Reklama

"Nie zdechłem pod płotem"

Maciek Maleńczuk, krakowski muzyk i wokalista, po rozwiązaniu w 2000 roku zespołu Homo Twist, którego był założycielem, i zakończeniu rok później współpracy z grupą Pudelsi, postanowił powrócić do korzeni i kontynuować karierę jako solista. Kilkanaście miesięcy spędził na pracy nad kolejnym - po "Panu Maleńczuku" - albumem. Efektem eksperymentów z muzyką elektroniczną jest płyta "Ande La More", wydana na początku 2002 roku, na której jednak nie zabrakło elementów muzyki najbliższej Maleńczukowi, czyli bluesa. Ponadto najistotniejsza część kreacji artysty, czyli teksty, pozostała bez zmian. Maleńczuk nie stracił jednak nic ze swojej niezależności i nadal nie boi się mówić wprost tego co myśli, o czym Konrad Sikora przekonał się podczas rozmowy z nim, w trakcie której poruszyli takie tematy, jak Ich Troje, antyklerykalizm, praca na saksach, Marcin Świetlicki, blues i Marilyn Manson.

Skąd u ciebie fascynacja muzyką elektroniczną?

Kiedy w Polsce komputery stały się czymś powszechnym, czyli w latach 90., pomyślałem sobie, że powinno istnieć jakieś urządzenie perkusyjno-basowe i po jakimś czasie dowiedziałem się, że ono istnieje - jest to Re-Birth, którego wszyscy komputerowi zapaleńcy muzyczni znają. Niewiele jest jednak osób, które potrafią go dobrze obsłużyć, a ja postanowiłem mu się dobrze przyjrzeć i okazało się, że to jest to, o co mi chodzi. Jego kolejne mutacje z podwójną perkusją bardzo mnie bawiły, bo przez wiele lat byłem przekonany, że powinienem grać z dwoma perkusistami. Tyle, że z moimi zespołami nie mogłem tego zrobić, bo ciężko to cholerstwo wozić, na scenie robi się głośniej i nie udało mi się utrzymać zespołu z dwoma perkusistami. Homo Twist na początku właśnie był kwintetem z dwoma perkusjami i dwoma basami. Teraz to wszystko dał mi Re-Birth. To moje nowe wcielenie nie jest w żadnym wypadku jakąś drastyczną zmianą stylu. Wielu dziennikarzy zaczyna od tego, że przypominają moje słowa "Od tekno można z nudów zdeknąć" i twierdzą, że ja niby teraz gram techno. To nie jest żadne techno! Po prostu zaadaptowałem do swojej muzyki kolejne urządzenie. Potraktowałem komputer jako kolejny instrument i to bardzo dobrze się sprawdza. Ponadto można na nim samemu zaprojektować okładkę, pisać wiersze i nawet udawać, że się jeździ samochodem i oglądać porno. Wszystko można na komputerze robić, więc dlaczego nie muzykę? Miałem komputer dość długo w domu, ale nie interesował mnie, dopóki nie poznałem muzycznych programów.

Reklama

Czy gdybyś wcześniej znał Re-Birtha, twoja muzyka brzmiałyby inaczej?

W pierwszej połowie lat 90., kiedy kształtowały się moje pomysły na muzykę Homo Twista i chcąc nie chcąc Pudelsów, to były czasy grunge'u, gitarowego grania. Muzyka techno dopiero się rozwijała, była marginalna, dlatego raczej nie byłoby żadnych zmian. Sam nie gram techno - to muzyka z elementami elektroniki. Najbardziej bawią mnie glissanda, tego człowiek tak nie zagra. Z drugiej strony muszę przyznać, że z maszyną u boku także nie łatwo się gra, to też trzeba umieć.

Zanim ten album pojawił się na półkach sklepowych, mówiono, że będzie bardzo kontrowersyjny. Po jego wysłuchaniu stwierdzam, że były to określenia znacznie przesadzone...

Tak sądzisz? Wiesz co, wydaje mi się, że moja publiczność była już na ten album w jakiś sposób przygotowana i spodziewała się czegoś takiego. Ludzie mają już dość gów****ego popu, tylko ludzie w stacjach radiowych i telewizyjnych jeszcze tego nie zrozumieli. Ode mnie przecież nikt nie oczekiwał ballad i słodziutkich piosenek. Nie mam zamiaru pod tym względem konkurować z zespołem Ich Troje. W takiej walce jestem skazany na porażkę. Moja publiczność oczekuje ode mnie rozwoju. Są to bowiem ludzie inteligentni, którzy też się rozwijają. Jeśli komuś nie będzie pasować, że używam komputera, to przypominam, że kiedyś też wielu osobom nie podobało się, że muzycy zaczęli używać gitary elektrycznej, no i co z tego?

Czy sam jednak uważasz swoje nowe piosenki za kontrowersyjne?

Wydawało mi się, że wyjdzie to wszystko mocniej. Jak zapowiadałem, wydawało mi się, że naprawdę będzie niezła zadyma. Jak będzie naprawdę, to się jeszcze okaże, płyta dopiero trafia na sklepowe półki. Może nie wszyscy będą mieli takie zdanie na ten temat jak ty.

Oprócz kontrowersyjności, o tej płycie sporo mówiono w kontekście antyklerykalizmu, któremu ponoć miałeś dać upust.

Nie wiem, czy dałem mu swój upust, ale rzeczywiście zaakcentowałem go na tej płycie. Jestem już doświadczonym człowiekiem i zastanawiam się nad pewnymi sprawami. Jeżeli ktoś bez przerwy przez tyle lat mówi mi, że nie powinienem robić tego czy tamtego, i że powinienem wierzyć w to czy tamto, od razu przypominają mi się słowa piosenki: "Przyjaciół nie będzie mi nikt wybierał/ wrogów poszukam sobie sam... dlaczego k**wa bez przerwy poucza mnie ktoś, w co wierzyć mam". Niech nikt nie wtrąca się do mojej wiary i nich nikt mi jej nie odbiera. To, co robi kościół, jest prostą drogą do utraty wiernych. Kościół nie daje ci wiary, ale daje ci wiedzę, a ja nie chcę wiedzy. Ja już ją mam i nie dam się nabrać na opowiastki, że mi Bóg coś po śmierci wynagrodzi. Wydaje mi się, że wielu ludzi myśli podobnie, tylko, niestety, boją się to głośno powiedzieć. Są po prostu patentowanymi tchórzami z podwiniętymi ogonami, a ja taki nie jestem. Jestem przeciwnikiem religii, bo przez religie ludziom obcinano głowy i gwałcono kobiety, a tysiące dzieci głodują. Jak mamy pozbyć się zła na tym świecie, skoro nie potrafimy rozwiązać konfliktów religijnych wywołanych przez ludzi, którzy wierzą, iż po śmierci dostaną koleje życie i jeszcze dostaną za to wszystko nagrodę. Sorry, ale ja taki naiwny nie jestem. I nie chciałbym też, aby inni tacy byli. Nie wierzcie, że Bóg was wynagrodzi po śmierci, to bzdura! Gdyby tak było, to czym byłaby śmierć? Trochę szacunku.

"Praca na saksach" - czy w sytuacji, kiedy w naszym kraju jest tak wysokie bezrobocie, ten tekst nie wydaje się nieco chybiony?

Tu chodzi bardziej o higienę psychiki. Nie ma człowieka, którego emigracja by nie wykręciła. Skoro ktoś zdecydował się wyjechać z kraju, to niech już nie wraca. Jeśli ktoś wraca, to znaczy, że tęskni, a jeśli tęskni, to po co narzeka? Ludzie, którzy przyjechali z Zachodu zatruwali mi życie mówiąc, ze tam, gdzie byli, pewne rzeczy byłyby nie do pomyślenia, i że tutaj to wstyd przed światem robić to czy tamto. Poza tym polskie gasarbeiterstwo przybiera wstrętne formy i najbardziej mnie wnerwiają właśnie ci ludzie, którzy pracując gdzieś na szrocie, później wracają zgrywając się i machając mi przed nosem Zachodem, skoro wiem, że żyli tam jak szmaty. Kiedy patrzę teraz na Rosjan, którzy przyjeżdżają do nas, uważam, że są to ludzie z większą godnością.

Jak porównałbyś swoją współpracę z wytwórnią Sony Music z innymi firmami, z którymi wcześniej miałeś okazję pracować?

Na pewno jest to krok naprzód, tego nie da się ukryć. Music Corner, niestety, nie mógł mi już zagwarantować tego, czego oczekiwałem, szczególnie pod względem finansowym. Co jak co, ale pieniądze to ja potrafię wydawać. Zrobiłem dobry interes i jestem z tego zadowolony, chociaż jest kilka osób, którym wydaje się, że powinienem zostać narkomanem i alkoholikiem, i zdechnąć pod płotem, ale na szczęście dla mnie jest inaczej.

Swego czasu powiedziałeś, że twoja niezależność polega na tym, że nikomu nie zależy na tym, abyś nagrywał kolejne płyty...

To jest hasło Pudla, ale ja się pod nim w zupełności podpisuję. Bo czy komukolwiek na tym zależy? Mnie na pewno, a korporacje są od tego, by albumy wydawać. Oczywiście nie oczekuję, że ktoś będzie mnie prosił o nagranie płyty i będzie mi wciąż mówił, że to, co robię, jest potrzebne. Jest inaczej. Ten przemysł to dżungla, w której ciągle ktoś podkłada komuś innemu nogę. Ale ja akceptuję te zasady.

Jak przedstawiają się twoje plany koncertowe w związku z tym albumem?

Na pewno na koncertach będę te utwory trochę rozciągał. Mam normalny zespół. Odpalimy komputer, odpalimy sampler i będziemy grali. Mamy dobry sprzęt i powinno wszystko dobrze działać, spodziewam się, że będą to bardzo dobre koncerty.

Cały czas mówimy o komputerach i muzyce elektronicznej, ale nie można pominąć faktu, że na tym albumie jest sporo bluesa...

No tak. Zawsze byłem bluesmanem, jestem bluesmanem i bluesmanem będę. Od bluesa zaczynałem i na bluesie skończę. Liczy się tylko ta muzyka. Z tego typu grania wzięła się reszta gatunków i czego by robić, nie da się od bluesa zbyt daleko uciec.

A widzisz się jeszcze na festiwalu typu Rawa Blues?

Szczerze mówiąc to nie wiem. Na swoich koncertach gram sporo bluesa. Robimy taki specjalny set akustyczny i przez pół godziny gramy bluesa.

Masz na swoim koncie "romans" z muzyką cygańską i kubańską. Zamierzasz go jeszcze kiedyś powtórzyć?

Jeśli chodzi o muzykę cygańską, to ona jest we mnie, jestem na niej chowany. Ten fantazyjny styl gry zawsze wybitnie mi imponował i pamiętam, jak swego czasu mówiłem takiemu jednemu Cyganowi: Facet, ty powinieneś grać jazz, masz takie możliwości, a on powiedział: Zapłać mi, to będę grał jazz. Wtedy wszystko zrozumiałem. Jeśli chodzi o muzykę kubańską, to miałem okazję pracować z Reiem Ceballo i z chęcią zrobiłbym to jeszcze kilka razy, ale kubana przy temperaturze minus 10 stopni zamarza, nie jest już taka gorąca. (śmiech)

Wydałeś kolejny solowy album, ale wiele osób z utęsknieniem będzie wspominać czasy Homo Twista, tym bardziej, że dopiero co ukazała się płyta koncertowa...

Tak, jest to płyta pożegnalna. Wszyscy ci, którym nie udało się dotrzeć na koncerty Homo Twist, mogą usłyszeć jak to było. Gunge is dead now, Kurt Cobain is dead, punk is dead... , ale ja ze swoim zespołem gram jeszcze sporo ostrych rzeczy. Nie przestanę być 'Black Sabbathem', niech nikt się nie łudzi.

Od momentu rozwiązania Homo Twist minęło już trochę czasu. Czy nadal uważasz, że to była dobra decyzja?

Oczywiście. Należało zejść w glorii. Mogliśmy nagrać jeszcze jedną rockową płytę, ale naprawdę teraz nie są czasy na tego typu rzeczy, a poza tym lata 90. już są za nami. Albo odczuwasz nowe prądy, albo nie. Ja nie zamierzam nagle się przemienić w hiphopera, ale uważam, że artysta ma obowiązek się rozwijać, a jeśli tego nie robi, jest żałosny. Ja nie chcę taki być

Patrząc na to, co dzieje się na naszej scenie muzycznej, przypomniał mi się niedawno taki cytat z Herberta: Cały rok odbywają się tu konkursy, festiwale i koncerty. Nie ma tu pełni sezonu. Pełnia jest permanentna i absolutna. Co kwartał powstają nowe kierunki i nic jak się zdaje nie jest w stanie powstrzymać tryumfalnego pochodu awangardy. Zgadzasz się z takim opisem?

Kiedy wprowadzono w latach 70. muzykę disco, byłem przekonany, że jest to jedno lub dwuletnia moda, bo wcześniej królowali Led Zeppelin i Black Sabbath. I nagle pojawił się ten modny styl disco, ze swoją odmianą kung-fu - ten akurat był zaje**sty. Niestety, z tego co widzę, ta moda przeciąga się od 30 lat, w przeciwieństwie do awangardy. Nawet na Warszawskiej Jesieni jakaś orkiestra grała Madonnę, w Radiu Jazz mam dwie godziny rocka, gdzie grają nawet AC/DC, co jest skandalem, bo nie po to słucham radia jazzowego, aby natknąć się na AC/DC. Nie jest dobrze na tym froncie awangardy i Herbert napisał to chyba dano temu... Niestety, teraz awangarda jest w mniejszości.

Skoro mowa o stacjach radiowych, na pewno słyszałeś o bojkocie artystów reklamujących RMF FM przez Radio Zet. Co o tym sądzisz?

Ja jestem bez przerwy bojkotowany i mam to w du**e.

A wierzysz, że na antenach stacji komercyjnych znów będzie można kiedyś usłyszeć ambitną muzykę?

Nie wiem. Oni lubią te ładne dziewczynki i ładnych chłopczyków. Poza tym, choć nie mam na to żadnych dowodów, więc nie będę pokazywał palcem, ale uważam, że dziennikarze muzyczni biorą łapówki za puszczanie tego gó**a. A jeśli nie biorą, to widocznie są tacy skomercjalizowani i z wypranymi mózgami. Tacy ludzie rozpychają się łokciami i mocno trzymają się swoich stołków. Wrażliwemu człowiekowi trudno jest z nimi konkurować i zawsze w takim rynkowy wyścigu szczurów przegra. Jedno, co mogę powiedzieć, to że ludzie potrzebują muzyki. I choćby nie mieli co jeść, zawsze będą potrzebowali pieśni i ja im te pieśni daję.

Zajrzałem na twoją stronę internetową do działki "co inni mówią o Maleńczuku". Zainteresowało mnie kilka stwierdzeń Marcina Świetlickiego. Oto pierwsze z nich - "Maleńczuk nigdy nie przyzna się, że to ja jako pierwszy zrobiłem z nim wywiad"... Przyznasz się?

Dlaczego miałbym się nie przyznać? A poza tym niech on już nie będzie taki zadufany w sobie, bo wcale nie był pierwszy, bez przesady. A Świetlicki nigdy się nie przyzna, że to ja mu kazałem założyć zespół... (śmiech)

Marcin Świetlicki wspomina także o twojej książce złożonej z wierszy. Czy planujesz jej wznowienie, albo wydanie nowej?

Może, ale tylko pod warunkiem, że będzie dobrze wydana. Ja tworzę pieśni. Wiem, że ludzie domagają się ode mnie tego zbioru, ale sam nigdy nie miałem siły tego wszystkiego spisać. Tych tekstów jest już trochę, gdzieś koło stu. Nie jest to też ogrom, bo gość z Tercetu Egzotycznego zostawił po sobie ponad trzy tysiące utworów. Ja więc jestem cienkim Pikusiem, Miles Davis nagrał 100 płyt. Jestem prowincjonalnym 'Rolling Stonem', prowincjonalnym artystą i umrę bez większego echa, no może jakieś echo pójdzie, ale nie będzie zbyt głośne. I gdy zdechnę, wtedy na pewno taki tomik się pojawi, już ktoś się o to postara, aby na mojej śmierci zarobić.

Czy rzeczywiście cieszysz się, że jesteś porównywany z Marylin Mansonem? Co tak naprawdę o nim myślisz?

Naprawdę myślę, że polską odpowiedzią na Marilyn Manson jest zespół Ich Troje. Nie uważasz, że jest jakaś analogia? On nosi te wszystkie gorsety, których ja nie muszę nosić, robi makijaże, których ja już nie muszę robić. Jestem już na to za stary. Podoba mi się jednak ten klimat. Podoba mi się ten hermafodytyzm, bo żeby nosić damskie ciuchy, wcale nie trzeba zaraz być pedałem. Męskie ciuchy są bez polotu, a damskie mają polot i są bardzo szalone, choć czasem niewygodne do noszenia. Słyszałem, że przed koncertem Mansona w Warszawie, do garderoby weszła mu policja z psami. Gdyby mi się coś takiego zdarzyło, w ogóle nie wyszedłbym na scenę, bo co ja mógłbym zrobić? Ja potrzebuję się odprężyć przed graniem, potrzebuję sprzyjających warunków, żeby się nie popierniczyć w tekstach. Mam na scenie do wykonania sporą robotę, nie tylko śpiewam, ale gram i muszę wszystko kontrolować. Mam na scenie wiele zajęć i nie wyobrażam sobie koncertu, gdyby ktoś zrobiłby mi kipisz w garderobie. I może dlatego ten koncert był jaki był. Był kiepski. Prawdę mówiąc, po koncercie przestałem być fanem tej grupy, stwierdziłem, że nie potrafią grać. W porównaniu z Rammsteinem byli bez szans, Rammstein by ich zwalcował.

Na zakończenie pytanie o tytuł twojej najnowszej płyty "Ande La More". Znalazłem już trzy jego tłumaczenia. Jaka jest wersja na dziś?

Wersja na dziś brzmi "Ande La More" i nich tak zostanie. Nie po to mówię Ande La More, żeby mówić Kocham Cię, albo cokolwiek innego. Mówię Ande La More, żeby mówić Ande La More, bo ludziom się to dobrze kojarzy i oto chodzi, że coś komuś świta... Chodzi o to, by świtało i świtało, po co wszystko wywalać na wierzch.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: blues | przerwy | jazz | koncerty | komputer | muzyka | techno | Maciek Maleńczuk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy