Reklama

"Obcy już tu byli"


Kiedy na początku lat 90. Peter Tätgren, młody szwedzki miłośnik death metalu, zakładał grupę Hypocrisy, nie mógł wiedzieć, że za lat kilka stanie się jedną z najbardziej znanych postaci w świecie ostrego metalu. Stało się tak przede wszystkim dzięki studiu Abyss i umiejętnościom producenckim Tätgrena. Na pewno także dzięki płytom zespołu Hypocrisy, który umiejętnie łączy brutalność death metalu z melodyjnymi partiami gitary. Znakiem firmowym zespołu są od dość dawna również teksty opowiadające o przybyszach z innych planet. Tematyka ta jest bardzo bliska Peterowi.

Reklama

Tätgren w międzyczasie zaczął realizować też swoje pomysły w innym projekcie, Pain, w którym słychać silne wpływy muzyki gotyckiej i elektro. Zespół ten odniósł spory sukces komercyjny.

W 2002 roku ukazała się płyta "Catch 22" firmowana przez Hypocrisy. Wówczas Tätgren zacznie ograniczył produkowanie płyt dla innych wykonawców i zajął się komponowaniem utworów na nowe płyty Hypocrisy i Pain. Ten pierwszy zespół odbył też kilka bardzo udanych tras koncertowych, w tym jesienią 2003 roku po USA w towarzystwie Nevermore, Dimmu Borgir i Children Of Bodom. Niby wszystko było w jak najlepszym porządku, aż tu nagle okazało się, że z Hypocrisy pożegnał się długoletni perkusista Lars Szöke, którego szybko zastąpił Horgh, znany z Immortal i Grimfist. Wtedy nowy album zespołu - "The Arrival - był już gotowy. Jego premiera nastąpiła w drugiej połowie lutego 2004.

O albumie właśnie, a także o odejściu perkusisty oraz o Obcych, Peter Tätgren opowiedział Lesławowi Dutkowskiemu.


Peter, zanim porozmawiamy o nowej płycie. Powiedz mi, co się stało, że Lars zdecydował się odejść z Hypocrisy? Czy były jakieś problemy na trasie, czy to coś więcej?

Coś więcej, po prostu nie był już w stanie dotrzymać nam kroku. Ciężko było go namówić, aby ćwiczył i tak dalej. Z czasem było coraz gorzej. Musieliśmy w końcu coś z tym zrobić. Jakby na to nie spojrzeć, chodziło przecież o przyszłość Hypocrisy.

A jak było na listopadowo-grudniowej trasie po Ameryce? Lars grał tam jeszcze z wami.

Tak, grał. Czasami było dobrze, a czasami źle. Nie wiem, czy wszyscy to dostrzegali, ale my na pewno takie coś zauważaliśmy. Co chwila coś się zmieniało.

Gra Larsa była istotnym elementem stylu Hypocrisy. Czy kiedy już było wiadome, że on żegna się z zespołem Horgh był twoim jedynym wyborem na stanowisko perkusisty?

Tak, Horgh był pierwszym i jedynym kandydatem. Znamy go przecież doskonale. Ja współpracowałem z nim przy nagrywaniu płyt Immortal i Grimfist. Poza tym on także gra na perkusji z Pain. Wiele wspólnych koncertów już zagraliśmy. Wiem, że ma odpowiednią osobowość i bardzo jest oddany swojej pracy.

Jak niedawno ogłoszono na waszej stronie internetowej, oficjalnie staliście się kwartetem. Dlaczego zdecydowałeś się na coś takiego?

Ponieważ mamy teraz w składzie Horgha, a także dlatego, aby mieć na stałe w składzie Anderasa [Holmę, gitarzystę - red.], który gra z nami już od kilku lat. To było bardzo fair w stosunku do niego. A poza wszystkim to jest bardzo dobry muzyk i kompozytor, więc fajnie będzie z nim współpracować przy nowej płycie.

Według wcześniejszych informacji, na album "The Arrival" przygotowałeś 10 kompozycji, a na płycie znalazło się dziewięć. Co stanie się z tą jedną?

Jeszcze nie wiem. Może będzie bonusem albo coś w tym stylu. Być może zachowam ją na następną płytę? Nie wiem jeszcze.

Peter, czy równolegle pracowałeś nad materiałem na nową płytę Hypocrisy i nowy album Pain?

Tak. Przez jakiś czas pisałem piosenki dla Pain, a potem brałem się za utwory dla Hypocrisy. Wiesz, ja cały czas piszę jakąś muzykę. (śmiech) Siadałem sobie i mówiłem: OK, dziś spróbuję napisać kawałek dla Hypocrisy.

Czyli zmuszasz sam siebie do pisania kawałków dla konkretnego zespołu?

Czasami mam pomysł na to, co chcę napisać. Mówię sobie: W porządku napiszę coś szybkiego.

Zależy to także od twojego nastroju, jak sądzę?

Tak, od tego również. Dziś na przykład mam ochotę na jakieś szybkie gówno i chyba coś z tego wyniknie. (śmiech)

Peter, album "Catch 22" sam opisałeś jako swego rodzaju eksperyment. Zawarłeś na tej płycie elementy, które mogą kojarzyć się z nu-metalem, a także z muzyką Pain. "The Arrival" pod względem zarówno brzmienia, jak i samych utworów różni się od poprzednika. Na pewno nie brzmi tak surowo. Ogólnie można powiedzieć, że to powrót do tego, z czego Hypocrisy jest znany najbardziej. W tym kontekście powiedz mi, dlaczego właśnie w tym kierunku postanowiłeś pójść na nowej płycie?

Myślę, że to było mniej więcej coś takiego, jak powrót do korzeni. W latach 90. określiliśmy nasz własny styl muzyczny. Potem zrobiliśmy "Into The Abyss" i "Catch 22", czyli poszliśmy w inną stronę. Odeszliśmy od naszego stylu. "The Arrival" śmiało można nazwać naszym powrotem do korzeni, do tematyki, która jest mi bliska, a której można się domyślić z samego tytułu. Poza tym staramy się pisać lepsze kompozycje i na tej płycie są lepsze kompozycje.

Wszyscy wiedzą, że fascynujesz się tematyką pozaziemską. Na okładce mamy trzech Obcych. Czy to oznacza, że w przypadku "The Arrival" mamy do czynienia z koncepcyjnym albumem, czy tylko zbiorem piosenek na określony temat?

Jest tu pewien pomysł. Myślę, że w 95 procentach płyta jest albumem koncepcyjnym. To taka opowieść w stylu "co by się stało, gdyby...".

Amerykanie wysłali niedawno sondy kosmiczne na Marsa. Co twoim zdaniem się stanie, jeśli tam coś odkryją? Mam na myśli jakieś formy życia.

Powiem ci, że wątpię, że znajdą jakieś żywe organizmy. Sądzę, że mogą znaleźć jakieś skamieliny. Jakieś naturalne bogactwa, wodę i tym podobne. Nie wiem, czy są tam jacyś Marsjanie. (śmiech)

A czy kiedykolwiek próbowałeś sobie wyobrazić dzień, kiedy Obcy wylądują na Ziemi?

Wydaje mi się, że oni już tutaj się pojawili tysiące lat temu i tylko - co jakieś 100, 200 lat - sprawdzają nas, przyglądają się, jak się wyniszczamy.

Sądzisz, że w jakiś sposób zmuszają nas do tego, abyśmy niszczyli siebie i nasze środowisko?

Nie sądzę, żeby nas zmuszali. Wydaje mi się, iż tylko przyglądają się nam i śmieją się. Istoty ludzkie bardzo lubią same się niszczyć. Wcale nie potrzebują pomocy w niszczeniu świata. Doskonale robimy to bez pomocy.

Artyści są znani ze swoich autodestrukcyjnych zapędów. Zaliczasz się do takiego grona?

Myślę, że my wszyscy jesteśmy pełni autodestrukcyjnych mechanizmów. Prowadzisz na przykład samochód?

Nie, nie mam samochodu.

Ale elektryczność w domu chyba masz?

Na szczęście mam.

A skąd masz prąd?

Z elektrowni, jak sądzę.

(śmiech) Dobra, a teraz tylko zastanów się głębiej, jak ten prąd powstaje w elektrowni. Tak to już z nami ludźmi jest. Nawet jeśli nie zabijasz ludzi na wojnie i tak używasz środków, które powodują, że coś niszczysz. Ale w sumie i tak przecież wszyscy kiedyś umrzemy, więc pieprzyć to.

Peter, jakiś czas temu zdecydowałeś się ograniczyć produkowanie płyt i skoncentrować się przede wszystkim na byciu muzykiem. Czy sądzisz, że osiągnąłeś już wszystko jako producent, czy po prostu wolałeś być przede wszystkim muzykiem, a nie producentem?

Tego po prostu było już za dużo. Zwyczajnie męczyło mnie patrzenie na moje nazwisko na okładkach tych wszystkich płyt. Rzygać mi się chciało. W końcu to przestało być dla mnie zabawne. Przestało sprawiać mi radość. Była to po prostu zwykła praca. Coś jak w fabryce. Sam sobie powiedziałem że muszę sobie dać z tym spokój, ponieważ przypomina to jakąś restaurację fastfoodową. Chciałem wkładać więcej wysiłku w produkowanie, w sensie jakości, i dlatego musiałem ograniczyć się jako producent do wynajęcia. Jeśli produkujesz jedną lub dwie płyty rocznie, to czujesz głód, że musisz osiągnąć coś więcej. Lepsze rezultaty.

Stałeś się w ciągu kilku lat jednym z najbardziej szanowanych producentów heavymetalowych. Powiedz mi, w takim razie, jakie twoim zdaniem są cechy dobrego producenta?

Po pierwsze, wydaje mi się, że musisz porozumieć się z zespołem w sensie psychicznym. Musicie się zrozumieć, nadawać na tej samej fali. To jest bardzo ważne. Trzeba popychać ich w odpowiednim kierunku, ale robić to na tyle dobrze, by nie doprowadzić ich do szału. Musisz mieć wizję tego, co chcesz zrobić i trzymać się tego do samego końca prac nad płytą. Ja zajmuje się zarówno produkowaniem, jak i miksowaniem. Producent tylko produkuje, a ja robię obie rzeczy. Sądzę, że trzeba wszystko robić na odpowiednim poziomie. Dźwięk musi być czysty, abyś słyszał instrumenty, gitarę, bas, talerze, cokolwiek.

Czyli w studiu jesteś kimś takim, kto uprzejmie coś sugeruje i nie zachowujesz się jak mentor?

Dokładnie taki właśnie jestem.

Kontynuując ten wątek producencki, powiedz mi, czy masz jakiegoś jednego producenta, którego podziwiasz?

Wiesz, wszystko od Boba Ezrina do Boba Rocka mnie interesuje. Colin Richardson także jest bardzo dobry.

A jest jakiś zespół, który zawsze chciałeś produkować, ale nigdy ci się to nie udało?

Miło byłoby wyprodukować płytę Slayer. (śmiech) Może ostatnia płyta Metalliki powinna była się znaleźć w studiu Abyss.

Rozczarowało cię brzmienie "St. Anger"?

Jak dla mnie jest takie dziwaczne. Ja patrzę oczywiście na to z punktu widzenia producenta, ale sądzę, że kryje się za tym jakaś myśl.

Skoro jesteś producentem, to czy podczas słuchania płyty starasz się wszystko analizować?

Tak. Zawsze tak jest. Możesz zapomnieć po prostu o słuchaniu muzyki.

Czyli coś takiego jak fascynacja fana już ciebie nie dotyczy?

Dotyczy, cały czas jestem fanem. Cały czas szukam dobrych płyt i dobrych kawałków. Ale jak tylko włożę płytę do odtwarzacza, to od razu zaczynam analizować jak ona brzmi.

Chciałem cię teraz zapytać o album Pain, na którym mają znaleźć się przeróbki. Kiedy można się go spodziewać?

Właściwie najpierw zrobię album Pain z zupełnie nowym autorskim materiałem. Wydaje mi się, że on ukaże się we wrześniu.

Czyli obie płyty Pain ukażą się w tym roku?

To zależy od tego, czy będę miał czas. (śmiech)

Ty nigdy nie masz czasu.

Wiem o tym.

Powiedz mi, ile przeróbek zamierzasz nagrać?

Jeszcze tego nie wiem. Cały czas przychodzą mi pomysły na nowe.

Wiem, że zaśpiewałeś gościnnie na nowej płycie Kataklysm. Często zdarza ci się robić coś takiego?

Nie, zdarza się bardzo rzadko. Ale było fajnie. Było miło coś takiego zrobić. Poza tym "Serenity In Fire" to naprawdę dobra płyta.

Na koniec powiedz mi jeszcze, kiedy możemy się spodziewać płyty "Hypocrisy Destroys Poland"?

Jeżeli organizatorzy, promotorzy nas zaproszą, to ja nie widzę problemu. Nigdy jeszcze nie graliśmy w Polsce, ale na pewno chcielibyśmy tam zagrać.

Dziękuję ci za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: śmiech | Peter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy