Reklama

"Rodzice są z nas dumni"

Niemiecka grupa Rammstein, której twórczość łączy w sobie ciężkie gitarowe riffy, elektroniczne rytmy i prowokujące teksty, powstała w połowie lat 90., a utworzyli ją muzycy mieszkający wcześniej na terenie NRD. Ich wielka kariera rozpoczęła się od umieszczenia dwóch kompozycji na ścieżce dźwiękowej filmu "Zagubiona autostrada", w reżyserii słynnego Davida Lyncha. Obecnie są najbardziej znanym na świecie niemieckim zespołem. Po sukcesie, jaki odniosły w Europie ich trzy pierwsze albumy, kolejny występ w Polsce (pierwszy raz zagrali w 1997 roku, na festiwalu "Odjazdy") wzbudził ogromne zainteresowanie fanów. W listopadzie 2001 r. Rammstein zagrał w katowickim "Spodku", przywożąc ze sobą niesamowity show, o którym już od dawna mówiło się w samych superlatywach. O współpracy z Davidem Lynchem, koncertach w Stanach Zjednoczonych, rodzicach oraz życiowych błędach, z muzykami grupy - Flakem Lorenzem, Oliverem Riedelem i Paulem Landersem - rozmawiał Konrad Sikora.

W listopadzie zagraliście we Frankfurcie podczas wręczenia europejskich nagród MTV. Jak czuliście się grając na scenie, na której kilka minut wcześniej występowała Kylie Minogue i inne gwiazdy pop.

Czuliśmy się trochę dziwnie, bo byliśmy jedynym zespołem, który tak naprawdę zagrał ostrą rockową muzykę. Limp Bizkit zagrali akustycznie i tylko my daliśmy czadu. Czuliśmy się tak, jakbyśmy byli na jakimś placu zabaw z dzieciakami, ale wszystko poszło OK.

Zanim przyjechaliście na imprezę we Frankfurcie, koncertowaliście w Stanach Zjednoczonych razem ze Slipknot i System Of A Down. Jak was tam przyjęto?

Reklama

Na pierwszych pięciu koncertach widzieliśmy publiczność, której średnia wieku wynosiła jakieś 14 lat, a Slipknot łoili niemiłosiernie. Byliśmy tym wszystkim nieco wystraszeni. Później ta średnia wieku podniosła się. Byliśmy bardzo dobrze przyjęci przez amerykańską publiczność. Dobrze nam się przebywało z muzykami System Of A Down. Po jakimś czasie dogadaliśmy się także ze Slipknotem i końcówka trasy była już naprawdę wspaniała.

David Lynch w swojej biografii poświęca wam dużo miejsca. Powiedzcie w końcu, jak to jest z tą waszą współpracą? Istnieje szansa, że kiedyś znów coś razem zrobicie?

Problem tkwi w tym, że myśmy nigdy nawet z nim nie rozmawiali przez telefon, żaden z nas nigdy nie spotkał się z nim osobiście. Nawet nie wiemy, jak on wygląda! David wykorzystał nasze dwie piosenki w "Zagubionej autostradzie" i w sumie uważamy, że nawet gdyby tak się nie stało, to i tak ten film byłby dobry (śmiech). Przysłał nam tylko czek za nasze piosenki i na tym się skończyło. Chcieliśmy, aby nakręcił dla nas teledysk, ale nigdy nie odpowiedział na nasze zaproszenie. Nie wiemy, co się z nim dzieje i nie utrzymujemy z nim żadnych kontaktów.

Czy w takim razie planujecie może nagrania jakiejś specjalnej muzyki do filmu?

Jeśli ktoś nas o to poprosi, z wielką radością coś takiego zrobimy, ale jak na razie jeszcze nikt nie wpadł na ten pomysł. Mamy taką opinię, że nikt nawet nie próbuje z nami o tym rozmawiać. Ciekawe czemu? (śmiech)

Na albumie "Mutter" wykorzystaliście orkiestrę filmową z Babelsberga, ale w żaden sposób nie złagodziło to waszej muzyki. Dlaczego to zrobiliście?

Każdy zespół nagrywając trzeci album chce wprowadzić do swojej muzyki trochę nowych elementów. My także zdecydowaliśmy się na taki krok i to chyba dobrze. Po prostu chcieliśmy spróbować czegoś nowego.

Na "Mutter" zrezygnowaliście nieco z wizerunku twardzieli i pokazaliście bardziej "ludzką twarz". To był efekt zamierzony?

Założyliśmy rodziny, mamy dzieci... to wszystko wpłynęło na to, że jesteśmy nieco inni i może przez to bardziej ludzcy.

Jak wasze rodziny reagują na wasz sceniczny wizerunek?

Pamiętamy czasy, gdy rodzice mówili nam, że musimy znaleźć sobie jakieś zajęcie, albo zawód, bo zostaniemy życiowymi nieudacznikami. Teraz jednak są z nas dumni. Wiadomo, że jest tak, iż im popularniejsi się stajemy, tym mniej czasu mamy dla swoich bliskich i szczerze mówiąc chyba to im właśnie najbardziej przeszkadza.

To nie pierwsza trasa, na której gracie z Clawfingerem. Kiedyś jednak to wy otwieraliście ich koncerty. Czy wasi szwedzcy koledzy nie są teraz trochę zazdrośni?

Między nami już dawno wytworzyła się ogromna przyjaźń. Na płaszczyźnie międzyludzkiej na pewno nic się nie zmieniło. Nie sądzimy, aby byli zazdrośni. Kiedyś to oni nas zaprosili na trasę, teraz my ich. Kto wie, może za kilka lat role znowu się odwrócą. (śmiech) Przynajmniej mamy jakiś cel. My nie chcemy być supportem, a oni chcą być headlinerem. Muzycznie taka konkurencja jest zdrowa. Znaczenie ma tutaj muzyka, kolejność liczy się mniej. Clawfinger prezentuje bardzo dobrą jakość, więc kwestia rywalizacji jest tutaj rzeczą względną.

A czy myśleliście w takim razie o współpracy z nimi? Może jakiś singel?

Swego czasu robiliśmy jakieś remiksy. O wspólnej płycie nie myśleliśmy, ale podczas ostatniej trasy koncertowej po Niemczech graliśmy razem jeden utwór. Była to kompozycja "Pet Cemetary", którą wykonywaliśmy w hołdzie dla grupy The Ramones. Co ciekawe, śpiewał w niej Flake.

Na razie "pożyczyliście" sobie od nich na stałe producenta. Czy w dalszym ciągu zamierzacie pracować z Jacobem Helnerem?

To było tak, że szukaliśmy różnych producentów i nie wiedzieliśmy w sumie czego chcemy. W firmie płytowej powiedziano nam, żebyśmy poszli do sklepu muzycznego, kupili kilka płyt, później - jeśli wybierzemy tą najlepszą - to na okładce znajdziemy kto był jej producentem. Wybraliśmy Clawfinger i zadzwoniliśmy do Jacoba. Jak na razie nie zamierzamy niczego zmieniać.

W ostatnich latach na europejskich listach przebojów w Europie zaistniało wiele niemieckich zespołów. Czujecie się częścią tej sceny, czy raczej stoicie z boku i działacie na własną rękę?

Uważamy się za część tego wszystkiego. Co więcej, czujemy się nawet ambasadorami, którzy mogą przekazać ludziom w innych krajach coś z niemieckich uczuć i myśli.

Czy od początku wiedzieliście, że śpiewanie po niemiecku będzie waszym atutem?

Od samego początku nawet nie braliśmy pod uwagę możliwości śpiewania po angielsku. Między sobą rozmawiamy po niemiecku. Zaczynając wspólne granie występowaliśmy przecież tylko dla Niemców i to spowodowało, że mając już repertuar w tym języku, nagrywając płytę nie chcieliśmy niczego zmieniać.

W waszych tekstach jest sporo przewrotnych zdań i aluzji. Czy sądzicie, że są one do końca rozumiane?

My nie chcemy używać młodzieżowego języka, tak, aby rozumieli nas trzynastolatkowie. Te teksty są dla trochę starszej publiczności. To prawda, że czasami wiele osób nie do końca zrozumie, o co nam chodzi, nawet nasi rodacy. Jeśli tłumaczy się teksty, to ich znaczenie i przesłanie gdzieś umyka. Dlatego największe szanse na zrozumienie naszego przekazu mają ludzie mówiący i rozumiejący po niemiecku.

Podczas pierwszej trasy po USA, na której graliście m.in. z Soulfly, były jednak jakieś próby śpiewania po angielsku...

Próbowaliśmy przełożyć na język angielski tekst piosenki "Engel". Kiedy nagraliśmy ją w studiu, nie wierzyliśmy, że jest to nasza piosenka. W ogóle nie było klimatu, nie czuliśmy tego. Eksperyment się nie udał i chyba dobrze, że tak się stało.

Jak wiadomo pochodzicie z byłej NRD. Czy ta etykietka jeszcze wam w jakiś sposób ciąży? Czy dostrzegacie jeszcze istnienie tego typu podziałów?

Wprost przeciwnie! To nigdy nie był dla nas ciężar ani problem. Dzięki temu mogliśmy zrobić muzykę, jakiej nie gra nikt inny.

Wasz show pełen jest efektów pirotechnicznych. Biorąc pod uwagę jego specyfikę, czy wolicie grać w salach, czy na otwartym powietrzu?

Każda z tych scenerii jest dobra, ale na grając na świeżym powietrzu mamy jeszcze tę dodatkową korzyść, że możemy w ogóle nim oddychać.

Kiedyś powiedzieliście, że gdybyście mogli cofnąć się w czasie, nigdy nie wydalibyście na singlu ani "Das Model", ani "Du Riechts So Gut". Dlaczego?

Każdy popełnia w życiu jakieś błędy. Te utwory to nasze błędy. Po prostu były to głupie pomysły. Oba utwory nie były na tyle dobre, aby mogły zostać wydane na singlu. Nie zasługiwały na to.

Czy w takim razie jesteście już wyleczeni z nagrywania coverów?

Chyba zawsze będziemy grać i nagrywać covery. Nie będziemy się od tego odcinać. Ten jeden wypadek z "Das Model" niczego nie zmieni. Będziemy tylko nieco ostrożniejsi.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: show | NRD | trasy | śmiech | piosenki | teksty | rodzice
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy