Reklama

"Rynek europejski jest dla mnie ważniejszy"

O Kellym Simmonzie właściwie nie można napisać zbyt wiele. Na razie. Ten młody Japończyk ma bowiem spory potencjał i jeżeli wykorzysta go właściwie, jego nazwisko może znaczyć bardzo wiele. Na razie ma na koncie dwie płyty i wielką chęć zaistnienia poza swoją ojczyzną. Z okazji europejskiej premiery albumu "Sign Of The Times", z Kellym Simmonzem rozmawiał Lesław Dutkowski.

"Sign Of The Times" to twoja pierwsza płyta nagrana dla europejskiej wytwórni - Lion Music. Czy to oznacza, że od tej pory zamierzasz skoncentrować się na rynku europejskim?

Powiem więcej, rynek europejski jest dla mnie ważniejszy. Wszystkie teksty są napisane po angielsku, a w mojej muzyce słychać wpływy grania artystów z tego kontynentu.

Imponujące jest to, że grasz na wszystkich instrumentach i to na tak wysokim poziomie. To chyba trudne zadanie, komponowanie całej muzyki, nagranie jej i wyprodukowanie. Nie myślałeś, aby zatrudnić kogoś do pomocy, na przykład sesyjnego perkusistę? A może należysz do tych artystów, którzy lubią mieć kontrolę nad całym procesem powstawania płyty?

Reklama

Uwierz mi, że nagranie tego wszystkiego było bardzo ciężkim zadaniem. Na początku chciałem znaleźć kogoś, ale mi się to nie udało. To było w czasie, kiedy album powstawał, czyli w 1998 roku. Dlatego nagrałem wszystko sam. Wówczas jednak zarejestrowałem wszystko minimalnym nakładem środków, co było o tyle dobre, że już wtedy dość dobrze znałem się na produkowaniu płyt. No i byłem w stanie nagrać instrumenty niezbędne w moich piosenkach. Odkąd mam członków zespołu, Keisike na basie i Tetsuy?ę na perkusji, jestem otwarty na ich uwagi. Zdaję sobie sprawę, że muszę słuchać głosu kogoś innego.

Jak wspomniałeś, "Sign Of The Times" została wydana w Japonii w 1998 roku. Jakie było przyjęcie tej płyty?

To było wydawnictwo niezależne i dlatego nie było prawie żadnej promocji. Ale i tak docierały do mnie bardzo pozytywne recenzje za pośrednictwem Internetu. Nikt mnie prawie wtedy nie znał, a sprzedało się osiem tysięcy egzemplarzy tej płyty. Jestem z tego naprawdę dumny. Dzięki temu uwierzyłem, iż wysiłek musi zostać nagrodzony, jeśli oczywiście nagrasz płytę dobrej jakości.

Jeśli chodzi o teksty na "Sign Of The Times" to właściwie wszystkie niosą z sobą jedno przesłanie - nadzieję na lepszą przyszłość. Czy chodzi o twoją przyszłość jako artysty, czy może o to, co współcześnie dzieje się na świecie?

Dobre pytanie. Kiedyś jak wiesz wybrałem się do USA z marzeniem zostania muzykiem rockowym i czasami spotykały mnie kłopoty, które wynikały z faktu, że jestem Japończykiem. To z pewnością jeden z głównych powodów, dla których te teksty są takie a nie inne. Inny powód to moja wieczna frustracja tym, co dzieje się na rynku japońskim, szczególnie japońskimi wykonawcami śpiewającymi banalne teksty po angielsku. Dlatego też postanowiłem napisać takie teksty, które są w moim osobistym odczuciu odcięciem się od tego, co można znaleźć w Japonii.

Zacząłeś grać na gitarze mając 14 lat, czyli dość późno. Czy było ci trudno osiągnąć tak wysoki poziom, jaki prezentujesz dzisiaj i to zarówno w graniu na gitarze, jak i na klawiszach? Musiałeś być niesamowicie zdeterminowany.

Moja nauka przypominała to, co jest udziałem muzyków klasycznych. Muszę jednak nadmienić, że w grze na gitarze czyniłem bardzo szybkie postępy. Umiałem już przyzwoicie grać po sześciu miesiącach od rozpoczęcia nauki. Po tym czasie grałem już koncerty, podczas których wykonywałem kawałki Loudness. Oczywiście nikt nie chciał mi uwierzyć, że uczyłem się tak krótko i każdy mówił, że na pewno uczę się już kilkanaście lat. Co do perkusji, to dużo grałem na niej w USA i czuję się za zestawem bardzo pewnie. Klawiszami zająłem się dość późno, bo w wieku 20 lat. Dlatego używam sequencera, gdy trzeba zagrać szybkie partie. Mówiąc szczerze, klawiszy używam tylko dla zabawy.

Sądzę, że jednym z najbardziej niezapomnianych momentów w twojej dotychczasowej karierze był koncert, na którym twój zespół otwierał występ Loudness, czyli zespołu, w którym grał twój ówczesny idol, czyli Akira Takasaki. Jak wspominasz spotkanie z nim?

To było jak sen. Pożyczyłem od niego wzmacniacz. Był dla mnie bardzo, bardzo miły. Byłem zszokowany, gdy pokazał mnie i tylko mnie swoje specjalne solówki. Miałem 17 lat i po trzech latach grania byłem już dość pewny instrumentu i umiejętności, ale wrażenie było olbrzymie. Jeśli jeszcze go kiedyś spotkam, podziękuje mu za to, że sprawił, iż jestem tam gdzie jestem jako gitarzysta.

Loudness reaktywowali się blisko dwa lata temu. Domyślam się, że oszalałeś ze szczęścia słysząc tę nowinę?

Dowiedziałem się o tym w sumie nie tak dawno. Trudno jest mi na to odpowiedzieć. Wiem jedno, że jeśli stanę się nieco sławniejszy, chciałbym zagrać z nimi koncert.

Zdecydowałeś się używać imienia Kelly po tym, jak zaczęli cię tak nazywać twoi amerykańscy przyjaciele.A dlaczego wybrałeś nazwisko Simmonz? Sądzę, że nie na cześć Gene’a Simmonsa z Kiss?

Chociaż lubię Kiss, moje nazwisko nie ma z nimi żadnego związku. Moje japońskie nazwisko to Shimazu. Simmon jest trochę zbliżone do Shimazu, jeśli chodzi o wymowę. Dodałem tylko do Simmon z. Ale i tak można to wymawiać z pominięciem z.

Twoja druga płyta "Silent Scream" jeszcze nie jest dostępna w Europie. Możesz coś powiedzieć o muzyce na niej zawartej? Można ją porównać z "Sign Of The Times"? A może jest szansa na wznowienie "Silent Scream" skoro podpisałeś kontrakt z Lion Music?

Jest szansa i to spora. Z tego, co wiem, ta płyta ukaże się w Europie. Można powiedzieć, że "Silent Scream" jest bardziej podobna do solowej płyty wokalisty, chociaż jest oczywiście na niej trochę gitary. Jest bardziej zorientowana na piosenki.

Uczęszczałeś w USA do Guitar Institute Of Technology. W twojej biografii jest jednak linijka - Przestało go interesować to, co tam się działo. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat? Nie podobały ci się zajęcia, znani nauczyciele i ich metody czy coś innego? Zdajesz sobie sprawę, że ta szkoła jest marzeniem wielu gitarzystów na świecie?

Nie interesowało mnie uczenie się techniki. Chciałem się uczyć tego, co mi się może przydać. Poza tym moim zdaniem to umiejętność komponowania jest ważniejsza od techniki. Przez samą technikę nie jesteś w stanie nic wyrazić. Z tego punktu widzenia Guitar Institute Of Technology był niczym obóz, na którym szkoli się kadrę na olimpiadę, a coś takiego zupełnie nie było dla mnie. Pewnie, że można powiedzieć, iż nie wyrazisz zbyt wiele, jeżeli nie posiadasz pewnych umiejętności technicznych. Wówczas jednak miałem już wizję tego, co chcę grać i pracowałem nad sobą pod tym kątem. Taka jest prawda o moim pobycie tam.

Wiem, że w USA byłeś również muzykiem sesyjnym. Z kim zdarzyło ci się pracować i jaką muzykę grałeś?

Może nie powinienem o tym mówić, ale propozycję tej pracy dostałem zanim w ogóle otrzymałem pozwolenie na pracę. Dlatego też wahałem się przyjmować intratne oferty. Z tego też powodu trudniłem się głównie nagrywaniem bardzo komercyjnego materiału dla lokalnych rozgłośni w Ohio. To było naprawdę dobre doświadczenie, które pozwoliło mi podejrzeć, jak nagrywają swoje płyty niektórzy wielcy artyści.

W Europie nie wiemy zbyt wiele o japońskim rocku i tamtejszej scenie, poza kilkoma nazwami, jak Loudness, Anthem czy Kuni. Mógłbyś powiedzieć kilka słów o scenie rockowej w twojej ojczyźnie? Jakie zespoły są popularne i które lubisz i za co?

Był bardzo dobry speedmetalowy zespół X, ale niestety już nie istnieje. Zdobyli popularność nawet wśród ludzi, którzy na co dzień nie słuchają heavy metalu. Co do sceny obecnej, trudno mi cokolwiek powiedzieć, bo niezbyt śledzę to, co się dzieje na scenie japońskiej. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że jest w Japonii scena metalowa, ale jest ona bardzo mała.

Powróćmy na chwilę do płyty "Sign Of The Times". Wspomniałem o przesłaniu tekstów. Mam wrażenie, że okładka tego albumu także sugeruje, że chodzi ci o lepszą przyszłość. To światło w starym, opuszczonym budynku kojarzącym się ze Starożytnym Rzymem chyba można zinterpretować jako światło nadziei?

W ten sposób Akihiro, czyli autor okładki, zinterpretował moje teksty. To jest niczym zebranie elementów barokowych i połączenie ich ze współczesnymi. Taka nowa historia wypływająca z czegoś, co już było.

Wiem, że muzyka Chopina jest bardzo popularna w Japonii. Czy ona też cię inspiruje i czy znasz jeszcze jakichś polskich muzyków?

Chopin to jeden z moich ulubionych kompozytorów. On użył właściwie swojej techniki na potrzeby kompozycji. Podobnie robił Liszt, ale momentami umiał zupełnie zaskoczyć. Jest mi blisko do Chopina jeśli chodzi o podejście do komponowania. Z polskich kompozytorów znam i lubię Henryka Wieniawskiego. Szczególnie jego koncert skrzypcowy No. 2. Jest taki romantyczny i piękny. On był niczym Chopin skrzypiec.

Poza tym, że grasz na kilku instrumentach, śpiewasz, produkujesz, zajmujesz się inżynierią dźwięku, jesteś również projektantem. Co projektujesz?

Głównie moją stronę internetową www.kellysimonz.com.

Album "Sign Of The Times" kończy koncertowa wersja kompozycji "Blind Faith", która naprawdę dobrze brzmi. Czy jest szansa, że zobaczymy cię w Europie na koncertach skoro ukazała się tu już twoja płyta?

Naprawdę bardzo bym chciał tam zagrać. Tak jak ci mówiłem, rynek europejski jest dla mnie ważniejszy niż japoński. Marzy mi się, aby przyjechać tam na koncerty.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: koncert | techniki | przyszłość | USA | nazwisko | teksty | The Times | times
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy