Reklama

"Złamałem zmowę milczenia"


Sylwester Latkowski, pomimo młodego wieku, ma bogaty życiorys. Niespełna 37-letni reżyser pracował kolejno jako konstruktor, wychowawca, nauczyciel fizyki i języka polskiego. Kierował kilkoma firmami prywatnymi, wydawał dwa pisma lokalne, zajmował się konsultingiem, reklamą i marketingiem, świadcząc usługi dla firm w kraju i zagranicą. Wiódł życie między Hamburgiem, Berlinem, Kopenhagą, Sztokholmem, Helsinkami, a Wilnem, Grodnem, Mińskiem, Rygą, Petersburgiem i Moskwą. Spędził również 17 miesięcy w więzieniu za wymuszenie rozbójnicze.

Reklama

Latkowski jest twórcą głośnych filmów dokumentalnych "To my, rugbyści", "Blokersi" i "Gwiazdor". W czasie realizacji ostatniego z nich doszedł do wniosku, że powinien nakręcić film ukazujący kulisy biznesu muzycznego w Polsce. W ten sposób narodził się dokument "Nakręceni - czyli szołbiznes po polsku", który wzbudził kontrowersje zanim jeszcze trafił do kin.

Tuż po premierze "Nakręconych", z Sylwestrem Latkowskim porozmawiał Lesław Dutkowski.


W którym momencie postanowiłeś, że nakręcisz ten film?

Impulsem było spotkanie wybitnego pianisty Leszka Możdżera z jedną z dużych wytwórni płytowych, tzw. majorsów, podczas którego potraktowano go gorzej niż debiutanta. Po prostu zmieszano go z błotem. To był taki impuls. Zobaczyłem wtedy, co się naprawdę dzieje. Powiedziałem sobie: Coś tu jest nie tak. Wcześniej wydawałem płyty, soundtracki, a po tym zobaczyłem, że coś w tym kraju jest nie tak i trzeba to najzwyczajniej w świecie próbować zmieniać.

Wcześniej liznąłem hip-hopu. Ci chłopcy mieli te same problemy, byli tak samo niezauważani, mimo że bez wielkiej promocji sprzedawali tyle, co wypromowani artyści. W pewnej chwili myślałem, że przestanę robić ten film, bo zacząłem go realizować wcześniej niż "Gwiazdora". Jednak w czasie "Gwiazdora" zrozumiałem, że taki film trzeba zrobić.

Sam powiedziałeś, że właściwie nie mówisz w filmie "Nakręceni" niczego nowego, że wszystko, co pokazałeś, jest właściwie znane i tylko istniała potrzeba, by to wyartykułować. W takim razie powiedz mi, do kogo go kierujesz?

Problem jest taki, że w redakcjach, w mediach, wszyscy to wiedzą, ale trzeba pewne rzeczy wyartykułować na zewnątrz. Trzeba tak zrobić, aby zaczęła się oczyszczać atmosfera i żeby zaczęła się jakaś dyskusja na poruszone w tym filmie tematy. Chciałem przerwać zmowę milczenia. Wiem, że dzięki temu teraz zaczyna być taka sytuacja, że przy konkursie Eurowizji niektóre z dużych wytwórni mówiły: Dość, zacznijmy przestrzegać pewnych reguł i nie fałszujmy głosowań. Wprowadźmy jakąś komisję, która będzie wszystko nadzorowała i pewne głosy będą nieuznawane komisyjnie. Żeby nie było to jednoosobowo, gdzie szef anteny czy dyrektor rozrywki decyduje, czy zdejmiemy głosy, czy nie, jeśli provider mu komunikuje, że wpłynęło tyle i tyle głosów i co z tym dalej robić. Zaczną być po prostu przestrzegane jakieś reguły gry.

Nie obawiasz się, że ten film obejrzą na przykład tacy ludzie, którym marzy się, aby stworzyć coś swojego, na przykład jakąś muzykę, którzy chcą gdzieś zajść, a ty przecież nie zachęcasz ich poprzez ten film do pójścia tą drogą?

Powiem tak - trzeba ich przestrzec, w co będą wchodzić, żeby się pozbyli złudnych nadziei, by przestali być wykorzystywani. Niech lepiej im opadnie bielmo z oczu. Jeśli mają silne charaktery, będą przygotowani na to, w co wchodzą.

Czyli to jest biznes dla ludzi o silnych charakterach?

Tak. Show-biznes wymaga ludzi, którzy są twardzi, którzy wytrzymają wiele upokorzeń, wiele przeciwności, z którymi trzeba będzie się po prostu zmierzyć. Nawet jak się coś wygra, jakiś konkurs, nawet jak się ma pierwszą płytę, to nie oznacza, że osiągnęliśmy sukces. Nie liczmy tak naprawdę na kogokolwiek poza sobą, bo tak naprawdę w show-biznesie trzeba liczyć przede wszystkim na siebie.

Podczas realizacji filmu zetknąłeś się z wieloma ludźmi. Pokazywałeś głównie profesjonalistów, którzy chcieli z tobą rozmawiać, mieli coś do powiedzenia, mieli swoje zdanie. Czy nie miałeś ochoty napiętnować tych, którzy nie chcieli z tobą rozmawiać, którzy nie sprawdzają się w show-biznesie, aczkolwiek w nim funkcjonują?

Ja nie jestem osobą, która będzie się zabawiać w prokuratora. Mogę pewne rzeczy pokazać, wskazać. Myślę, że to jest moje zadanie. Od tego są media, dziennikarze śledczy, którzy zajmują się pewnymi wątkami. Od nich zależy, czy będą mieli odwagę to zrobić. Tylko na razie wszystko jest zmieniane w jakąś idiotyczną dyskusję o panience, która nie oglądając filmu pozwała reżysera do sądu.

Czytałem recenzję w jednym z dzienników, w której dziennikarz muzyczny kopie coś, co po raz pierwszy zostało wyartykułowane, co zresztą sam na końcu potwierdza. A nie miał odwagi przez tyle lat, będąc dłużej niż ja w tym show-biznesie, pewnych rzeczy wprost mówić.

Widzę, że nie mam poparcia, że dziennikarze nie chcą iść tym tropem. Nie chodzi o popieranie mnie, bo ja u widzów poparcie widzę, czego ci panowie nie zauważają. Jeżdżę po Polsce w przeciwieństwie do nich, siedzących w "warszawce" za biurkiem. Jeżdżą pomiędzy jednym wygodnym fotelem u majorsa a drugim, darmowym biletem na koncert, otrzymując darmową płytę. Ja po Polsce jeżdżę i myślę, że to trzyma mnie bliżej ziemi. Jak mi odbija woda sodowa do głowy, to po takiej podróży jestem spychany na ziemię.

Poruszyłem tylko wierzchołek góry lodowej, złamałem zmowę milczenia, nic więcej. A może aż tyle, bo w tym kraju powiedzenie pewnych rzeczy wprost to się okazuje za dużo, nazywa się to czasami skandalem.

Nie wiem tak naprawdę, co będzie. Ja wierzę w coś takiego, jak rzucanie kamyczków. Moją rolą jest pewne obrazowanie, pokazywanie pewnych rzeczy. I tyle.

Miałeś na pewno przed przystąpieniem do realizacji filmu o polskim show-biznesie, jakąś wiedzę na jego temat. Powiedz, co wstrząsnęło tobą najbardziej już w trakcie jego realizacji, czego wcześniej nie wiedziałeś?

To, że tak naprawdę ludzie, którzy tworzą ten show-biznes, nie liczą się z artystami. Także to, że oni nie mają świadomości, iż nie są dyrektorami pustaków. Za tym stoi żywy człowiek. Oni się tak zachowują, jakby ten artysta dla nich był właśnie takim pustakiem. Najbardziej zszokowało mnie to, że oni nie mają takiej świadomości. Dlatego taki pan miał czelność potraktować tak Możdżera, a inna pani teraz bezlitośnie wykorzystuje jedną z największych gwiazd rozrywki, ładując ją w idiotyczny reality-show.

78 minut to na pewno za mało, aby przedstawić polski show-biznes. Na pewno miałeś więcej materiału nakręconego. Czym się kierowałeś zostawiając coś, a coś innego wyrzucając? Nie było czegoś takiego, co można by pokazać, a może obawiałeś się, że będzie to mieć reperkusje prawne w postaci pozwów?

Oczywiście musiałem uwzględnić to, że w Polsce tak naprawdę tylko duże media stać na to, aby pewne rzeczy wyartykułować. Czy na przykład Rywin podał Michnika do sądu za opublikowanie jego wizerunku i jego głosu? Nie. Mnie każdy mógłby podać, a ja musiałbym się przez wiele miesięcy bronić. Rywin wie o tym, że Michnik ma baterię i stać go na to, żeby wejść w długotrwały proces. Mnie i dystrybutora nie stać. Dlatego na przykład musiałem powycinać z filmu wiele rzeczy, które powinny być pokazane. SPInka to mały dystrybutor, jest osobą fizyczną, która produkuje ten film.

Nie przewidzieliśmy idiotycznego pozwu tej panienki. Wiedzieliśmy, co się z nią dzieje i zrobiliśmy wszystko, żeby jej nie było widać w filmie, ale okazało się, że i tutaj jest problem.

Jest jeszcze jedna sprawa. Na początku chciałem zrobić taki śmiertelnie poważny film, a później - w czasie realizacji - zrozumiałem, że ośmieszyłbym się, gdybym w sposób śmiertelnie poważny opowiedział o czymś, co jest po prostu śmieszne, żenujące, małe. Na tym filmie ludzie się co chwilę śmieją. Jest śmiesznie i strasznie.

A możesz powiedzieć, nie wymieniając nikogo z nazwiska, co było w tych odrzuconych materiałach?

Nie, bo to jest mały show-biznes i powiedzenie nawet kilku inicjałów spowoduje trzęsienie ziemi. Ja chcę iść do przodu i robić pewne rzeczy, i tyle. A z drugiej strony nie będę mówił, że jestem jakimś facetem ze skały, nietykalnym, któremu nie można nic zrobić. Mam świadomość swoich ograniczeń.

Ale chyba dobrze się czujesz funkcjonując jako osoba kontrowersyjna?

Nie wiem, czy się dobrze czuję. Może tobie wydaje się, że ja się dobrze czuję.

Nie mówię, że tak mi się wydaje. Mówię, że jesteś tak postrzegany.

Powiem tak - jeden z tygodników napisał kiedyś: Skandalista Latkowski i od tej pory zaczęto tak o mnie pisać, wrzucono mnie do takiej szufladki. Jak zrobiłem filmy To my rugbyściBlokersi, wszyscy mówili: Wszedł do pewnej szufladki i będzie tylko robił pewne filmy. Jak zacząłem robić film o show-biznesie, mówią: A teraz wszedł w inne tematy. Kolejna szufladka. Teraz robię inny film, który znowu im się wymknie.

Media mają problem z szufladkowaniem, lubią po prostu narzucać etykietkę. Niech popatrzą na pięć moich filmów i niech spojrzą na ten szósty. Ja robię filmy tylko dlatego, że chcę coś powiedzieć. Będę robił wtedy, gdy będę miał pasję. Nie potrafię też w letni sposób opowiadać o czymś. Robię subiektywne kino, zresztą nie wierzę w obiektywne filmy. Bo co, jak ma być film obiektywny, to reżyser ma wyłączyć swoje poglądy, uczucia emocje? To co, on jest robotem? Nie wierzę w coś takiego. Każdy film jest subiektywnym spojrzeniem na daną rzeczywistość.

Moja kontrowersyjność polega na tym, że w ostry sposób opowiadam się za jedną stroną, jedną rzeczą, pokazuję jedną rzecz i nagle jest tylko jeden cios. Nie pokazałem przecież tego blichtru, blasku show-biznesu. Mam też tego świadomość. Nie wierzę, że w 78 minut można powiedzieć całą prawdę, nawet w 80 minutach, czy nawet 200 minutach. To jest po prostu niemożliwe.

Z drugiej strony mogę powiedzieć, że na początku dostawałem od majorsów kartki świąteczne, dostawałem płyty, a nawet pewnego dnia, na Wielkanoc, dostałem kosz whisky. W ostatnie Boże Narodzenie nie dostałem ani jednej kartki, ani jednego zaproszenia, nic.

Łaska pańska na pstrym koniu jeździ?

Tak. W tym kraju albo chcą cię kupić, albo grasz tak jak oni chcą i jest OK. Gdy jednak zaczynasz mówić głośno pewne rzeczy, wpisują cię na czarną listę. Znalazłem się znowu na czarnych listach u majorsów, u pewnych ludzi show-biznesu. Ale w sumie jest mi to obojętne, czy jestem na czarnej liście, czy nie. Czy przyślą mi kartkę: Wesołych Świąt, Panie Latkowski, czy nie. Bo jeżeli są to fałszywe kartki, to lepiej, by nie wysyłali fałszywych życzeń.

Zastanawia mnie jedna rzecz. Obnażasz dyletanctwo w show-biznesie, a z drugiej strony sam przecież jesteś jego częścią. Trochę to schizofreniczne.

Mam tego świadomość. I dlaczego uważasz, że to schizofreniczne? Jeżeli należę do tego, to nie znaczy, że muszę śpiewać tak jak oni. Chcę grać swoimi nutami. Nie mam natury papugi. A może odwrotnie, jestem papugą wśród kruków. (śmiech)

Odpowiada ci taka pozycja?

Pewnie, że mi odpowiada. Wolałbym, żeby było kilka papug wśród tych kruków, bo byłoby mi raźniej. Ty myślisz, że taka samotność czasem nie boli,, albo myślisz, że nie ma się depresji i nie wypija kolejnej butelki tylko dlatego, aby wytrzymać? Myślisz, że dla Piotra Metza łatwe było powiedzenie o próbach przekupstwa? To było bardzo trudne i dlatego też musiał sobie przed tym wychylić z piersiówki. Oczywiście, że wkurza mnie to i męczy. Mam nadzieję, że się nie rozbiję o ścianę i jeszcze będę miał taką siłę, jaką mam. Chociaż mój operator, Tomek Michałowski, powiedział mi ostatnio, że coś we mnie zaczyna pękać. Być może pęknę, być może już nie wystarczy mi sił, aby trwać i robić to, co robię, a tamci się będą cieszyć - ci, którzy uważają, że Latkowski powinien zamilknąć.

Jest w filmie taki bardzo charakterystyczny, powtarzający się wątek ze Zbigniewem Hołdysem podczas próby na festiwalu w Opolu. On jest znany z tego, że ma własne zdanie i zawsze otwarcie je wypowiada, wbrew temu, czy ktoś stoi za nim, czy jest jedyną osobą, która swoich poglądów będzie bronić.

Nie kusiło cię, aby naciągnąć go na zwierzenia?

Ale on na dzień dobry wyzwał mnie od kłamców. Trudno mi go zrozumieć. Trudno też mi zrozumieć jego udział w "Big Brotherze".

Ale z jakich powodów Hołdys nazwał cię kłamcą?

Nie wiem tak naprawdę, o co mu chodzi. Trudno mi się o tym wypowiadać. To człowiek, który ma swój dorobek i za to powinien być szanowany. Z drugiej strony nie można oczekiwać, że nie ma prawa sądzić tego, co sądzi. To mnie zabolało. Nie rozumiem po prostu jego pewnego działania w stosunku do mojej osoby, bo ja go szanuję.

Były takie osoby, które chciałeś mieć w filmie, a których nie udało ci się namówić?

Jeśli chodzi o artystów, to był tylko pewien moment blokady, a później nie chcieli występować. Nie chcieli nic mówić do kamery, tylko poza kamerą, to po co miałem ich brać?

Nie chciałeś na przykład dotrzeć do Tomka Lipińskiego, który nie dość, że jest znanym muzykiem, to jeszcze kiedyś pracował w dużej wytwórni?

Nie byłem już w stanie w pewnym momencie dotrzeć do wszystkich. Nie miałem siły. Postanowiłem, że kończę z tym materiałem, który mam, robię to, co robię i nawet jak nie do końca będzie to negatywny obraz, to stwierdziłem, że na tym kończę. W pewnych momentach jestem człowiekiem, tylko i wyłącznie człowiekiem, i nie wytrzymuję. Jestem w ogóle zmęczony show-biznesem. Jestem zmęczony "Gwiazdorem", Nakręconymi".

A jednak na końcu "Nakręconych" pojawia się napis: Ciąg dalszy nastąpi.

Miejmy nadzieję, że nastąpi. Może ktoś inny to nakręci. A może ja wykorzystam te materiały, których nie ma w filmie? Pewne osoby na premierze w Warszawie powiedziały mi, iż są gotowe powiedzieć mi to do kamery. Ale zostawmy to. Ten film musi się najpierw zwrócić wszystkim tym prywatnym osobom, by można było produkować drugi. Za nami nie stoi żaden bank, ani telewizja.

Trudno jest żyć niezależnym osobom. Ludziom czytającym kolorową prasę wydaje się, że Latkowski wszystko może. To jest tak do końca nieprawda. Każdy nowy film to walka. O każdy nowy film muszę walczyć i nic nigdy mi nie podano na tacy. Nigdy nie można być w stu procentach niezależnym i bezkompromisowym, ale trzeba mieć minimum komfortu. Ważne jest, żeby nie przegiąć. Żeby przechył akceptacji każdego kompromisu nie zaważył nad projektem.

Trzeba próbować zachować swoją twarz. Ja miałem takie bagno życiowe, że stwierdziłem, iż już nigdy w takie samo bagno nie będę wchodził. Tym bardziej, że będę tego pilnował.

Cóż takiego może mnie spotkać od panów z telewizji? Czymże to jest w porównaniu do tego, co przeżyłem? To jest po prostu śmieszne. Kary, że nie zrobię u nich filmu, że mnie obrażą przez swoich przydupasów dziennikarzy. Dla mnie to jest śmieszne. Na tyle jestem twardy.

Każdy upadek człowieka wzmacnia, przeszedłem pewne rzeczy i wiem, że pewne rzeczy przejdę, chociaż mówię, że mnie to też boli, że czasami myślę, iż jestem na granicy wytrzymałości.

Jednak po premierze w Krakowie ludzie podchodzili do ciebie, dziękowali ci i mówili, abyś robił to dalej.

To z kolei jest ta druga strona. Gdy jeżdżę po Polsce, to jest inaczej niż w Warszawie. Warszawa jest jakaś toksyczna. To jakaś paranoja po prostu. Dystrybutor wie, że każdy dziennikarz w Warszawie musi dostać moją akceptację na rozmowę ze mną, a lokalnie nikt nie musi się pytać. Każdy podchodzi i z każdym rozmawiam. Nigdy żaden dziennikarz lokalny nie zrobił mi numeru, poza jednym przypadkiem. W Warszawie co chwila się to zdarza. Polska dzieli się na Warszawę i poza-Warszawą. Warszawa myśli, że jest wszystkim, a ja mówię, że to tylko milion mieszkańców.

Czyli zajmiesz się jeszcze show-biznesem, jeśli będziesz miał siły i możliwości finansowe?

Nie, tylko jeśli będzie sens, abym drugi raz o tym opowiedział. Nie chcę być Don Kichotem.

Ale nie chodzi o to, abyś walczył z wiatrakami, tylko byś dokończył obraz?

Ale ja czasami myślę, że walczę z wiatrakami.

Dziękuję ci za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: "Zmowa" | bogaty | nauczyciele | świadomość | kartki | Warszawa | filmy | Sylwester | Biznes | show | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy