Reklama

"To spełnienie moich marzeń"

Michał Kwiatkowski urodził się w 1983 roku w Gorzowie Wielkopolskim. Karierę muzyczną rozpoczynał w 2002 roku w programie "Szansa na sukces", w którym dotarł do finału. Po zdaniu matury postanowił wyjechać do Francji i rozpocząć studia na Sorbonie. Przełomem było zdobycie trzeciego miejsca na festiwalu piosenki francuskiej w Splicie, w maju 2003 roku. Wkrótce potem wystąpił w trzeciej edycji popularnego reality-show "Star Academy" i zajął w nim 2. miejsce. Dzięki temu nagrał pierwszą solową płytę,"De l'Or Et Des Poussieres", która we Francji ukazała się w kwietniu 2004 roku roku, a polską premierę miała 10 maja. Piosenkarz wystąpił w sierpniu 2004 r. na festiwalu w Sopocie. Z tej okazji spotkał się z nim Paweł Amarowicz.

W maju ukazała się twoja debiutancka płyta. Czy jesteś z niej zadowolony, czy to jest to, o co ci chodziło?

W stu procentach. W tej chwili na głowie mam promocję płyty. Ale jeśli chodzi o wszystko, co jest związane ze sprawami artystycznymi, co dotyczy wizerunku i brzmienia, to nie jest dla mnie zaskoczeniem, że wyszło tak jak chciałem. Włożyłem w to bardzo dużo pracy, pomagali mi ludzie, którzy mi zaufali i słuchali tego, co mam do powiedzenia.

Płyta skierowana jest jednak głównie na rynek francuski.

Reklama

Tak, chociaż teraz staramy się wejść z nią do Polski. Chcę, aby rodacy wiedzieli, że płyta istnieje i od czasu do czasu jej posłuchali. Płyta w Polsce ukazała się w maju, a wcześniej w lutym wyjechałem na trwającą 6 miesięcy zagraniczną trasę koncertową. Jednocześnie płyta ukazała się we Francji, więc ledwo dawałem radę promować ją w tym kraju.

Przez te kilka miesięcy, od kiedy płyta ukazała się w Polsce, nie byłem w stanie promować jej u nas, ale teraz staram się to nadrobić. Stąd też wziął się mój występ na festiwalu w Sopocie.

Jak dużą miałeś swobodę nagrywające płytę? Czy producenci wskazywali ci utwory mówiąc, że to się spodoba Francuzom, a to nie?

Myślę, że zrobiłem wszystko to, co mogłem zrobić. Mam dopiero 20 lat i nie znam się na wszystkim, więc byłoby dziwne gdybym przyszedł i powiedział: "Dzień dobry, teraz mnie słuchajcie, chcę to zrobić tak i tak i tak...". Wybrałem utwory, które znalazły się na płycie, wybrałem klimat.

Zresztą to wszystko działo się bardzo spontanicznie, miałem pomysł, którym dzieliłem się z moim producentem i razem go realizowaliśmy. Ale pytałem o zdanie ludzi, którzy pracują w tym zawodzie od lat.

Umieściłeś na płycie jedną piosenkę zaśpiewaną po polsku ("To nie ptak" z repertuaru Kayah i Bregovicia). Chciałeś nagrać właśnie ten utwór, czy było więcej kandydatur?

Przede wszystkim bardzo chciałem, by jeden utwór był wykonany po polsku i to z kilku powodów. Po pierwsze, chciałem, by Francuzi odkryli język polski, który nie jest zbyt popularny we Francji. Po drugie, myślałem o Polakach we Francji - wydaje mi się, że sprawiło im to przyjemność, bo to jedyna płyta w komercyjnej muzyce rozrywkowej z utworem po polsku. Po trzecie, wiedziałem, że płyta ukaże się w Polsce.

Poza tym myśleliśmy o współpracy z Bregoviciem od początku nagrywania tej płyty, ale nie było jednak na to czasu. Dlatego pomyślałem o wspólnym dziele Kayah i Bregovicia, które uwielbiam i zaproponowałem własną wersję tego utworu.

Jak ci się podobało w Sopocie?

To było wielkie wydarzenie w moim życiu i tak naprawdę uwierzyłem w to, co się stało, dopiero gdy wróciłem do domu i zobaczyłem nagranie. Nigdy bym nie przypuszczał, że tak szybko znajdę się na scenie w Sopocie, bo było to dla mnie miejsce symboliczne, miejsce które oglądałem w telewizji. I nagle dowiaduję się, że będę stał na scenie i śpiewał swoje utwory.

Co mnie najbardziej zaskoczyło, to fakt, że przyjechałem praktycznie po dwóch latach nieobecności w Polsce i zauważyłem, że ludzie, których znałem wcześniej z telewizji, podchodzą do mnie, wiedzą, jak się nazywam i znają płytę.

Kto jest autorem tekstów i muzyki na twojej płycie?

Dwie kompozycje są moje, powoli staram się zagłębiać w ten świat. Na więcej nie miałem siły, inspiracji, dlatego też postanowiłem poprosić o piosenki znajomych kompozytorów. Zdarzało się też, że usłyszałem jakiś utwór i pytałem o autora, bo chciałem, żeby znalazł się na płycie. Bardzo miło wspominam czas, kiedy wybierałem utwory. Z drugiej strony byłem bardzo zestresowany, bo wiedziałem że jestem w trakcie podejmowania decyzji, która będzie jednak ostateczną. Ale jestem bardzo dumny z siebie.

Jak to się stało, że związałeś się z Francją?

To było tak. Zacząłem się uczyć języka, będąc już fanem muzyki francuskiej i stwierdziłem, że pewnego dnia będę mógł przetłumaczyć teksty piosenek. To była moja pasja, uczyłem się dniami i nocami. Zacząłem też śpiewać po francusku, brać udział w festiwalach piosenki francuskiej. Kiedy nadchodziła matura stwierdziłem, że fajnie byłoby wybrać miłe studia. Ale nie mogłem się zdecydować dlatego, że miałem dwie pasje - muzykę i język francuski.

Powiedziałem więc sobie, że miło by było studiować we Francji i tak też się stało. Zdałem egzaminy i wyjechałem tam na studia. Nie był to przypadek, bo zawsze o tym marzyłem i chciałem poznać ten kraj.

Kogo ze sławnych muzyków, występujących razem z wami w programie "Star Academy", wspominasz najlepiej?

Myślę, że Phila Collinsa, który jest bardzo miłym człowiekiem. To był artysta, którego najlepiej poznaliśmy, bo przyjechał do nas na kilka godzin do zamku, w którym mieszkaliśmy. Trochę z nim pośpiewaliśmy, tak dla przyjemności, potem spotkaliśmy się w studiu telewizyjnym. Jest to człowiek bardzo "zwyczajny", to znaczy ciepły, przystępny. Później był Seal, który jest moim idolem, i z którym też śpiewałem, co było bardzo bardzo przyjemne. Tych dwóch artystów najmilej wspominam.

Czy popularność we Francji sprawia ci dużo kłopotów?

Nie nazwałbym tego kłopotami, dlatego że to jest zawsze miłe. To spełnienie marzeń z dzieciństwa. Kiedy to wszystko się zaczęło było mi dość dziwnie, bo przez 4 miesiące byłem zamknięty w programie. A kiedy wyszedłem, stałem się znany. Program był bardzo popularny we Francji i nawet ludzie, którzy nie chcieli mnie znać, musieli się zetknąć w gazetach czy telewizji z naszymi twarzami.

Ale myślę, że nie sprawia mi to problemów, musiałem to tylko trochę wziąć pod kontrolę i nauczyć się z tym żyć. Ważne jest prawidłowe podejście do sprawy, bo jest to sytuacja dla młodego człowieka dosyć niebezpieczna. Ale myślę, że udało mi się jakoś podejść do tego z dystansem i nie zapomnieć co jest w tym wszystkim najważniejsze, czyli o muzyce.

Jakiej muzyki słuchasz?

Słucham bardzo różnej muzyki, od muzyki francuskiej (Serge'a Gainsbourga, Milene Farmer), po muzykę bardzo komercyjną w stylu Kylie Minogue. Jestem wielkim fanem Madonny od 10 lat. Słucham również Cocteau Twins, których uwielbiam, z powodu Sinead O'Connor. Jest tego bardzo dużo.

Jeśli chodzi o polską muzykę, to jestem wielkim fanem Nosowskiej i Kayah. Ostatnio miałem fazę i słuchałem 24 godziny na dobę "Chocolate" Kylie Minogue.

Jakie masz plany? Może trasa koncertowa w Polsce?

Plany są oczywiście związane z promocją płyty. Trasa? Myślę, że jeszcze nie, tym bardziej, że skończyłem dopiero co trasę po 6 krajach i troszeczkę się najeździłem. W tej chwili wszystkie plany są związane z promocją płyty. We Francji wychodzi trzeci singel, który mam nadzieję w Polsce też ukaże się niedługo. Jeśli chodzi o scenę, to nie planuję żadnej wielkiej trasy, może poza małymi koncertami.

A co z twoimi studiami?

Studiowałem literaturę współczesną na Sorbonie. Skończyłem pierwszy rok, a później dostałem się do "Star Academy". Teraz jestem tu, gdzie jestem, więc stwierdziłem, że być może literatura współczesna to nie był najlepszy wybór. Może kiedy troszeczkę się wszystko uspokoi i będzie czas, żeby rozpocząć studia od nowa, to będą to studia w kierunku muzycznym. Nie sądzę, żebym powrócił do literatury współczesnej, którą wybrałem przede wszystkim, żeby pogłębić znajomość języka.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: plany | Kayah | piosenki | star | utwory | Sopot | studia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy