Reklama

"Ucieczka przez muzykę"

Szwedzka grupa In Flames od lat konsekwentnie kroczy muzyczną ścieżką, którą sama sobie wytyczyła. Melodie miesza z ostrymi partiami, od czasu do czasu dodaje szczyptę elektroniki. I jak na razie dobrze na tym wychodzi. Dowodem niech będzie choćby wydany w 2002 roku album "Reroute To Remain", który nie dość, że został bardzo dobrze przyjęty przez fanów i krytyków, to jeszcze zaowocował trasą koncertową po USA u boku takich firm, jak Slayer i Soulfly. In Flames przed nagraniem kolejnej płyty czekało ciężkie zadanie, bo zespół poprzednim albumem postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Piątka Szwedów ponownie zaprosiła do współpracy duet Daniel Bergstrandem - Örjan Örnkloo. W efekcie powstał album "Soundtrack To Your Escape", który miał swoją premierę pod koniec marca 2004 roku. Lesław Dutkowski z tej okazji rozmawiał z Peterem Iwersem, basistą In Flames.

Peter, tytuł waszej nowej płyty to "Soundtrack To Your Escape". Czy to oznacza, że staracie się uciec od codziennych problemów poprzez słuchanie muzyki?

Dokładnie tak właśnie jest. (śmiech) Trafiłeś w dziesiątkę. Znaczenie tytułu naszej płyty jest właśnie takie. Kiedy dorastałem, w czasach szkolnych, gdy odrabiałem lekcje, zawsze słuchałem przy tym muzyki. Robiłem tak właśnie po to, aby uciec, by trochę pomedytować, zastanowić się nad sobą. Podobnie jest teraz. Kiedy jestem z zespołem na trasie, żeby trochę wyizolować się od pozostałych chłopaków, kładę się na łóżku i uciekam w muzykę.

Reklama

A jaki jest obecnie podkład do twojej ucieczki, czyli innymi słowy, czego obecnie najchętniej słuchasz?

To zależy od tego, gdzie właśnie jestem i co robię. Jeśli jestem akurat na trasie, to słucham głównie łagodnej muzyki, np. Simona i Garfunkela, The Cardigans. Gdy jestem w domu także to, czego słucham, uzależnione jest od mojego nastroju. Czasem najbardziej cieszy mnie po prostu cisza. Innym razem muszę posłuchać czegoś naprawdę brutalnego, np. Chimairy.

Porozmawiajmy chwilę o okresie, który nastał po wydaniu waszej poprzedniej płyty "Reroute To Remain". Wyruszyliście wówczas na trasę z dwoma wspaniałymi zespołami, Slayer i Soulfly. Jakie masz wspomnienia z tej dwumiesięcznej wspólnej podróży?

To było dla nas naprawdę wspaniałe przeżycie. Wspaniałe doświadczenie. Slayer zawsze był dla mnie wielką inspiracją, zawsze kochałem muzykę, którą tworzyli. Możliwość oglądania ich codziennie było dla mnie czymś wspaniałym. To była dla nas wszystkich wielka nagroda, że po naszym koncercie mogliśmy wziąć prysznic, wypić kilka piw, a potem przez dwie godziny oglądać koncert Slayer. Coś cudownego. Poza tym, to są naprawdę przemili faceci.

To samo mogę powiedzieć o chłopakach z Soulfly. Nigdy jakoś specjalnie nie lubiłem Soulfly i Sepultury, lecz kilka kawałków z tej czy innej płyty zawsze mi się podobało. Jednak kiedy jesteś w trasie z takim zespołem i tak lubisz jego muzykę, bo dopada cię ten szczególny feeling. Wszyscy na tej trasie byli bardzo fajni i bardzo dla siebie mili, muzycy, obsługa techniczna. Wszystko było tak, jak trzeba.

Czy nagrywaliście te koncerty z myślą na przykład o jakimś wydawnictwie?

Kilka koncertów nagraliśmy na taśmę wideo. Niczego jednak nie zarejestrowaliśmy profesjonalnie. Być może coś z tego znajdzie się np. na naszym DVD, chociaż nie poruszaliśmy jeszcze problemu takiego wydawnictwa.

Fani Slayer znani są z tego, że są bardzo oddani swoim idolom. Jak oni przyjmowali waszą muzykę?

Nam też mówiono, że w przeszłości niezbyt dobrze przyjmowali inne zespoły, które występowały przed nimi. Tak więc oczekiwaliśmy najgorszego, bo przecież gramy o wiele bardziej melodyjnie od nich. Jednakże potraktowano nas naprawdę dobrze. Za każdym razem mieliśmy wspaniałe przyjęcie. Naprawdę bardzo to doceniamy. Dla nas było to coś wspaniałego. Naprawdę niewiele oczekiwaliśmy jeszcze przed koncertami. Baliśmy się, że będą na przykład czymś w nas rzucać, ale nic takiego ani razu się nie zdarzyło.

Peter, ponownie pracowaliście w studiu z Danielem Bergstrandem i Örjanem Örnkloo. Czy także i tym razem Daniel pomagał wam również przy aranżacjach?

Tak.

Örjan z kolei zapewne odpowiedzialny jest za te wszystkie hałasy na klawiszach?

Dokładnie. I jeszcze dodam, że Daniel nie tyle pomagał nam przy aranżowaniu, co wskazywał nam kierunek i zmuszał nas do działania. Miał również pewne pomysły. Jednak całość muzyki i aranżacje są autorstwa naszej piątki.

Powiedz mi, dlaczego właściwie zdecydowaliście się na to, aby pracować z nimi ponownie?

Daniel był bardzo oddany całemu procesowi nagraniowemu. Cały czas był na miejscu, od początku do końca. Naprawdę sprawił, że daliśmy z siebie absolutnie wszystko i starał się osiągnąć klimat, którego potrzebowaliśmy. Poza wszystkim, to jest znakomity producent. Kiedy pracowaliśmy w naszym studiu z dala od domu, wiedzieliśmy, iż do pracy nad tą płytą będziemy potrzebowali kogoś, kto będzie bardzo oddany pracy. A kimś takim są właśnie Daniel i Örjan.

"Reroute To Remain" nagraliście dość szybko, ale z tego, co wiem trochę czasu zajęło wam napisanie materiału. Jak to było w przypadku płyty "Soundtrack To Your Escape"?

Zajęło nam to wszystko mniej więcej tyle samo czasu. O ile się nie mylę, zaczęliśmy pracować na początku 2003 roku, najpierw nasi gitarzyści wmyślili riffy, zaś potem dołączyła reszta. W maju 2003 wynajęliśmy dom w Danii, gdzie zajęliśmy się przedprodukcją albumu. Tam zaczęliśmy też opracowywanie aranżacji i próbowaliśmy nowe kawałki. Na pewno w podobny sposób będziemy też pracować w przyszłości, ponieważ dzięki temu doświadczeniu zdaliśmy sobie sprawę, iż potrafimy odizolować się od rzeczywistości i skoncentrować się wyłącznie na pisaniu piosenek.

To jest coś wspaniałego, bardzo konstruktywne doświadczenie. Jest też trochę stresu, bo wiemy, że w ciągu kilku tygodni musimy coś zrobić. Jednak ten stres powoduje, iż stajemy się bardzo twórczy. My nie należymy do tych zespołów, które piszą podczas tras koncertowych. Komponujemy dopiero, gdy wiemy, że zbliża się czas napisania czegoś na nową płytę.

Wasza nowa płyta, moim skromnym zdaniem, jest kontynuacją "Reroute To Remain", może z większym udziałem elementów elektronicznych. Partie wokalne w moim odczuciu są bardziej zróżnicowane. Jednak ogólnie można powiedzieć, że "Soundtrack To Your Escape" to kontynuacja "Reroute To Remain". Powiedz mi, czy nie boicie się wpadnięcia w pułapkę, którą niektórzy określają syndromem Iron Maiden?

(śmiech) Nie, nie boimy się tego. My po porostu komponujemy muzykę, której sami lubimy słuchać. Wiele osób mówi nam: Powinniście wrócić do dawnych czasów i napisać coś w stylu 'Jester Race'. To ciekawe podejście, ale my nie zrobimy czegoś takiego, chyba, że spodoba nam się nagranie muzyki w takim stylu. Jeśli kiedyś przyjdzie nam do głowy nagranie czegoś jeszcze bardziej melodyjnego bez wstawek elektronicznych, zrobimy to. Ale to się będzie mogło zdarzyć, jeżeli cała nasza piątka podejmie taką decyzję.

Z tego co mówisz, wasi fani mogą się spodziewać na pewno jednego, że styl muzyki In Flames będzie ewoluował?

Z całą pewnością. Nigdy nie nagramy drugiej dokładnie takiej samej płyty. Zawsze to będzie In Flames. Na pewno nie pojawią się jakieś drastyczne zmiany. Z pewnością też, to co będziemy wyrażać poprzez muzykę, będzie miało wiele wspólnego z tym, iż będziemy się rozwijać jako muzycy.

Zawsze jednak można się spodziewać w muzyce In Flames elementów brutalnych i melodyjnych.

Oczywiście.

Peter, z tego co wiem, to miksowaliście materiał w Belgii, zaś mastering robiliście w Szwecji. Czy cokolwiek nagrywaliście w należącym do Daniela studiu Dug Out?

Tak, nagraliśmy tam partie perkusji. To było dla nas najwygodniesze rozwiązanie.

Dziś już wiadomo, że jedna z waszych piosenek, "Trigger", znalazła się na ścieżce dźwiękowej do filmu "Freddy vs Jason". Czy to was zaskoczyło?

O tak. Słyszałem o tym jakiś czas przed filmem, ale temat pojawiał się i znikał. W końcu okazało się, że nasz kawałek się tam znalazł. Ja dorastałem oglądając horrory, obserwowałem, jak Jason zarzynał kolejne ofiary. (śmiech) To jeden z moich największych bohaterów w świecie filmowym. Tak więc dla mnie osobiście było to bardzo miłe.

Peter, niedawno okazało się, że wasze pierwsze dwa wydawnictwa, "Lunar Strain" i "Subterranean", zostaną wznowione. Czy muzycy In Flames brali udział w przygotowywaniu tych reedycji?

Nie. To wydawca zdecydował bez naszej wiedzy. Chcemy, żeby wszyscy wiedzieli, że jest to materiał, który powstał ponad 10 lat temu. Jesteśmy z niego bardzo dumni. Ale obawiam się, że sporo osób może przez to pomyśleć, że w tych kawałkach brzmimy podobnie do tego, jak dzisiaj. A tak oczywiście nie jest. Od tamtej pory nasza muzyka bardzo ewoluowała. Tak więc z tymi wznowieniami nie mamy niczego wspólnego. Nie autoryzowaliśmy tych reedycji. Nie mamy nic przeciwko, ale fani powinni być świadomi, że ten materiał nijak się nie ma do tego, jaki In Flames jest obecnie. Wydaje mi się, że wytwórnia chce wykorzystać sukces zespołu.

Peter, na pierwszym singlu, "The Quiet Place", jest remiks mojego ulubionego kawałka z waszej nowej płyty, "My Sweet Shadow". Kto go zrobił?

Örjan. Jest tu o wiele więcej elektroniki niż w wersji oryginalnej. Ale to jest całkowicie jego wizja, zgodna z muzyką, którą on lubi.

Ale nie jest to wersja techno, czy coś w tym stylu?

Nie, to taka dziwaczna klubowa muzyka. Na pewno jest to coś, czego nikt by się po nas nie spodziewał.

Na "Reroute To Remain" była jedna nowa rzecz - teksty dotyczyły codziennych problemów. Czy z tym samym mamy do czynienia na nowej płycie In Flames?

Wydaje mi się, że w tekstach Anders zawsze wyrażał to, co siedzi w nim. Ale za bardzo nie będę się w to zagłębiał, bo to jest wyłącznie jego działka. Tylko on może to dokładnie wyjaśnić, ja zaś mogę tylko spekulować. A nie chcę tego robić.

Jeśli już mowa o Andersie, jak wiemy jest on również zaangażowany w zespół Passenger. Czy ty grasz gdzieś jeszcze poza In Flames?

W tej chwili nie.

Wiem, że ogłosiliście już daty koncertów promujących. Na początku mówiliśmy o waszych koncertach u boku Slayer i Soulfly. Jest jeszcze ktoś, z kim bardzo chcielibyście zagrać trasę koncertową?

Zawsze marzyła mi się trasa z Iron Maiden. To byłoby coś wspaniałego. Gdybym miał wymienić moje dwa ulubione zespoły, to wymieniłbym Slayer i właśnie Iron Maiden. Ze Slayer już graliśmy, więc Iron Maiden jest następny w kolejce.

Dziękuję ci za miłą rozmowę i mam nadzieję, że do trasy dodacie choć jeden koncert w Polsce.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: śmiech | muzycy | ucieczka | Peter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy