Reklama

"Śpiywanie i granie to uciecha świata"

Grupa Golec uOrkiestra, rodem z Milówki, podbiła polski rynek muzyczny w 1999 roku, gdy ukazał się jej pierwszy album, zawierający takie przeboje, jak "Kochom ciebie dziywcyno" i "Crazy Is My Life". Połączenie muzyki góralskiej z elementami innych gatunków dało znakomity wynik, czego potwierdzeniem był drugi album wydany w 2000 roku i kolejne przeboje - "Ściernisco" i "Słodycze". Oba sprzedały się w nakładzie ponad 200 tysięcy egzemplarzy. Potem fani grupy otrzymali jeszcze płytę świąteczną (2000 rok) i ścieżkę dźwiękową do filmu "Pieniądze to nie wszystko" (2001), a trzeci album "Golec uOrkiestra 3 - Kiloherce prosto w serce" pojawił się w marcu 2002 roku. Z okazji wydania tej płyty Konrad Sikora rozmawiał z wokalistą Łukaszem Golcem o niespodziankach, jakie znalazły się na tym albumie, nowych członkach zespołu, miłości do muzyki i podatkach.

To już wasz trzeci album... Czym tym razem macie zamiar zaskoczyć swoich fanów?

Przede wszystkim sporym zaskoczeniem może być dla wielu osób męski chór cerkiewny, z którym nagraliśmy pięć utworów. To jest zderzenie dwóch kultur. Wydaje mi się, że czegoś takiego jeszcze w naszym kraju nie było. Są to piosenki nowoczesne, skomponowane przez nas, ale brzmią jakby miały 100, a może nawet 150 lat.

Jak doszło do tej współpracy?

Myśleliśmy o tym już od kilku lat, ale z różnych powodów to się odwlekało. Tym razem jednak udało się wszystko odpowiednio zaaranżować i jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni. W głowie mamy już wiele pomysłów na następny album i wstępnie nawet wiemy, jak będzie wyglądał. Ale na razie nie ma o tym co rozmawiać.

Reklama

Tytuł płyty "Kiloherce prosto w serce" wskazuje, iż jest ona bardzo energiczna...

Zdecydowanie jest to płyta bardzo energetyczna i przede wszystkim optymistyczna. Na albumie znalazło się w sumie 13 utworów - to kontynuacja tradycji związanej z poprzednimi wydawnictwami. "13" to dla nas szczęśliwa liczba, w zespole w końcu gra 13 muzyków i dlatego premiera płyty odbyła się 13 marca. Nagrywając ją byliśmy przekonani, że musi nam wyjść coś, co będzie się nadawało do posłuchania w domu, ale także przy czym będzie można tańczyć na imprezach. A kaliber imprezy nie gra tu roli. Mogą to być czyjeś imieniny, a może to być równie dobrze jakaś huczna zabawa. Płyta miała być taneczna i do tego jeszcze miła dla ucha.

Czy teksty piosenek w jakiś stopniu odbiegają od dotychczasowej tematyki?

Śpiewamy o sprawach bliskich każdemu z nas. Na przykład o miłości do muzyki i o podatkach. W końcu każdy z nas je płaci. Piosenka "Gdzie się podziały nasze podatki" jest coverem. To znaczy wykorzystaliśmy w niej melodię piosenki "Gdzie się podziały tamte prywatki". Zrobiliśmy ją po swojemu i przypomina teraz trochę francuskiego walczyka. Na albumie znalazła się także piosenka dedykowana Adamowi Małyszowi, czyli "Zwycięstwo". W tym utworze towarzyszą nam dwa regionalne zespoły dziecięce - "Grojcowianie" i "Magurzanie". Generalnie są to piosenki bliskie sercu każdego Polaka.

Czy oprócz chóru są jakieś inne niespodzianki?

Jest jeszcze jeden utwór reggae "Kto się ceni". Gramy w nim na trombitach, to taki stary góralski instrument. Najważniejsze jednak jest to, że doszedł do zespołu nowy gitarzysta Grzegorz Kapołka, świetny muzyk bluesowy. Na poprzednich płytach grał w kilku utworach, a teraz zagrał prawie we wszystkich piosenkach i od dwóch tygodni jest już oficjalnym członkiem zespołu. Bardzo się z tego powodu cieszymy. Trzeba także wspomnieć, że piosenkę "Mów do mnie miły" zaśpiewała Edyta [Golec, żona Łukasza - przyp. red.], a Jarek Zawada śpiewa "Połamańca". Można by także wiele mówić o bogatej instrumentacji na tym albumie. Pod tym względem jest on znacznie bogatszy od poprzednich produkcji i na pewno dojrzalszy muzycznie, tak przynajmniej nam się wydaje. Zapomniałbym o jeszcze jednej sprawie - gościnnie na płycie pojawia się Joszko Broda, który gra na fujarkach, dudach i gajdach oraz na drumli. W jednym utworze na saksofonie gra Marek Podkowa, a instrumentów różnego kalibru na tej płycie jest jeszcze wiele, wiele więcej.

Czy pojawienie się w zespole Grzegorza Kapołka oznacza, że w przyszłości zbliżycie się bardziej do bluesowo-jazowych klimatów?

Nagraliśmy jeden taki utwór, który się jednak na tej płycie nie zmieścił. Na albumie Grzegorz wprowadził swoją grą na gitarze bardziej klimaty hiszpańskie i rosyjskie, gra m.in. na banjo i kierował się bardziej w stronę muzyki rozrywkowej. Jego gra zdecydowanie się wyróżnia i nadaje naszej muzyce nowy charakter. Nie ma stricte rockowego grania, jest ono bardziej akustyczne. Co do następnego albumu to wszystko jest możliwe, niczego nie możemy wykluczyć. Mamy parę pomysłów na zaprezentowanie bluesa i jazzu w nowej, przyswajalnej przez szerszą publiczność formie.

Czy nagrywając ten album czuliście jeszcze na sobie presję podobną do tej, jaka towarzyszyła pracom nad pierwszymi dwoma?

Czuliśmy, ale nie była to presja negatywna. Chodzi o to, że kiedy zabieramy się do nagrywania, wytwarza się takie specyficzne ciśnienie, które nas motywuje do pracy i powiedziałbym nawet, że nas uskrzydla. Każda płyta musi bowiem mieć w sobie coś nowego, nie możemy popadać w rutynę i po prostu odklepywać kolejnych piosenek, to nie w naszym stylu. Bardzo dbamy o szczegóły i jeśli piosenka ma zabawny tekst, dobieramy do niego odpowiednią muzykę. Wszystko musi się zgadzać. Taka presja zawsze nam towarzyszy, ale nie uważamy jej za coś złego. Każdą płytę nagrywamy "na ciśnieniu" i nigdy do końca nie jesteśmy pewni, jaki będzie końcowy efekt tych prac.

Dlaczego wybraliście utwór "Pędzą konie" na pierwszego singla promującego płytę?

Ta piosenka poszła z kilkoma innymi do badania i zdobyła 75 procent pozytywnych opinii, co jest bardzo dobrym wynikiem. Badanie zostało przeprowadzone na grupie tysiąca osób, w wieku od 20 do 40 lat. Dlatego wybraliśmy właśnie ten utwór i jak na razie dobrze się sprawdza. Na koncertach ludzie już go z nami śpiewają i dobrze się przy nim bawią. Uważamy, że to dobry utwór, który posiada tekst bliski naszemu sercu...

Skąd tak oryginalny pomysł na teledysk do tego nagrania?

Tak naprawdę nie wyszedł on od nas. Jest on pół-animowany i wykorzystano w nim obrazy góralskie malowane na szkle, a pochodzące z naszej okolicy. Bardzo nam się to spodobało. W sumie wszystko odbyło się w ten sposób, że wysłaliśmy do kilku ekip propozycję nawiązania współpracy i wybraliśmy najciekawszy pomysł.

Ciekawie prezentuje się także okładka płyty "Kiloherce prosto w serce". Czy jest w niej jakieś przesłanie?

Okładka przedstawia serce przebite dwoma strzałami, takie serce ma herb Milówki; na tej płycie jest wiele tekstów o miłości do muzyki, do drugiej osoby ,do przyrody i to trochę wiąże się z tym czerwonym sercem. Na płycie kompaktowej naniesiona jest koronka koniakowska, chcemy pokazać nasze przywiązanie do tej naszej "małej ojczyzny".

Golec uOrkiestra to zespół, który sam wydaje swoje płyty. Czy w przyszłości zamierzacie schować się pod skrzydłami jakiejś dużej firmy fonograficznej?

Nie. Ten temat już nie raz przerabialiśmy i wiele się o tym wszystkim dowiedzieliśmy. Jednak uczymy się na błędach i wychodzimy z założenia, że tego rodzaju układ jest dla nas najkorzystniejszy. Jeżeli mogę komuś coś w tej kwestii doradzić, to polecam wszystkim, aby działali właśnie w ten sposób, czyli być samowystarczalnym, a przykład wzięliśmy z Budki Suflera.

Jesteście jednym z zespołów, który "oddał głos na muzykę w RMF FM". Czy bojkot ogłoszony swego czasu przez Radio Zet dotknął was?

Zetka puszcza nasze utwory. Jeśli ktoś do nas się zwraca z prośbą o nagranie jakiegoś dżingla, czy czegoś w tym stylu, to nigdy nie odmawiamy. Przecież braliśmy udział w podobnych kampaniach dla Zetki, dla Trójki, dla Radia Katowice i jeszcze innych stacji. To jest jeden świat, wspólny świat i trzeba sobie nawzajem pomagać.

Nie czujecie się nieco zmęczeni tym trybem życia?

Nie. Dla nas jest to po prostu dobra zabawa. Cieszy nas to, że to, co robimy, sprawia innym tyle przyjemności. Widzimy, że ludzie żyją tymi piosenkami i w jakiś sposób identyfikują się z tekstami naszych piosenek. Weźmy choćby takie "Ściernisko". Każdy z nas ma jakieś marzenia i każdy z nas marzy o tym swoim San Francisco. Podobnie jest z kompozycją "Do Milówki" wróć.

Co jest najmniej przyjemnym elementem waszej kariery? Czy dziennikarze bardzo wam wchodzą butami w życie?

Zdarza się, że "wchodzą z buciorami". Tak było na moim ślubie i Pawła. W normalnym domu jest to impreza rodzinna, a tu było to publicznym wydarzeniem. Człowiek jest tylko człowiekiem i jeżeli ma swoje wielkie święto, ma prawo do absolutnej intymności i izolacji. Scena jest sceną i tam można wszystko fotografować i opisywać.

Kiedy ukazała się wasza debiutancka płyta, a swój pierwszy album wydały Brathanki, na rynku pojawiło się sporo innych zespołów grających "na góralską nutę". Teraz, po kilku latach, zostaliście tylko wy i Brathanki. Co to może oznaczać?

Cały czas powtarzam, że nie ma żadnej mody na folk, to jest sztuczny wymysł jakichś ludzi na stołkach. Ktoś sobie wymyślił, że wystarczy zagrać na gynślach i burczybasach i już będzie dobra, modna muzyka. Liczy się kunszt. Moim zdaniem Golec uOrkiestra to zespół popowy, czy jak go tam zwał. Liczy się pomysł, dobry tekst. Musi być w tym coś, co sprawi, że ludzie będą chcieli tej muzyki słuchać. Sztuka musi być sztuką - sztuką jest napisać dobry tekst i odpowiednio zaaranżować piosenkę. Każdy towar ma swojego klienta i każdy orze jak może; nie ważne, o jakim gatunku muzycznym będziemy rozmawiać, istotą jest to, aby zachować odpowiedni poziom muzyczny.

Macie wykształcenie muzyczne, znane są wasze jazzowe zamiłowania. Czy w związku z tym planujecie wydanie, może pod inną nazwą, płyty odmiennej muzycznie, np. jazzowej?

Jeszcze jest wiele muzyki do zrealizowania, do nagrania i zaprezentowania. Jeszcze nie wszystko zostało wypowiedziane. W muzyce wiele jest luk i możliwości. Cały czas myślimy nad naszym nowym wizerunkiem; przyznaję się, że jest to pracochłonne i wymaga czasu. Muzyka i tekst muszą być zintegrowane, muszą współbrzmieć i być dopasowane do siebie.

Co jest waszą największą inspiracją?

Stworzyć potężną symfoniczną orkiestrę góralską, połączyć to z big-bandem jazzowym, i na to wszystko nałożyć chóry mieszane i wspólnie odśpiewać "Śpiywanie i granie to uciecha świata, kieby nom zagrali przesłyby nom lata; nie na to jo śpiywom cobyście słyseli, ino na to śpiywom niek się świat weseli.." "HEJ!!!"

Co z tą nagrodą Grammy? Doczekamy się jej?

Cały czas po cichutku marzymy o niej. Trzeba próbować na różne sposoby, w każdym bądź razie istnieje kategoria world music, w której do tej pory wygrywali Szkoci, Irlandczycy lub muzyka country. Wydaje nam się, że muzyka rodem z gór z Karpat ma wielkie szanse i niczym nie odbiega od tego, co inni prezentują. Trzymajcie kciuki za Golec uOrkiestrę. "Tu na razie jest ściernisco, ale będzie San Francisco...".

Jak przedstawiają się plany koncertowe Golec uOrkiestra, czy planujecie jakąś oficjalną trasę promocyjną?

Szczerze mówiąc jesteśmy cały czas w trasie. Nie mamy czegoś takiego, że gramy tylko wtedy, gdy wychodzi płyta, albo coś w tym stylu. Dajemy miesięcznie jakieś 20 koncertów, chociaż w ostatnim okresie, kiedy pracowaliśmy nad płytą, było ich trochę mniej. Jednak już lada dzień ruszamy w rejs i będziemy grali wiele koncertów. Czeka nas sporo występów zagranicą. W czerwcu jedziemy do Kanady, we wrześniu wybieramy się do Stanów Zjednoczonych, a na listopad mamy zaplanowaną Australię. Później czekają nas jeszcze Niemcy i Dania. Słuchają nas w wielu krajach nie tylko rodacy, ale również cudzoziemcy.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: piosenki | świat | przeboje | muzyka | piosenka | serce | granie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy