy się właśnie w ten sposób?

- Mam nadzieję, że nie. Utwór mówi o ryzyku ze strony szalonych dyktatorów z Iranu czy Korei Północnej, którzy prowadzą badania nad bronią nuklearną. Mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie, ale istnieje ryzyko dopóki tacy ludzie mają taką broń.

Tekst "Saviour Of The Dead" jest oparty na prawdziwej historii psychicznie chorej dziewczyny, która zmarła, ponieważ zamiast ją leczyć poddano ją egzorcyzmom. Współczesne zachodnie społeczeństwo wydaje się wykształcone. Dlaczego nadal zdarzają się takie rzeczy?

- Dlatego, że religia nadal jest silnie zakorzeniona w umysłach niektórych ludzi, szczególnie w małych wioskach. Nadal jest potężna i niektórzy ludzie nie potrafią ujrzeć rzeczywistości.

Niemcy nie wydają się być zbyt religijnym krajem. Zmieniło się coś od czasu kiedy Niemiec został papieżem?

- Nie wydaje mi się. Wiesz, religia nie ma absolutnie żadnego znaczenia w moim życiu, to jest po prostu dziecinne. Ale wydaje mi się, że nie masz racji. Są obszary Niemiec, szczególnie na wsi, gdzie ludzie nadal są bardzo religijni. Historia opisana w "Saviour Of The Dead" miała miejsce w latach 70., kiedy to było jeszcze silniejsze.

Rozmawiając o społeczeństwie i wykształceniu wypada napomknąć o jeszcze jednym kawałku - "Hunter & Prey". Pisząc ten tekst miałeś na myśli Europę, czy może kultury, w których kobiety nadal nie są wolne?

- Wszelkie kultury na świecie, gdzie kobiety są tak traktowane, gdzie istnieje społeczeństwo patriarchalne. Tacy ludzie znajdą się w każdym państwie na świecie. Jeśli przeczytasz tekst będziesz wiedział o kogo chodzi, nie chcę być tu zbyt drastyczny.

"The Beggar's Last Dime" to kawałek o pogłębianiu różnic pomiędzy biednymi i bogatymi warstwami społecznymi. Czy twoim zdaniem istnieje ustrój polityczny, który mógłby te różnice wyrównać?

- Nie w tej chwili. Chodzi o kryzys ekonomiczny i banki które są za niego odpowiedzialny. To największa grabież jaką sobie możesz wyobrazić. Okradają społeczeństwo i uchodzi im to na sucho, nie idą do więzienia. Politycy nic z tym nie robią, to niedorzeczne. Dopóki świat istnieje w takiej formie nic się nie będzie dało z tym zrobić.

Napisaliście kawałek zadedykowany dziecku waszego bębniarza. Czy to jego pomysł?

- Nie, wszystkich. Kiedy jego żona była w ciąży robiliśmy sobie żarty, że dziewczynka która się ma narodzić będzie miała znaki na ręce i takie tam. Daliśmy jej ksywkę Hellgirl, a potem w żartach stwierdziliśmy, że zrobimy o niej kawałek na nowy album, no i właściwie zrobiliśmy.

Jak wam szło z pisaniem materiału? Pracowaliście wspólnie z Victorem, czy każdy osobno?

- Tym razem poszło bardzo szybko. Victor i ja pracowaliśmy osobno nad swoimi pomysłami i potem spotykaliśmy się na dzień, wymienialiśmy pomysłami i pracowaliśmy nad kawałkami tego drugiego. Potem spotkaliśmy się jakoś ze dwa razy, żeby popracować nad aranżacjami. Nie nagrywaliśmy żadnego demo, poszliśmy prosto do studia.

Nagrywaliście w studio Blind Guardian. Wiele kapel ma obecnie własne studia. Macie też jakiś sprzęt w domu?

- Właściwie też mamy własne studio, ale zawsze chcieliśmy pracować z Charlie Bauerfeindem, a on nie mógł do nas przyjechać, bo był w trakcie produkcji materiału Blind Guardian. Zrobił sobie przerwę na kilka tygodni i wtedy wskoczyliśmy, żeby nagrać swój materiał. W innym przypadku mogliśmy to zrobić w naszym studio, ale Charlie nie mógł się przenieść. Dlatego nagraliśmy tam.

Hansi nagrał chórki. Często przesiadywał z wami w studio?

- Hansi to mój stary przyjaciel. Oczywiście nie przychodził do studia codziennie, bo ma swoje zajęcia, a przyłączenie się do sesji i nagranie chórków było raczej spontaniczne, tak jak to zrobił już na "Unity".

Na początku swojej kariery grałeś na gitarze. Słyszałem, że przeskoczyłeś na bas, bo chciałeś grać jak Lemmy?

- Zawsze chciałem mieć taki bas Rickenbackera, bo wydawał mi się fajny. Kupiłem taki bas i zacząłem na nim grać.

Jaka muzę grałeś ze swoją pierwszą kapelą Dark Lights?

- To był rock z przesterowanymi gitarami. Próbowaliśmy w tamtym czasie zrobić cokolwiek z naszymi instrumentami. Chcieliśmy robić metal, ale to było dość chaotyczne, haha...

Zmieniliście nazwę na Rage, bo istniał inny Avenger. Ale istniał również brytyjski Rage. Nie wiedzieliście o tym?

- Nie, nie wiedzieliśmy. Właściwie nasza wytwórnia Noise Records chciała, żebyśmy zmienili nazwę, tak jak to zrobili z innymi zespołami, z którymi podpisali papiery. Wszyscy musieli zmienić nazwę. Kreator, Helloween, Running Wild, te zespoły nazywały się przedtem inaczej. Facet, który był właścicielem Noise Records, Karl Walterbach był dziwny. Zawsze miał jakieś swoje pomysły i przetaczał się po kapelach, haha...

Mieliście z Jorgiem Michaelem kapelę punkową. Skąd ten pomysł?

- Kiedy byłem młodszy słuchałem wielu punkowych kapel, bo na początku metal i punk były zbliżone. Motorhead czasem uważano za kapelę punkową. Pamiętam, kiedy wyszedł "Overkill", przeczytałem w jakimś magazynie, że Motorhead to zespół punkowy. Wtedy to było trochę wymieszane, nie odseparowane jak dziś.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: studia | studio | W Sieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy