Reklama

"Widziałem łzy w oczach kolegów"

Niekwestionowani królowie niemieckiego gothic metalu, znani jako Crematory, postanowili zawiesić działalność. Dziesięć lat i dziesięć płyt na koncie, setki koncertów, kilkanaście teledysków, ale przede wszystkim uwielbienie ze strony fanów - to dorobek, którego nikt im już nie odbierze. Na lato 2001 roku twórcy "Shadows Of Mine" zaplanowali ostatnie występy na żywo, ostatnie wywiady i premierę ostatniej płyty, podsumowującej karierę zespołu. Z Markusem, perkusistą Crematory, żegnał się Jarosław Szubrycht.

Dlaczego?

(śmiech) Powodów jest bardzo wiele. Pierwszy z nich to nasze życie osobiste. Mamy za sobą dekadę rockandrollowego życia, w którym nie było miejsca i czasu na sprawy prywatne. Tymczasem niektórzy członkowie zespołu myślą o małżeństwie, chcą mieć dzieci, normalne rodziny... Mamy po 30 lat lub więcej i czas najwyższy pomyśleć o przyszłości. Drugi powód naszej decyzji to problemy zdrowotne, które dotknęły niektórych członków grupy. Mam nadzieję, że zrozumiesz, jeśli nie będę wdawał się w szczegóły... Trzeci powód to koncerty, na których z roku na rok pojawia się coraz mniej ludzi. To z kolei wiąże się z finansami zespołu, które wyglądają coraz gorzej. Jak każdy, musimy płacić rachunki, kupować jedzenie i ubrania, a przynajmniej 70 procent naszych dochodów pochodziło do tej pory właśnie z koncertów. Uświadomiliśmy sobie przy tym, że od dwóch, może trzech lat przychodzą nas oglądać tylko starzy fani, nasi rówieśnicy. Nie widzimy pod sceną młodych ludzi. Mam wrażenie, że scena metalowa w Niemczech umarła, a wszyscy młodzi ludzie chodzą tylko na imprezy techno. Ci z kolei, którzy słuchają jeszcze metalu, zrezygnowali z kupowania płyt i ściągają muzykę za darmo z Internetu. W końcu więc zdobyliśmy się na to i powiedzieliśmy sobie - W porządku, osiągnęliśmy bardzo wiele, ale to by było na tyle... Jesteśmy bardzo dumni z Crematory, ale nadszedł czas pożegnania.

Reklama

Nie myślałem, że dojdzie do tego, że Crematory będą narzekać na frekwencję na koncertach. Tym bardziej nie mogę w to uwierzyć, bo widziałem wasz koncert na tegorocznej edycji festiwalu With Full Force, gdzie zostaliście przyjęci jak bogowie...

Nie twierdzę, że łatwo nam odejść... Występ na With Full Force był dla nas wyjątkowo trudny. Fani wiedzieli, że to jeden z naszych ostatnich koncertów i zgotowali nam fantastyczne przyjęcie. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Gdy schodziliśmy ze sceny, widziałem łzy w oczach kolegów i sam również nie mogłem powstrzymać wzruszenia. Niestety, tak wspaniałą publiczność mamy już tylko na festiwalach. Kiedy gramy koncerty sami, możemy się cieszyć, jeśli przyjdzie 300 lub 400 osób...

Podejrzewam, że koncert na Wacken Open Air będzie dla was równie wielkim przeżyciem.

Na pewno! Dużo łatwiej byłoby rozwiązać zespół i postawić wszystkich przed faktem dokonanym. Doszliśmy jednak do wniosku, że winni jesteśmy naszym fanom pożegnanie i słowa podziękowania za wspaniałe dziesięć lat, które spędziliśmy razem.

Nie uwierzę, że po zakończeniu działalności Crematory w ogóle przestaniecie się zajmować muzyką. Chciałbym wiedzieć, co planujecie?

Na następne dwa lub trzy lata absolutnie nic... Baterie się wyczerpały. W ciągu dziesięciu lat nagraliśmy dziesięć płyt, pracowaliśmy na pełnych obrotach i potrzebujemy odpoczynku. Musimy zregenerować siły, a potem na pewno wrócimy do muzyki.

Mam nadzieję, że przy tej smutnej okazji uda mi się naciągnąć cię na trochę wspomnień. Jest rok 1995, nagrywacie utwór "Tears Of Time"... To chyba najważniejszy moment w całej waszej karierze?

Na pewno tak, bez dwóch zdań! Płyta "Illusion", a szczególnie kompozycja ?Tears Of Time? to dla Crematory punkt zwrotny. Utwór trafił na setki płyt kompilacyjnych na całym świecie, grały go radiostacje, teledysk puszczano w telewizji i właśnie dzięki "Tears Of Time" zyskaliśmy rzesze nowych fanów.

Rok 1996 - pierwsza nieprzychylna recenzja w prasie muzycznej...

(śmiech) Pewnego dnia doszliśmy do wniosku, że nadszedł czas, by nagrać album w całości niemieckojęzyczny. To było prawdziwe szaleństwo, bo weszliśmy do studia zaledwie trzy miesiące po nagraniu "Illusions". Nie wiedzieliśmy tak naprawdę, co my tam robimy i czego właściwie chcemy, ale o dziwo, po czterech tygodniach wytężonej pracy okazało się, że rezultat jest wspaniały. Przynajmniej tak wydawało się nam i naszym fanom, którzy bardzo gorąco przyjęli "Crematory". Niestety, prasa bardzo ten album skrytykowała.

Jak generalnie układały się wasze kontakty z prasą? Czuliście się jej ulubieńcami, czy wręcz przeciwnie, darliście z dziennikarzami koty?

Różnie bywało. Głównie dlatego, że niemieckie zespoły nie mają w Niemczech zbyt łatwego życia. Wszyscy są zapatrzeni w to, co dzieje się na scenie angielskiej, amerykańskiej czy skandynawskiej, całkowicie ignorując lokalne zespoły. Początki naszych kontaktów z niemiecką prasą bywały różne, w okresie promocji "Crematory" nastąpiła totalna katastrofa, ale potem było już coraz lepiej. Problem polegał przede wszystkim na tym, że zawsze w wywiadach mówiłem to, co myślę, ale niekoniecznie to, co dziennikarze chcieli usłyszeć.

Słyszałem, że jednym z najlepszych niemieckich zespołów jest Soulfly?

(śmiech) Tak, to jedna z tych historii, które może brzmią zabawnie, ale które odbierają ci chęć do walki. W ubiegłym roku nominacje do najważniejszych niemieckich nagród muzycznych w kategorii Najlepsza Krajowa Grupa Hard'n'Heavy dostali m.in. Szwedzi z Hammerfall, Finowie z Nightwish i Brazylijczycy z Soulfly. O co do jasnej cholery tutaj chodzi?!! Jak to w ogóle możliwe? Co prawda nagrodę zgarnęli w końcu Guano Apes, ale cyrk z nominacjami jest najlepszym dowodem na to, że niemieckie zespoły traktowane są we własnym kraju jak śmieci. Całe szczęście, że Guano Apes odbierając nagrodę odważyli się powiedzieć głośno, że to skandal...

Koniec roku 1997 - odchodzi gitarzysta Lotte. Czyżby początek końca Crematory?

Odejście Lotte to był prawdziwy cios. Był naszym dobrym przyjacielem i głównym autorem większości materiału zespołu. Niestety, nieporozumienia między nami doszły do takiego punktu, w którym musieliśmy się rozstać, dalsza współpraca nie była po prostu możliwa.

Wielka szkoda, że podczas waszej dziesięcioletniej kariery ani razu nie odwiedziliście Polski, mimo że mieszkacie tak niedaleko...

To również jeden z powodów, przez które mieliśmy już tego wszystkiego dosyć. Zagraliśmy mnóstwo koncertów na terenie Niemiec, Austrii i Szwajcarii, dotarliśmy też do Holandii i Belgii. Niestety, nie spełniło się wielkie marzenie wszystkich członków zespołu o dotarciu do fanów w innych krajach. Nie zagraliśmy nigdy w Hiszpanii, Portugalii, Polsce, Czechach, Rosji... Bardzo tego żałujemy.

Oprócz letnich koncertów, które nie wszyscy mogą zobaczyć, pożegnacie fanów również płytą, kasetą wideo i płytą DVD zatytułowaną "Remind". Co na niej znajdziemy?

Sam wpadłem na ten pomysł, nie tylko po to, by sprawić miłą niespodziankę fanom, ale również by zrobić pamiątkę dla samych siebie. ?Remind? to podwójny album - pierwsza płyta zawiera zapis koncertu z ubiegłego roku, podczas którego wykonaliśmy wszystkie nasze najlepsze numery, a na drugiej znajdziecie rozmaite niepublikowane lub trudne do zdobycia nagrania, m.in. niemieckojęzyczną wersję "Tears Of Time", utwory, które nie zmieściły się na album "Act Seven" oraz materiał z demo "Face The Unknown" z 1992 roku. Cena "Remind" to cena jednej płyty - drugą dostaniecie za darmo. Na kasecie wideo i DVD znajdą się natomiast nasze wszystkie teledyski, fragmenty koncertów oraz mnóstwo ujęć spoza sceny, wywiady i tym podobne rzeczy. Pełna historia Crematory w obrazkach.

A kiedy ukaże się płyta zatytułowana "Return"?

"Return"? (śmiech) Nie prędko. Być może kiedyś przyjdzie nam ochota na to, by nagrać jeszcze jeden album Crematory, ale na pewno nie nastąpi to w ciągu najbliższych dwóch czy trzech lat. Kiedy naładujemy akumulatory, być może wrócimy na scenę, niekoniecznie pod szyldem Crematory i niekoniecznie z podobną muzyką. Czas pokaże...

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: na żywo | śmiech | Łzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy