Reklama

"Teraz mogę robić to, co chciałem"

Jarkowi Weberowi nie powiodło się w telewizyjnej "Szansie na sukces", w TVP2, więc spróbował sił w innym programie - "Drodze do gwiazd" w TVN. I wygrał. Zwycięstwo oznaczało kontrakt z wytwórnią Sony Music Polska na nagranie płyty. Album, zatytułowany po prostu "Jarek Weber", pilotował singel z piosenką "Mamy czas". Debiut płytowy pochodzącego z Bydgoszczy Jarka to urozmaicony pop. Sam przyznaje, że jeszcze szuka swojego stylu i stąd tyle różnych dodatków na płycie. O muzyce, planach na przyszłość i żużlu, z Jarkiem Weberem rozmawiał Lesław Dutkowski.

Jedna z piosenek na twojej debiutanckiej płycie nosi tytuł "Przyjdzie taki dzień". Wierzyłeś, że kiedyś ten dzień przyjdzie?

Owszem, wierzyłem. Starałem się, ciągle do niego dążyłem, no i udało się. Ten dzień przyszedł i teraz mogę robić to, co chciałem.

Czyli na dobre będziesz zajmował się muzyką? Tak mam to rozumieć?

Na razie nie widzę przeszkód, by tak nie było. Chciałbym to robić, chciałbym dalej się rozwijać, uczyć się muzyki i w jakiś sposób ją tworzyć. Czy mi się to uda, zobaczymy. Chciałbym tego, ale nie wiem jeszcze do końca, jak będzie.

Reklama

Na udział w "Drodze do gwiazd" zdecydowałeś się dopiero po tym, jak namówili cię koledzy z zespołu. Jak im podziękowałeś za zachętę?

(śmiech) Myślę, że dla nich takim największym podziękowaniem jest to, że razem gramy. Może nie podziękowaniem, ale takim odwdzięczeniem się z mojej strony. Razem gramy, razem graliśmy na płycie, jest na niej wiele naszych pomysłów. Najfajniejsze jest to, że zostaliśmy razem i będziemy dalej ze sobą grać.

Po tym, jak ci się nie udało w "Szansie na sukces", zacząłeś podobno bardzo intensywnie pracować nad swoim głosem, nad swoimi zdolnościami kompozytorskimi. Co robiłeś? Brałeś lekcje, uczyłeś się od innych, podglądając co robią?

Szczerze mówiąc nigdy nie brałem żadnych lekcji śpiewu, ani gry na instrumentach. Przy gitarze trochę pomagał mi kolega i w zasadzie to on wkręcił mnie w granie. Na początku naśladowałem pierwszych idoli i uczyłem się od nich. Potem, gdy już miałem jakiś kontakt z muzykami, dużo starałem się czerpać od nich. Jakoś to tak samo się działo.

Wspomniałeś pierwszych idoli. Kim oni byli i czy do tej listy dodałeś ostatnio kogoś, a może ktoś odpadł, bo z czasem okazało się, że jesteś na przykład lepszy od swoich idoli sprzed lat?

Siebie nigdy do nich nie przyrównywałem. Na pewno nie teraz. Słucham bardzo dużo różnego rodzaju muzyki. Pierwsi idole? Bo ja wiem, może Michael Jackson. Dzięki mojej starszej siostrze, gdy miałem dziesięć lat, słuchałem takich kapel, jak Led Zeppelin, The Doors czy Claptona i Hendrixa. Ona przynosiła takie płyty od swoich rówieśników. Później przyszły nowe inspiracje, nowe fascynacje. Słuchałem bardzo długo Dżemu, potem Stinga. Ostatnio przekonuję się do jazzowych kompozycji. Słucham dużo Pata Metheny?ego, wielu gitarzystów, takich jak np. John Scofield. Zafascynowałem się ostatnio zespołem Dave Matthews Band. Muszę powiedzieć, że zna go bardzo mało ludzi w Polsce. Inspiracji muzycznych jest wiele. Wielu artystów szanuję i podziwiam. Nie mam na pewno jakiegoś jednego wzorca.

Jest to zresztą słyszalne na twojej płycie. Generalnie można powiedzieć, że album mieści się w kręgu popowym i sporo jest na nim takich smaczków, jak dęciaki, smyki, a w jednym utworze pojawiają się nawet dudy.

Muszę się pochwalić, że na dudach grał mistrz świata, a nazywa się Lindsay Davidson.

A skąd go wzięliście?

Akurat jeden z kolegów poznał się z nim w Warszawie. Ponieważ przebywał wtedy w Polsce, zgodził się z nami nagrać.

Zapewne nie zakładasz, że jest to twoja pierwsza i ostatnia płyta, i gdzieś tam w wyobraźni masz już coś, co chciałbyś umieścić na swoim kolejnym wydawnictwie. Wspomniałem o tych smaczkach dlatego, bo chciałbym się od ciebie dowiedzieć, co jeszcze do tego dodałbyś? Kompozycje na pierwszej płycie są dość bogato zaaranżowane, sporo się tutaj dzieje. Jak patrzysz na to ze swojej perspektywy, bo przecież jesteś współtwórcą tego materiału?

Nie ukrywam, że to jest pierwszy album, nasza pierwsza wspólna historia z kolegami. To znaczy moja pierwsza, bo oni mieli wcześniej różne doświadczenia. Na pewno na tej płycie można usłyszeć, że jest w tych numerach trochę poszukiwań. Nie jest to zagrane w jednym stylu. Myślę, że jest to dobre przetarcie przed kolejnymi płytami. Może na drugiej, trzeciej płycie, wykreuje się jakiś styl, który naprawdę będzie mi odpowiadał i który naprawdę będzie mój, czy nasz. Rozpoznawalny. Do tego będę starał się dążyć.

Będę się jednak upierał przy tym, byś mi powiedział, czy macie już coś przygotowanego na kolejną płytę?

Jest kilka piosenek, ale na razie jeszcze nie ma co o nich więcej mówić. Myślę, że pod koniec roku zabierzemy się na dobre do pracy nad nowym materiałem. Mam kilka pomysłów. Ostatnio spotkałem się z kolegą z zespołu i on też ma jakieś pomysły. Sądzę, że gdy razem posiedzimy nad tym, to coś fajnego może się później z tego się urodzić.

Na liście podziękowań znalazłem nazwisko Grzegorza Kazimierczaka. Czy to wokalista zespołu Variete?

Tak, dokładnie tak.

Za co mu dziękujesz? Jak w ogóle doszło do waszego zetknięcia się?

To po prostu kolega z Bydgoszczy. On ma takie małe studio. W zasadzie nie znam tej historii, ale on pożyczał nam sprzęt do nagrań i kilka razy się tak zdarzyło, że uratował nam skórę.

Oprócz ciebie, twoich koleżanek i kolegów, na płycie jest jeszcze parę znanych i interesujących nazwisk. Jest Jacek Królik z Brathanków, Grzegorz Skawiński napisał muzykę do "Odnaleźć siebie", a tekst do tego kawałka Wojciech Waglewski. Jak wyglądała ta współpraca? Spotykaliście się w studiu, czy dostawałeś gotowy materiał i tylko wchodziłeś do studia i śpiewałeś?

W przypadku piosenki Grzegorza Skawińskiego to, niestety, nie miałem okazji się z nim spotkać. On to nagrał u siebie w Gdańsku, bo był ustalony jakiś termin. Nie było innej możliwości. Nagrał ten utwór u siebie, a my dograliśmy resztę w Lublinie. Spotkałem się z Wojtkiem Waglewskim, porozmawialiśmy sobie bardzo fajnie. Było to w Bydgoszczy. Zagrał razem z nami koncercik w klubie.

A czy tekst do "Odnaleźć siebie", przynajmniej te dwa pierwsze wersy, to taka jakby dedykacja dla ciebie?

(śmiech) Myślę, że na pewno pisząc ten tekst pan Wojtek myślał o tym, co ja mogę mieć w głowie, co się ze mną dzieje i pewnie jakoś to tam zawarł. Bardzo fajny tekst i bardzo mu za niego dziękuję.

Jest jeszcze jedna bardzo ważna osoba, której nie sposób tu pominąć, Paweł Skura. Postać powszechnie znana i szanowana, producent Budki Suflera. Współpracowałeś z nim w studiu Hendrix w Lublinie. Jak się współpracuje z takim fachowcem? To było przecież zetknięcie ogromnego doświadczenia z człowiekiem, który dopiero startuje?

Muszę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie, bym mógł nagrywać gdzieś indziej, niż tam i z kimś innym, niż z Pawłem. Pracowało nam się naprawdę bardzo fajnie. Paweł, oprócz tego, że jest fachowcem, jest naprawdę bardzo fajnym człowiekiem i podczas naszego pobytu w Lublinie, a byliśmy tam dość długo - dwa miesiące w roku ubiegłym i jeszcze trochę w tym roku - cały czas opiekował się nami. Nawet czas po sesjach spędzaliśmy razem. Świetnie się nam współpracowało, wiele się od Pawła nauczyłem. Za każdym razem, kiedy potrzebowaliśmy pomocy, jego rady, był do dyspozycji. Pracowało nam się bardzo fajnie i mam nadzieję, że będzie można to kiedyś w przyszłości powtórzyć.

Podglądałeś, jak on hebelkami mieszał na konsolecie?

Podglądałem, podglądałem dużo i powiem, że nawet mnie to zainteresowało. Ale to trudny fach i nie jest to takie proste. Wymaga nauki i doświadczeń. Jeśli będę mógł jeszcze z Pawłem współpracować przy kolejnych produkcjach, z pewnością czegoś więcej się nauczę.

Sądzę, że będziesz się starał promować ten materiał nie tylko poprzez wywiady, lecz również na koncertach. Kiedy można się ich spodziewać?

Mam nadzieję, że w połowie lipca zaczniemy już jakieś występy. Są plany i na lipiec, i na sierpień, tak więc na pewno można mnie będzie gdzieś zobaczyć. W tej chwili nic więcej nie mogę powiedzieć, bo nie znam dokładnie miejsc i dat, ale na pewno będziemy grać.

Druga twoja wielka miłość to sport. Skoro jesteś z Bydgoszczy, to wiadomo, jaki sport cię interesuje. "Jutrzenka" będzie żużlowym mistrzem Polski?

Oczywiście! Innej opcji nie biorę pod uwagę. Tym bardziej, że jak na razie wszystkie mecze wygrali. Są w świetniej formie i na pewno będzie dobrze.

A Tomek Gollob dogoni Rickardsona?

Bardzo bym chciał. Od początku jego kariery śledzę to, jak jeździ, jestem z nim i życzę mu mistrzostwa świata. Jakoś do tej pory mu się nie udawało, bo ciągle pech stawał na drodze. W tym sezonie jest więcej turniejów, dziesięć, tak że myślę, iż jeszcze ma czas, aby go dogonić. Choć trzeba przyznać, że Rickardson jest naprawdę bardzo dobry.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Po prostu | Lublin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy