Reklama

"Śpiew to moja pasja"

Sylwia Wiśniewska, choć wydała właśnie swoją dopiero pierwszą płytę, z pewnością debiutantką nie jest. Z branżą artystyczną związana jest już od dziecka dzięki ojcu, absolwentowi szkoły cyrkowej, soliście Zespołu Wojska Polskiego i Teatru na Targówku. Pierwsze szlify sceniczne Sylwia zdobyła już w 1998 roku śpiewając w girlsbandzie Taboo, którego była główną wokalistką i autorką tekstów. O tym, jak rozpoczęła się jej droga do sukcesu, o debiutanckim albumie i związanych z nim nadziejach, z Sylwią Wiśniewską rozmawiał Konrad Sikora.

Sylwio, jak powstawał twój debiutancki solowy album?

Nad płytą pracowałam ponad rok. Pomagał mi w tym od początku Wojtek Olszak. W sumie zebraliśmy ponad 100 piosenek, z których - drogą eliminacji - wybraliśmy ostatecznie 13. Do ośmiu piosenek napisałam teksty sama, a w czterech utworach wyręczył mnie w tym Andrzej Ignatowski. Uprzedzając pytanie o teksty powiem, że piszę je na podstawie tego, co przeżywam, czego doświadczam. Chcę opowiedzieć o sobie, przekazać to, co czuję, z drugiej jednak strony zachowuję coś dla siebie. Jestem kobietą i nie mogę otworzyć się całkowicie. W tych czterech tekstach napisanych przez Andrzeja odnajduję siebie i dobrze mi się je śpiewało.

Reklama

Na płycie jest trzynaście utworów - jesteś przesądna?

Nie, w żadnym razie. Po prostu wydawało nam się, że tak będzie dobrze. To taka standardowa liczba piosenek na płycie.

Ten trzynasty utwór to „Kawiarenki” z repertuaru Ireny Jarockiej. Jak to się stało, że nagrałaś właśnie tę piosenkę?

Od zawsze ją lubiłam. Kojarzy mi się z dzieciństwem, ze szczęśliwymi chwilami. Poza tym uwielbiam przesiadywać w kawiarenkach, wiele z nich ma swój charakterystyczny klimat. Tą piosenką chciałam właśnie to podkreślić, oddać tę atmosferę.

Jak wspominasz współpracę z Michałem Grymuzą i Wojtkiem Pilichowskim?

To było dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem, że zgodzili się ze mną grać. Cóż tu dużo mówić. To są naprawdę wspaniali muzycy i praca z nimi to był dla mnie bardzo duży zaszczyt. Nie mogłam sobie chyba wymarzyć lepszych współpracowników na debiutanckiej płycie.

Jakie wiążesz nadzieje z tą płytą?

Ciężko mi mówić o jakichkolwiek nadziejach. To moja debiutancka płyta. Chcę po prostu, aby podobała się ludziom. Zależy mi na tym, aby moja praca została doceniona. To jest chyba dla mnie najważniejsze.

Czy nie boisz się, że w natłoku popowych, wakacyjnych płyt, twój album przejdzie niezauważony?

Uważam, że czerpanie wzorców z Zachodu jest bardzo pozytywne. Ze spokojnym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to pierwsza produkcja tego typu. Faktem jest, że płyta jest ogólnie pop, ale mieści się na niej stylizacja funk, soul, r’n’b. Są to bardzo nowoczesne aranżacje z elementami breakbeatu. Tego typu rzeczy produkują ostatnio choćby Rodney Jerkins, czy też Kevin Shakespeare, którzy współpracowali przy ostatnich albumach Toni Braxton, Whitney Housto, Destiny’s Child czy też TLC. To są moje obecne fascynacje i to chciałam zawrzeć na tej płycie. Dlatego nie boję się, że w natłoku tak wielkiej ilości popowych płyt ja gdzieś zginę. Zupełnie się tak nie nastawiam, idę własnym torem i nie myślę o żadnej konkurencji, o innych kobietach na rynku, bo do tego nie można w ten sposób podchodzić.

Wymieniłaś swoje obecne fascynacje, czy zawsze interesowała cię taka właśnie muzyka?

Zawsze podąża się trendami muzycznej mody, każdej mody. Obecnie to mnie fascynuje i chciałam nagrać płytę na czasie, bo o to w tym wszystkim chodzi. Ale nie zamykam się na inne trendy muzyczne. Wychowałam się na grupie Queen, kocham ich i będę kochać do grobowej deski. Poza tym to, że nagrałam taką właśnie płytę, nie oznacza, że nie słucham muzyki poważnej, rockowej, britpopu czy innych rzeczy. Chciałam nagrać taką płytę i ją nagrałam, kolejna – myślę - będzie podobna. Mam nadzieję, że nie odbiegnę w całkiem drugą stronę. Dojdą ewentualnie nowe brzmienia, które przyjdą do nas zza oceanu. Nagrywa się komercyjne płyty, bo one mają być dla ludzi, muszą być na czasie. Wzorowanie się na zachodnich wykonawcach nie jest niczym niedobrym.

Czy są jakieś osoby, z którymi chciałabyś zaśpiewać w duecie?

Nie zastanawiałam się nad tym. Z Freddiem Mercury, ale to jak wiemy jest niemożliwe. Z zagranicznych wykonawców to chyba Annie Lennox. Uwielbiam ją, tak solo jak i z Eurythmics. Nie pogardziłabym duetem z Georgem Michaelem czy też Whitney Houston, ale bądźmy realistami. Jeśli chodzi natomiast o krajowych artystów, to chciałabym zaśpiewać wspólnie z Ryszardem Rynkowskim.

Masz za sobą karierę w zespole Taboo. Nie odniósł on większego sukcesu. Jak myślisz, dlaczego tak się stało?

Zespół powstał w roku 1997, a zniknął w 1998. Funkcjonował niecały rok. Dlaczego nie odniósł sukcesu? Możemy porozmawiać szczerze? Myślę, że podstawowa różnica między Taboo a moją solową płytą jest taka, że Taboo to był taki poniekąd twór troszeczkę komercyjny, czyli wypełnienie luki na rynku, takie polskie Spice Girls. Był to, przyznaję, mało profesjonalny zespół, chociażby z tego względu, że koncertowałyśmy głównie z playbacku i śpiewałyśmy to, co nam narzucono. Ja nawet napisałam tam kilka tekstów, ale to nie znaczy, że miałyśmy na to wszystko jakiś większy wpływ. Poza tym wydawała nas mała firma fonograficzna. Nie chcę szukać minusów tego wszystkiego, ponieważ widzę w tym jeden wielki plus. Gdyby nie Taboo, to przypuszczalnie nie rozmawiałabym teraz z tobą. Przez ten czas poznałam bardzo wielu ludzi, którzy pomogli mi osiągnąć to, co dzisiaj mam i pomogli zrealizować mi moje marzenie o nagraniu solowej płyty. Cieszę się, że przebrnęłam przez ten zespół, bo doświadczyłam artystycznego życia, niekoniecznie na wielką skalę – koncerty, press-toury – obyłam się z tym i przywykłam do tego. Mogłam pozbyć się tej tremy. Choć dopiero teraz jestem wypuszczona na szeroką wodę i bardzo się boję. Mam jednak nadzieję, że jest to trema mobilizująca, a nie paraliżująca. Dlatego myślę, że nie należy pamiętać o rzeczach złych. Poza tym przyszedł taki moment, że przestałyśmy się ze sobą dogadywać w piątkę. Pięć kobiet, pięć różnych charakterów. Ja podziwiam ludzi, którzy potrafią ze sobą w muzycznej branży pracować latami. Zazwyczaj ludzi wiąże pasja, charakter ujawnia się później i albo ludzie się dogadują, albo nie. W naszym przypadku okazało się, że nie potrafimy się porozumieć i postanowiłyśmy się rozpaść. Krótko mówiąc, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Duża firma fonograficzna zaproponowała mi współpracę, podpisanie kontraktu. Zaczęłam pracować nad materiałem, a co najważniejsze, firma zupełnie niczego mi nie narzucała. Zaakceptowali zarówno moją wizję tej płyty, jak i wizerunek, za co jestem im wdzięczna. Śpiew to moja pasja.

Czy utrzymujesz kontakt z pozostałymi członkiniami Taboo?

Powiem krótko. Z żadną nie utrzymuję kontaktu. Kontakt się urwał w momencie rozpadu zespołu. Oficjalnego, bo podobno nieoficjalnie na rynku ten zespół jeszcze trochę istniał. Z tego co wiem, koleżanki powróciły do swych poprzednich zajęć.

Jak powiedziałaś, udało ci się odnieść sukces dzięki Taboo. Co poradziłabyś w takim razie młodym wokalistkom, które także szukają swej szansy?

Na pewno mogę powiedzieć, że osoby, które chcą i potrafią śpiewać, bo to jest bardzo istotne, powinny szkolić swe głosy. To jest podstawa. Nie trzeba kończyć specjalnych szkół. Ja żadnej nie ukończyłam, mam ten głos po prostu naturalnie. Biorę jednak lekcje. Ćwiczę intonacje i skalę. To są ćwiczenia bardziej techniczne. Należy chodzić na castingi, do różnych programów typu „Szansa na sukces”, przecież tylu ludziom się udało. Ja jednak unikałam wszelkich castingów, bo jestem osobą bardzo zamkniętą w sobie. Jestem introwertykiem, nie lubię się afiszować i wystawiać na pokaz. Zawsze unikałam castingów, a to, że trafiłam na ten do Taboo, to był zupełny przypadek. Weszłam z ulicy, wciągnęła mnie koleżanka. Trzeba zaliczać wszelkie tego typu rzeczy, bo to jest ważne, aby się pokazywać. Ten, kto potrafi śpiewać, a siedzi w domu, niczego nie osiągnie. Gdzieś bowiem trzeba swe umiejętności zaprezentować.

Czym jest dla ciebie Internet?

Jest oknem, oknem na świat i wszystko co nas otacza. Nie mam w domu dostępu do Internetu, ale mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni. Ciszę się, że coś takiego istnieje.

Czy jako wokalistka uważasz, że jest to dla ciebie szansa promocji?

Na pewno. Jest to kolejny rodzaj promocji i to coraz bardziej potężny. Człowiek z każdego zakątka świata może się o mnie dowiedzieć. Ostatnio jednak rozmawiałam o piractwie w Internecie. To może jednak być zagrożenie. Myślę, że umieszczanie fragmentów utworów jest w porządku, ale umieszczanie całych płyt to już przesada. Z piractwem jednak szybko nie wygramy. Jednak promocyjnie Internet może bardzo pomóc, zwłaszcza debiutantom.

Dziękuje za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: firma | śpiew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama