Reklama

"Szwajcarskie piekło"

Pochodzący ze Szwajcarii zespół Crystal Ball w Polsce jeszcze nie jest dobrze znany, ale jakość jego muzyki docenili już Helweci, a także Niemcy i kochający melodyjnego hard rocka Japończycy. O sukcesie na miarę Krokus czy Gotthard w przypadku Crystal Ball nie można jeszcze mówić, lecz jeśli posłucha się ich dotychczasowych dokonań fonograficznych, chyba można powiedzieć, iż muzycy kwintetu mają powody do patrzenia z optymizmem w przyszłość. W końcu wytwórnia Nuclear Blast podpisała z nimi kontrakt, a pod jej opiekuńcze skrzydła byle kto nie trafia. Dla tego wydawcy Szwajcarzy nagrali do tej pory dwie płyty. Druga z nich, a czwarta w dyskografii - "HELLvetia", ukazała się jesienią 2003 roku. Z tej okazji ze Scottem Leachem, gitarzystą Crystal Ball, rozmawiał Lesław Dutkowski.

Pierwsze trzy płyty Crystal Ball produkował Tommy Newton, a tę najnowszą - "HELLvetia", Stefan Kaufmann, znany z Accept i U.D.O. Skąd ta zmiana?

To było tak, że planowaliśmy ponownie pracę z Tommym, jednak w międzyczasie dostaliśmy propozycję zagrania trasy koncertowej po Szwajcarii z Krokus. Musieliśmy więc przesunąć moment wejścia do studia. Niestety, okazało się, że przez to nie możemy pracować z Tommym, bo nie miał on czasu, kiedy my go mieliśmy. Stefana Kaufmanna znamy odkąd graliśmy koncerty z U.D.O. On był bardzo zainteresowany naszym zespołem i nawet powiedział, że chciałby kiedyś wyprodukować naszą płytę. Zapamiętaliśmy to i zadzwoniliśmy do niego i na szczęście miał wolny czas. Skorzystaliśmy z tego i nie żałujemy, bo efekt jest bardzo nas zadowalający.

Reklama

Jak możesz porównać podejście do produkowania płyt Tommy'ego i Stefana?

Nie jest łatwo to opisać. Moim zdaniem Stefan podchodzi do tego bardziej jak muzyk. Nie przykłada tak wielkiej wagi do strony technologicznej. Dla niego liczy się efekt końcowy. Tommy Newton ma z kolei nieco większą wiedzę, jeżeli chodzi o sprzęt znajdujący się w studiu. Dzięki temu potrafi być bardziej elastyczny. Stefana interesuje tylko efekt końcowy. W końcu mało kto się pyta, jak coś zostało osiągnięte, a liczy się to, jak się tego słucha. (śmiech)

Jednak Crystal Ball od początku istnienia stosuje jedną metodę jeżeli chodzi o produkowanie płyt. Za każdym razem korzystacie z usług niemieckiego producenta, który - tak się składa - jest również znanym muzykiem.

To prawda. (śmiech)

To kto będzie następny? Udo Dirkschneider czy może ktoś z Helloween?

(śmiech) Może jest to jakiś pomysł. Wybieranie kogoś z Niemiec jest o tyle oczywiste, że nasze kraje sąsiadują ze sobą. Poza tym w Szwajcarii nie ma producenta, który miałby większe doświadczenie z taką muzyką, jaką my gramy. Są dobrzy muzycy, tak dobrzy jak Stefan czy Tommy, ale nie mają takiego doświadczenia producenckiego. Poza tym wynajęcie producenta w Szwajcarii jest znacznie droższe. To kolejny powód, dla którego szukamy naszych producentów w Niemczech.

Ale z tego, co wiem, to nowa płyta Krokus, "Rock The Block", w całości powstała w Szwajcarii?

Zgadza się. Wydaje mi się, że któryś z członków zespołu współprodukował tę płytę [czterej członkowie Krokus brali w tym udział - red.]. Obecnie większość zespołów szwajcarskich bierze na siebie trud produkowania płyt. Takim przykładem jest choćby Shakra. Oni wszystko robią sami. Brzmi to bardzo dobrze. Problem polega jednak przede wszystkim na znalezieniu kogoś, komu możesz zaufać jeśli chodzi o nadanie brzmienia twojej muzyce. Dla nas ktoś taki jest bardzo ważny.

Scott, wiem, że może to być dla ciebie trudne pytanie, ale jakie różnice dostrzegasz między płytami "Virtual Empire" a "HELLvetia"?

Główna różnica to produkcja. Piosenki, moim zdaniem, aż tak bardzo się nie różnią. Stylowo są podobne. Może na nowej płycie są one nieco lepsze niż na poprzedniej. Patrząc jednak na to z punktu widzenia współtwórcy muzyki, nie ma tutaj większej różnicy. Kilka piosenek z "Virtual Empire" na pewno zabrzmiało by podobnie, gdyby zostały wyprodukowane w podobny sposób.

My nie do końca byliśmy zadowoleni z brzmienia poprzedniego albumu. Tym razem zależało nam na tym, aby została uchwycona ta energia, którą zespół ma podczas koncertów. Wielu nam już mówiło, iż na koncertach brzmimy wiele ciężej niż na płytach. Być może nie da się na nowej usłyszeć niektórych detali w piosenkach, ponieważ przepadły one gdzieś w czasie miksowania, ale jednak jest tutaj o wiele więcej mocy, energii, które są znacznie ważniejsze niż jakieś drobiazgi. Na czymś takim nam bardzo zależało i myślę, że to też jest istotna różnica w porównaniu do "Virtual Empire". "HELLvetia" to płyta, której będziesz chętnie słuchał, która ma moc.

Czy kiedy nagrywacie, staracie się to robić niczym zespół grający na żywo, czy rejestrujecie po kolei wszystkie partie?

Jeśli chodzi o nagrywanie, to rejestrowaliśmy osobno partie każdego instrumentu. Jednak kiedyś chcielibyśmy zarejestrować całość na żywo. To wymaga jednak odpowiedniego, dokładnego przygotowania się. Czasami zmieniamy aranżacje już podczas pobytu w studiu, a nagrywanie każdego instrumentu z osobna daje nam większe pole manewru. Jeśli wszyscy wejdziemy do studia, zagramy i nagramy wszystko, to już jest po zawodach. (śmiech)

Wiem, że słowo w tytule oznacza Szwajcarię. Chcieliście przez to podkreślić, że jesteście patriotami?

Nie do końca. Właściwie to, coś wręcz odwrotnego. Zależało nam na przedstawieniu, że w Szwajcarii nie wszystko jest takie piękne, jak się większości wydaje. To znaczy nie ma tragedii, bo każdy z nas ma co jeść, gdzie mieszkać i jeździ własnym samochodem, ale jest tutaj taka masa różnych przepisów, iż czasami może się wydawać, że w końcu staniesz się ich ofiarą. Można się też do tego przyzwyczaić. Wielu mieszkańców tego kraju jest chyba zbyt leniwych, bo o nic nie chce im się walczyć. (śmiech) Niektóre rzeczy przychodzą tu zbyt łatwo. Nie bez powodu dodaliśmy w tytule jeszcze jedno l.

Ale Szwajcaria chyba nie jest aż takim wielkim piekłem? Wielu marzy o tym, by tam żyć?

Oczywiście, że nie jest. Przemawia przez nas ironia. Chcieliśmy trochę wstrząsnąć naszą starą dobrą Szwajcarią. (śmiech) Obudzić trochę ludzi. Im wydaje się, że żyją w niebie. I może rzeczywiście Szwajcaria może wydawać się niebem w porównaniu z innymi miejscami, ale jest też wiele rzeczy, których w żadnym wypadku nie można uznać za dobre. Ludzie czasami o tym zapominają.

Mam nadzieję, że to nie zaszkodzi karierze Crystal Ball.

Chyba nie, bo jednak zrobiliśmy to z uśmiechem.

Scott, "HELLvetia" to wasza druga płyta dla Nuclear Blast, po "Virtual Empire". Mówi się, że dzięki niej staniecie się czołową szwajcarską grupą grającą melodyjnego hard rocka. Powiedz mi, jak układa się do tej pory współpraca z wydawcą? Zdajecie sobie na pewno sprawę, że Nuclear Blast to wytwórnia, która koncertuje się bardziej na zespołach grających o wiele ostrzej od was.

Masz rację, a my doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Ale moim zdaniem to, że jesteśmy najlżejszym z ich zespołów może mieć swoje pozytywy. Można zawsze powiedzieć, że jest jeden taki lekko grający zespół. Dzięki temu wydaje mi się, iż możemy liczyć na nieco więcej uwagi niż wówczas, gdybyśmy byli jednym z 60 zespołów grających podobnie. Przynajmniej jesteśmy w tym zestawie wyjątkowi. Inna sprawa, czy to dobrze, czy źle. (śmiech)

W jakiś sposób już się tam zadomowiliśmy. Mogło być tak, że gralibyśmy tradycyjny heavy metal i nie przykładano by do nas większej uwagi. Jak na razie jednak współpraca jest dobra. Jesteśmy bardzo zadowoleni z promocji, którą dla nas robią. Dobra jest również dystrybucja. Dzięki temu dotarliśmy na rynki, na których wcześniej byliśmy nieobecni. To bardzo pozytywna zmiana.

Macie już niezłą pozycję w Szwajcarii, w Niemczech i w Japonii. A co ze zdobyciem rynku amerykańskiego, który chyba jest jednym z lepszych dla zespołów grających taką muzykę, jak Crystal Ball?

Byłoby wspaniale, gdyby nam się to udało. Jednak jak słyszałem, a może ktoś mi to powiedział, że taka muzyka nie jest tam teraz aż tak popularna jak kiedyś. Być może niebawem powróci do dawnej sławy. Ale tak naprawdę w latach 90. i na początku nowego wieku zaczęła się tam dominacja nu-metalu. Mówiono nam, iż to, co gramy jest dla Amerykanów zbyt staromodne.

Mimo tego czytam, że zespoły jak Def Leppard, Scorpions czy Whitesnake, grają tam wielkie trasy koncertowe. To są jednak wielkie nazwy sprzed lat. Wydaje mi się, że mamy mimo wszystko szanse tam zaistnieć i chcielibyśmy spróbować. Na razie jednak koncentrujemy się przede wszystkim w Europie. Z pewnością nie będziemy narzekać, jeżeli w Ameryce zdarzy się nam coś miłego. Ale tutaj możemy zrobić coś sami, natomiast tam musielibyśmy mieć kogoś, kto się o nas zatroszczy. Na własną rękę nic tam nie zdziałamy.

Wiem, że jednym z twoich gitarowych idoli jest John Norum. Co myślisz o jego powrocie do Europe i w ogóle o reaktywacji tego zespołu?

Nie mogę się doczekać nowych nagrań. Moim zdaniem John to świetny gitarzysta i chyba nikt w to nie wątpi. Kiedy graliśmy jako support dla Dokken w Europie, miałem okazję poznać go osobiście. To przemiły człowiek. Reaktywacja Europe może okazać się wielkim sukcesem, bo wydaje mi się, że oni wciąż mają bardzo wielu fanów. Sądzę, że nowe piosenki będą bardziej heavy, będą brzmieć bardziej współcześnie. Raczej nie będzie to heavy metal, ale na pewno muzyka ta będzie brzmieć bardzo nowocześnie. Jeśli posłucha się solowych płyt Johna albo jego albumów z Dokken, to można zakładać, iż nowa płyta Europe będzie dość ostra.

Crystal Ball zaczynał jako tzw. cover band. Powiedz mi, gdyby przyszło do nagrania albumu z przeróbkami waszych kompozycji, kogo byś widział w roli wykonawców waszych utworów?

Chyba tych wykonawców, którzy mieli na mnie wpływ jako na muzyka. (śmiech) Whitesnake, Def Leppard, może Yngwiego Malmsteena, generalnie wszystkich tych wielkich artystów od Accept i Helloween po Scorpions.

Czy macie już zaplanowaną trasę koncertową po Europie w ramach promocji albumu "HELLvetia"?

Bardzo byśmy chcieli, żeby taka trasa się odbyła. Planujemy ją na razie. Odbędzie się w 2004 roku, dokładnie nie wiem kiedy, ale chyba będzie to w lutym albo w marcu. Rozmawiamy już z kilkoma zespołami, z którymi chcielibyśmy zagrać. Jednak żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Myślimy na przykład o koncertach z Pink Cream 69, także Gotthard, choć dla nich możemy być chyba za ostrzy. Zależałoby nam na koncertach po całej Europie. Nie tylko na Niemczech i Szwajcarii. Chcielibyśmy też pojawić się w pozostałych ważnych krajach. Miejmy nadzieję, że dotrzemy też do Europy Środkowej.

Może zadzwoń do Johna Noruma i zaproponuj wspólną trasę z Europe?

A wiesz, że już do niego napisaliśmy maila w tej sprawie? Na razie jednak nie odpisał. (śmiech)

Miejmy nadzieję, że odpisze pozytywnie i pojawicie się razem z nimi także w Polsce?

Naprawdę nie miałbym nic przeciwko temu. (śmiech)

Ja też nie i dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzycy | wytwórnia | muzyka | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy