Reklama

"Nie ma ludzi niezastąpionych"

Grupy Maanam nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba. Zespół w 2005 roku świętować będzie jubileusz 30-lecia istnienia i 25. rocznicę wydania debiutanckiego albumu. Przez ten czas Maanam wydał kilkanaście płyt, wylansował dziesiątki przebojów, dał mnóstwo koncertów w Polsce i poza jej granicami. Stał się legendą polskiej muzyki rockowej. Co najważniejsze, legenda ta wciąż żyje. Od samego początku najważniejszymi postaciami w zespole są Marek Jackowski i Olga "Kora" Jackowska. Kiedyś byli parą również poza sceną, dziś łączy ich muzyka. We wrześniu 2003 roku, ku zaskoczeniu fanów, z zespołem pożegnali się jego trzej długoletni członkowie - gitarzysta Ryszard Olesiński, basista Krzysztof Olesiński i perkusista Paweł Markowski. Dość szybko znaleziono ich następców, z którymi nagrano nową płytę Maanamu, "Znaki szczególne", która ukazała się w marcu 2004 roku. Z okazji premiery albumu, z Markiem Jackowskim i Korą rozmawiał Paweł Amarowicz.

W zeszłym roku przeszliście jedną z najbardziej rewolucyjnych zmian w swojej historii. Co się stało?

Marek Jackowski: Wystąpił brak wzajemnej sympatii, różne zarzuty pod adresem kierownictwa firmy, ze strony tych trzech muzyków i ci trzej muzycy odeszli. Natomiast jak widać nie ma ludzi niezastąpionych.

Rewolucja w składzie nie pociągnęła jednak za sobą rewolucji w muzyce. Nową płytę zapowiadano jako "powrót do korzeni". Jak to rozumieć?

MJ: Jest o powrót do najbardziej żywego, najbardziej czystego grania analogowego, czyli gitarowego, bez udziału komputerów, samplerów czy tzw. loopów perkusyjno-basowych. Jest to granie na żywo, w studiu. Mało tego, wzmacniacze zostały tak przygotowane, że nastąpiła tzw. bardzo duża wydajność prądowa. Graliśmy na najgrubszych kablach prądowych, jakie się dało ściągnąć do studia i to na tej płycie słychać. Nie jest to płyta hałaśliwa, natomiast można jej słuchać bardzo głośno i powstaje wtedy wrażenie bycia w absolutnie realnej przestrzeni, na absolutnie realnych koncercie, na bardzo mocnym koncercie.

Reklama

Kora, przez wiele lat byłaś związana z Krakowem, napisałaś kilka piosenek o tym mieście ("Krakowski spleen"; "Kraków: Ocean Wolnego Czasu"). Od lat mieszkasz jednak w Warszawie. Jakie więzi łączą cię obecnie z Krakowem? Jak - jeśli w ogóle - Warszawa cię zmieniła?

Kora: Rzeczywiście, ostatnio bardzo rzadko bywam w Krakowie. Nie mam już w tym mieście mieszkania, mieszka w nim teraz Marek, więc pozostają weekendy, których ja, niestety, nie wykorzystuję, w przeciwieństwie do reszty warszawian, którzy masowo weekendy spędzają w Krakowie, bo Kraków jest jedynym miastem tak zorganizowanym, że można rzeczywiście, tak jak w piosence, bawić się przez cały weekend bez snu.

Kraków jest w tej chwili także mekką rozrywki klubowej. A ja za Krakowem tęsknię zawsze na wiosnę, bo to jest taka pora, która wzmacnia tę tęsknotę. Ale przez to, że jednak podróżujemy i w Krakowie co jakiś czas jesteśmy - niedawno graliśmy koncert - te związki nadal są. Mam przyjaciół, z którymi jestem w bliskich kontaktach, mam tam rodzinę, groby... Ale mieszkam w Warszawie i nie zastanawiam się nad tą sytuacją. Bardzo dużo jeździmy po świecie i to już nie ma takiego znaczenia, gdzie się mieszka...

Promujący płytę "Znaki szczegolne" utwór "Kraków (Ocean wolnego czasu)" starym fanom Maanamu na pewno skojarzy się ze słynną "Luciollą". Nie obawiacie się, że fani mogą wam zarzucić brak pomysłów i kopiowanie samych siebie?

MJ: To kompletnie dwie różne piosenki, dwa różne światy muzyczne. Jeżeli ktoś widzi jakieś podobieństwo, to może tylko i wyłącznie podobieństwo rytmiczne, natomiast komponując piosenkę "Ocean Wolnego Czasu - Kraków" nie miałem ani przez sekundę na myśli "Luciolli". Ani przez sekundę...

Maanam istnieje ponad ćwierć wieku i ma już status legendy. Czy czujecie się legendą? Co sprawia, że zespół, mimo pojawiających się różnych trudności i ciężkiej sytuacji na rynku, nie zniknął ze sceny?

MJ: Dopóki zespół gra dobrze, dopóki jest iskrzenie na koncertach, to wszystko jest OK i tę "legendarność" bardziej widzą dziennikarze czy słuchacze niż my sami, ale rzeczywiście jest coś w tym, że ta "legenda" jest ciągle żywa.

Kora, niedawno na jednym z uniwersytetów amerykańskich dałaś wykład o polskiej muzyce rockowej lat 80. Jak do tego doszło?

Kora: Zostałam zaproszona do Ann Arbor, na Uniwersytet Michigan, przez córkę założyciela fundacji, która od 25 lat zaprasza, użyję tu słowa "wybitnych Polaków" - pierwszą zaproszoną osobą był Leszek Kołakowski, byli polscy nobliści, politycy, poeci, pisarze, malarze, po prostu artyści. Po raz pierwszy od 25 lat została zaproszona taka osoba jak ja i pierwsza z tej grupy osób, które zajmują się zupełnie czymś innym. Dlaczego? Bo studenci amerykańscy nie są już zainteresowani polityką ani sytuacją naszego kraju, która kiedyś była dla nich bardzo bardzo interesująca i chcieliby poznać Polskę od innej strony.

Ann Arbor to stuprocentowe studenckie miasteczko pod Detroit. Przyjęcie było niesamowite, do dzisiaj ślą nam podziękowania i twierdzą, że wciąż się tam o tym mówi... Ten wyjazd był więc bardzo udany, choć przyznaję, że na początku nie mogłam sobie tego w ogóle wyobrazić.

Kora, ostatnio często podkreślasz, że dzięki jodze czujesz się lepiej, zdrowiej. Jaką szkołę jogi wybrałaś i czy osiągnięte dzięki niej dobre samopoczucie znajduje swoje odzwierciedlenie np. w tekstach Maanamu?

Kora: Ashtanga Joga. Bardzo trudna joga. Może nie ma wpływu na twórczość, ale bardzo mi pomaga, no bo joga po to jest, by zharmonizować to, co jest w środku i na zewnątrz. Praca, którą wykonuję, jest piekielnie ciężka i chciałabym, żeby wszyscy o tym wiedzieli, że bycie na scenie przez dwie godziny - non stop śpiewanie i ruszanie się, przy takiej muzyce, jaką gra Maanam - jest to bardzo ciężka praca i coś trzeba z sobą robić, a nie siedzieć i narzekać na to, że czas płynie... Dla mnie musi to być coś, co jest wyzwaniem, a ta joga, którą ćwiczę, jest naprawdę bardzo bardzo dużym wyzwaniem dla ciała.

W samych początkach w Maanamie grał John Porter, który odniósł ostatnio spory sukces albumem nagranym z Anitą Lipnicką. Co sądzicie o tej płycie? Utrzymujecie jeszcze z Porterem jakieś kontakty?

Kora: Kontakty towarzyskie sporadyczne, bo i John jest zajęty, ale stosunkowo niedawno się widzieliśmy i są to kontakty miłe.

MJ: Bardzo się cieszę, że John odniósł taki sukces komercyjny z Anitą, bo to jest jakaś dawna frakcja Maanamu. To wygląda tak, jakby te sprawy zaczynały znowu jarzyć i trend bardziej jednak rockandrollowy, czy też bazujący na rhythm'n'bluesie jest punktem wyjścia każdego odłamu muzyki rockandrollowej. To cieszy, bo to jest płyta żywa i słuchacze to czują, nie byłaby kupowana, gdyby widzieli, że to jakaś popelina czy wymyślona historia. Widocznie ludzie to odbierają jako coś naturalnego. Zdarzyło się coś naturalnego, mało tego, w dodatku fajnego... Gratulacje dla Johna i Anity.

Kora, czy planujesz wydanie kolejnej płyty solowej?

Kora: Na razie nie. Solowa płyta była wynikiem sytuacji takiej, jaka była... Nie czułam się dobrze w zespole Maanam i przyznam, że spotkanie tych muzyków, których spotkałam, bardzo dużo mi dało i pokazało, że są muzycy, którzy patrzą trochę inaczej na to, co robią, tzn. niekoniecznie na to, ile im się płaci, ale po prostu mają do tego taki stosunek jak ja - to jest życie, to jest praca artystyczna...

Kora, czy przyjęłabyś propozycję zostania jurorem w "Idolu"?

Kora: Chyba już takie propozycje padały pod naszym adresem. Ja kompletnie nie jestem zainteresowana takimi rzeczami i to już nie chodzi nawet o to, że to jest "Idol" czy coś innego. Po prostu niespecjalnie nadaję się do jury.

Ukazała się właśnie druga część DVD "Złote przeboje". Braliście udział w jego przygotowaniu? Jak odbieracie teraz swoje stare teledyski?

MJ: Nie oglądałem tego jeszcze. To jest menedżerska robota. Na tym pierwszym wydawnictwie, gdzie jest "Nocny patrol" i "Mental Cut", znalazło się trochę tzw. "śmiecia". Ja takich sentymentów nie mam, żeby dawać wszystko co się nagrało. Trzeba jakąś selekcję przeprowadzić, jeśli się wydaje DVD. Ale menedżerowie mają inne widzenie rzeczy. Natomiast niewątpliwie takie filmy, jak "Nocny patrol" i "Mental Cut", są wstrząsającym dokumentem lat 80. Wszyscy, których spotykam i którzy widzieli te filmy Ryszarda Lenczewskiego, są wstrząśnięci, że taki dokument się zachował i coś takiego jest. Koresponduję i prowadzę interesy z ludźmi z całego świata - są to filmy, które mogę śmiało pokazać wszędzie - w Nowym Jorku, Paryżu, Londynie, gdziekolwiek...

Kora: Przede wszystkim dlatego m.in. zostałam zaproszona do Ann Arbor. Te filmy to spowodowały.

MJ: Natomiast, jak to zwykle bywa przy teledyskach, jeśli zespół nie dostaje wcześniej scenariusza i przychodzą panowie dyrektorzy, którzy wszystko wiedzą, którzy nas ustawiają, to pojawia się trochę tego "śmiecia". I każdy zespół w taką pułapkę, niestety, wpada, licząc na to, że znajdzie się po drugiej stronie równie dobry artystycznie człowiek... Ale nie zawsze tak jest. Tej drugiej płyty jeszcze nie widzieliśmy i nie wiemy, co tak naprawdę na niej jest.

W przyszłym roku Maanam obchodzi 30. rocznice powstania. Szykujecie jakieś szczególne wydarzenie z tej okazji?

Kora: Niespecjalnie myśleliśmy o tym. Jesteśmy mocno skoncentrowani na tym, co teraz robimy i to zajmuje nam właściwie cały czas i energię i o 30-leciu w ogóle nie myśleliśmy.

MJ: Dla mnie absolutnie wyraźną granicą czy punktem powstania takiego Maanamu, jaki istnieje do dzisiaj, jest rok 1979, czyli pierwsze nagrania w składzie elektrycznym. To było lato, czerwiec 1979 roku i w tym roku mija 25 lat. Eksperymenty z Milo czy Porterem to były inne grupy. Czyli dla mnie mija 25 lat...

Jak długo będzie istniał Maanam?

Kora: Tego nikt nie wie, bo to jest takie pytanie, jakie dziennikarze zadawali nam parę razy co roku - w 1979, 80, 81. Potem po rozstaniu, gdy musieliśmy jeszcze finalizować pewne kontrakty i tak się też dzieje teraz, że znowu pojawiają się takie pytania, a ludzie nie zdają sobie sprawy, że my od 1990 roku do teraz gramy non stop. Nie było momentu zawieszenia działalności. Owszem, były przerwy w wydawaniu płyty, ale cały czas istaniała działalność koncertowa. Nie ma też potrzeby wydawania płyty co roku - tego nikt nie robi, zwłaszcza zespoły, które tak długo jak my są na rynku.

MJ: To jest pytanie do wszystkich, także do dziennikarzy - czy należy rozwiązywać zespół, który jest na 1. miejscu najbardziej prestiżowej listy przebojów Marka Niedźwieckiego? I czy należy rozwiązać zespół Maanam w sytuacji, gdy jest w czołówce najczęściej granych utworów w rozgłośniach regionalnych w Polsce? Jeżeli znajdzie się taki mądry, który odpowie na to pytanie, to proszę go do mnie skierować.

Kora: Poza tym jest to pytanie z gatunku "dorzecznych i niedorzecznych". Dziennikarze nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje w głowach takich ludzi jak my i dlaczego my w ogóle gramy. To przecież jest życie. To nie jest tak, że się tak po prostu gra - to jest ogromne wyzwanie, stres...

MJ: Nie ma tu ciśnienia, że ten zespół musi zarabiać, więc nie odwalamy komercyjnej popeliny, jak robi to wiele zespołów.

Kora: Myślę, że była też inna przyczyna - mamy inne źródła finansowania, w związku z tym mamy zupełnie inny stosunek do tego, co robimy i m.in. dlatego rozeszły się nasze drogi ze starym Maanamem. I zresztą nie tylko my tak robimy. Myślę, że przychodzi taki czas, gdy trzeba rozdzielić czas pracy i jeszcze trochę pożyć, bo my przecież nie mamy po 20-kilka lat. Marek ma rodzinę, ja z kolei jestem zainteresowana podróżami. Ale ja już planuję, do kiedy mam pracować, żeby móc spędzać czas, większość czasu zimowego, żeby żyć, bo przecież życie jest jedno, jest krótkie... Przecież kiedyś trzeba żyć, a nie cały czas myśleć o innych, bo sądzę, że każdy powinien myśleć o sobie.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: legenda | znaki | kontakty | Kraków | Ocean | john | filmy | Maanam
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy