Reklama

"Stale się rozwijać"

Francuska formacja Galleon rodem z Marsylii to kolejny przedstawiciel tamtejszej sceny klubowej, któremu udało się zaistnieć także poza granicami tego kraju. Jej przebój "So I Begin" z 2002 roku podbił listy przebojów niemal w całej Europie. Duet, który tworzą Philippe Laurent i Gilles Fahy, szybko stał się jednymi z najbardziej pożądanych producentów na rynku muzyki tanecznej. Posypadły się tez inne propozycje - utwór "Freedom To Move" wykorzystany został w reklamie spodni Levi's. Nic więc dziwnego, iż o Galleon mówi się coraz częściej, iż są największą konkurencją dla grupy Daft Punk. O porównaniach z autorami przeboju "Around The World", sztuce remiksów i kulisach francuskiej sceny klubowej, Michałowi Koperczyńskimu opowiada Gilles, wokalista Galleon.

Skąd wzięła się nazwa Galleon? Czy to słowo coś znaczy?

Z Philippem, z którym dzisiaj tworzymy ten projekt, spotkaliśmy się w po raz pierwszy szkole rugby. Przez 10 lat dużo graliśmy razem i pamiętam, że główną gwiazdą w naszej drużynie był chłopak, który nazywał się Jerome Galleon. Po latach uznaliśmy, że jego nazwisko brzmi bardzo pozytywnie, jak nazwisko zdobywcy. A nasza muzyka, równie pozytywna, może motywować do zwycięstwa, tak jak np. hymn przed meczem. I tak znaleźliśmy nazwę, która naprawdę pasuje do naszej muzyki.

Reklama

Podobnie jak Daft Punk, zdecydowaliście się nie występować w swoich klipach, nie pokazujecie się na zdjęciach, ani na okładkach waszych płyt. Dlaczego?

To nie było zamierzone! Choć prawda jest taka, że ludzie często nas porównują nas z tego powodu do Daft Punk... Problem w tym, że kiedy po 10 latach, w ciągu których nasze drogi się rozeszły, spotkaliśmy się z Philipem, przymierzyliśmy się do robienia muzyki bez specjalnych planów, w jakim kierunku pójdziemy dalej. Nie marzyła nam się kariera, ani nawet cały album. Kiedy nasz pierwszy kawałek "So I Begin" zaczął zdobywać popularność, wszystko potoczyło się już tak szybko, że po prostu nie byliśmy na to przygotowani. Nie wiedzieliśmy, czy decydować się na sesję zdjęciową, czy występ w teledysku i paru spraw po prostu zwyczajnie nie dopilnowaliśmy. Ale teraz, przy promocji albumu, zaczynamy się już pokazywać, udzielamy wywiadów i gramy koncerty, bo od początku jesteśmy bardziej zwierzętami scenicznymi, niż DJ-ami.

Jakiej muzyki słuchacie prywatnie? Na płycie jest dużo zsamplowanych riffów gitarowych, więc domyślam się, że jesteście również fanami ostrzejszego brzmienia?

Ponieważ bierze się nas za DJ-ów, wszyscy myślą, że nasza muzyka opiera się na czymś, co powstało już wcześniej, czyli na samplach. A tymczasem do nagrania płyty zaprosiliśmy gitarzystę, który sam zagrał na wszystkich kawałkach. Jeżeli chodzi o nasze fascynacje muzyczne, to tęsknimy za brzmieniem z lat 80. Osobiście namiętnie słucham takich zespołów, jak Yes, Toto, Genesis, uwielbiam Petera Gabriela czy Duran Duran. Zdecydowaliśmy się wykonywać muzykę taneczną, bo to przy niej można najbardziej poeksperymentować - dźwięk jest tu do dowolnej przeróbki. I przede wszystkim można tu wplatać te piękne melodie, jakie towarzyszyły utworom z tamtego okresu.

Remiksowaliście utwory wielu wykonawców. Współpracę z kim wspominacie najlepiej?

Największym wyzwaniem było dla nas chyba zmiksowanie "Endangered Species" Deep Forest. To przecież jeden z największych zespół francuskich, który sprzedał miliony albumów we Francji i na całym świecie. Eric i Michel przyczynili się zresztą do rewolucji dźwięku elektronicznego, nadali nowego znaczenia kierunkowi znanemu jako 'world music'. Bardzo baliśmy się tego zlecenia, ale ostatecznie okazało się ono bardzo przyjemne. Szczególnie, jeżeli spotkaliśmy się z całkiem pozytywnymi rekcjami. Trochę innego rodzaju wyzwaniem było zmiksowanie klasycznego tematu Jerzego Fryderyka Heandla, wykorzystanego jako motyw nowych reklamówek Levi?s. Długo zachodziliśmy w głowę, jak połączyć muzykę klasyczną z tanecznym rytmem... I to było właśnie najciekawsze, bo w tej pracy nigdy nie wiadomo, jaki będzie ostateczny rezultat. Ale ostatecznie jesteśmy z niego bardzo zadowoleni. A poza tym miło wspominamy jeszcze pracę dla greckiego artysty Antony'ego Crenosa - po prostu jego kawałek bardzo nam się spodobał i postanowiliśmy przerobić go na swoją modłę. Tak w ogóle robienie remiksów to bardzo przyjemna sprawa!

Czy w takim razie w przyszłości zamierzacie może zremiksować jeszcze jakiś utwór klasyczny?

Kto wie, w końcu pierwsze koty za płoty...(śmiech) Coraz częściej zaczynamy jednak przebierać w zleceniach, jakie do nas napływają. Nienaruszalnym kryterium jest to, żeby się rozwijać, stale zrobić coś nowego. Praca dla Deep Forest czy Levi's to dwie zupełnie różne produkcje. Obecnie marzy się nam zremiksowanie kawałków takich zespołów, jak Toto czy innych gwiazd, przy których marzyliśmy i dorastaliśmy w młodości - Peter Gabriel, Yes... Może wtedy udałoby się nam nawet spotkać Petera czy Jona Andersona.

W Wielkiej Brytanii prawdziwe triumfy święci teraz nowa, big-beatowa wersja utworu Elvisa Presleya "A Little Less Conversation". Słyszeliście ten utwór i co o nim sądzicie?

Nie udało mi się dokładnie nie wsłuchać w ten numer, więc nie mogę za bardzo się na ten temat wypowiadać. Zwłaszcza, że dla mnie przesłuchanie jakiegoś kawałka polega na przyniesieniu go do domu i odtworzeniu dopiero w zaciszu własnego studia... Ostatnio trochę irytuje mnie to, że w Europie słychać obecnie mnóstwo coverów, które nie zawsze okazują się udane. Co innego, jeżeli coś samplujesz i tworzysz na tej bazie swoją produkcję, a inaczej jest, jeśli bierzesz piosenkę oryginalną i twój jedyny wkład to dodanie do niej tylko z tyłu jakiegoś beatu czy przeszkadzajek. Nie bardzo mi się to podoba...

Jako z jednych nielicznych wykonawców muzyki klubowej gracie regularne koncerty. Czy planujecie już jakąś trasę koncertową Galleona i czy zobaczyć was można będzie także poza granicami Francji?

Oczywiście, zresztą gramy dużo więcej w Europie niż we Francji, gdzie tak naprawdę graliśmy dotąd bardzo mało. Mamy już za sobą występy w Niemczech i we Włoszech. Chcemy grać jak najwięcej koncertów, by ludzie zrozumieli, że jesteśmy nie DJ'ami, ale normalnymi muzykami. Nie zrozum mnie źle, nie mamy nic przeciwko DJ-om, to przecież dzięki nim jesteśmy dzisiaj tym, kim jesteśmy. To oni najpierw wypromowali nas w klubach, zanim jeszcze trafiliśmy do radia i telewizji. Ale chcemy wszystkim uświadomić, że swoje piosenki stworzyliśmy od A do Z -sami napisaliśmy muzykę i tekst, stworzyliśmy aranżacje. Dlatego tak chcemy teraz grać na żywo!

Przez parę lat śpiewałeś w Nowym Jorku. Czy wydaje ci się, że doświadczenie jakie zdobyłeś przez ten czas, w jakiś sposób wpłynęło na to, jak teraz śpiewasz?

Tak, bardzo lubię angielską muzykę... ale wszyscy chyba tak mówią! Francuzi znaleźli sposób na wypromowanie swojej muzyki, bo nazywają się i śpiewają po angielsku. To się po prostu lepiej sprzedaje... Ale ja śpiewam po angielsku, bo naprawdę słucham takiej muzyki i jestem naprawdę oczarowany dźwięcznością tego języka. Miałem okazje pracować w Nowym Jorku, z bardzo ważnymi dla mnie ludźmi. Wiele się od nich nauczyłem i trochę śmieszne, że do końca myśleli, że Galleon to projekt amerykański, a nie francuski.

Czy w zespole w równym stopniu z decydujecie o muzyce, jaką gracie, czy sprawami muzyki zajmuje się tylko np. Philippe, a ty jesteś na przykład tylko od wokali?

Zazwyczaj dzielimy się pracą tak, że Philippe pracuje nad wszystkim, co instrumentalne - dźwiękiem, miksowaniem, a ja nad wszystkim, co wiąże się z wokalem i melodią. Taki system pracy funkcjonuje całkiem w porządku, skuteczne i szybko. Każdy ma swoją role, i nie wchodzimy sobie w drogę. Zawsze tak pracujemy.

Pochodzicie z Marsylii - czy według was trudniej jest wybić się muzykowi klubowemu we Francji, jeżeli nie mieszka i nie tworzy w Paryżu?

We Francji są dwa bieguny, wokół których koncentrują się twórcy muzyki tanecznej - Paryż i Marsylia. Są też inne miasta, ale w nich tworzy się głównie muzykę typowo francuską. W temacie house istnieją naprawdę tylko Paryż i Marsylia, bo z Marsylii pochodzi zespół Superfunk i inni, a w Paryżu działają Daft Punk, Modjo czy Bob Sinclar. My jednak nigdy nie zastanawialiśmy się, gdzie byłoby nam trudniej czy łatwiej. Inna sprawa, że mieszkamy godzinę jazdy samochodem od Marsylii... ale podpisać kontrakt pojechaliśmy do Paryża!

Wydaje mi się, że jeżeli masz dobry pomysł, znajdziesz do niego odpowiednie brzmienie i melodię, to nie ma znaczenia, skąd jesteś... Nawet nie masz pojęcia, w jakiej dziurze nagrywaliśmy swój materiał: w piwnicy, w domu w małym miasteczku - gdybyś zobaczył to miejsce, pewnie nigdy byś nie wierzył, że można w nim zrobić coś kreatywnego. Teraz, kilka tygodni po nagraniu całego materiału, rozmawiam z tobą, dziennikarzem z Polski, a jeszcze niedawno nigdy bym mu nie uwierzył, że moją muzyką może interesować się ktoś spoza granic Francji. Jak widać, nie poddaje się ona żadnym ograniczeniom...

Wystarczyło wyprodukowanie jednego winyla, skontaktowanie się z paroma DJ-ami grającymi w okolicy, wysłanie go do zaprzyjaźnionych stacji radiowych i... ruszyła cała machina popularności. Zaczęliśmy dostawać telefony z radia, telewizji, od sklepikarzy, wytwórni płytowych itd. Okazało się, że projekt Galleon ma w sobie to COŚ, czego brakuje czasem nawet największym gwiazdom...

Czy poza tymi miastami, które wymieniłeś, francuska scena klubowa jest równie aktywna?

Tak, oczywiście - house to teraz prawdziwy ruch muzyczny, a nie tylko efekt jakiejś mody. Wchodząc do sklepu muzycznego, widzisz już specjalne półki z francuską muzyką elektroniczną, a narodziło się ostatnio dużo nowych, dobrych projektów, m.in. w Toulouse, Montpelier, Lille... Przy obecnych rozwiązaniach technicznych, żeby przygotować utwór do produkcji, nie trzeba już się wybierać do dużego studia... My wszystko zrobiliśmy u siebie w domu. House to specyficzną muzyka, w której, żeby zaistnieć, trzeba zabłysnąć oryginalnością. My postawiliśmy na połączenie nowoczesnych rytmów z głosami jak z lat 80. Podobnie jak w latach 80., głos jest autentyczny, czysty, prawie wcale nie używaliśmy wokodera.

Kogo z francuskich muzyków ostatnich lat cenicie najbardziej? Air albo Daft Punk, czy raczej starsze zespoły, np. Deep Forest?

Lubię Daft Punk, szanuję Air, przyjaźnię się nawet z jednym z członków tej grupy. Ale tak naprawdę to zatrzymałem się na latach 80., wiesz: Toto, Genesis, Yes... Słucham bardzo dużo Petera Gabriela -to mój idol, jeżeli chodzi o wokal. Tak samo podobają mi się głosy Simona Le Bona z Duran Duran, wokalisty Jamiroquai... mogę ich słuchać godzinami.

(Na podstawie materiałów promocyjnych Sony Music Polska)

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: deep | muzyka | Dr House
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy