Reklama

"Wszystko może się u nas zmienić"

Ewolucja, jaką w ciągu kilku lat przeszedł brytyjski zespół Thine, jest zaskoczeniem. Kiedyś grupę porównywano do metalowego Bal-Sagoth, otwierała też koncerty Mayhem, legendy black metalu, a teraz idealnie nadają się raczej jako zespół rozgrzewający publiczność przed Radiohead czy Anathemą. Nie ma jednak mowy o komercyjnym podejściu do muzyki piątki dżentelmenów z Yorkshire. Muzyka zawarta na wydanym w 2002 roku, po czteroletniej przerwie, albumie "In Therapy" jest wynikiem rozwoju Thine i szukania innych źródeł inspiracji. Jakie są to inspiracje, dlaczego trzeba było czekać aż cztery lata na następcę albumu "A Town Like This" - o to Paula Groundwella, gitarzystę Thine, zapytał Lesław Dutkowski.

Paul, od wydania płyty "A Town Like This" minęły cztery lata. Co spowodowało tak długą przerwę?

To jest dość długa historia. Postaram ci się ją opowiedzieć możliwie najkrócej. Po wydaniu pierwszej płyty mieliśmy kłopoty, bo trudno było nas zaklasyfikować. Był to problem z punktu widzenia naszej wytwórni płytowej. Graliśmy tak, że trudno było nas porównać do innych zespołów. Wtedy byliśmy częścią Music For Nations i mam wrażenie, że oni nie za bardzo mieli pomysł, w jaki sposób podejść do nas marketingowo. Nie pozostało to bez wpływu na nas samych. Zespół praktycznie rozpadł się na kawałki. Chłopaki byli zdezorientowani. Ja sam odszedłem kilka miesięcy po wydaniu "A Town Like This", co w sumie okazało się dobre, bo dzięki temu odrodziłem się jako muzyk.

Reklama

Zrozumiałem, co chcę robić. Zacząłem później pisać piosenki i wówczas narodził się nasz nowy styl, którego osią jest dynamika i odpowiednia budowa kawałków. Położyliśmy większy nacisk na wokal niż na riffy, zaczęliśmy pisać bardziej progresywne utwory. Nasz wokalista zniknął na kilka miesięcy z powodów osobistych i to też sprawiło, że zwłoka stała się dłuższa. Nagraliśmy trzyutworowe demo w 2000 roku, które pokazywało już nasze nowe oblicze. Nową płytę zaczęliśmy nagrywać bodajże we wrześniu ubiegłego roku. Był to właściwy czas, bo wszyscy wiedzieliśmy już, co chcemy grać.

Z tego, co mi wiadomo, tytułowa piosenka "In Therapy" została napisana znacznie wcześniej, pod koniec 2000 roku. Czy to prawda?

Tak. Na tej demówce, o której mówiłem przed chwilą, znalazła się jeszcze jedna piosenka, która jest na płycie "In Therapy", mianowicie "The Bar". Wydaje mi się, że piosenkę "In Therapy" napisaliśmy nawet jakoś na początku 2000 roku. Nagrania rozpoczęły się nieco później. Dzięki temu demo pokazaliśmy jak wygląda nasz nowy styl.

Powiedziałeś, że wytwórnia płytowa nie za bardzo wiedziała, co ma z wami począć, bo graliście coś zupełnie innego od pozostałych zespołów, którymi się zajmowała. Dla mnie to wydaje się być zaletą, przynajmniej jeśli spojrzeć na to od strony promocyjnej?

Zgadzam się z tobą. Najważniejszą cechą pierwszego albumu była jego oryginalność. Jeśli o to chodzi, osiągnęliśmy pełny sukces. Gorzej było z koncertami, bo nie za bardzo było wiadomo, z kim wysłać nas na trasę koncertową. Reakcje ludzi na naszą muzykę były jednak bardzo pozytywne.

Peaceville jest wytwórnią zorientowaną raczej na muzykę metalową. Nie myśleliście o podpisaniu kontraktu z kimś innym?

Moim zdaniem ludzie z Peaceville wykonują całkiem niezłą pracę. Poza tym mają u siebie również zespoły niemetalowe i też starają się je promować jak najlepiej. Musimy poczekać i zobaczyć co będzie dalej. Mamy nadzieję, że nasza nowa płyta zostanie równie dobrze przyjęta przez metalową i niemetalową publiczność. W naszych kawałkach wciąż można znaleźć mocniejsze momenty. Poczekamy jeszcze z takimi decyzjami.

Wasz perkusista Dan Mullins rozstał się z Thine, a na jego miejsce przyszedł Richard Swift. Co się stało? Dlaczego Dan odszedł?

Dan od lat chciał grać muzykę bardziej zorientowaną w kierunku blackmetalowym. Grałem z nim kiedyś w ubocznym projekcie, który wykonywał muzykę tego typu, ale na dłuższą metę nie chciałem tego kontynuować. Później on dołączył do innego zespołu i skoncentrował się bardziej na tym, co oni robią, niż na naszej muzyce. Wszystko odbyło się bez żadnych kłótni i to mnie cieszy.

Przedstaw w kilku słowach Richarda.

Jest nieco młodszy od nas. To bardzo solidny perkusista. Chcieliśmy mieć kogoś, kto zaakceptuje to, że ten album jest dla nas eksperymentalny, o wiele bardziej zorientowany na wokal. Zależało nam na rzetelnym rytmicznym graniu. Naszym zdaniem sprawdził się dobrze, a poza tym zna swój fach, jest kompletnym perkusistą.

Paul, kilka lat temu wasza muzyka była porównywana do grup zdecydowanie heavymetalowych. Macie w swojej biografii nawet otwieranie koncertów Mayhem. Obecnie oddalacie się coraz bardziej od metalu. W kilku kompozycjach, na przykład "Feel" czy "In Therapy", można moim zdaniem doszukać się nawet inspiracji zespołami typu The Smith czy The Mission. Czy w takim kierunku zamierzacie pójść w przyszłości?

Powiem coś, co już wspomniałem przed chwilą. Tym razem zależało nam na postawieniu na wokale niż na riffy i z tego powodu przede wszystkim nasza nowa muzyka jest odległa od tego, co graliśmy kiedyś. Odległa od muzyki zespołów heavymetalowych. Zmierza w bardziej komercyjnym kierunku. Wszystko zależy moim zdaniem od tego, co czujemy w chwilach, w których komponujemy nasze piosenki. Nasze wpływy się zmieniały wraz z naszym rozwijaniem się nas jako muzyków. Kto wie, wszystko może się u nas zmienić lada moment i nie wiadomo, co będziemy grać w przyszłości.

Możesz coś powiedzieć o tych nowych wpływach? Wymienić jakieś zespoły? Wielu porównuje to, co jest na waszej nowej płycie, do dokonań Anathemy, Radiohead, Katatonii...

Ogólnie powiem, że interesuje nas bardziej muzyka oparta na czystych wokalach, różnych smaczkach, znacznie bardziej oparta na emocjach, niż na ostrości i intensywności. Nie zwracam uwagi na to, do kogo nas się porównuje. Ja tylko twierdzę, że my chcemy zawrzeć w naszej muzyce te elementy, które wymieniłem. To, co dziś gramy, jest wskaźnikiem tego, jak rozwinęliśmy się jako muzycy.

O ile się nie mylę, w piosence "Homewrecker Extraordinaire" użyliście w tle klawiszy. Kto na nich gra?

Dałeś się nabrać. Tam nie ma klawiszy. Wszystko jest zagrane na gitarach. Nie masz się czym przejmować, bo wielu ludzi też dało się nabrać. (śmiech) Próbowaliśmy bardzo wielu rozmaitych efektów gitarowych i dlatego właśnie ludzie sądzą, że w tle tego kawałka słychać klawisze. Udało nam się znaleźć takie brzmienie i zagrać to na gitarze. Nie chcieliśmy brać kogoś z zewnątrz, aby zagrał na klawiszach. Jedyne prawdziwe klawisze zostały użyte w końcówce ostatniego kawałka - "Bleaker Audio".

Ale te krzyki w tle "Homewrecker Extraordinaire" już nie pochodzą z klawiszy?

Nie, krzyki są prawdziwe. Krzyczy Alan.

Na waszej nowej płycie potrafiłbym wskazać kilka potencjalnych hitów. Moim faworytami są "Contact Point" i "Never Learn". Czy wasza muzyka staje się popularniejsza w Anglii dzięki takim kawałkom? Puszczają was w radiu, występujecie w programach telewizyjnych?

Niestety, nie jest tak bardzo popularna, jak byśmy tego chcieli. Owszem, grają naszą muzykę w radiu, ale niezbyt często. To smutne i trochę wstyd, że nie gra się takiej muzyki, bo ma ona w sobie potencjał, jak sam zresztą powiedziałeś. My bardzo chcemy dotrzeć do możliwie jak największej liczby ludzi. Piosenki pisaliśmy między innymi z takim założeniem, aby podobały się one ludziom. Smutne, że nie ma na razie widoków na jakiś przełom. Mamy jednak nadzieję, że on nastąpi.

Kim jest ten dżentelmen na okładce?

To Alan we własnej osobie.

Wygląda trochę jak pijany John Lydon w czasach młodości.

(śmiech) Sami zrobiliśmy mu to zdjęcie. Alan był wtedy w bardzo kreatywnym nastroju i postanowiliśmy to uwiecznić.

To nie zrobiliście tej fotki w czasie jakiejś imprezy?

Nie, nie. Byliśmy u niego w domu, wymienialiśmy opinie na temat muzyki. On był chyba pod wpływem czegoś, ale na szczęście niezbyt wielkim. (śmiech)

Na zakończenie powiedz mi, czy zamierzacie promować "In Therapy" na trasie koncertowej?

Z pewnością. Jest wiele możliwości i zamierzamy z nich skorzystać. Chcemy zagrać wszędzie, gdzie się tylko da.

Mam nadzieję, że kiedyś będzie można was zobaczyć w Polsce.

Ja również mam taką nadzieję, zwłaszcza że mamy w twoim kraju oddanych fanów Thine.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: publiczność | piosenki | śmiech | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy