Reklama

"Ten rodzaj death metalu uwielbiam najbardziej"


Szwecja. Niewielki skandynawski kraj o ogromnym muzycznym potencjale. Poza ogólnie znanymi gwiazdami popu, Szwecja jest również metalową kuźnią talentów, prekursorem wielu ekstremalnych stylów i niewyczerpanym źródłem inspiracji dla niezliczonej liczby muzyków z całego świata. To właśnie tam, w miejscowości Gamleby, w 2003 roku, powstał zespół Ribspreader. Zadebiutowali w kwietniu 2004 albumem "Bolted To The Cross", natychmiast zdobywając sympatię fanów tradycyjnego, szwedzkiego death metalu.

Ribspreader tworzony przez - grających także w Paganizer - basistę Andreasa Carlssona i wokalistę / gitarzystę Rogera Johanssona oraz znanego muzyka i producenta Dana Swanö (tu w roli perkusisty), z pewnością nie jest skazany na komercyjny sukces. Nie to jest jednak najważniejsze. Istotą muzyki tego szwedzkiego tria jest naturalna chęć grania "old-schoolowego" death metalu, na którym się wychowali, i który zwyczajnie uwielbiają. Zarówno "Bolted To The Cross", jaki i niedawno nagrany, drugi album "Congregating The Sick" powinny przypaść do gustu zwłaszcza fanom w Polsce, kraju, który od lat, wbrew panującym trendom, szczególnie upodobał sobie klasyczny death metal.

Reklama

Z głównym twórcą muzyki Ribspreader Rogerem quot;Rogga" Johanssonem rozmawiał Bartosz Donarski.

W Ribspreader gra Dan Swanö. Nie obawiasz się, że mając w składzie tak znaną personę, cześć fanów już zawsze będzie was określało, jako jego kolejny projekt? Nawet jeśli nie ma to żadnego pokrycia w faktach. Już rzut oka na waszą internetową księgę gości, gdzie połowa postów dotyczy udziału Dana w Ribspreader, może irytować. Jak sobie z tym radzicie?

Doskonale wiem o czym mówisz. To sprawa, o której prawdopodobnie będziemy musieli mówić, tak długo, jak długo on jest w tym zespole. Ale, żeby wszystko było jasne - ta grupa była moim pomysłem. To ja piszę większość muzyki, wszystkie teksty, a Dan jest tylko perkusistą. Cały czas jest członkiem tego zespołu, o czym świadczy chociażby fakt, że nagrał już z nami kolejny album. Poza tym, nie bardzo wiem, co odpowiedzieć tym wszystkim ludziom, którzy lubią naszą muzykę ze względu na to, że gra ją również Dan. Ci fani, którzy rzeczywiście lubią tę muzykę zapewne od razu usłyszą, że tych utworów zdecydowanie nie napisał Dan. Nasz materiał brzmi zupełnie inaczej niż Edge Of Sanity czy Bloodbath, przynajmniej, jak dla mnie.

Z drugiej strony, chyba tylko ktoś, kto naprawdę uwielbia tę muzykę może w tych czasach założyć zespół grający tak staromodnie. Trudno byłoby mi sobie wyobrazić człowieka żyjącego marzeniami o światowej karierze, który grałby w tak niedochodowej grupie, jak wasza. Co o tym myślisz?

Znów nasz rację! (śmiech). Dan zajmuje się tyloma innymi rzeczami, że gdyby nie lubił grać z nami, to by tego nie robił. Gdyby chciał zarobić na tym jakieś pieniądze, to znacznie lepiej wyszedłby skupiając się tylko na Nightingale, swoim obecnym zespole, którego brzmienie jest daleko bardziej komercyjne. Uważam zresztą, że gdyby zdecydował się na złagodnienie brzmienia i pisane bardziej radiowej muzyki, to po jakimś czasie byłby bardzo popularny. Ale to raczej nie w jego stylu. To pewnie z tego powodu wciąż znajduje czas dla Ribspreader.

Ribspreader to wasz regularny zespół na pełen etat? W końcu tworzą go tylko trzy osoby.

Gdy nagraliśmy pierwszy album, był to wyłącznie projekt. Dziś zdecydowanie traktujemy go, jako prawdziwy zespół. W razie konieczności grupa poszerza się o sesyjnego perkusistę i basistę. Chcemy pozostać w trzyosobowym składzie, i tak też rejestrowaliśmy drugą płytę. Inną sprawą jest granie na żywo, gdzie do uzyskania dobrego brzmienia potrzebujesz więcej muzyków. Tak czy inaczej, uważam, że ci ludzie, którzy przyjdą na koncert Ribspreader, zrobią to ze względu na naszą muzykę, a nie po to, żeby zobaczyć, jak gra Dan. Zresztą, poza Bloodbath, jest on dziś najbardziej znany ze swoich łagodniejszych dokonań.

Dla jednych granie "old-schoolowego" death metalu w dzisiejszych czasach to grube nieporozumienie, dla innych szczytna idea zasługująca na honory. Interesują cię opinie innych?

Zupełnie mnie to nie obchodzi. Gram już tę muzykę, w różnych zespołach, od tak wielu lat, że stworzenie nowej grupy nie oznacza tego, iż mam ochotę na robienie czegoś innego. Właśnie ten rodzaj death metalu uwielbiamy najbardziej. Nie zamierzamy grać, jak jakaś techniczna kapela ze Stanów, czy kopiować supermelodyjnych zagrywek rodem z Goeteborga. Jak pewnie zauważyłeś, rajcuje nas "old-schoolowe" podejście do tematu.

Bloodbath, Chaosbreed, God Among Insects, od niedawna również Ribspreader. Nagle wszyscy wydają się ponownie odkrywać, nie tak dawno jeszcze poniewierany, stary death metal. Jak to rozumieć?

Jeśli bardziej się rozejrzysz, nie widać tu żadnego większego zamieszania. Bloodbath istnieje od 1998 roku, a Chaosbreed tworzą starzy deathmetalowi "wyjadacze" z takich zespołów, jak m.in. Amorphis. Zaś, co do naszej ekipy, to od 1998 roku gramy w Pagaziner, który był niejako rozwinięciem idei zapoczątkowanych w Terminal Grip, zespole założonym przez nas w 1994. Pewien wzmożony ruch w tym gatunku może być jedynie spowodowany tym, że większość z tych albumów ukazuje się mniej więcej w tym samym czasie, ale to już naprawdę nie zależy od nas.

Niemniej, nie sądzę, aby komukolwiek to zaszkodziło. Popatrz chociażby na te setki zespołów grających lub starających się grać techniczny death metal. To tutaj dopiero jest nieziemski szał. Ostatnie dwa lata, albo i dłużej, to okres zalewu tym rodzajem grania, że nie wspomnę więcej o melodyjnym g*****, które zewsząd nas dziś atakuje.

Dla mnie muzyczna Szwecja to przede wszystkim death metal. Death metal, który niewątpliwie maił swój ogromny wpływ na setki, tysiące zespołów z całego świata, zainspirowanych tym właśnie brzmieniem. Jak to możliwe, że zaledwie dziewięciomilionowy kraj ma tak potężną scenę, z którą - pod względem ilości zespołów - równać mogą się chyba tylko dwustumilionowe Stany Zjednoczone? Wasz potencjał może onieśmielać.

Jedynym powodem, dla którego ta scena tak inspiruje innych, jest chyba to, że w Szwecji bardzo łatwo założyć zespół. Większość domów kultury i tego typu miejsc dysponuje miejscami na próby i sprzętem, który można spokojnie wypożyczać. Prócz tego, na początku lat 90. byliśmy też chyba pierwszymi, którzy łączyli kształtujący się wówczas death metal z elementami muzyki crust punk, co można doskonale usłyszeć w muzyce Carnage, Entombed, God Macabre i im podobnych. Dorastałem z tą muzyką, pokochałem ja i chyba można to wyczuć w graniu Ribspreader. Techniczne wygibasy i gitarowa ekwilibrystyka zupełnie mnie nie interesują.

Twoi bezwzględni faworyci ze "starej gwardii"? Z jaką muzyką dorastałeś?

Z tych, o których wspomniałem przez chwilą, muszę wskazać przede wszystkim na Carnage. To był świetny zespół. Jednak moim ulubieńcem wszechczasów jest Grave, a w szczególności ich pierwszy album "Into The Grave". To właśnie ta płyta zdefiniowała dla mnie to, czym powinien być i czym jest death metal. Innymi moimi faworytami, już nie ze Szwecji, są takie grupy, jak Cancer, Bolt Thrower, Death, Autopsy i Massacre. Album tego ostatniego, "From Beyond" oraz "jedynka" Grave, to dla mnie absolutny kult. Jeśli masz te płyty to na dobrą sprawę nie potrzebujesz już niczego więcej (śmiech).

Tytuły waszych albumów, okładki, teksty, wszystko obraca się wokół religijnej negacji. Skąd to podejście?

Nie wydaje mi się, abyśmy mieli jakiś konkretny image. Podobnie podchodzimy do tekstów, które po prostu opisują rzeczy dziejące się wokół nas. Każdy z nas cały czasu spotyka się z chorymi działaniami na tle religijnym, albo czynami, które spowodowane są obawą przed śmiercią. Te dwa tematy wciąż do mnie powracają i stąd są one wciąż obecne w naszej muzyce i tekstach. Osobiście jestem w o tyle dobrej sytuacji, że nigdy nie stałem się przedmiotem chorych, religijnych zabiegów.

Może dzieje się tak dlatego, że już jako dziecko odmówiłem brania udziału w jakiejkolwiek religijnej aktywności, tej całej tzw. grze, czy naukach sponsorowanych przez Kościół. Uważam, że najbardziej chory w tej materii jest obecnie Środkowy Wschód, Afryka i Stany Zjednoczone. W Szwecji mamy o tyle lepiej, że przez ostatnie kilka dziesięcioleci Kościół coraz bardziej traci na swej sile.

Nagraliście już nowy album "Congregating The Sick", który ukaże się na początku 2005 roku. Chyba nie musimy się obawiać o niepotrzebne, nowomodne eksperymenty?

Nie ma obaw! (Śmiech). Na nowym albumie, który niedawno ukończyliśmy, nie ma żadnych drastycznych zmian. Jedyną rzeczą, którą chcieliśmy ulepszyć jest brzmienie oraz sam sposób pisania muzyki. Naszym celem było nagranie możliwie najlepszego "old-schoolowego" death metalu. Uważam, że wyszło bardzo dobrze.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: śmiech | metal | Szwecja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy