Reklama

"Nie mamy się czego wstydzić"

Zespół Dezire to dwie 20-letnie obdarzone wspaniałymi głosami bydgoszczanki - Maja Studzińska i Karolina Stelmasiak. Dziewczyny spotkały się po raz pierwszy w 1997 roku i po dwóch latach muzycznych poszukiwań, przygotowały w końcu pierwsze profesjonalne demo. Muzykę, którą tworzą, określić można mianem nowoczesnego, bardzo dynamicznego i melodyjnego soulu i rhythm and bluesa. Ich debiutancki album zatytułowany jest "Gryź!", a jego współproducentem został Tom Horn. Wokalistki są autorkami muzyki do większości utworów, zaś za teksty odpowiadała Maja Studzińska. Z okazji premiery płyty, Konrad Sikora rozmawiał z członkiniami Dezire o historii zespołu, kontrowersyjnym teledysku, kobiecych piersiach, nowej wersji nagrania z repertuaru Kayah i misji, jaką mają do spełnienia.

Jak to się stało, że zaczęłyście razem pracować?

W 1997 roku Majka zorganizowała przesłuchanie, na które przyszłam. Bardzo szybko zorientowałyśmy się, że mamy podobne zainteresowania, inspiracje i podobny pomysł na życie. W związku z czym zaczęłyśmy razem pisać piosenki i spotykać się. Przez zespół przewinęło się jeszcze parę dziewcząt, ale ostatecznie zostałyśmy we dwie. Przez ten cały okres powolutku gromadziłyśmy sobie materiał na debiutancką płytę, bez żadnego ciśnienia. Po jakimś czasie spotkałyśmy Tom Horna, który zorganizował nam wspaniałe warunki, abyśmy mogły nagrać te piosenki. Kiedy to już się stało, demo przywiozłyśmy do wytwórni, która bardzo szybko zdecydowała się go wydać.

Reklama

Jeśli chodzi o brzmienie, album prezentuje się naprawę ciekawie. Jednak czy nie miałyście jakichś oporów przed nagraniem soulowej płyty? Raczej nikt nie spodziewał tej muzyki w wykonaniu polskich wokalistek...

Oporów chyba nie miałyśmy. Od bardzo dawna ta muzyka nas fascynuje. Bardzo długo uczyłyśmy się soulu, dużo jej słuchałyśmy. No i myślę, że skoro płyta jest pozytywnie przyjmowana, to chyba dobrze zrobiłyśmy, że zdecydowałyśmy się na ten krok i osiągnęłyśmy swój cel. Wychodzimy z założenia, że jeśli nie teraz, to kiedy, i jeśli nie my, to kto?

Uwagę przyciągają dość odważne teksty. Pod tym względem nie miałyście też żadnych obaw?

Nie. Powiedziałyśmy sobie, że albo robimy coś konkretnie, dosadnie i maksymalnie, tak jak czujemy i myślimy, albo wcale. Nie ma dla nas sensu robienie czegoś pod coś i godzenie się na jakieś niewygodne dla nas kompromisy. Mamy takie i nie inne zdanie na pewne sprawy i chcemy je przedstawić.

Który z utworów sprawił wam największą trudność przy nagrywaniu?

Ciężko powiedzieć. Przy każdym z nich mocno się napracowałyśmy. W sumie wszystko trwało 10 miesięcy i każda piosenka była dokładnie analizowana. Oczywiście, były momenty trudniejsze i łatwiejsze, ale to raczej kwestia dyspozycji w danym dniu. Raczej żaden z utworów nie był wyjątkowo łatwy.

Kilka piosenek ma teksty w języku angielskim. Czy to jakaś przymiarka do tego, żeby spróbować swych sił poza granicami naszego kraju?

Właściwie sprawa ma się na odwrót. Kiedy zaczynałyśmy pisać pierwsze piosenki, ich teksty były zrobione wyłącznie w języku angielskim. Później doszłyśmy do wniosku, że język polski także można wykorzystać i pomimo tej jego plastycznej twardości, można sobie z nim poradzić. Raz na jakiś czas będziemy pisać utwory w języku angielskim, a kto wie, jeśli nadejdzie szansa wydania tego poza granicami kraju, to bardzo chętnie spróbujemy.

Jak to się stało, że wzięłyście na warsztat utwór "Córeczko" z repertuaru Kayah?

Jakiś czas tem założyłyśmy sobie, że chcemy mieć na płycie jeden cover. Dość długo szukałyśmy w naszej rodzimej branży muzycznej utworu, który dałoby się zaaranżować w taki surowy sposób. A że "Córeczkę" znałyśmy i wydawała nam się ona bardzo dobrym kawałkiem - a przy czym dodatkowo nie odbiega jakby tekstowo od tego, co znalazło się na płycie - stwierdziłyśmy, że doskonale uzupełni ten album. Miałyśmy soulowy pomysł na tę piosenkę i w tym momencie poszukiwania się skończyły. Zdecydowałyśmy się ją nagrać.

Wasze teksty z jednej strony są dość mocne i odważne, z drugiej jednak pokazują waszą delikatniejszą stronę...

Każdy z nas, niezależnie od tego, jak wygląda na zewnątrz, w środku jest bardziej skomplikowany. Spora część tych tekstów jest szydercza i naszym celem był właśnie pokazanie samych siebie z różnych stron.

Na pewno takim szyderczym utworem jest piosenka "75 E"?

Tak, to jedna z nich.

Czy nie jest on objawem waszej kobiecej zazdrości wobec kobiet obdarzonych sporym biustem?

Nie. To nie jest żadna zazdrość, chyba nie mamy czego zazdrościć. Same też nie mamy się czego wstydzić! (śmiech)

Skoro poruszyliśmy już temat kobiecego ciała, to spore kontrowersje wzbudził teledysk do piosenki "Płonę", która jako pierwsza promowała album "Gryź!"...

Tak, ale na szczęście kręcąc teledysk przewidziałyśmy reakcję stacji telewizyjnych i przygotowałyśmy dwie wersje - jedną odważniejszą i drugą ocenzurowaną. W zależności od tego, która stacja na co ma ochotę, każdy może być zadowolony. Jeśli ktoś uważa, że goła pupa z wężem nie jest niczym strasznym, może emitować wersję normalną. Jeśli komuś to przeszkadza i uważa, że w południe nie powinno się prezentować takich teledysków, ma wersję z pupą przykrytą.

Jako obdarzone urodą dziewczyny na pewno niejednokrotnie spotykacie się z gorącym przyjęciem szczególnie męskiej części fanów. Czy jednak nie obawiacie się, że ten wasz drapieżny wizerunek może ich odstraszyć?

Myślę, że na co dzień także się nas boją, nawet bez tego wizerunku. Jeśli ktoś nasz image potraktuje powierzchownie, na pewno od razu ucieknie. Jeśli jednak odważy się przyjrzeć się nam trochę dokładniej, wówczas odkryje, że tak naprawdę nie gryziemy.

Macie już za sobą wydanie płyty. Czy wyobrażenia na temat tego, jak to wszystko będzie wyglądało, różnią się z od tego, z czym musicie stykać się w rzeczywistości?

Jasne, że tak. W momencie, kiedy jeszcze nie miałyśmy kontraktu płytowego, snułyśmy tylko mniej lub bardziej trafne domysły, jak to będzie, kiedy w końcu uda nam się to osiągnąć. Teraz, kiedy już stałyśmy się częścią tego wszystkiego, co nazywamy przemysłem muzycznym, jesteśmy bardzo zaskoczone. Czasami pozytywnie, ale zdarzało się, że i negatywnie. Generalnie jednak więcej jest tych plusów niż minusów.

W prasie pojawiły się już pierwsze recenzje płyty "Gryź!". Czy przejmujecie się tym, co piszą dziennikarze?

Jako debiutantki jeszcze nie uodporniłyśmy się, niestety, na te wszystkie rzeczy, dlatego muszę przyznać, że bardzo się przejmujemy. Na szczęście tych negatywnych recenzji nie ma zbyt wiele, są to śladowe ilości. Coraz więcej jest za to tych pozytywnych i jest nam z tego powodu bardzo miło.

A co jeśli chodzi o teksty dotyczące już konkretnie was, a nie waszej muzyki?

Zdajemy sobie sprawę, że nasz wizerunek i nasze zachowanie może być różnie przyjmowane. Jednak dochodzimy do wniosku, że lepiej być odmiennym niż nijakim. Gdybyśmy były takie jak wszystkie inne wokalistki, to nikt nie chciałby o nas pisać. Prawdopodobnie mało kto by wtedy o nas usłyszał. Jeśli ktoś zauważa, że jesteśmy inne, a przez to oryginalne, wtedy jest to dla nas komplement.

Jakie nadzieje wiążecie z tym albumem?

Naszym marzeniem jest to, żeby zmieniła się sytuacja soulu w Polsce. Chcemy być w pewnym sensie organizmami pionierskimi tego gatunku muzycznego w naszym kraju. Mamy taką cichą nadzieję, że będzie on coraz mocniejszy. Na razie niepewnie wkracza, ale skoro ludzie dobrze przyjmują tę muzykę w wykonaniu zachodnim, dlaczego nie mieliby zaakceptować tej muzyki w wykonaniu naszych rodzimych artystów. Będziemy twarde i będziemy walczyć o to, żeby się udało.

Czy planujecie trasę koncertową?

Tak. Na przełom stycznia i lutego proponujemy tzw. clubbing tour, czyli trasę po największych klubach w Polsce. Obecnie jesteśmy na etapie obmyślania różnego rodzaju atrakcji i niespodzianek, tak, aby był to prawdziwy show.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: dziewczyny | Kayah | piosenki | teksty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy